11

Na telefon od nowego pracownika nie musiałam długo czekać.
Gdy chodziłam z mopem po całej pizzerii i myłam podłogi, rozległo się dzwonienie.
Na początku totalnie je zignorowałam, zapomniałam że prawdopodobnie może to dzwonić chętna osoba do pracy i kontynuowałam sprzątanie.
Jednak gdy dzwonienie się powtórzyło, zaczęłam szukać źródło dźwięku.
Szybko otworzyłam biuro szefa i rzuciłam się na telefon.

- Freddy Fazbear Pizza, w czym mogę pomóc? - zapytałam.

- Witam, dzwonię w sprawie oferty pracy. Jest ona nadal aktualna? - odezwał się ktoś po drugiej stronie. Wyraźnie był mocno podekscytowany tym, że udało mu się dodzwonić.

- Tak, jak najbardziej. Chciałabym się najpierw z panem umówić na spotkanie, w celu wyjaśnienia sobie podstawowych spraw... Kiedy miałby pan czas? - zapytałam.
Eh... Dlaczego ciągle powtarzam słowo ,,pan'', skoro słyszę że rozmawiam z chłopakiem który jest mniej więcej w moim wieku.

- Mógłbym przyjść nawet za 10 minut. Bardzo zależy mi na tej pracy.

- W porządku. Proszę się stawić pod biurem szefa w pizzeri z potrzebnymi dokumentami.

- Dobrze, do zobaczenia! - Powiedział i się rozłączył.

Odłożyłam telefon na swoje miejsce i poszłam szukać Vincenta.
Chciałam go jak najszybciej poinformować o nowym pracowniku.

Na szczęście nie musiałam go długo szukać. Znalazłam go w korytarzu razem z jakąś małą dziewczynką. Powoli zaczęłam się do nich zbliżać bym mogła choć trochę ich podsłuchać lecz nadal byłam za daleko i nic nie mogłam usłyszeć.

Bez zastanowienia podeszłam szybko do chłopaka.

- Możemy pogadać? - zapytałam.

Chłopak spojrzał na mnie, był widocznie speszony tym, że go przyłapałam po czym pozwolił wrócić dziewczynce na główną salę.

- Udało mi się znaleźć nowego pracownika -powiedziałam z uśmiechem.

Vincent kiwnął tylko głową. 

- Młody jakiś?

- Sądząc po jego głosie... To chyba tak.

- Wytłumacz mu wszystko dokładnie i pilnuj żeby przypadkiem pierwszego dnia w pracy czegoś nie zniszczył.

- Spoko - powiedziałam po czym ponownie zabrałam się za mycie podłogi.

W między czasie wyczekiwałam przyjścia nowego, chętnego pracownika.

Przeszłam do dużej sali i zaczęłam wędrować z mopem w ręku dookoła stołów uważając na zebranych tu ludzi i biegające dzieci.

Po paru chwilach podeszłam do sceny by pozbierać z niej kawałki konfetti, przy okazji kątem oka zaczęłam obserwować animatroniki.

Gdy stało się przy nich wystarczająco blisko, wydawały się naprawdę ogromne. Do tego dopiero teraz zauważyłam że są pokryte futrem. Z daleka nie da się dostrzec takiego szczegółu co troszkę mnie zdziwiło. Przez cały ten czas myślałam że ich ciała są zrobione tylko i wyłącznie z metalu lub plastiku, a tu taka niespodzianka. One naprawdę miały na sobie futro, jak prawdziwie zwierzęta.

Nagle w pewnej chwili ktoś delikatnie pociągnął mnie za kawałek wystającej ze spodni koszuli.

- Przepraszam - usłyszałam za sobą dziecięcy głos przez co od razu się odwróciłam.

O dziwo ujrzałam małą blondynkę która jeszcze chwilę temu podekscytowana gawędziła o czymś z Vincentem.

- Wie pani może gdzie jest ten miły chłopak? Obiecał mi coś pokazać w tajemniczym pokoiku - dodała po chwili po czym spojrzała na mnie swoim niewinnym wzrokiem.

Zdziwiło mnie to pytanie. Od razu przypomniało mi się to straszne zdarzenie, kiedy Vincent chował ciała dzieci do starych robotów.

Bałam się, że to dziecko skończy tak samo i nie mogłam pozwolić na to, żeby podążyła za Vincentem.

Wbiłam wzrok w podłogę, kompletnie nie wiedziałam co jej powiedzieć. Przecież nie powiem jej wprost że osoba którą szuka to prawdopodobnie morderca i szuka kolejnej nawinej ofiary.

Gdy już miałam odpowiedzieć na jej wcześniejsze pytanie, jej już przy mnie nie było.

Nerwowo zaczęłam szukać dziewczyny wzrokiem po całej sali lecz nigdzie jej nie dostrzegłam.

Natychmiast odeszłam od sceny i zaczęłam kierować się w stronę jednego z korytarzy.

Przez swój niekontrolowany pośpiech niespodziewanie wpadłam na kogoś, przez co wylądowałam na podłodze.

W ostatnim momencie ujrzałam małą blondynkę idącą tuż przy Vincencie. Oboje powoli zmierzali w kierunku zaplecza.

- Przepraszam najmocniej! Nie zauważyłem cię - odezwał się ktoś stojący tuż nade mną.

Szybko spojrzałam do góry. Chłopak o kręconych, rudych włosach wyciągał do mnie swoją pulchną rękę.

- To moja wina. Zagapiłam się - powiedziałam nie odrywając wzroku od tamtej dwójki. Nie dam rady ich teraz dogonić a muszę to zrobić.

- Przeciwnie, jestem bardzo nadpobudliwy... - odparł ale nie dokończył.

- Elizabeth! - stojąca niedaleko kobieta zaczęła wykrzykiwać imię, pewnie jakiegoś dziecka.

Spojrzałam w stronę kobiety.

Jakaś młoda parka stała przy stole i rozglądała się dookoła jakby kogoś szukała.

- Elizabeth! - nawoływanie powtórzyło się.

Wtedy dziewczynka towarzysząca Vincentowi odwróciła się gwałtownie po czym się uśmiechnęła.

- Wracamy do domu - powiedziała kobieta rozkładając ręce tak, by mogła przytulić swoją córkę która zaczęła wesoło biec w jej stronę.

Poczułam ulgę.

Zerknęłam na Vincenta który nie wyglądał na zadowolonego.

Nie zwracając nawet na mnie uwagi odszedł gdzieś w ciemne zakamarki pizzerii.

Byłam niezmiernie wdzięczna tej kobiecie że udało jej się odciągnąć swoje dziecko od tego typa.

- W porządku? - zapytał rudzielec wymachując ręką w powietrzu.

Wreszcie podałam mu swoją dłoń i wstałam z obolałym tyłkiem.

- Dzięki - powiedziałam. - To z tobą rozmawiałam przez telefon?

- Chyba tak. Nazywam się Fritz. Fritz Smith - odparł po czym wskazał na niebieską teczkę którą przez ten cały czas trzymał w ręku. - Myślę, że zabrałem ze sobą wszytko, co potrzebne.

- Jestem Tequilla - powiedziałam z uśmiechem. - Zapraszam do biura - dodałam po czym przeszliśmy do pokoju obok.

Zamykając za sobą drzwi kątem oka dostrzegłam Vincenta. Stał za ścianą i wpatrywał się we Fritz'a który już zajął jedno z miejsc przy biurku.

Nie wiedząc jak zareagować, udałam że go nie widzę i zdecydowanym ruchem zamknęłam drzwi prawie nimi trzaskając. W pewnym momencie chciałam zamknąć je na klucz ale mogło by to dziwnie wyglądać, więc zrezygnowałam. Szybko usiadłam na miejscu szefa i zaczęłam przeglądać papiery jakie przytargał ze sobą chłopak.

Po krótkiej analizacji stwierdziłam że Fritz nadaje się do tej pracy choć zrobiłam to z niechęcią. Chciałam żeby Jeremy wrócił.

- Rozumiem, że potrafisz zajmować się mechaniką? - zapytałam wreszcie.

- Oczywiście - odparł omal nie podskakując na krześle.

Musiał być strasznie podniecony tym, że dzieli go już tak niewiele od dostania nowej, być może wymarzonej, pracy.

- Dobrze, w takim razie nie widzę przeszkód by cię nie zatrudnić - powiedziałam.

- Super! - wykrzyknął po czym od razu się pohamował. - Czy mogę zacząć coś robić? - zapytał.

- Myślę, że na razie możesz wrócić do domu i się porządnie wyspać, a jutro przyjdź tu z samego rana. Szef na chwilę wyjechał i wróci jutro, pewnie będzie chciał cię poznać. Rano dostaniesz też swoją własną szafkę i ciuchy robocze.

Fritz westchnął zawiedziony.

- Podpisz tylko ten regulamin i wszystko gotowe - powiedziałam podając chłopakowi jakiś długopis z szuflady.

- Żarówka w toaletach się spaliła - odezwał się nagle ktoś stojący w drzwiach.

Naprawdę mogłam wtedy zamknąć te cholerne drzwi na klucz, mielibyśmy teraz spokój.

- To może się tym zajmiesz? - zapytałam chamsko chociaż nie chciałam żeby tak to zabrzmiało.

- Ja to naprawię! -  z krzesła zerwał się Fritz po czym odwrócił się do Vincenta.

- Jestem Fritz, miło mi cię poznać - powiedział podając mu rękę na przywitanie.

- Ta... - mruknął chłopak - Super, a teraz chodź za mną - dodał mierząc rudego wzrokiem.

Fritz spojrzał na mnie zmieszany.

- Wybacz, Vincent zawsze chyba taki był - powiedziałam cicho.

- Vincent? - powtórzył chłopak jakby chciał sobie utrwalić to imię w pamięci - Pójdę już - dodał po czym wyszedł uśmiechnięty.

Westchnęłam.

Nie jest taki zły. Zobaczymy tylko ile tu wytrzyma.

Rozsiadłam się wygodnie na skórzanym krześle i wyciągnęłam nogi przed siebie tak, by mogły swobodnie spoczywać na podłodze. 

Co powinnam teraz zrobić? Zadzwonić do szefa? Poinformować go o wszystkim?

Wpatrując się w sufit i w kręcący się niebieski wiatrak, wsunęłam dłoń do kieszeni spodni i wyciągnęłam z niej swój telefon.

Wybrałam numer szefa i przez chwilę się zastanawiałam.

Obawiałam się tego, że przeszkodę mu w ważnej rozmowie czy coś lecz w końcu zadzwoniłam.

Po kilku sygnałach mężczyzna wreszcie odebrał.

- Tequilla? Mam nadzieję że to coś ważnego - odrzekł od razu po odebraniu.

- Udało mi się znaleźć nowego pracownika. Nazywa się Fritz Smith - powiedziałam jakbym miała nadzieję na to, że szef skądś zna tego chłopaka.

- To genialnie! Wiedziałem, że uda ci się szybko kogoś znaleźć! - powiedział z nutką ekscytacji w głosie. - A jak z Vincentem? Sprawia jakieś problemy? - zapytał mężczyzna szeptem.

- Nie, wszytko jest w porządku - powiedziałam bez zastanowienia.

- To dobrze.

Przez chwilę słyszałam jak szef rozmawia z kimś kto prawdopodobnie był razem z nim. W pewnej sekundzie usłyszałam kolejną osobę, tym razem rozpoznałam ten głos, lecz nie potrafiłam sobie przypomnieć do kogo on należał.

- A no tak, masz pozdrowienia od Mike'a - powiedział w końcu.

- Dzięki - odparłam - Proszę go również pozdrowić.

Mężczyzna zaśmiał się po czym pożegnaliśmy się i odłożyłam telefon.

Pójdę zobaczyć co u chłopaków, w sumie nie mam nic ciekawego do roboty a szefa i tak nie ma w pizzerii więc mogę sobie pozwolić na odrobinę luzu.

Chwyciłam klucze do ręki, wyszłam z biura i zamknęłam drzwi. 

Z tego co słyszałam, to Fritz miał zająć się jakąś spaloną żarówką w toaletach.

                                                                                       ▪ ▪ ▪

Ruszyłam korytarzem, zaczęłam zastanawiać się nad tym, gdzie podział się Scott, praktycznie go dzisiaj nie widziałam co wydało mi się dziwne. Gdyby był w pracy, szef pewnie jemu by kazał zamieścić to ogłoszenie o poszukiwaniu pracownika, a nie mnie.

Szybko przeszłam przez hol i stanęłam pod toaletami. Poczekałam jeszcze chwilkę aż zwolniło się tam trochę miejsca i weszłam do środka.

Vincent stał tuż obok Fritz'a który z kolei stał na małej, metalowej drabinie i grzebał coś w miejscu, a raczej w dziurze, gdzie wcześniej znajdowała się żarówka.

Odchrząknęłam cicho dając do zrozumienia że ich obserwuję.

- O, cześć, co tu robisz? - zapytał Fritz poprawiając palcem swoje okulary.

Co to za w ogóle pytanie?

- Przyszłam popatrzeć jak pracujesz - odrzekłam.

- To w sumie...miłe - powiedział - Podasz mi śrubokręt? Leży o tam, w skrzynce - dodał po chwili.

Rozejrzałam się po podłodze po czym przykucnęłam przy czarnej, ogromnej skrzynce i szybko zaczęłam szukać w niej narzędzia.

- Tego szukasz? - zapytał Vincent po dobrych kilkunastu sekundach wyjmując z kieszeni czerwony śrubokręt.

- Daj go Fritz'owi... - prychnęłam po czym wstałam.

- Dobrze już dobrze - powiedział po czym nagle kopnął w drabinę w wyniku czego Fritz zachwiał się na niej niebezpiecznie i runął na podłogę.

Od razu spojrzałam na Vincenta oskarżycielskim wzrokiem po czym niezwłocznie podbiegłam do rudzielca który już zdążył stanąć na własnych nogach.

- Nic mi nie jest!  - powiedział poprawiając w tym czasie swoją koszulę - Mogę wracać do pracy!

Skąd w nim tyle energii? Nawet te wszystkie dzieciaki razem wzięte nie posiadają tyle energii i optymizmu co on.

- Na pewno wszytko w porządku? - zapytałam powątpiewając w zapewnienia chłopaka.

- Tak jest! - wykrzyknął z uśmiechem czyniąc do tego charakterystyczny gest.

Chcąc oddzielić Vincenta od Fritz'a, złapałam za fragment jego koszuli i zgrabnym ruchem wyciągnęłam z łazienki.

- Co ty do diabła robisz? - zapytałam omal nie krzycząc.

Vincent popatrzał na mnie takim wzrokiem jakby wcale nie wiedział o co mi chodzi.

- Chciałem sprawdzić czy rudzielec potrafi latać - odpowiedział żartobliwie powstrzymując się od śmiechu.

- Jeśli coś mu się stanie, nie daruję ci tego - powiedziałam nagle wbijając w niego wzrok.

- A dlaczego tak się o niego martwisz, co?

Nie odpowiedziałam.

Właściwie to jednak w małym stopniu martwiłam się o tego nowego, po prostu bałam się że Vincent naprawdę może mu zagrozić.

- Nie martwię. Zostaw go po prostu w spokoju - syknęłam i odeszłam chociaż chciałam nadal stać przy Fritz'ie i chronić go przed Vincentem.

W końcu jednak przeszłam do głównej sali próbując nie przejmować się tamtymi dwojga.

                                                                                    ▪ ▪ ▪

Wieczorem, kiedy moja zmiana powoli dobiegała końca, wyszłam przed pizzerię by zaczerpnąć choć trochę świeżego powietrza.

Stanie pół dnia w ogromnym tłoku stawało się wręcz męczące. Ponad to przez cały czas towarzyszył mi zapach potu i zapach przypalonej pizzy.

Usiadłam na jednym z krawężników i spojrzałam na niebo.

Mam nadzieję że nie będę musiała wracać pieszo. Jestem wykończona i nie dałabym rady przejść ani jednego kilometra. Do tego obawiałam się że Vincent znowu się do mnie przyczepi i będę skazana na niego, tak jak wczoraj.

Wyciągnęłam swój telefon i od razu włączyłam internet. Trzeba przecież sprawdzić co nowego słychać na świecie.

Od razu wyskoczył mi na ekranie komunikat informujący o tym że dostałam kilka nowych wiadomości. To na pewno Ethan, nikt inny do mnie zazwyczaj nie pisze.

Przejrzałam wszystkie wiadomości w zamyśleniu i od razu do niego zadzwoniłam. Nie miałam ochoty odpisywać na każdą z nich.

- Słucham? - odezwał się po chwili.

- Hej, Ethan. Czytałam twoje wiadomości.

Chłopak nagle westchnął.

- I co o tym myślisz? - zapytał.

Ethan między innymi pisał mi o tym, że chciałby wreszcie się ze mną spotkać i spędzić choć trochę czasu. Ma dość siedzenia w domu i słuchania narzekań rodziców. Zbrzydło mu się to tak samo jak mi.

Przez moment zastanawiałam się nad tym co mu powiedzieć.

Nagle wpadłam na niezły pomysł który z pewnością mu się spodoba.

- Co byś powiedział na małe odwiedziny w Freddy Fazbear Pizza? - zapytałam.

- Naprawdę chcesz mnie tam zabrać? Ekstra! - wykrzyknął prosto do słuchawki.

- Nie ekscytuj się tak na zapas. Muszę zapytać szefa czy pozwoli mi jutro wziąć wolne. 

- Och, no dobrze.

- Jakby co, jesteśmy w kontakcie.

- Tak. Nie mogę się doczekać!

Uśmiechnęłam się lekko.

Miło było znowu usłyszeć szczęśliwy głos własnego brata.

- Wracam do pracy. Na razie - powiedziałam i omal nie krzyknęłam widząc Vincenta tuż obok siebie.

- Ethan? To twój chłopak? - zapytał kiedy chowałam telefon z powrotem do kieszeni.

- Nie. A nawet gdyby, to co? 

Vincent wzruszył tylko ramionami.

- Słuchaj, jutro przyprowadzam tu swojego brata i mam wielką nadzieję, że nie odwalisz niczego głupiego - powiedziałam surowo. - Chociaż przez jeden dzień trzymaj się ode mnie z daleka.

- Będę grzeczny jak aniołek - odrzekł uśmiechając się.

Jeszcze raz na niego spojrzałam gdy niespodziewanie dostałam wiadomość od Rachel:

,,Czekaj na mnie pod pizzerią''.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top