Twenty nine
-Powiedz coś-prosi Harry, kiedy od dłuższego czasu stoję z Melody, która mimo całej otaczającej nas sytuacji, nie chce przestać płakać.
-Harry, wyjdź. Muszę zająć się małą-mówię, starając się opanować drżenie głosu.
-Nie mam zamiaru zostawiać tej rozmowy i wychodzić. Wiesz co do Ciebie czuję, proszę Cię, zakończmy tą kłótnię.
-Naprawdę nie mam czasu zajmować się rozmową z Tobą. Gdybyś nie zauważył tonę od płaczu Melody, jej pieluszek, kolek i innych rzeczy, kiedy Ty zachowujesz się jak idiota, przez co muszę odchodzić.
-Mogę spróbować?-pyta, patrząc na swoją córkę.
-Nie masz pojęcia jak zajmować się dzieckiem-kręcę głową, poprawiając małą na rękach.
-Proszę. Jeśli nie pójdzie mi, pomożesz mi-błaga z nadzieją w oczach, a ja ciężko wzdycham.
-Trzymaj-podaję mu ostrożnie Melody do rąk-Uważaj na nią. Daję ci pół godziny-mówię i wychodzę z pokoju. Kieruję się korytarzem do sypialni, w której siadam na łóżko i chowam twarz w dłoniach, próbując zebrać myśli. Nie potrafię tego zrobić po tym co powiedział mi Harry. Jeśli myślał, że po tych słowach, rzucę mu się w ramionach, to naprawdę się mylił. Rozumiem to wszystko, wiem, że mnie kocha i zrobi dla mnie wszystko, ale to nadal nie tłumaczy jego zachowania. Nie może po prostu przyjechać i myśleć, że mu wybaczę po słodkich słówkach. Jeśli nie wytłumaczy się i nie spróbuję się poprawić to naprawdę nasz związek nie ma dalszych szans. Nie mogę żyć z kimś kto mnie traktuje w taki sposób.
-Charli?-słyszę zachrypnięty głos. Podnoszę głowę i widzę Harry'ego, który wychyla się zza drzwi.
-Coś nie tak z Melody?-od razu wstaję z łóżka i podchodzę szybko do drzwi-Co się stało?-krzyczę, pytając go i staram się wyjść z pokoju, ale zastawia mi drogę.
-Hej, hej. Spokojnie-chwyta mnie za ramiona-Melody śpi u siebie w pokoju. Myślałaś, że ją zabiję?-patrzy na mnie wesoło, a ja wzdycham z ulgą.
-Tak, tak myślałam-wyrywam się z jego objęć i krążę po pokoju-Jak udało Ci się ją uśpić? To dziecko nigdy nie chce spać-kręcę głową, odwracając się i patrzę na niego.
-Chyba wie, że musimy porozmawiać-wzrusza ramionami i chowa dłonie do kieszeni spodni.
-Gdzie Twój garnitur?-marszczę brwi.
-Nie wiem. Przyjechałem do Ciebie, nie do pałacu.
-Nigdy nie ubierzesz dla mnie garnituru?-marszczę brwi, zakładając ręce na ramionach.
-Nie, to nie tak, Charli. Gdybym wiedział-podchodzi do mnie, mówiąc nerwowo.
-Żartowałam-kręcę głową-Znienawidziłam Cię w garniturze, po tym wszystkim. Wkładasz go i zachowujesz się jak idiota.
-Wiem, jestem nim.
-Przynajmniej w tym się zgadzamy.
-Zmienię się, Charli. Tylko daj mi szansę.
Wesołego Dnia Singli! :D
Ogłoszenia parafialne: Rozdziały nie będą dowane codziennie z powodu powrotu do szkoły, co łączy się z masą kartkówek i testów, bo nauczyciele nas nie lubią :))) To tyle! Kocham Was ♥
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top