Fifteen
Harry
Tego samego dnia po piętnastej udaję się do Charli i Melody. Niedługo po porodzie zabrali tą dwójkę, aby odpoczęły. Nie było sensu tutaj siedzieć, kiedy okazało się, że wszystko jest w porządku. Charli i tak od razu zasnęła, zmęczona porodem. Ja także pojechałem do pałacu, aby trochę odpocząć. Byłem naprawdę śpiący, po nieprzespanej nocy. Oczywiście wszyscy pytali o Melody, ale co mogłem powiedzieć? Po prostu była cudowna i zdecydowanie w pałacu nie mogą się doczekać, żeby ją zobaczyć.
Wchodzę do sali i zatrzymuję się widząc cudowny obrazek. Charli trzyma Melody w ramionach i lekko ją kołyszę. Dopiero po chwili zauważa, że przyglądam się im i posyła mi promienny uśmiech.
-Jak się miewają moje księżniczki?-pytam się, podchodząc do niej-Cześć kochanie-całuję ją w usta.
-Hej, chcesz ją potrzymać?
-Nie chcę jej zrobić krzywdy-przesuwam dłonią po włosach zdenerwowany.
-Nie zrobisz. Musisz sobie zaufać-uśmiecha się do mnie i podaje mi małą. Trzymam ją w ramionach, patrząc jak spokojnie śpi. Kto by pomyślał, że taka mała istotka może sprawić, że jest we mnie tyle uczuć. Naprawdę ją kocham, to w końcu moja córka-Spała przez cały dzień, przed chwilą ją karmiłam, ale z powrotem poszła spać-mówi, patrząc na naszą dwójkę.
-Czyli to jest cecha po Tobie. Spać i jeść-śmieję się cicho.
-Czepiasz się-przewraca oczami.
-To jest zaleta, kocham Cię za to-uśmiecham się.
-Tylko za to?-marszczy brwi.
-Za wszystko.
-Prasa już wie, prawda?-przygląda mi się, a ja wzdycham.
-Tak, zdjęcia z naszego spaceru, zastąpiły te w drodze do szpitala.
-Camille jest bardzo zła?-przygryza nerwowo wargę.
-Trochę, ale to moja wina. Naprawdę nie obchodziła mnie wtedy etykieta, musiałem się zająć Tobą, ale nie musisz się o nic martwić-uśmiehcam się do niej.
-Czy Ty przypadkiem wczoraj nie wybiegłeś w bokserkach na korytarz?
-Ta-wzdycham-Nawet o tym nie myślałem.
-Za dużo ograniczeń nie sądzisz?-przygląda mi się.
-W naszym domu mógłbym chodzić nago-ruszam brwiami.
-Nie, nie mógłbyś-kręci głową, śmiejąc się-Mogę?-pyta, patrząc na śpiącą Melody, a ja podaję jej delikatnie małą.
-Pomyślałem, że moglibyśmy wrócić na jakieś dwa tygodnie do naszego domu-pocieram nerwowo kark.
-Jak to?-Charli marszczy brwi.
-Ktoś na pewno by mnie zastąpił, a my moglibyśmy spędzić razem czas.
-Naprawdę? Możemy?-pyta z nadzieją w głosie, a ja kiwam głową.
-I będziemy mogli coś zrobić z okazji naszej rocznicy-uśmiecham się znacząco.
-Przestań rozmawiać z Willem-śmieje się cicho.
-On ma naprawdę świetne pomysły.
Zapraszam na resztę moich ff :) x
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top