Forty two

-Rozumiem, że masz te całe humorki w ciąży, ale to nie oznacza, że masz tak traktować Harry'ego.

-Wielki obrońca się znalazł-przewracam oczami. Siedzę na swoim łóżku i słucham kazań Willa, który stoi przede mną.

-Zachowuj się jak dorosła. Najpierw zabierasz go ze sobą na spotkanie, o którym nic nie mówisz, a następnie wszystkie złe emocje wyładowujesz na nim-przewraca oczami.

-Cały czas zchowuję się jakbyśmy byli parą-wzdycham-Po co mi mówi, skarbie, kochanie, albo inne rzeczy?

-No i co w tym złego? Ja też Ci to mówię. Może po prostu dla Ciebie co innego to oznacza?-patrzy na mnie wyczekująco. Jakby się nad tym zastanowić może i ma rację. Może to we mnie jest problem i nie mogę się pogodzić, że jesteśmy razem?

-Kocham go-mówię cicho.

-Wiem, dlatego też powinien wiedzieć-siada koło mnie i kładzie dłoń na moim brzuchu.

-Nie-kręcę głową-Jeśli go kocham, nie mogę narażać na to wszystko.

-Dziecko potrzebuję ojca.

-Od kiedy stałeś się taki dorosły?-marszczę brwi.

-Bo ja wiem, dojrzewanie czy coś-wzrusza ramionami.

-Chyba opóźnione-uśmiecham się lekko.

-Możliwe, że masz rację-odwzajemnia uśmiech.

-Will, mogę mieć do Ciebie prośbę?-patrzę na niego.

-Oczywiście-kiwa głową.

-Wiem, że będzie Ci ciężko, a z resztą masz własne życie, ale nie poradzę sobie sama. Nie chcę popełnić tego samego błędu co moja matka, to dziecko potrzebuję dwójki rodziców-wzdycham-Po prostu spróbuj być dla niego najlepszym wujkiem, prawie ojcem-patrzę na niego.

-Nawet jakbyś była z Harry'm to bym traktował je jak swoje-uśmiecha się szeroko-A w tej sytuacji, tym bardziej tak będzie-przytula mnie do siebie. Jestem szczęśliwa, że chociaż jego mam i mogę zawsze na niego liczyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top