The Prank


Remus nie miał siły podnieść się z podłogi.

Leżał słaby, zmęczony i zlany potem, a jego ciałem wstrząsały spazmatyczne dreszcze z zimna, bólu i skrajnych emocji. Jego ubrania były potargane i brudne od leśnej ściółki, od jego własnej krwi i mokre od deszczu. Nie miał siły się podnieść, ani odwagi, by otworzyć oczy, bo to by oznaczało konieczność zmierzenia się z nową rzeczywistością, do jakiej doprowadziła ostatnia osoba, po której by się tego spodziewał.

Obrażenia fizyczne były tym rodzajem bólu, do którego Remus był już przyzwyczajony. Przechodził przemiany raz w miesiącu, odkąd był dzieckiem. Tym razem było inaczej. Sposób, w jaki został zraniony psychicznie potęgował ból fizyczny, a on nie miał siły z nim walczyć.

Po czasie, który wydawał mu się wiecznością, przekręcił się na plecy. Po raz ostatni wypuścił długi, przerywany oddech i otworzył oczy.

Leżał na gnijącej podłodze we Wrzeszczącej Chacie. Słońce powoli wschodziło ponad horyzontem. Remus przekręcił głowę w kierunku czegoś ukrytego w ciemnym kącie. Zmrużył oczy, by lepiej widzieć.

- H-hej - Ledwo dotarł do niego piskliwy głos Petera. - Jak się czujesz?

Na widok zestresowanego przyjaciela skubiącego nerwowo paznokcie, Remus próbował ze wszystkich sił zmusić się do pokrzepiającego uśmiechu, ale mu się to nie udało. Skrzywił się i zakrył twarz dłońmi, bezskutecznie starając się zapanować nad drżeniem ciała.

- Idź sobie - wydusił z siebie.

Próbował wytłumaczyć, że chce być sam, ale głos odmówił mu posłuszeństwa. Peter zerwał się gwałtownie, po czym przeszedł na palcach obok Remusa, jakby w obawie, że zaraz go czymś zdenerwuje.

Ale Remus nie był zdenerwowany. Po prostu pękło mu serce.

Długo siedział przy oknie, wpatrując się w przestrzeń bez celu. Słońce już dawno wzeszło, a trawa po nocnym deszczu wyschła. Promienie spoczywały na jego poranionej twarzy, podkreślając przekrwione oczy, trochę bardziej opuchnięte niż zwykle. Remus nie obserwował łąki i ptaków. Pogrążał się w coraz to gorszych myślach i nawet nie zauważył, gdy przestał być sam w chacie.

Na jego chude ramiona opadł wełniany koc. Remus podskoczył i uderzył nadgarstkiem o stolik obok niego. Syknął z bólu - posiniaczył sobie tę rękę podczas przemiany. Skulił się jeszcze bardziej, przyciskając sobie nadgarstek do brzucha.

Ktoś za nim otulił go ciasno kocem. Pozwolił mu, chociaż poznał po zapachu i mniej czułym sposobie w jaki go dotykał, że nie była to ta osoba, której obecności najbardziej potrzebował.

- Hej, Lunatyk. - Poczuł na swoim uchu oddech Jamesa. Mówił szeptem. Powoli uniósł dłoń i pogładził Remusa po posklejanych włosach. - Już jest w porządku.

Remus pokręcił zamaszyście głową. Zacisnął zęby, tamując nadciągającą falę emocji i zerwał się na nogi.

Chodził w tę i z powrotem przez chwilę, otulając się ciaśniej kocem, jakby to miało ochronić go przed zmartwionymi spojrzeniami Jamesa i Petera, który czaił się przy drzwiach. Remus nie potrafił się z tym zmierzyć.

W końcu James zrobił krok w jego stronę, wyciągając do góry dłoń w geście pokoju, a Remus odskoczył jak spłoszone zwierzę.

- Już jest w porządku - powtórzył spokojnym głosem James. - Najważniejsze, że nic się nie stało.

Remus zatrzymał się raptownie. Przetarł twarz dłońmi i pociągnął nosem, po czym odwrócił się do niego.

- "Nic się nie stało"? Poważnie?

Peter utkwił wzrok w Jamesie w nadziei, że ten załagodzi sytuację.

- Skoro nic się nie stało, to gdzie on jest, co? - kontynuował Remus rozgoryczony.

James i Peter wymienili spojrzenia. Remus prychnął pogardliwie.

- Nie czuł się zobowiązany być przy mnie? Wyjaśnić, co zrobił?

James nie spieszył się z odpowiedzią. Odetchnął głęboko, chyba w nadziei, że Remus zrobi to samo, ale jemu za bardzo kręciło się w głowie, by mieć nadzieję na osiągnięcie spokoju. 

- Nie wiedzieliśmy, czy będziesz chciał się z nim zobaczyć.

- Słusznie. Bo nie chcę. Z wami też się nie chcę widzieć. Ja...ja chcę być sam.

Jego głos załamał się na ostatnim zdaniu. Odwrócił się plecami do przyjaciół, by nie zobaczyli bólu wymalowanego na jego twarzy. Wszyscy w pomieszczeniu wiedzieli, że kłamał. Pełnie były najgorszym koszmarem, gdy musiał przeżywać je sam. Dopiero gdy poznał huncwotów zaczął lubić ten czas.

Aż do tej nocy.

Głuchą przestrzeń wypełnił hałas ciężkich butów łupiących po zgniłych schodach. Każdy z nich wiedział dokładnie, kto zaraz wpadnie przez drzwi do środka. Serce Remusa zaczęło bić szybciej, a żołądek podszedł mu do gardła.

Spojrzał na Jamesa. Ten przeczesał nerwowo włosy.

- Mam go zatrzymać?

Remus nie odpowiedział. Otworzył usta, ale z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. Myślał o Syriuszu przez wiele godzin, lecz nadal nie był pewien, co mu powie, jak go spotka.

Coś w wyrazie jego twarzy sprawiło, że James zerwał się biegiem do drzwi.

Rozległ się huk - zderzyli się w progu. Syriusz, który był dużo szczuplejszy od Jamesa, zatoczył się do tyłu. Zerwał się ponownie do przodu, ale James zablokował mu drogę.

- Rogacz, proszę cię, ja się muszę z nim zobaczyć. - Dotarł ich napięty głos z korytarza.

- Ale on się nie chce z tobą widzieć, co cię chyba specjalnie nie dziwi - warknął w odpowiedzi James.

Gorycz w jego głosie była dla Remusa zdziwieniem. Choć przyjaźnili się w czwórkę, zawsze wiedział, że Syriusz jest dla Jamesa ważniejszy niż on i Peter razem wzięci. Nigdy by nie pomyślał, że dojdzie do sytuacji, w której będzie bronił go przed Syriuszem.

Przez krótką chwilę było słychać odgłosy przepychanki. Peter wpatrywał się w korytarz coraz większymi oczami. Remus widział tylko raz po raz wystające ręce Syriusza, który próbował złapać się za framugę drzwi. James ściskał go mocno w pasie, blokując ruchy.

- PUŚĆ MNIE DO CHOLERY - wrzasnął Syriusz, tracąc cierpliwość. - JAMES!

- Powiedziałem ci, że masz tu nie przychodzić!

- A ja ci powiedziałem, że muszę go zobaczyć!

Peter zrobił krok w ich stronę.

- Chłopaki, przestańcie. - W jego głosie nie było autorytetu.

Syriusz bezskutecznie próbował odepchnąć od siebie Jamesa.

- No dalej, możesz mnie nawet pobić, ja nie odpuszczę. Muszę z nim porozmawiać i muszę to zrobić teraz.

- DLACZEGO JESTEŚ TAKI UPARTY?! - James nim potrząsnął. - DLACZEGO NIE POTRAFISZ GO USZANOWAĆ?! PRAWIE ZROBIŁEŚ Z NIEGO MORDERCĘ I MYŚLISZ, ŻE JESTEŚ W ODPOWIEDNIEJ POZYCJI, BY MIEĆ JAKIEŚ ŻĄDANIA?!

Syriusz przestał się wierzgać. Zamarł. Patrzył na Jamesa z otwartymi ustami i zapomniał na moment, jak się oddycha. James natomiast zdawał się nie dostrzeć zmiany w twarzy przyjaciela, albo celowo postanowił to zignorować.

- Czy ty w ogóle znasz Remusa, Łapa? Czy ty, kurwa, rozumiesz, co narobiłeś? Dobrze wiesz, jakie ma niskie poczucie wartości, myślisz, że jak żyłoby mu się z myślą, że jest mordercą?! Już ma zjebane życie na starcie, że jest wilkołakiem. Powinniśmy mu je ułatwiać, a nie utrudniać. Powinniśmy go chronić, nie dokładać mu następnych problemów...

- Przestań - szepnął Syriusz błagalnie.

- ...Ale co ty możesz o tym wiedzieć, skoro nie widzisz nic poza czubkiem własnego nosa? Zdajesz sobie sprawę z konsekwencji? Wiesz, do czego doprowadziłeś?!

- Przestań. - Prośba padła ponownie.

Tym razem nie wypowiedział jej Syriusz. Stanowczy głos zza pleców Jamesa sprawił, że naprawdę zamknął usta. Odwrócił się i zobaczył stojącego w progu Remusa. Stał zgarbiony, opierając obity nadgarstek na framudze. Wyglądał nadal tak słabo, jakby dopiero co powrócił z formy wilkołaka. Jednak nie był najżałośniej wyglądającą osobą w tym pomieszczeniu. Syriusz, choć przystojny i jak zwykle elegancko ubrany, miał tak żałosną twarz, że Remus zapomniał na moment, jaki jest na niego wściekły. Musiał fizycznie powstrzymać samego siebie przed chęcią przytulenia go.

- Zostawcie nas - poprosił Remus, nie odrywając wzroku od Syriusza.

- Nie ma takiej opcji - zapowiedział od razu James.

- Nie pytam cię o zgodę - warknął w odpowiedzi Remus.

Zapadła cisza. W oczach Syriusza zaczęła pojawiać się nadzieja, na co Remus był zmuszony odwrócić wzrok. Peter odchrząknął nerwowo, czekając na reakcję Jamesa. On natomiast wodził spojrzeniem pomiędzy wszystkimi przyjaciółmi, studiując twarz każdego z nich po kolei. W końcu wzruszył ramionami.

- Chodź, Peter - powiedział, po czym zwrócił się do Remusa. - Będziemy czekać na zewnątrz. Jak coś to mnie wołaj.

Przeszedł obok Syriusza, walcząc z chęcią trącenia go ramieniem. Peter potruchtał za nim.

Syriusz i Remus stali w bezruchu, nasłuchując oddalających się kroków. Drzwi do chaty skrzypnęły i już byli pewni, że zostali sami.

Atmosfera zgęstniała. Stali naprzeciwko siebie w wąskim korytarzu, z dzielącą ich niewidzialną barierą, którą żaden z nich nie wiedział, jak przekroczyć.

Syriusz kazał Snape'owi przyjść zobaczyć przemianę Remusa. Severus nie wygrałby walki z Remusem pod postacią wilkołaka.

Ta myśl ponownie ugodziła Remusa w serce, którego był pewien, że już nie ma. Poczuł ból tak silny, że niemal fizyczny. Skrzywił się i złapał za klatkę piersiową. Wszedł z powrotem do pokoju. Od razu usłyszał za sobą kroki. Oparł się o parapet i wyjrzał przez okno, starając się uspokoić nerwy.

Przestrzeń wypełnił cichy głos Syriusza:

- Remi, tak mi głupio...

Remus nigdy nie słyszał takiego tonu przyjaciela. Żal w jego głosie brzmiał autentycznie, choć dobrze wiedział, jak Syriusz nienawidził Snape'a. Na pewno wiedział, co robił. Musiał być świadomy konsekwencji.

Pokręcił głową, wpatrując się w polanę za oknem.

- Miałeś dużo czasu, by wymyśleć coś lepszego do powiedzenia.

Kolejne kroki wybrzmiały znacznie bliżej.

- Wiem, wiem - Syriusz wciągnął głośno powietrze. - Wiesz, że nie jestem dobry w mówieniu o uczuciach, ale...

- Tylko wtedy, gdy to dla ciebie wygodne - uciął gorzko Remus.

Cisza. Zastanawiał się przez chwilę, czy Syriusz nadal jest z nim w pomieszczeniu. Odwrócił się, osłaniając kocem.

- Jak chcesz zaliczyć jakąś dziewczynę, dokładnie wiesz, jak mówić o uczuciach - wyjaśnił Remus.

Syriusz się skrzywił.

- Co? Co to ma do rze...

Remus uderzył pięścią w stół, zapominając o obrażeniach. Zawył z bólu.

- Zrobiłeś mi najgorsze świństwo, wbiłeś mi nóż w plecy, i nie jesteś w stanie mnie za to odpowiednio przeprosić?! Naprawdę myślałem, że jestem warty więcej niż te twoje panienki.

Po jego policzkach popłynęły łzy. Odwrócił się od Syriusza i wytarł je rękawem sfrustrowany. Ramiona drżały mu coraz mocniej więc otulił się kocem.

- Remi, przestań - dobiegł go zrozpaczony głos Syriusza w tym samym momencie, w którym poczuł między łopatkami jego dłoń.

Odskoczył jak oparzony. Syriusz, zdziwiony tą gwałtowną reakcją, również zrobił krok w tył z uniesionymi w górę rękoma.

- Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć.

Remus chwycił się za włosy.

- Nie wierzę, po prostu nie wierzę. - odwrócił się do niego z wyrazem twarzy osoby obłąkanej. - Za to mnie przepraszasz? A nie masz nic do powiedzenia na temat tego, jak zniszczyłeś mi życie?

Syriusz jęknął.

- Ja wiem, Lunatyk, przepraszam, naprawdę, ale Snape zadawał za dużo pytań, myślałem, że robię dobrze...

- Czyli jaki konkretnie scenariusz tej sytuacji przewidziałeś? Chciałeś, żeby mnie zobaczył i rozpowiedział wszystkim? Żeby mnie wyrzucili ze szkoły? Czy naprawdę liczyłeś, że...że...

Przygryzł drżąca wargę. Wlepił wzrok w popękaną podłogę i wypuścił powietrze ustami.

- Liczyłeś, że go zabiję?

- Remus, błagam cię, nie mów tak - głos Syriusza robił się niebezpiecznie wysoki. Ogarniała go panika. - Ja nie wiem, co myślałem, po prostu byłem taki wściekły.

- TO CO JA MAM CZUĆ?! Myślisz, że podoba mi się takie życie?! Wiesz, jakie przemiany są bolesne? Wiesz, jakie to uczucie, wiedzieć, że nie będę miał nad sobą żadnej kontroli?! Że mogę skrzywdzić ludzi, na których mi tak bardzo zależy. - Przetarł dłoń ustami. - Nigdy bym się nie spodziewał, że wbijesz mi nóż w plecy. Naprawdę, każdy tylko nie ty. I nigdy ci tego nie wybaczę.

Remus odwrócił się twarzą do okna i nasłuchiwał. Czekał na stukot butów Syriusza powoli oddalających się w stronę wyjścia, ale on nie nadszedł. Nawet Wrzeszcząca Chata przestała wydawać swoje naturalne skrzypnięcia. Otaczała ich tak głucha cisza, że Remus był pewien, że jego towarzysz słyszy jego nierówny oddech. Czuł spojrzenie Syriusza na swoich przygarbionych plecach. On jednak nic nie mówił, co z każdą mijającą minutą robiło się coraz bardziej frustrujące.

- Dobrze, skoro nie masz nic do powiedzenia, to uważam to spotkanie za zakończone. - Zmusił się do obojętnego tonu głosu, choć nie dał rady się obrócić i wyprostować, by dodać do tej wypowiedzi upozorowaną pewność siebie.

A gdyby spojrzał na Syriusza, zobaczyłby zapadniętą, poszarzałą twarzy chłopaka, którego rozpacz zjadała do środka, a histeryczne myśli nie pozwalały złożyć ani jednego zdania. Pragnął znaleźć odpowiednie słowa, by powiedzieć Remusowi jak bardzo mu przykro, i jak wszystko, co robi, robi z myślą o nim. Że pragnie jego szczęścia i bezpieczeństwa, i że zrobiłby wszystko, by ochronić przed Snapem. Chciał powiedzieć, że Remus jest dla niego najważniejszy i że nie może znieść myśli, ze wyrządził mu krzywdę.

I gdy tak myśli kłębiły mu się w głowie, wściekłość Remusa rosła i nim Syriusz mógł się zorientować, co się dzieje, przyjaciel odwrócił się do niego z tak chłodnym wyrazem twarzy, jakiego jeszcze u niego nie widział.

- Wynoś się.

- Remu... - zrobił krok w jego stronę.

- Od teraz zapominamy, że kiedykolwiek byliśmy znajomymi.

Syriusz uniósł wzrok do sufitu i wciągnął mocno powietrze.

- Nie wydaje ci się to trochę dramatyczne? - Spytał ostrożnie. - W końcu James w porę zareagował, nic złego się nie stało, a przecież...

Wybałuszone oczy Remusa kazały mu przestać mówić.

- Tylko potwierdzasz moje słowa. Ty nie rozumiesz, jaką krzywdę mi zrobiłeś. Myślisz, że co się teraz stanie? Snape rozpowie wszystkim. Wywalą mnie ze szkoły, żaden rodzic nie zgodzi się, żeby dzieci uczyły się z takim potworem jak ja. Nigdy nie znajdę pracy bez edukacji. Zawsze będę wyrzutkiem społecznym. - Poczuł okropny ucisk w klatce piersiowej. - Na Merlina, Dumbledore tak się starał, żeby zapewnić mi komfort i edukację, ryzykując własną karierą, a ja jak mu się odwdzięczam? Nie powinienem był nikomu mówić, że jestem wilkołakiem. Powinienem był wiedzieć, że nie mogę nikomu ufać.

- Mnie możesz ufać - odparł szybko Syriusz.

Ale Remus pokręcił tylko głową.

- Zniszczyłeś mi życie – wyszeptał. - Czemu akurat ty?

Nie zdążył zatkać wierzchem dłoni ust, zanim wydarł się z nich niekontrolowany szloch. Syriusz jęknął.

- Lunatyk, proszę... - powiedział cicho, a troska i ciepło w jego głosie jeszcze bardziej uderzyły Remusa, wywołując kolejną falę łez.

Syriusz zrobił odważny krok w jego stronę, a on odsunął się tak gwałtownie, że uderzył plecami o ścianę. Syknął z bólu, a widząc zmierzającego w jego stronę Syriusza, wymamrotał kilkukrotnie "nie". Gdy szerokie ramiona chłopaka otuliły go pomimo protestów, oboje osunęli się na podłogę.

Remus nie miał już dokąd uciec, więc się poddał. Syriusz wciągnął sobie jego słabe ciało na kolana i zamknął w żelaznym uścisku. Remus krył twarz, powtarzając po stokroć "puść mnie" coraz słabszym głosem. Otoczył go znajomy zapach, który utożsamiał z bezpieczeństwem i spokojem. A jednak w tej chwili wprawił go w jeszcze większą rozpacz, której nie potrafił pohamować.

Wtulił głowę w szyję Syriusza, a jego ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch.

- Jak mogłeś mi to zrobić? - załkał.

- Przepraszam, Remu, tak bardzo mi przykro.

Remus kręcił głową, drżał i wił się, walcząc z emocjami, a Syriusz coraz mocniej przyciskał go do klatki piersiowej. Czas płynął nieubłagalnie, a Remus wcale nie miał ochoty się uspokajać. Czuł, ze nie ma wyjścia z tej sytuacji. Wiedział, że nadchodził moment, w którym będzie musiał rozpleść dłonie z karku Syriusza i podnieść głowę z jego ramienia, a gdy to zrobi, już nigdy nie poczuje tego ponownie. Już nigdy nie przyłapie go na wpatrywaniu się w niego z oddali. Już nigdy nie ogarnie go fala gorąca, gdy ich dłonie przypadkiem się spotkają. Już nigdy nie będą spędzać razem pełni księżyca.

Syriusz chciał zrobić z niego mordercę. Przyjaciele tak nie robią.

Remus zmusił się resztkami sił do podniesienia się na nogi. Czuł jak niechętnie dłonie Syriusza zsuwają się z jego pleców. Po raz ostatni przetarł twarz brudnym rękawem. Nie był wystarczająco silny, by spojrzeć mu w oczy, więc wydusił z siebie:

- Przykro mi, Syriusz, ale nie możemy się już przyjaźnić. Ja nie chcę przyjaciela, któremu nie mogę ufać i...po prostu, wiem, że ci tego nie wybaczę.

- Proszę, nie mów do mnie pełnym imieniem, przeraża mnie to.

Remus uśmiechnął się przez łzy.

- Serio, to jest jedyna rzecz, która ci się nie spodobała w tym, co powiedziałem?

- Tak - Syriusz odparł pewnie. - Wiesz dlaczego, Remi? Bo wszystko inne to nieprawda i oboje o tym wiemy.

- Rozumiem, że nie szanujesz moich słów...

- Szanuję, ale ty jak zwykle nie wiesz, co jest dla ciebie dobre. Dam ci tyle przestrzeni, ile będziesz potrzebować. Możemy przestać rozmawiać, dopóki nie poukładasz sobie tego w głowie, ale to na pewno nie będzie na stałe. Wiesz dlaczego, Remu?

Ponownie zrobił krok w jego stronę, a on znowu poczuł mrowienie na całym ciele. Nikt nie patrzył na niego w taki sposób jak Syriusz, a on nie potrafił zdefiniować uczucia, jakie to w nim budziło. To było zupełnie obce. Coś, czego nie czuł nigdy przed poznaniem przyjaciela.

Syriusz nachylił głowę do jego ucha, smagając jego poranioną szyję długimi włosami.

- Jesteś wyjątkowy. Nigdy wcześniej nie poznałem takiej osoby jak ty. Wściekaj się, ile chcesz, ale ja nie pozwolę ci się odepchnąć.  

Czuł na karku oddech Syriusza, a dreszcze przebiegły wzdłuż jego kręgosłupa. Bliskość jego ciała i intensywny wzrok paliły mu skórę. Remus przetarł oczy i przełknął ślinę w nadziei, że dobrze kryje swoje prawdziwe emocje. Syriusz oddalił twarz na tyle, by spojrzeć mu w oczy. Jego wzrok szybko zjechał na sine usta przed sobą, po czym zaczął powoli przysuwać twarz do niego.

Gdy rozchylone wargi Syriusza były na tyle blisko, że Remus czuł ich ciepło, on również otworzył usta:

- Swoim pannom też tak mówisz, gdy odchodzą?

Syriusz zamarł. Potrzebował chwili by przetrawić to pytanie. Jego policzki zbladły, a pięści się zacisnęły. Stali przez dłuższy moment w milczeniu, w którym Syriusz myślał nad czymś gorączkowo, a Remus liczył przyspieszone bicie własnego serca, gdy w końcu chłopak wypuścił powietrze z ust.

– Nie. Żadna z nich mnie nie obchodzi, bo zadna z nich nie jest tobą.

Remus spojrzał na niego zaskoczony, a jego serce zaczęło bić jeszcze szybciej. Zanim zdążył uświadomić sobie, co to oznacza, Syriusz zamyknął dystans między nimi. W jednej chwili ich usta odnalazły drogę do siebie. Umysł Remusa próbował nadążyć za biegiem wydarzeń, a jego ciało zadziałało automatycznie. Rozchylił wargi, zapraszając do nich chłopaka, którego pragnął od tak dawna. Zanurzyli się w nowym uczuciu, chętni wykorzystać choćby najkrótszy moment, by uwolnić się od tego, co ich poróżniło. Nie byli jeszcze świadomi, że pocałunek nie zagoi ich ran, a tylko bardziej skomplikuje sytuację. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top