3. (Champagne Problems)

Ilość wyrazów: 933

****

O dziewiętnastej czekałam przed bramą główną internatu. Zatrzymał się przede mną biały Uber. Zza szyby zwykłego, nierzucającego się w oczy samochodu, pomachała do mnie Scarlett. Zdziwiłam się brakiem limuzyny, ale zdjęłam z ramienia skórzany plecak, po czym sama otworzyłam sobie drzwi na tylne siedzenie.

— Jedziemy czymś takim? – zapytałam. Nie umiałam powstrzymać sarkazmu.

— Tak. You know. Nie wiadomo, o której będziemy wracać i co będziemy robić. Lepiej, żeby nikt nas nie podglądał.

Po tych słowach ścisnęłam mocniej za plecak. Poczułam problemy, na które na razie nie byłam przygotowana. Nie na tym etapie. Krew w moich żyłach zaczęła krążyć szybciej. Przypomniałam sobie rave'y w lasach pod Wrocławiem. Muzyka elektroniczna i piguły.

Przez chwilę zastanowiłam się, czy nie wyskoczyć z samochodu stojącego na czerwonym świetle po drodze na obwodnicę. Ale pomyślałam, że chciałabym dobrze rozpocząć znajomości w nowym miejscu. 

Gdybym przyjrzała się paru osobom przed rozpoczynającym się rokiem szkolnym, mogłabym sobie pomóc. Nie chciałam zaczynać roku z ujemnymi punktami w social skills. Zamierzałam rozpocząć tutaj wszystko od nowa.

Zresztą, znałam już nie tylko Scarlett. Znałam też Pete'a.

— Pete Tosh. – Korzystając z okazji, wspomniałam o blondynie, który prawie rozjechał mnie hulajnogą na korytarzu. – Jaki on jest?

— Pete? – Scarlett szukała czegoś w pamięci. – A... Czekaj... Pete Tosh? Jego masz na myśli? Skąd ci on przyszedł do głowy?

— Poznaliśmy się dzisiaj pod moim pokojem.

— W internacie? – Scarlett podrapała się po głowie, chwilowo burząc idealny przedziałek między półkulami włosów. – Przecież on nie mieszka w internacie. Tacy jak on przecież nie mieszkają w internacie – dodała. – Well, you know what I mean.

— Tacy jak on?

— Nooo... wiesz – zaczęła tłumaczyć. – Pete jest uczniem ze stypendium państwowego. On mieszka daleko. Gdzieś za Leyton. Gdzieś w jakimś slumsie. Dosłownie.

— Hmm, rozumiem – mruknęłam.

Teraz już miałam pewien pogląd, dlaczego fan Astariona oraz hulajnóg nie słyszał niczego o ognisku, na którym mieli pojawić się podobno wszyscy uczniowie najstarszego rocznika Saint Martins. 

Nie mogłam obronić się przed lekkim rozczarowaniem. Gdybym potrafiła, kliknęłabym na sobie przycisk Martyna disapproves

Niby widziałam na własne oczy, że w liceum Polonii Belgijskiej też nie wszystkich traktowano tak samo, niby wiedziałam, że angielskie społeczeństwo było wciąż okrutnie podzielone na klasy społeczne, ale jakoś przyzwyczaiłam się, że rodzice moi i Scarlett byli na innym poziomie znajomości, więc nigdy tego nie odczuwałam na sobie, ani na nikim, kto byłby mi jakoś szczególnie bliski.

Dopiero od pewnego czasu zaczęłam zastanawiać się nad tym bardziej, niż wcześniej. Mój wzrok padł na skórzane bransolety, twardo zaciśnięte na nadgarstkach. Właściwie to zostałam zmuszona do zastanawiania się. Westchnęłam i przeniosłam oczy na migający krajobraz za szybą. Do Brighton była wciąż ponad godzina drogi.

— Ale takie stypendium państwowe to chyba dają tylko najlepszym, co nie? – zapytałam.

— Tak, oczywiście! – zapewniła Scarlett, jakby nagle zależało jej na tym, żeby nie wyszła na snobkę, której nienawidziły w swoich tekstach zespoły post-brexitowe, które grały na OFF Festivalu. – Pete jest... w porządku. Na tyle, na ile go znam, a być może nie znam go w sposób wystarczający, wiem, że jest w porządku. I że na pewno dzięki ludziom takim, jak on, Wielka Brytania prezentuje najwyższy poziom sztuki w różnych dziedzinach – dodała z kulturową dyplomacją, dzięki której Brytyjczycy zawsze prezentowali się jako dobrze wychowani.

Uśmiechnęłam się pod nosem.

Zaczęłam wyczuwać, że Saint Martins High zdecydowanie nie będzie dla nikogo spacerem po parku. Ale chyba żadne liceum nim nie jest.

— A w czym on się specjalizuje?

— Yyy... – Scarlett właśnie udowodniła, że naprawdę nie miała zbyt o nim dużego pojęcia. – W poezji! O, właśnie! W poezji!

A więc mógłby pisać dialogi do gier – pomyślałam i oparłam głowę o szybę, po czym wsunęłam w uszy airpodsy ze swoją muzyką, a konkretnie Taylor Swift z Eras Tour, uruchamiając w pamięci wspomnienia z koncertów w Polsce, z których każdy jeden był dla mnie tym jedynym i wyjątkowym.

Wysiadłyśmy z Ubera tuż przy jednym z zejść na plażę. Doleciał do mnie zapach nieskończonej morskiej przestrzeni. Mieszał się z wonią stygnącego po upalnym dniu piasku. Nie dało się tego pomylić z niczym innym. Byłyśmy tam, gdzie Anglia kończyła się w wersji lądowej.

— Wychodzimy tuż przy molo – poinformowała Scarlett. – Na końcu molo masz Palace Pier, czyli budynek gdzie możesz kupić sobie rybę z frytkami, lody, wafle belgijskie i takie tam – mówiła dalej, a ja tęsknie obejrzałam się za stoiskiem z watą cukrową, której różowe kłaczki wznosiły się w powietrze i odlatywały w kierunku czerwonej kuli zachodzącego słońca. – Są też automaty do gier. Coś dla ciebie.

— O tak, skopię wszystkim tyłki. – Uśmiechnęłam się złowrogo.

Nie sądziłam, że ktoś mógłby mnie tam pokonać w czymkolwiek. Chyba tylko w uderzaniu z pięści w worek bokserski. Może udałoby mi się nabić trochę punktów towarzyskich.

Moim oczom ukazał się wreszcie zimny granat wody, który kładł się spokojnie do snu cichą falą u stóp nieba, rozgrzanego aż do purpury. 

Przed nim ciągnął się potężny pas nieco brudnego, pomarańczowego piasku, przemieszanego z drobnymi kamieniami. 

Może i nie była to moja ukochana plaża w Pogorzelicy, w której mieliśmy apartament. Brakowało mi tu lasów sosnowych i gładkiego, białego piasku, przesypującego się jak dobra kokaina. Ale to było dla mnie coś, co dopiero poznawałam i bardzo chciałam mieć dobre przeżycia związane z tym miejscem.

Zresztą, to Wielka Brytania! Wspaniałe imperium z flagą w kolorze granatu, czerwieni i bieli. Brytyjski humor, filmy, literatura, dwupiętrowe autobusy, Beatlesi, których nie dało się tutaj nie usłyszeć. Wimbledon...

No i Brighton. Plaża znana z rave'ów. Miejsce kultowe dla muzyki techno. Teraz ja również byłam jego częścią. Fragmentem tego mozaikowego świata. Brakującym puzzlem wśród kultury tworzonej od dziesięcioleci. Moje serce przyspieszyło. Ścisnęłam dłonie z ekscytacji.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top