#9

Lekcja zeszła mi dosyć szybko. Prawa ręka i łeb mnie bolą od nagłego przybycia znienawidzonych matematycznych rzeczy, o mały włos nie zostałam wybrana do odpowiedzi. Scaut i McClayne co dziwne, nie były na lekcji, nie przyszły na nią w trakcie jej, nic. Mai co jakiś czas darła się ,,Jaki jest temat?", ,,Która to lekcja?" lub ,,Na której stronie?". Jej infaltywny ton głosu doprowadzał mnie do rozszarpania czegoś, słysząc go tak blisko siebie. Była tuż obok mnie.

Poczułam wielką ulgę, kiedy znalazłam się przed moim domem. Szare ściany, czarny płaski dach. Mały ogródek obok ścieżki, która prowadziła do owego miejsca zamieszkania. To wszystko się znajdowało za dużą, zardzawioną bramą.

To był koniec dzisiejszego dnia. Musiałam znieść przeszywający na wylot wzrok uczniów z mojej klasy, przy tym niepotrzebne uwagi nauczycieli. Po geografii była lekcja Angielskiego, Niemieckiego i Hiszpańskiego. A na końcu WDŻ. Na Wychowaniu do Życia w Rodzinie było tylko kilka osób - Ja, Veronica, Dorothy, Nita, Patrice jak i Herne - inaczej Hernemegilda. Dowiedziałam się o jej imieniu poprzez bardzo głośne rozmowy owej dziewczyny na korytarzu z Danfort. Jest ona długowłosą niską blondynką o niebieskich oczach. Ma dziwne poczucie humoru, wykrzykując na WDŻ niecodzienne rzeczy z Patrice.

Wchodząc do swojego domu, od razu napotkałam na swojej drodze Deuschta. Przykucnęłam na moment, by go wziąć na swoje ręce i pójść z nim do mojego pokoju. Zaczęłam go głaskać po jego mięciutkiej sierści, by się choć trochę uspokoić.

Gdy siadałam z pieskiem przy biurku, poczułam w przedniej kieszeni spodni wibracje. Wolną ręką wyciągnęłam telefon, by później spojrzeć na ekran.

Anderson Dorothy wysłała Ci zaproszenie do znajomych! Kliknij, by potwierdzić.

Westchnęłam, potwierdzając zaproszenie, by po chwili oprzeć swoją głowę o biurko i zacząć płakać.

Zrobiłaś z siebie pośmiewisko, i to pierwszego dnia w nowej szkole, Yastl.

***

Następny dzień w szkole zaczął się od Angielskiego. Usiadłam w moim ulubionym miejscu - ostatniej ławce, w rzędzie pod ścianą. Miałam idealny widok na klasę, która na całe moje szczęście nie zwracała na mnie szczególnej uwagi.

Prócz Evvie.

Po owej lekcji, którą spędziłam na rysowaniu szubienic poszłam włożyć korepetytorium do plecaka w szafce. Następną lekcją była matematyka. Przedmiot, z którego jestem bardzo słaba, a sam nauczyciel nie jest taki miły. Siedzę na niej z najbardziej infaltywną osobą z klasy w ławce, więc moje nerwy długo nie pożyją.

Kiedy oparłam się plecami o drzwi szafki, uprzednio ją zamykając, przymknęłam powieki ze zmęczenia. Tej nocy nie spałam. Znowu zrobiłam coś bardzo głupiego, w tajemnicy przed mamą. Czuję, jak skarpetki zaraz mogą mi przesiągnąć czerwoną cieczą, chociaż zawinęłam je grubo bandażami.

Westchnęłam, powstrzymując się przed rozpłakaniem, kiedy nagle po korytarzu rozbrzmiał huk uderzonego metalu.

- Hej, nowa. - usłyszałam tuż obok siebie głos tej dziewczyny z Insygnią Śmierci na koszulce, Revenge. Otworzyłam oczy, po czym zaczęłam je trzeć rękoma, ziewając. Dziewczyna również się opierała na swojej szafce obok mojej, na prawym boku. Bacznie przyglądała się moim ruchom. - Miło mi cię poznać, jestem Evvie. - uśmiechnęła się dziarsko w moim kierunku, wystawiając rękę naprzeciw.

Niepewnie ją uścisnęłam, po chwili chowając dłoń do kieszeni swojej czarnej bluzy bez zamka.

- Alexy, ale możesz mi mówić poprostu Lexy. - powiedziałam bardzo powoli, bojąc się czy nie palnę czegoś głupiego. Zaczęłam się bać-czego ona chce od takiej dziwnej i chorej dziewczyny jak ja? Bo napewno się nie zaprzyjaźnić. To czemu..?

Nagle zadzwonił dzwonek. Brązowowłosa natychmiast złapała mnie za nadgarstek, na co ja syknęłam cicho z bólu. Nie przęjęła się tym zbytnio. Zaciągnęła mnie na pierwsze piętro pod salę od matematyki, gdzie klasa już do niej wchodziła pod wzrokiem nauczycielki.

- Mamy problem. - wyszeptała do siebie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top