8 - End of school year
*HARRY*
Dzisiaj jest zakończenie Olivii. Rodzice zostali zaproszeni do szkoły na uroczystość wręczenia świadectw. Potem jest jakaś część artystyczna i bal. Prawdziwe zakończenie było wczoraj, gdzie była obecna cała szkoła, ale wczoraj byliśmy u Alfie'go. Mały dostał mnóstwo nagród za osiągnięcia sportowe i za naukę oczywiście też. Byłem z niego cholernie dumny i klaskałem na pewno najgłośniej kiedy wywoływano moje nazwisko.
Stałem przy drzwiach wejściowych ubrany w garnitur i czekałem na moje kobiety. Ja ogarnąłem się w pół godziny wliczając w to prysznic i jeszcze pomiędzy zdążyłem zagrać rundę z Alfie'm na konsoli.
Rozmawiałem nawet z moja teściową, która dzisiaj zajmuje się małym, a no i zostaje na kolejne dwa dni. Dlaczego? Nie wiem.
- Vanessa!
- Idę już. - usłyszałem stukot szpilek i po chwili schodziła już po schodach. Miała na sobie błękitną sukienkę do kolan i ciemne buty. Wyglądała zjawiskowo. Chwile potem na dół zeszła Olivia, ubrana w czarną galową sukienkę również do kolan i buty na grubym korku.
- Nie za krótka ta sukienka? - wydawało mi się, że moja dziewczynka była za mała na takie ubrania. Dopiero co chciała być jak tatuś i tańczyła z jabłkiem w ręce, a dzisiaj kończy gimnazjum.
- Nie przesadzaj, tatku. - stanęła przed lustrem i obejrzała się ostatni raz. - Możemy jechać. - wzięła swoją torebkę i teczkę gdzie miała przemówienie. Olivia jako przewodnicząca szkoły będzie główną prowadzącą dzisiejszej uroczystości. - Co się tak patrzysz, tato?
- Jesteś śliczna, skarbie. - wziąłem ją w swoje ramiona i mocno przytuliłem.
*****
- Olivia Styles. - wstałem ze swojego miejsca, żeby lepiej widzieć moją córkę i zacząłem klaskać. Odebrała swoje świadectwo i stanęła przy osobach z jej klasy.
- Harry przestań już. - Van pociągnęła mnie za kraniec marynarki. - Robisz jej wstyd.
- Ja ją spłodziłem, więc nie powinna się mnie wstydzić. - kobieta, która siedziała przed nami odwróciła się i zmierzyła mnie oburzonym spojrzeniem.
- Cicho.. - moja żona zamknęła mi usta i pokazała palcem, żebym dalej oglądał uroczystość. Wszyscy dostali już swoje świadectwa i zaczęła się część artystyczna. Na początku Liv zapowiedziała kółko teatralne. To było dosyć nudne i czekałem tylko na występ mojego dziecka.
Wyszła jakaś nauczycielka i zapowiedziała zespół muzyczny. Jakaś kiczowata nazwa, ale Olivia jest tam głównym głosem, więc się nie wtrącam. W końcu sam byłem białym eskimosem*.
*****
- Moja malutka dziewczynka! Jestem z ciebie bardzo dumny! - podniosłem Liv i okręciłem ją kilka razy. Byłam strasznie szczęśliwy, że ją mam.
- Jak wam się podobał występ? - spytała podchodząc do Van i wtulając się w jej bok.
- Było świetnie, twój głos wszystkich zachwycił. - powiedziała Vanessa. - Jestem z ciebie dumna, córciu.
- Dziękuję, że mnie wspierałaś przez te trzy lata. Nie dałabym rady bez ciebie. Ahh no i dzięki tobie mamo już rozumiem chemię. - widziałem, że w oczach Van pojawiły się łzy. - Kocham cię.
- Ja ciebie też. - uścisnęły się. Trwało to tak długo, aż Rachel i Marry do nas nie podeszły.
- Gratuluje zakończenia szkoły, Marry.
- Dziękuję, panie Styles. - dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, a ja oddałem uśmiech.
- Wpadniecie jutro na imprezę? - zapytała Olivia odklejając się od Van i wycierając łzy z policzków.
- Jaka impreza? - zapytała moja żona, wyciągając chusteczki z kieszeni mojej marynarki.
- No ta kolacjo-impreza jutro. Tata ją organizuje. - świetna córa, która mnie wkopała.
- Tak? - Van spojrzała na mnie z dołu. Pokiwałem głową z lekką obawą. - No dobrze. To co wpadniecie? - spojrzała na Rachel. Pogrążyły się w rozmowie i totalnie nas olały.
- Tato my idziemy. Bal się zaraz zaczyna. - oznajmiła Liv. - Zadzwonię do ciebie kiedy będę chciała wracać.
- Jasne, bawcie się dobrze. - pocałowałem moją córkę w czoło i pomachałem Marry. - Dalej kobiety, wracamy do domu. - objąłem moją żonę i przyjaciółkę, a zarazem sąsiadkę, ramieniem.
*****
Blisko godziny drugiej w nocy dostałem telefon od Liv, że bal kończy się za pół godziny i mogę już czekać na nią i Marry przed szkołą. Ja jak to ja, oczywiście nie spałem i czekałem tylko na to głupie połączenie.
Wskoczyłem na miejsce kierowcy i już po kilku minutach byłem na miejscu. Trochę wcześniej, ale nie chcę, żeby dziewczyny czekały. Jeszcze coś by im się stało. Wyszedłem z auta, żeby się przewietrzyć i rozprostować kości.
Z sali gimnastycznej było słychać jeszcze głośną muzykę, więc tylko się domyśliłem, że jeszcze nie skończyli.
Widziałem też kilku ojców, którzy czekali pewnie tak samo jak ja. Ale przetarłem oczy dwa razy, kiedy zobaczyłem blondynkę w oddali. Siedziała na ławce po drugiej stronie ulicy. Złość zaczęła we mnie narastać.
- Jessica?!
_________
*chodzi tu o dawny zespół Harry'ego "white eskimo" Mam nadzieje, że rozumiecie xd
_________
Hejka! Żyjecie po dzisiejszym dniu w szkole? U mnie środa to najgorszy dzień, bo jestem do piątej eww a wasz?
To mój ulubiony rozdział idk dlaczego >>>
Też chcę zakończenie jak Liv :c
Zastanawiam się nad takim krótkim ff, bo mam na nie pomysł ( góra 5-6 rozdziałów) i strasznie tęsknie za wakacjami, a tam trochę o nich jest...
No ale... do niedzieli ! xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top