40 - Baby shower

TRZY MIESIĄCE PÓŹNIEJ

Tydzień temu dowiedziałam się, że moja siostra urządza mi przyjęcie z okazji narodzin dziecka, które są planowane na za dwa tygodnie. Wszyscy z rodziny są zniecierpliwieni i bardzo czekają na to dziecko. Może to dlatego, że po narodzinach Alfie'ego zdeklarowaliśmy się, że to ostatnie dziecko, a tu proszę.

- Gdzie jest to przyjęcie? - zapytał Harry stojąc w drzwiach do łazienki kiedy się szykowałam.

- U Lily.

- Zawieźć cię?

- Dam sobie radę, spokojnie. Wezmę taksówkę.

- Będę spokojniejszy jeśli to ja cię zawiozę i odbiorę. - nalegał.

- Jeśli tak bardzo chcesz. - w sumie było mi to obojętnie, chciałam tylko trochę spędzić czasu z moją siostrą i przyjaciółkami. Dawno nie spotkałyśmy się razem, a teraz miałyśmy okazję.

O drugiej byłam już u Lily. Przegadałyśmy chyba z kilka dobrych godzin z czego tylko dwa razy zeszłyśmy na temat dziecka. Jak wspominałam wcześniej.. dawno się nie widziałyśmy wszystkie razem. Trzeba było to jakoś nadrobić.

Byłam strasznie ucieszona z prezentów, które dostałam od dziewczyn. Co prawda było tam dużo śpioszków i tym podobne, ale te zabawki były takie urocze.

DWA TYGODNIE PÓŹNIEJ

*OLIVIA*

Byłam mega zła na tatę. Doskonale wiedział, że mama niedługo ma rodzić to pojechał sobie do wujka Lou. Myślałam, że tam oszaleje. Chodziłam po szpitalnym korytarzu dookoła i próbowałam się do niego dodzwonić. Całe szczęście, że babcia była wtedy w domu, bo nie wiem co bym zrobiła. No raczej Alfie by nas do szpitala nie zawiózł.

Strasznie martwiłam się o mamę i małego. I przysięgam, że jak tata tylko się pojawi to sama skopię mu tyłek.

- Wreszcie! - krzyknęłam do słuchawki, aż Alfie podskoczył na krześle.

- Co się stało? - spytał zdenerwowany.

- Mama rodzi! Przyjedz tu szybko.

- Co? Cholera, już jadę. - powiedział pospiesznie, na co wywróciłam oczami. Kiedy tylko się rozłączył, wysłałam mu wiadomość z adresem szpitala i numerem sali.

- Jeszcze długo to potrwa? - Alfie spojrzał na mnie kiedy usiadłam obok niego.

- Myślę, że to zacznie się dopiero kiedy tata przyjedzie. - wątpiłam, że mama zacznie rodzić bez taty.

*HARRY*

Przeczuwałem, a nawet wiedziałem, że Van zacznie rodzić teraz na dniach. Nie wiem co mnie nawet podkusiło, żeby pojechać do Lou. Czy to akurat musiało być wtedy kiedy nie było mnie w domu?!

Jeśli zaraz nie znajdę tej sali to chyba wypluje płuca. Biegłem prosto z parkingu i nie tracąc czasu zrezygnowałem z windy. Wreszcie z daleka zobaczyłem Liv, która siedziała na krześle przed salą.

- Jesteś! - zerwała się z miejsca.

- Daj mi odpocząć chwilę. - wysapałem opierając dłonie na kolanach.

- Dziecko nie będzie czekać  Idź tam.. - popchnęła mnie w stronę drzwi. Trzeci raz przeżywałem to samo. Pielęgniarki, lekarze biegający dookoła, Van, która była prawie na wykończeniu i ciągle powtarzała, że nie da rady.

- Już jestem, aniele, spokojnie. - złapałem ją za dłoń, którą mocno ścisnęła. Moja mama wyszła z sali, kiedy widziała, że przeszedłem. Mój oddech nadal był nierówny, ale po woli się uspokajał.

- Możemy zaczynać? - spytał lekarz, na co oboje kiwnęliśmy głową. Wszystko poszło bardzo sprawnie i zanim się obejrzeliśmy Toby był już z nami. Byłem szczęśliwy jak nigdy.

- Jesteś z ciebie taki dumny.. - pocałowałem Van w czoło, a ona odetchnęła z ulgą i zamknęła oczy zmęczona. Pielęgniarki zajęły się dzieckiem, a ja klęcząc przy łóżku patrzyłem na Van. Kocham ją nad życie...

- Proszę pana.. - niska blondynka, który trzymała mojego syna uśmiechała się do mnie. - Gratuluje. - podała mi Tobiego, zawiniętego w niebieski kocyk. Nie wyobrażalne. Właśnie zaczynamy nowy rozdział w życiu.

_______________________

I KONIEC :)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top