33
*VANESSA*
Dzisiaj od samego rana w naszym domu panuje straszny harmider. Alfie jest podekscytowany tym, że dzisiaj pierwszy dzień szkoły. Olivia jeszcze prasuje swoją sukienkę, bo wczoraj nie zdążyła tego zrobić. Harry próbował zgasić trochę podekscytowanie małego, ponieważ robi się wtedy nieznośny. A ja robiłam spokojnie śniadanie i chichotałam pod nosem z rozmowy chłopaków. To było komiczne. Alfie pytał o wszystko, a Harry'emu brakowało odpowiedzi.
- Zaraz się spóźnię! - jęknęła Liv wchodząc do kuchni i biorą jedną kanapkę z talerza. - Autobus mam dokładnie za pięć minut, a do przystanku mam dziesięć minut!
- Nie panikuj, podwiozę cię. Jadę zawieź Alfie'go, więc mam po drodze. - Harry pocałował ją przelotnie w czoło kiedy przechodził, żeby odłożyć talerz do zmywarki. - A potem pojedziemy na małe zakupy, co ty na to? - spytał przytulając się do moich pleców, kiedy piłam swoją poranną herbatę.
- Jasne. - uśmiechnęłam się do niego lekko.
*****
- Gdzie ty idziesz? Market jest w drugą stronę. - byłam zdezorientowana kiedy Harry szedł w inną stronę. Myślałam, że chodziło mu o zakupy spożywcze.
- Ostatnio widziałem tutaj fajne rzeczy dla dziecka, pomyślałem, że możemy coś już kupić.
- Poczekaj... - złapałam go za dłoń i odciągnęłam trochę na bok, żeby nie przeszkadzać ludziom. - Zdaje sobie sprawę, że nie należę już do najmłodszych osób i moja ciąża jest jednak w jakimś stopniu zagrożona. Nie zniosłabym kiedy bym straciła to dziecko. Więc proszę nie róbmy sobie na razie nadziei. I tak myślę, że pośpieszyliśmy się, żeby powiedzieć o tym wszystkim.
- Co ty wygadujesz? Lekarz powiedział, że ty jesteś zdrowa, dziecko jest zdrowe i nie jest zagrożone, więc urodzisz je spokojnie bez komplikacji. I wcale nie jesteś stara, przecież nadal masz dwadzieścia pięć lat.
- Kochany jesteś. - pocałowałam go w czubek nosa.
- Tylko kilka rzeczy. Proszę..
- Tylko. - zgodziłam się. Poszliśmy do kolorowego sklepu gdzie wszystko się świeciło, mieniło i przeważnie było w pastelowych kolorach. Strasznie się rozczuliłam na widok tych rzeczy.
- Co myślisz o tym? - odwróciłam się do Harry'ego przodem i pokazałam mu śpioszek w paski, który bardzo mi się spodobał.
- Jest okey. Też wziąłem coś tam. - wyszczerzył się i pokazał mi zawartość koszyka.
- Miało być tylko kilka rzeczy. - zaśmiałam się. Do tej pory zdążyłam naliczyć pięć śpioszków i kilka maskotek oraz grzechotek.
- Jest. - wzruszył ramionami.
Pokręciłam głową nie dowierzając i wróciłam do oglądania. Wybraliśmy jeszcze parę przedmiotów, które nam obu przypasowały i poszliśmy się na zakupy spożywcze. Potem zjedliśmy coś w knajpce i wróciliśmy do domu, żebym mogła zrobić obiad dla głodomorów, które wrócą niebawem z rozpoczęcia szkoły.
- Myślałem nad wakacjami dla nas. - powiedział Harry siedząc przy blacie w kuchni kiedy kroiłam warzywa.
- Teraz kiedy zaczęła się szkoła?
- Raczej wakacje zimowe. Wiesz narty i te sprawy.
- Dobrze się dzisiaj czujesz? - przyłożyłam dłoń do jego czoła. Nie wiem co dzisiaj wygaduje. Wybiega za daleko w przyszłość. A nie wiemy nawet co przyniesie jutro.
- Wyśmienicie. Tylko mógłbym już zarezerwować jakiś domek w górach.
- Ahh... rób co chcesz. - westchnęłam. To właśnie te dni, kiedy doskonale widać, że Harry jest przed tą magiczną czterdziestką.
_______________________
Hejka hej! Trochę wena mnie opuszcza i wybaczcie mi to.
Ciągle zasłaniam się szkołą, ale taka prawda haha.. Niedługo przerwa świąteczną i wszystko nadrobię, obiecuję.
Miłego wieczoru misie! x
p.s przepraszam, że na perfect nie pojawiają się rozdziały :c
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top