17 - "I forgive"
*VANESSA*
- Dobrze się bawiłeś? - spytałam Alfie'go kiedy wychodziliśmy z kortu tenisowego. Alfie był wręcz spragniony sportu, a mi też się to przydało, więc zapisaliśmy się na tenis. To ciekawe przeżycie, bo wcześniej zdarzyło mi się grać tylko kilka razy.
- Tak! Było bardzo fajnie, jak wrócimy do Londynu to zapiszę się na zajęcie, dobra?
- Oczywiście, skarbie. - zaśmiałam się i weszliśmy do windy. - Tylko tata musi się zgodzić.
Po kilku chwilach byliśmy już na naszym piętrze i weszliśmy do pokoju. Już od progu było słychać krzyk Liv.
- Hej! Co się dzieje? - podeszłam bliżej do Harry'ego i Olivii. Zaczęli mówić równocześnie, że nic nie zrozumiałam. - Powoli.. - odłożyłam torbę i kątem oka zauważyłam, że Alfie zamyka drzwi do swojego tymczasowego pokoju. - Harry zacznij.
- Nie rozumiem o co jej chodzi. Zgodziłem się, żeby szła na to spotkanie i jeszcze ma do mnie pretensje. Powinnaś się cieszyć, że po tej akcji z Danem zgadzam się na chłopaków. - ostatnie zdanie skierował do swojej córki.
- Olivia?
- Ja go nie lubię, mamo! Jest strasznie upierdliwy, a tata karze mi z nim wychodzić. Nigdzie nie pójdę.
- Ale o kogo chodzi?
- Leo. - odpowiedzieli znowu równo. Westchnęłam i pokręciłam głową. Co za ludzie..
*****
- Olivia! Leo przyszedł. - zawołałam ją. Brunet był ubrany w czerwoną koszulę w kratę z krótkim rękawem i krótkie spodnie jeansowe. W sumie było bardzo ciepło.
Olivia wyszła z pokoju ubrana w czerwoną sukienkę koktajlową.
- Livia spójrz! Pasujemy do siebie. - zaśmiał się Leo wskazując na swoją koszulę i jej sukienkę. Wyglądali uroczo nie powiem..
- Uhh... idę się przebrać.
- Olivia. - ostrzegłam ją i podałam jej torebkę. - Bawcie się dobrze. - pomachałam do nich.
- Ale nie za dobrze! - krzyknął Harry. Wywróciłam oczami, a oni poszli w stronę windy.
*OLIVIA*
- Dlaczego mnie nie lubisz? Zrobiłem ci coś?
- Jesteś irytujący.
- Oh.. to przepraszam. - powiedział Leo i spuścił wzrok na swój napój. Przez kilka minut siedzieliśmy w ciszy, która była krępująca.
- Dlaczego nic nie mówisz?
- Podobno cię irytuje. - zmarszczyłam brwi i popatrzyłam na niego zaskoczona.
- To po co mnie zaprosiłeś tutaj?
- Myślałem, że chociaż trochę się zmienisz. Ale ty nadal odpowiadasz mi na pytanie pieprzonym "no" albo chamskimi uwagami. Siedzimy tu prawie godzinę i serio mam dosyć twojego zachowania. Mogłabyś chociaż poudawać... - fuknął i pierwszy raz zauważyłam go bez uśmiechu na twarzy. Wyglądał inaczej jak nie on. I poczucie winy zaczęło mnie zżerać. Wszystko co mówił było prawdą... - Wracamy, chodź.
- Nie. Czekaj. - zatrzymałam go i pociągnęłam na małą kanapę gdzie siedziałam. Usiadł obok, a miejsca było mało przez co stykaliśmy się łokciami i udami. Wypuściłam powietrze i odsunęłam się jak najdalej. - Ja nie wiem dlaczego taka jestem. Ostatnio ktoś... złamał mi serce i to chyba dlatego. No przepraszam za moje zachowanie. Wiem, że byłam chamska, ale nie chcę zagłębiać się w znajomość z tobą, bo też możesz mnie zranić. - bałam się spojrzeć mu w oczy, więc bawiłam się rąbkiem sukienki.
- Wybaczam. - powiedział po kilku sekundowej ciszy.
- Serio? - spojrzałam na niego. Wtedy zobaczyłam, że nie jest taki zły. Może trochę skróciła bym mu włosy, bo za bardzo przypomina mi mojego tatę. Jest przystojny.
- Serio, serio. - uśmiechnął się do mnie. Uśmiech też miał uroczy, aż sama nie mogłam powstrzymać swojego. - Przytulił bym cie, ale twój tata patrzy. Jest trochę przerażający.
- To on mnie zmusił, żebym tu przyszła, więc musisz być mu wdzięczny.
- Jestem i to nie wiesz jak. - zaśmiał się. - Idziemy się przejść ? - pokiwałam głową i wyszliśmy z kawiarni.
*****
- Skąd jesteś? Wiem, że Anglia, ale gdzie dokładnie. - to chyba pierwsze pytanie jakie zadałam sam z siebie w jego towarzystwie. Byłam ciekawa, bo chyba go lubię.
- Cambridge. A ty?
- Londyn.
- Oh.. daleko trochę. Ale dam radę przyjechać do ciebie raz na jakiś czas.
- Co? - zatrzymałam się i spojrzałam na niego zdziwiona. On chce do mnie przyjechać? Po co?
- No, albo ty do mnie. Jak wolisz. - wzruszył ramionami i usiadł na ławce.
- Czekaj, bo nie rozumiem. - zajęłam miejsce obok niego. - Chcesz utrzymywać ze mną kontakt też po wakacjach?
- Chyba tak.. No ale to zależy od ciebie.
- Kurde, Leo, nie chcę być twoją dziewczyną.
- Nie pytam się o chodzenie! - zaśmiał się. - Po prostu będziemy przyjaciółmi na odległość. Czy nie? - spytał niepewnie.
- Jak nie zabije cię do końca wakacji to okey. - wzruszyłam ramionami i wstałam z ławki. - Chodź. - ponagliłam go.
__________________
Słodziaki z nich aww >>>
Jaki będzie ich ship name?
Przepraszam za obsuwę w czasie, ale nie miałam czasu usiądź przy biurku nawet xd
Matko święta zatrzymałam się na 18 rozdziale i nie wiem co pisać dalej, jak tak pójdzie to chyba mnie zabijecie za brak następnego rozdziału ;-; Pomóżcie, błagam na kolanach..
Może coś jeszcze dzisiaj napiszę, ale wątpię, bo nie wiem co..
Przepraszam, że tak się użalam, ale czasem trzeba.
Do niedzieli, misie! xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top