11 - The truth come out
*HARRY*
- Co tu tak pusto? - spytałem wchodząc do salonu. W ręce trzymałem kopertę w czterema biletami do Paryża. Liv i Alfie już suszą mi głowę dobre pół roku o te wakacje. Do tego teraz mały wyleciał z jakimś Madrytem, ale o tym jeszcze pomyśle. - Kupiłem bilety do Francji i zarezerwowałem już hotel. Cieszysz się? - usiadłem bardzo blisko Van i przyciągnąłem ją do pocałunku. - Gdzie dzieciaki? Może byśmy wykorzystali chwilę wolnego? - położyłem dłoń na jej udzie i zamruczałem do ucha.
- Harry.. - moja żona złapała mnie za policzki i spojrzała mi w oczy. Już wiedziałem, że coś się stało, bo jej wzrok był smutny. - Pokłóciłam się z Olivią.
- Huh? O co?
- Znowu chcę gdzieś wyjść z tym facetem, nie pozwoliłam jej.
- I dobrze. Ma zakaz spotykania się z nim.
- A wiedziałeś, że ona symulowała? Była w pełni zdrowa kiedy jechaliśmy do rodziny. On tu wtedy przyszedł.
- Co?! On? Ten facet był w moim domu?! - wstałem z kanapy. Rzuciłem kopertę na stół. - Zaraz wrócę. - powiedziałem i skierowałem się do pokoju Liv.
Leżała na łóżku z laptopem na brzuchu. Sięgnąłem po pilot od głośników i wyłączyłem muzykę.
- Ej.. - jęknęła niezadowolona.
- Kto tu był? - zamknąłem jej laptop i odłożyłem na biurko.
- Marry była wczoraj.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi! Kto tu był?!
- Ale tatuś.. - wywróciła oczami i usiadła na brzegu łóżku.
- Teraz "tatuś"? Okłamałaś nas, że źle się czujesz i jakiegoś gościa tu przyprowadziłaś. My z mamą od zmysłów odchodziliśmy, bo ty leżałaś tu niby chora. Co z nim tu robiłaś?
- Nic, oglądaliśmy film. - mruknęła.
- I co dalej? Nie wierze, że ten fagas cie nawet nie dotknął.
- Ale tatuś, Danny nic mi nie zrobił.
- Mówisz prawdę? - zmarszczyłem brwi. Nie mogłem znieść, że jakiś inny mężczyzna mógł dotknąć moją córkę. To było wręcz niewyobrażalne dla mnie. Od kilku lat wiem co to znaczy. Kilka lat temu Liv zaczęła interesować się chłopakami, a oni nią. To wygląda jakbym odganiał jakieś natrętne muchy tylko jedna się przyczepiła i nie mogę jej uderzyć klapką.
- Tak. Wiesz dobrze, że nie dopuściła bym do niczego.
- Dobra. - westchnąłem. - Do końca tygodnia siedzisz w domu, a i laptop do mnie.
- Tatuś no...
- Nie, nie, nie... Mama mówiła, że chcesz gdzieś wyjść. Gdzie?
- Dan zaprosił mnie na imprezę nad basenem. - spojrzała na mnie maślanymi oczkami.
- Nie idziesz na żadną imprezę. Jak już chcesz się z nim spotkać to niech przyjdzie do nas na kolacje. Chcę go poznać. - nie chcę ale muszę... muszę być pewnie czy on jest dobry dla mojej córki. Ale nie wydaje mi się patrząc na jego wiek.
- On tu nie przyjdzie. - powiedziała stanowczo.
- No to możesz się już z nim pożegnać, bo nigdzie cie nie puszczę dopóki go nie poznam. - wzruszyłem ramionami. Zabrałem laptop z biurka i zamknąłem za sobą drzwi.
*****
Wieczorem razem z Vanessą leżeliśmy w łóżku i rozmawialiśmy o naszych wakacjach.
- Oh.. Harry. Właśnie, muszę ci coś powiedzieć.
- Nie jesteś w ciąży, prawda?
- Co, nie.. - zaśmiała się. - W żłobku tam gdzie zostawialiśmy Alfie'go szukają opiekunek. Poszłam się spytać i od września mogę zaczynać. Oczywiście wcześniej przyjdę na parę dni próbnych.
- To świetnie, skarbie. - uśmiechnąłem się do niej i złączyłem nasze usta razem.
- Tęsknie za małymi dziećmi. - przyznała przytulając się do mojego boku.
- A nie chcesz mieć trzeciego dzidziusia? - spytałem. W sumie to sam chciałbym mieć jeszcze jedno dziecko, ale nic na siłę. To ostatnia szansa, bo najmłodszy nie jestem.
- Nie wydaje mi się, Harry. - pokręciła głową i wtuliła się w moje ramie.
- Dlaczego?
- Mamy czterdziestkę na karku i nie zamierzam znowu rodzić. Urodzić Alfie'go to był koszmar.
- Bo był małym klopsikiem, kiedy się urodził. - zaśmiałem się. Alfie był dosyć duży od samych narodzin. - Teraz może być inaczej.
- Nie może, bo ja nie zamierzam być znowu w ciąży. - pokiwałem głową i nakryłem się bardziej kołdrą. Objąłem Van mocniej w tali i wygodnie ułożyłem się na jej brzuchu. Kiedy już prawie zasypiałem drzwi od sypialni zaskrzypiały, a po chwili blond włosy pojawiły się między szczeliną.
- Nie śpisz jeszcze?
- Um.. tato, Dan zgodził się przyjść do nas na kolacje.
- Świetnie. Jutro o siedemnastej. - mruknąłem. Livka popatrzyła nas nas ostatni raz wyszła zamykając cicho drzwi.
- Zaprosiłeś go tu? - szept mojej żony dotarł do moich uszu.
- Mhm.. chcę go poznać, a ty nie?
- Nie wiem. Przekonamy się jaki jest. Dobranoc, kochanie. - pocałowała mnie w czoło i zgasiła lampkę.
- Dobranoc...
_______________
Hej!
Rodzinna kolacja tak bardzo >>>
Nie mogę się doczekać *uśmiech jakby coś knuła*
I nie, Dan nie ma nic wspólnego z Jess :)
Wiem, że trochę nudne te rozdziały i rzadko dodaje, ale ja potrzebuje trochę czasu, żeby to dopracować, aż wreszcie będzie taki rozdział gdzie będzie BOM, pewnie niedługo..
Następny rozdział w środę! xx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top