❝𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐣𝐞𝐝𝐞𝐧𝐚𝐬𝐭𝐲❞

»»————- ⚜ ————-««

𝕋𝕠 𝕕𝕣𝕨𝕚𝕖𝕟𝕚𝕖 𝕝𝕠𝕤𝕦

༺༻✧༺༻

Występują sceny 18+

Ethel szła przodem, a Peter trochę za nią. Wyglądał jak skradający się wilk, który zamierzał upolować nieświadomego zagrożenia, królika. Gdy oddalili się wystarczająco daleko i byli poza zasięgam wzroku oraz słuchu, Peter złapał Ethel za gardło, po czym przycisnął do drzewa. Wysunął pazury, ale nie przebił nimi jej skóry. Ścisnął jej gardło, trochę odcinając ją od powietrza.

— Ty mała, kłamliwa... — wycedził przez zaciśnięte zęby. Był wściekły. Nikt nie miał prawa nim manipulować, to on był od tego. Ethel złapała jedną ręką jego nadgarstek, ale nie próbowała odciągnąć jego ręki od siebie. To i tak by nie wyszło, bo był znacznie od niej silniejszy. Peter nie dokończył zdania ponieważ poczuł jak coś zostało przyciśnięte do jego krocza. Kąciki ust Ethel drgnęły do góry. Niebieskooki zerknął w dół gdzie zobaczył pistolet.

— Schował pazurki kochaniutki. Może i umiesz się uzdrawiać, ale nie sądzę aby ta część ciebie odrosła. — trochę mocniej docisnęła lufę pistoletu do jego krocza. Zauważyła jak jego powieka drgnęła nerwowo, choć starał się wyglądać na niewzruszonego i udawać że to on ma kontrolę.

Peter niechętnie puścił ją i cofnął się do tyłu. Ethel mogła normalnie oddychać. Dłonią, rozmasowała obolałą skórę szyi. Miała nadzieję że nie zostaną siniaki, bo wtedy Chris zacząłby wypytywać skąd je ma, a nie miała ochoty tłumaczyć mu co ją łączy z starszym Hale. Nadal trzymała pistolet w dłoni, choć był on opuszczony lufą do ziemi, ale była gotowa strzelić w każdej chwili.

Ethel zaczęła się śmiać. Ta sytuacja była absurdalna. Rodzina Argent'ów i rodzina Hale'ów. Odwieczni wrogowie, choć później się to zmieniło. Los musiał z nich drwić, skoro postanowił skrzyżować ich drogi w taki sposób. Historia zatoczyła około, choć tym razem było inaczej. Ethel nie zamierzała wykorzystać Peter'a, tak jak zrobiła to Kate z Derek'em.

— Z czego się śmiejesz? — zapytał zirytowany niebieskooki. Skrzyżował ramiona na klatce piersiowej. Jemu nie było do śmiechu. Pierwszy raz spotkał kogoś kto go polubił z wzajemnością, ta osoba go nie irytowała. Jednak życie postanowiło zaśmiać mu się w twarz i odebrać tą namiastkę szczęścia, którą ledwo zdążył się nacieszyć.

— Z wszystkich osób na świecie. To akurat musiałeś być ty. — trochę się uspokoiła, choć nadal była rozbawiona. Mogła się wściec, mieć pretensje do losu, ale to niczego by nie zmieniło. Więc po prostu się śmiała. Drwienie z problemów i złośliwości losu było najlepszą obroną. Blondynka odetchnęła i się już uspokoiła. Spojrzała na Peter'a, który wyglądał na obrażonego.

— To samo pomyślałem o tobie.

— Nie miałam pojęcia. — pokręciła głową na boku, bo taka była prawda. Nie miała pojęcia z kim zaczęła sypiać. — Mogłam zapytać cię o nazwisko przy pierwszym spotkaniu.

— Sama też nie przedstawiłaś się w pełni.

— Tak, ale też nie spytałeś o moje nazwisko.

— To niby moja wina? — zapytał z pretensją. — To ty byłaś chętna wskoczyć mi do łóżka.

— Nie waż się tak mówić. — powiedziała z nutą złości. Sam był bardzo chętny do dobrania się do niej, był wręcz jak napalony ogier. — Przyszedłeś do baru, choć nie musiałeś. Ani tym bardziej nie musiałeś zatrzymywać się na drodze aby mi pomóc z samochodem. — skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i uniosła brew.

— Zwiodłaś mnie. — wyglądała na pozór niewinnie i była w jego typie. To wystarczyło aby postanowił się zatrzymać i zaoferować jej pomoc, z której liczył coś uzyskać. I uzyskał, choć teraz żałował że się wtedy zatrzymał. Już nikomu obcemu nie zdecyduje się pomóc, nie ważne jak seksownie by ta osoba wyglądała.

— Ja ciebie? Nie rozśmieszaj mnie. Nie mam czasu na takie intrygi. — pokręciła głową na boki. Niczego nie planowała, nawet nie zamierzała wchodzić z nikim w żadną nową relację. Zwyczajnie go polubiła, ale teraz chyba zaczęła zmieniać zdanie. Wyminęła niebieskookiego i ruszyła przed siebie. W końcu mieli szukać tropów potwora, a ona nie miała ochoty na kontynuowanie tej kłótni i zwalania na siebie na wzajem winy.

— Nie skończyłem z tobą. — oznajmił Peter. W kilku krokach dogonił ją. Złapał ją za łokieć i zatrzymał w miejscu. 

— Nie dotykaj mnie, bo ci coś odstrzelę. — ostrzegła go patrząc mu w oczy. Nadal trzymała w dłoni pistolet, choć na razie nie celowała nim w Peter'a.

— Ostatnim razem podobało ci się jak cię dotykałem. — kącik jego ust drgnął do góry. Ethel skrzywiła się, choć poczuła przyjemne ciepło u dołu brzucha. Dobrze pamiętała jego dotyk. Szczególnie jego palce. Blondynka trochę ciężej wciągnęła powietrzę. Zerknęła na usta niebieskookiego, ale szybko odwróciła wzrok. Peter zauważył że jej myśli pogrążyły się w wspomnieniach ich namiętnych momentów. Na twarz Hale'a wpłynął nonszalancki uśmieszek. Podobało mu się to jaki miał na nią wpływ. I byłoby pięknie gdyby nie była Argent'em.

— Nie zaprzeczę. — odważnie spojrzała mu w oczy, a jej usta rozciągnęły się w zalotnym uśmiechu. Nie bała się go, choć wiedziała do czego był zdolny. Jedyne co zaczęła teraz odczuwać, to ekscytacja. Świadomość tego z kim miała do czynienia, wcale nie odpychało ją od niego. Nie oceniała go. Każdy ma jakieś powody, może nie zawsze są właściwe, ale gdyby wszyscy byli dobrzy, to świat byłby nudny. — I co teraz zrobimy? — zapytała z nutą zmysłowości. Zerknęła na jego usta przygryzając przy tym dolną wargę, po czym wróciła do jego oczu. Igranie z ogniem było świetną zabawą.

Napięcie, które pojawiło się między nimi było nie do zniesienia.

Ethel ponownie przygryzła dolną wargę. Spojrzenie Peter'a było intensywne i mroczne, co sprawiało że robiło jej się gorąco. Inna osoba na jej miejscu zapewne uciekłaby, wolałaby trzymać się z daleka od kogoś tak niebezpiecznego. W końcu stał przed nią potwór. Właśnie tym był w oczach innych, ale o dziwo nie w oczach Ethel.

Blondynka patrząc mu w oczy stanęła na palcach i zbliżyła swoją twarz do jego. Robiła to powoli aby sprawdzić czy się odsunie, ale on nie drgnął ani o milimetr. Delikatnie przywarła wargami do jego ust. Leniwie zaczęła go całować. Nie odwzajemnił pocałunku, więc po chwili odsunęła się. Peter puścił jej biceps. Złapał za tył jej głowy, po czym przyciągnął ją do pocałunku, który tym razem był intensywniejszy i trochę brutalny. Ethel jęknęła mu w wargi zaskoczona. Puściła broń, po czym oplotła jego kark ramionami, aby przyciągnąć go bliżej siebie. Peter położył dłonie na jej tali. Przyciągnął jej biodra do swoich, na co blondynka westchnęła. Poddali się namiętności i rządzy.

Czy był to błąd? Prawdopodobnie tak. Czy to ich w tej chwili obchodziło? Zdecydowanie nie.

Peter przyszpilił Ethel do drzewa.

— Nie waż się. — oderwała się od jego ust na chwilę, gdy Peter zamierzał zedrzeć z niej ubranie. Spojrzała mu w oczy. Położyła dłoń na jego klatce piersiowej i lekko odepchnęła od siebie. Odpięła pasek swoich spodni. Widząc co ona robi, Peter również odpiął swój pasek. Ethel ściągnęła spodnie razem z majtkami, obnażając całkowicie swoją dolną partię ciała. Niebieskooki ściągnął spodnie z bokserkami do kolan, wystarczająco nisko by nie krępowały jego ruchów.

Peter złapał Ethel pod uda. Blondynka podskoczyła, po czym oplotła jego biodra nogami, a szyję ramionami, aby zachować równowagę. Na powrót zaczęli się całować. Czuła jak jego członek ociera się o jej wejście. Peter mocniej ścisnął jej biodra, palce wbiły się w miękkie ciało. Cicho warknął, gdy poczuł jak sięgnęła jedną ręką do jego członka. Naprowadziła go do swojego wejścia, a on pchnął gwałtownie biodrami wchodząc w nią jednym ruchem. Ethel krzyknęła, ale Peter wargami stłumił jej krzyk. Nie dał jej czasu na przyzwyczajenie się do jego rozmiaru. Jego ruchy niemal od razu nabrały szybkiego i trochę brutalnego tępa. Jedna z rąk niebieskookiego zawędrowała pod jej bluzkę i stanik. Zaczął ugniatać jedną pierś. Ethel z ledwością nadążała za jego zachłannymi ustami, nie mówiąc już o ruchach jego bioder, które z każdą chwilą przyspieszały. To był sprint ku osiągnięciu szczytu.

— Peter, ja... — ledwo dała rady wydusić z siebie dwa słowa. Peter odsunął głowę trochę do tyłu aby móc spojrzeć jej w twarz gdy będzie dochodzić. Jego oczy świeciły się na błękitno, a ruchy bioder jeszcze bardziej przyspieszyły. Ethel rozchyliła wargi, choć z jej ust nie opuścił żaden krzyk, gdy orgazm nagle w nią uderzył. Peter wykonał jeszcze kilka pchnięć, po czym sam doszedł, cicho przy tym warcząc.

Niebieskooki oparł czoło o jej ramię. Ich oddechy były nierówne.

— Wcześniej o to nie spytałem... — cicho odchrząknął aby oczyścić swój głos. Odchyliła głowę lekko do tyłu, aby spojrzeć w jej twarz. Wciąż w niej był. — Ani razu nie użyliśmy zabezpieczenia. Czy ty?

— Oczywiście że nie. Moim marzeniem jest mieć dziecko z nowo poznanym facetem. — powiedziała poważnym tonem, na co Peter trochę się zmieszał. Uśmiechnęła się głupkowato, a niebieskooki wywrócił oczami. Pogrywała z nim. Nie stosowała antykoncepcji, ale lek który brała uniemożliwiał jej zajście w ciąże. — Biorę tabletki. A teraz wyjdź ze mnie. Opieranie się o drzewo nie jest przyjemne. — westchnęła. Dopiero teraz na prawdę poczuła jak nieprzyjemnie jej skóra ocierała się o chrapowatą powierzchnię drzewa.

Peter wyszedł z niej. Ethel podtrzymała się drzewa aby nie upaść. Nogi miała jak z warty. Chyba będzie miała teraz problem z chodzeniem po lesie. Niebieskooki odsunął się, po czym zaczął ubierać dolną odzież. Ethel skrzywiła się gdy poczuła jak coś ciepłego z niej wycieka. Złapała spodnie oraz bieliznę, po czym schowała się za drzewo. Burknęła pod nosem przekleństwo. Nie miała niczego czym mogłaby się podetrzeć.

— To ci się przyda. — Peter wyjrzał zza drzewa z chusteczkę w dłoni. Ethel spojrzała na niego. Uśmiechał się zuchwale. Wyrwała mu chusteczkę, na co zachichotał.

— Odwróć się. — zażądała, gdy nadal stał obok i na nią patrzył.

— Widziałem cię już nago.

— Ale to nie oznacza że chcę abyś patrzył jak będę ścierać z siebie część ciebie. — oznajmiła z irytacją. Z pewnością nie było to komfortowe dla niej, a on zachowywał się jak zuchwały dupek, który nic nie robił sobie z jej słów. Odsunęła się od niego i schowała za drzewo. W odpowiedzi usłyszała mroczny chichot. Ogarnęła swój wygląd, założyła dolną odzież i dopiero wtedy wyszła zza drzewa. Wyjęła telefon aby sprawdzić przez przednią kamerkę czy ma jakieś ślady po podduszeniu na szyi. Na szczęście nic nie było widać. Najwyraźniej Peter tylko próbował ją wtedy nastraszyć. — Na co się tak patrzysz? — schowała telefon do kieszeni. Podeszła do miejsca gdzie zostawiła swoją broń. Schyliła się po pistolet. Peter nie odrywał od niego wzroku. Oblizał dolną wargę, gdy jego wzrok padł na jej tyłek kiedy schylała się po broń. Ethel zaczynała czuć się dziwnie. Nie potrafiła odczytać wyrazu jego twarzy. Było trochę mroku, pożądania, ale było coś jeszcze, czego nie potrafiła określić. Co mu chodziło po głowie? — Jeśli masz mnie zabić, to się pośpiesz. Nie lubię czekać. — powiedziała nonszalancko, po czym ruszyła przed siebie nie zważając czy niebieskooki za nią pójdzie. Zabawili się, ale teraz musieli wrócić do szukania tropów potwora, a przynajmniej ona tak zamierzała.

— Masz na sobie mój zapach. — stwierdził z lekkością gdy dorównał jej kroku. Ethel zerknęła na niego kątem oka. Po chwili zrozumiała co to oznaczało. Inne wilkołaki wyczują że pachnie Peter'em, co będzie sugerowało że uprawiali seks.

— Było się we mnie nie spuszczać.

— A gdzie indziej miałem to zrobić? W tobie jest najlepiej.

Ethel trąciła go łokciem w bok. Peter skrzywił się i złapał za bok, jakby ten cios był bardzo bolesny. Zrobił przy tym zbolałą minę. Blondynka wywróciła oczami, ale uśmiechnęła się. Jego dramatyzowanie było trochę zabawne. Peter po chwili przestał udawać, kącik jego ust drgnął do góry w zadowoleniu, że ją rozbawił.

Ethel pokręciła głową lekko na boki. Na jej ustach nadal gościł lekki uśmiech. Zamierzała się odezwać, powiedzieć że chyba nadal go lubiła, mimo jego przeszłości i tego co łączyło ich rodziny. Jednak nie zrobiła tego. Trochę spoważniała. Nie po to tutaj przyjechała. Nie powinna wchodzić w nowy związek, czy cokolwiek takiego. To nie było częścią jej planu.

— Najwyżej wymyślimy jakieś kłamstwo. Lepiej by nie wiedzieli o nas, prawda? — patrzyła przed siebie. Nie chciała by zauważył jak dziwny grymas przebiegł na jej twarzy. Czasami łatwiej jej było zachować wewnętrzny spokój i unormować puls, niż zapanować nad mimiką twarzy.

Była poważna, co trochę zdziwiło Peter'a. Od samego początku była żartobliwa, rozluźniona, nie przejmowała się niczym, a nagle coś się zmieniło. Miał ochotę zaprzeczyć. Powiedzieć że czemu mieliby to ukrywać. Mógłby to wykorzystać. Grałby na nerwach Chris'a. Utarłby nosa stadu Scott'a, chwaląc się że jednak ktoś go chce. Jednak z drugiej strony, to byłoby ukazaniem swojej miększej strony, a to przecież było słabością. Wtedy inni mogliby mieć na niego haka, wykorzystując Ethel, bo zaczął ją lubić.

— Tak. — odpowiedział, po dłuższej chwili.

Zapadła między nimi cisza. Pierwszy raz odkąd się poznali. Żadne z nich nie miało ochoty poprowadzić rozmowy dalej. Oboje byli pogrążeni we własnych myślach. Zastanawiali się nad swoimi wyborami i decyzjami. 

****************************

Jak podobał wam się rozdział?

Nie wiem czy obchodzicie walentynki, ale wszystkiego najlepszego z tej okazji <3

Singlom również życzę najlepszego, bo jutro jest nasze święto <3

Dzisiaj robię mały maratonik, więc spodziewajcie się jeszcze jednego rozdziału <3

;D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top