❝𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐩𝐢ę𝐭𝐧𝐚𝐬𝐭𝐲❞

»»————- ⚜ ————-««

𝕆𝕜𝕣𝕦𝕔𝕚𝕖𝕟́𝕤𝕥𝕨𝕠 𝕟𝕒 𝕡𝕠𝕜𝕒𝕫

༺༻✧༺༻

Stado Scott'a oraz ci którzy oficjalnie do niego nie należeli, stali przed związanym na krzesełku ghulem. Byli w lofcie Derek'a, który nie był zadowolony z faktu, że w jego domu znajduje się niebezpieczna kreatura.

Ethel zerknęła w bok. Chirs przyglądał się jej uważnym wzrokiem. Nie tego oczekiwał po siostrze, choć mogło stać się znacznie gorzej, więc nie wygłosił długiej nagany na temat tego co zaszło w rezerwacie. Ethel nie pominęła fragmentu o zabiciu dwóch ghuli, którzy zaatakowali ją i Peter'a. To była samoobrona. Trochę brutalna, ale nadal samoobrona.

Ghul, który wyglądał jak zaginiona dziewczyna, powoli wrócił do zdrowia. Jej rana na głowie zagoiła się. Scott wystąpił przed wszystkich aby zacząć rozmowę.

Ghul nie współpracował. Nie chciała nic im powiedzieć. Padły propozycję szantażu, a nawet tortur, ale McCall stanowczo odmówił, podobnego zdania była połowa jego stada.

Ethel siedziała na kanapie. Derek pozwolił jej wziąć prysznic u siebie. Co było bardzo hojne z jego strony, nie mówiąc już o tym że dał jej ubrania na zmianę, które należały do jego dziewczyny Braeden. 

Blondynka opierała nogi na kawowym stoliku przed nią. Znużonym wzrokiem zerknęła na stado, które próbowało nakłonić ghula do rozmowy. Żałosny widok, pomyślała.

— Żałosny widok, nie sądzisz? — Peter postawił szklankę z whisky na kawowym stoliku, po czym usiadł na krańcu kanapy z własną szklanką napełnioną do połowy alkoholem. Upił łyk, wpatrując się niezadowolonym wzrokiem na buty Ethel, które spoczywały na stoliku. Blondynka zdjęła nogi z stolika, po czym wzięła szklankę i upiła łyk alkoholu. Mruknęła delektując się smakiem whisky. Jak na mocny trunek, smak był dość łagodny i lekko słodkawy.

— Zgadzam się. — usiadła bokiem, oparła lewe ramię o oparcie kanapy. Uśmiechnęła się lekko do Peter'a. To było dziwne że wypowiedział na głos to o czym myślała. Miło było wiedzieć, że ktoś podzielał jej zdanie. — Ktokolwiek wybierał tą whisky, ma dobry gust.

— Mam świetny gust do wszystkiego. — oznajmił dumnie, uśmiechając się przy tym jak paw, który prezentował swój przecudny ogon.

Ethel chciała zapytać czy do kobiet też ma świetny gust, ale ugryzła się w język. W lofcie byli wszyscy, więc rozmowa z Peter'em musiała pozostać na płaszczyźnie ledwo znających się osób.

Chris spojrzał w bok. Zobaczył Ethel rozmawiającą z Peter'em, od razu mu się to nie spodobało. Derek który stał obok Chris'a, podążył jego wzrokiem. Brunet mocniej skrzyżował, skrzyżowane na klatce piersiowej ramiona, jakby widok go zaniepokoił.

Ethel wyczuła na sobie dwa intensywne spojrzenia. Nie musiała nawet spojrzeć w bok, aby wiedzieć do kogo należą. Odsunęła się do tyłu, gdy Peter usiadł bliżej niej. Posłała mu znaczące spojrzenie, ale on wydawał się mieć gdzieś co inni pomyślą. Czuł się swobodnie i zaczynał nawet kokietować. Najwyraźniej nie obchodziło go nic, oprócz jego własnego dobra. Ethel odstawiła prawie pustą szklankę na stolik, po czym po prostu wstała, co nie ucieszyło Peter'a. Nie mogła pozwolić aby ktoś z nich pomyślał, że coś łączy ją z starszym Hale. Nie potrzebowała komplikacji. Blondynka dołączyła do pozostałych. Stanęła obok brata. Spuściła wzrok trochę w dół i skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej. Miała nadzieję że Chris nie zapyta ją o tą dziwną interakcję z starszym Hale.

— Peter cię polubił. — odezwał się Derek. Ethel lekko rozszerzyła oczy gdy na niego spojrzała. Brunet obdarzył ją chłodnym wzrokiem. Blondynka miała przez chwilę wrażenie, że Derek już wszystkiego się domyślił.

— Nie sądzę. — Ethel wzruszyła lekko ramionami. Odwróciła wzrok. Derek za każdym razem patrzył na nią oceniająco. Nie raz miała ochotę rzucić jakiś złośliwy komentarz albo kazać mu się od niej odczepić, ale powstrzymywała się bo wiedziała, że to tylko zaogniłoby spór. Musiała opanować swoje emocje i zachować spokój. Kątem oka zauważyła że Derek przez dłuższy moment się jej przyglądał, po czym odwrócił wzrok. — Wrócę już do domu. — zwróciła się do Chris'a. — Raczej już się tutaj nie przydam.

— Czemu nie możemy jej po torturować? — do grupy dołączył Peter, przez co zwrócił uwagę wszystkich na siebie. — Chociaż troszeczkę? W końcu nie jest człowiekiem. — powiedział nonszalancko, po czym upił łyk alkoholu. Nadal trzymał w dłoni szklankę z whisky.

— Moglibyśmy trochę spróbować. — odezwała się Malia. — Marnujemy tylko czas. — dodała na swoje usprawiedliwienie, gdy Scott spojrzał na nią.

— Zgadzam się z nią. — oznajmił Theo. Malia posłała mu krótkie chłodne spojrzenie, choć była zadowolona że ktoś ją poparł.

— Jesteśmy zdesperowani. — stwierdził Stiles. Nie podobał mu się ten pomysł, ale innego nie mieli. Ghul milczał jak kamień. Nawet manipulacja słowna nie zadziała.

— Chyba nie będziemy jej po prostu bić i ranić? — zapytała Lydia. Scott wciąż milczał, nie był pewny co zrobić.

— Nie musimy. — odezwała się Ethel. Wszystkie spojrzenia spoczęły na niej. Uniosła lekko podbródek do góry i podeszła do związanego ghula. Istota uśmiechnęła się do niej drwiąco. — Kto może wejść do jej głowy.

— Mieliśmy okazję przerabiać to kilka razy, nie koniecznie dobrze to się skończyło. — powiedział Stiles.

— Jeśli nie to, to mam inny pomysł. Bez bicia, ani okaleczania. — oznajmiła Ethel wpatrując się prosto w oczy ghula, który na jej słowa trochę się spiął. Blondynka mogła dostrzec cień paniki w oczach istoty.

— Tortury bez tortur? — zapytała Malia.

— Nie mamy pewności czy w ogóle coś wie. — powiedział Liam.

— Jeśli nie wie nic o bestii, to na pewno powie coś o sobie i czy jest więcej takich jak ona. — oznajmił Peter.

— Nie zrobię jej nic bez waszej zgody. — stwierdziła Ethel.

— Już ją raz postrzeliłaś. — dodał kąśliwą uwagę Theo.

— Jakiś ty bystry. Powinieneś dostać za to medal. — posłała zielonookiemu przesłodzony uśmieszek. Raeken zamierzał się odezwać, ale Liam trącił go lekko w ramię, przez co zielonooki odpuścił.

Wszystkie spojrzenia padły na Scott'a, gdy cisza w lofcie zrobiła się napięta. Czekali na jego decyzję. McCall niechętnie przystał na propozycję Ethel. Byli zdesperowani.

Ethel stanęła przed związanym ghulem. W dłoni trzymała szpikulec do lodu, który dał jej Derek gdy poprosiła o coś długiego, cienkiego i z ostrym końcem. Peter stał zza ghulem i trzymał jej głowę, aby się nie miotała. Zaoferował że pomoże, gdy nikt inny nie był zbyt chętny aby brać udział w torturach. Ethel na chwilę spojrzała na Peter'a, który posłał jej ledwo widoczny uśmieszek. Nie mogła otwarcie odmówić jego pomocy, choć tak czy siak jego zachowanie wydało się dziwnie podejrzane dla pozostałych. Blondynka była pewna że to tylko kwestia czasu zanim ktoś domyśli się że coś ich łączy.

— Będzie bolało i to bardzo. — oznajmiła Ethel zwracając się do ghula. Istota zaczęła panikować gdy blondynka uniosła szpikulec i zaczęła zbliżać ostrą końcówkę do powieki. Jej ruchy były powolne. Chciała nastraszyć ghula, bo miała nadzieję że wymięknie zanim zacznie ją torturować. Istota mimo strachu, nie dała się złamać. Ethel zaczęła powoli wbijać szpikulec w miejsce nad prawym okiem ghula, ale pod brwią. Jako archeolog, poznawała historie różnych kultur, w tym o torturach jakie stosowali. Miała bardzo obszerną wiedzę, choć nie miała za bardzo doświadczenia w takich rzeczach. Dla zgromadzonych mogło się wydawać że wie co robi, bo była opanowana, a jej ruchy zdecydowane, ale pierwszy raz w życiu stosowała tą metodę tortur. Wybrała ją ponieważ była bolesna i podobno bardzo skuteczna, ale i tak była jedną z łagodniejszych tortur, o których Ethel słyszała i czytała.

Ghul zacisnął mocno szczękę, próbując nie krzyczeć, ale gdy Ethel wbiła jeszcze głębiej szpikulec, istota zaczęła krzyczeć z bólu i prosić aby przestała.

Peter zauważył jak grymas niepewności i obrzydzenia mignął na twarzy Ethel. Wyglądało to jakby blondynce wcale nie sprawiało przyjemności torturowanie tej istoty, choć starała się zachować pokerową twarz.

Ethel wyciągnęła szpikulec, gdy Scott odezwał się każąc jej przestać. Blondynka odsunęła się trochę do tyłu, Peter puścił głowę ghula, a Scott zbliżył się do istoty. Ethel skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i oddaliła się trochę od grupy. Krzyki ghula błagające o litość, przypomniały jej to jak ona błagała swojego ojca o litość w swoich koszmarach. Uczucie jak ostre kły wilków rozrywają jej ciało, a Gerard patrzył na to z uśmiechem, przyprawiło ją o nieprzyjemne dreszcze.

— Powiem wam wszystko. — oznajmił słabym głosem ghul, wycieńczony po dużej dawce bólu.

— Kto by się spodziewał, że archeolog zna się na torturach. — powiedział kąśliwie Stiles. Ethel spojrzała na niego lekko marszcząc brwi.

— Tak się składa, że częścią mojej pracy jest poznawanie historii tortur. I niech twój nadaktywny mózg nie stwarza nie wiadomo jakich teorii. Pierwszy raz kogoś torturowałam. — oznajmiła szczerze. To co zrobiła swoim dawnym współpracownikom, którzy ją zdradzili, dla niej nie liczyło się jako tortury. Ucięła każdemu z nich jakąś część ciała w akcie zemsty, a nie dla tego że faktycznie lubiła takie rzeczy albo chciała wydobyć jakieś informacje. Pierwszy raz dopuściła się zabójstwa rok temu, gdy jej życie wywróciło się do góry nogami przez chorobę. To co jej dolegało, zmieniło ją na bardziej brutalną. Wcześniej nie brudziła sobie rąk, bo miała od tego współpracowników. Ona tylko stała i się przyglądała. Nie była dumna z tego, ale czasami była zmuszona przymknąć oko na czyjeś okrucieństwo. Przeważnie nikt nie ginął, ale kilka razy zdarzyło się jej być świadkiem zabójstwa. Dlatego uważała że ma elastyczny kręgosłup moralny. Rozumiała że czasami okrucieństwo może być uzasadnione.

— Wyglądało jakbyś miała w tym doświadczenie. — odezwał się Theo.

— To nazywa się opanowanie w stresujących sytuacjach. — powiedziała Ethel.

Wszyscy na powrót zwrócili uwagę na ghula, który zaczął mówić. Istota powiedziała że było ich tylko troję. Przyciągnęły ich wieści że jakiś stwór zostawia w lesie zwłoki, więc skuszeni możliwością darmowego bufetu przybyli do Beacon Hills. Ghul przyznał że widział jak ten stwór wygląda. Niczego podobnego jeszcze nigdy nie widziała. Przypominał coś demonicznego, pierwotnego, aż sama miała nieprzyjemne dreszcze jak wspominała wygląd tego czegoś. Ghul opisał tą demoniczną istotę. Lydia zdołała naszkicować portret potwora, który grasował w rezerwacie.

Ethel czuła jak krew odpływa z jej twarzy gdy zobaczyła rysunek. Z ledwością zapanowała nad ciałem. Nie mogła zdradzić swojego zaniepokojenia. Nie mogła pokazać po sobie, że bardzo dobrze wiedziała czym był ten potwór. Część niej chciała wierzyć że to wszystko tylko jej się śni, że to nie prawda. Jednak wiedziała że ghul nie oszukiwał ich. Bo jakim cudem wiedziałby jak wygląda haite? Skoro one podobno już nie istniały i kiedyś występowały tylko na terenach dzisiejszej Tanzanii?

Scott i pozostali wypytywali ghula o szczegóły, czy wie czym była ta istota, ale ghul twierdził że nic nie wie, że nigdy wcześniej nie spotkał takiego potwora. 

Ethel wyszła z loftu, twierdząc że musi na chwilę zaczerpnąć świeżego powietrza. Nie przejęła się że niektórych zainteresowało jej wyjście.

Ethel wyszła z budynku. Wyciągnęła telefon, po czym zadzwoniła do jednego z swoich zaufanych przyjaciół, Jack'a.

—... mówiłaś że z nimi skończyłaś. — po drugiej stronie Ethel usłyszała zaskoczony głos przyjaciela. Poprosiła go aby spróbował ponownie wytropić jej dawnych współpracowników, Asher'a i Ave.

— Wiem, ale coś się stało. Zyair nie żyje. I nie, to nie ja go zabiłam. — dodała wiedząc że Jack powie że przecież nie zamierzała żadnego z tej zdradliwej trójki zabić. — Zrobił to haite.

To nie możliwe. Przecież to by oznaczało... 

— Wiem. — jej głos lekko zadrżał. — Oby to był tylko zbieg okoliczności, choć nie wierze w takie rzeczy, ale jeśli nie to... — nie dokończyła. Zaczęła panikować. Złapanie oddechu przychodziło jej z trudem.

Jeśli przeżył, to poradzisz sobie. Zawsze wiesz jak wyjść z kłopotów zwycięsko.

— Tym razem jest inaczej. Mam ochotę się rozpłakać i schować w jakiejś dziurze. Spróbować zapić się na śmierć, choć wiem że mi się nie uda. — załkała. Jej oczy były zaszklone. Miała małe załamanie nerwowe. Zaśmiała się przez łzy. Na szybko otarła łzy, które spłynęły po jej policzkach. Odetchnęła głęboko aby się uspokoić. Nie zamierzała pozwolić strachowi przejąć kontroli. Nie mogła pozwolić sobie na klęskę. Była silna. Twardo trzymała się tej myśli. Cokolwiek stanie jej na drodze, poradzi sobie z tym. Już tyle razy pokonywała różne trudności, z nadprzyrodzonymi kłopotami też sobie poradzi. Starała się w to wierzyć, wierzyć w swoje możliwości. — W takich chwilach, cieszę się że mam przyjaciół takich jak ty.

Też jestem wdzięczny losowi za taką irytującą wredotę jak ty.

Ethel zachichotała. Usłyszała po drugiej stronie śmiech Jack'a. Ktoś do niego mówił. To był dziewczęcy głos. Ethel uśmiechnęła się słysząc w tle głos córki jej przyjaciela. 

Muszę kończyć. Moja księżniczka domaga się atencji. Dam ci znać gdy ich wytropię.

— Dziękuję Jack. Jestem ci wdzięczna. — usłyszała dźwięk rozłączonego połączenia. — I to nawet nie wiesz jak bardzo. — dodała choć wiedziała że jej przyjaciel tego nie usłyszał. Schowała telefon do kieszeni kurtki. 

Ethel spojrzała na budynek. Odetchnęła głęboko. Wyjęła z kieszeni kurtki fiolkę z tabletkami, odkręciła ją po czym połknęła trzy tabletki.

— Mam to pod kontrolą. — przybrała na twarz maskę, po czym ruszyła aby wejść do budynku

Blondynka wyszła z windy. Wtedy usłyszała dwa strzały z broni. Szybko podbiegła do żelaznych drzwi, zza których padły strzały. Otworzyła je czując jak szybko wali jej serce. Zobaczyła Chris'a stojącego nad leżącym na podłodze ghulem. Istota najwyraźniej uwolniła się. Peter klęczał obok Malii, która siedziała na podłodze. Jej ramie krwawiło. Starszy Hale zaoferował jej rękę, aby pomóc wstać, ale dziewczyna przyjęła pomoc Scott'a.

— Co tu się stało? — Ethel podeszła szybkim krokiem do brata. Nie wyglądał na rannego, dzięki czemu jej ulżyło.

— Jakimś cudem się uwolniła. — wyjaśnił Chris.

Peter z wściekłością spojrzał na ghula, który leżał z dziurą w głowie. Unieszkodliwiło ją to na jakiś czas. Starszy Hale był zły, że to coś zaatakowało jego córkę. Ruszył w kierunku ghula. Zanim ktokolwiek zdążył go powstrzymać, niebieskooki podniósł ghula i z dużą siłą roztrzaskał jej głowę o podłogę. Czaszka pękła po zetknięciu z twardą powierzchnią. Krew i mózg rozbryzgały się po podłodze.

— Nie musicie mi dziękować. — oznajmił Peter, po czym jak gdyby niby nic, poszedł do kuchni aby zrobić sobie drinka.

Pozostali byli oszołomieni zdarzeniem, ale nie zaskoczeni zachowaniem Peter'a. Jedynie Ethel wydawała się niewzruszona. Przez jej myśl przeszło Okrucieństwo na pokaz. W końcu większość z nich widziała w Peter'ze głównie potwora, choć nie zdawali sobie sprawy że nie był tylko psychopatycznym mordercą. Miał namiastkę dobra w sobie, ale nie okazywał tego, bo nikt w niego nie wierzył. Dlatego nie starał się aby pokazać innym swoją lepszą stronę, bo i tak uznaliby to za fałszywość z jego strony.

****************************

Jak podobał wam się rozdział? Chciałabym zapytać was o szczerą opinię dotyczącą tej książki. Jak podobają wam się relacje bohaterów, główna bohaterka? Co myślicie o tej historii. Czy macie jakieś teorie kim jest tajemniczy potwór? 

Śmiało, piszcie co uważacie

 ;D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top