❝𝐑𝐨𝐳𝐝𝐳𝐢𝐚ł 𝐝𝐳𝐢𝐞𝐰𝐢ę𝐭𝐧𝐚𝐬𝐭𝐲❞
»»————- ⚜ ————-««
ℕ𝕠𝕨𝕖 𝕜ł𝕠𝕡𝕠𝕥𝕪
༺༻✧༺༻
Omawiali plan złapania haite. Był dość prosty, ale wykonanie go nie było łatwe. Osoba przemieniająca się w demoniczną bestie możliwe, że nie wiedziała co się z nią dzieje. Dlatego zamierzali go złapać i uwięzić, a później znaleźć rozwiązanie jak tej osobie pomóc.
Derek i Chris stali obok siebie. Argent miał zirytowany wyraz twarzy, a Hale skrzywił się zniesmaczony. Oboje patrzyli na Ethel i Peter'a, którzy stali obok siebie. Stiles powtarzał omawianie szczegółów planu. Ethel i Peter w tym samym czasie obdarzyli Stilinski'ego oceniającymi spojrzeniami, kąciki ich ust uniosły się ku górze w drwiącym uśmieszku. Jednocześnie spojrzeli na siebie nawzajem, co wyglądało jakby przekazali sobie coś bez użycia słów. Dziwnie było patrzeć jak byli zsynchronizowali, jakby ich myśli były podobne. Mogłoby to być urocze jeśli nie chodziłoby o nich. Peter i Ethel razem? To nie mogło skończyć się dobrze, a przynajmniej takie zdanie mieli Derek i Chris.
Pozostała część stada zauważyła, że coś jest nie tak. Fakt że Peter dobrowolnie zgodził się wziąć udział w planie schwytania haite, był podejrzany, nie mówiąc już o tym że ciągle zagadywał Ethel. Rozmawiali ze sobą, jakby znali się nie od dziś. Blondynka nie raz uśmiechała się na jego złośliwe komentarze skierowane ku któremuś z członka stada.
— Może uciszysz swojego chłopaka. — odezwał się zirytowany Derek, gdy przez komentarz Peter'a, Stiles przerwał omawianie szczegółów planu. Zapadła cisza. Nie tylko Derek'a, zachowanie Peter'a wkurzało. Starszy Hale rzucał kąśliwe docinki, komentował że lepszy plan wymyśliłoby dziesięcioletnie dziecko. Drażnił się z nimi, jak to miał w zwyczaju.
Ethel spojrzała na bruneta. Derek patrzył prosto na nią, ale po chwili poczuła na sobie znacznie więcej spojrzeń. Zapadła niezręczna cisza, pytania zawisły w powietrzu.
— Nie przypominam sobie abym miała chłopaka. — stwierdziła w udawanym zamyśleniu i wzruszyła lekko ramionami. Zerknęła na Peter'a. Uśmieszek cisnął się jej na usta, ale zapanowała nad tym.
— A chcesz mieć? — uśmiechnął się sugestywnie Peter. Oczywiście to była z ich strony gra. Derek i Chris wiedzieli że się spotykają, więc nie było sensu ukrywać tego przed pozostałymi.
— Chętnie. — odwzajemniła uśmiech niebieskookiego. Złapała go za koszulę, po czym przyciągnęła do pocałunku. Peter złapał ją pod uda, a ona podskoczyła. Oplotła jego biodra nogami. Niebieskooki oparł ją o blat stołu. Całowali się bardzo namiętnie, nie zaprzątając sobie głów widownią, choć właściwie zrobili to specjalnie aby zszokować pozostałych.
Zdziwienie, szok i odrobina obrzydzenia.
Niektórzy byli zmieszani, inni patrzyli na tą scenę z szeroko otwartymi oczami.
Theo zakrył dłonią oczy Liam'a, gdy scena całowania wyglądała, jakby zaczęła przeradzać się w coś więcej. To nie przypominało ani odrobinę wymiany niewinnych pocałunków. Stiles odwrócił się mówiąc, że ten widok zostanie w jego głowie na zawsze i będzie nawiedzać go w koszmarach. Scott i Lydia spuścili wzrok skrępowani. Twarz Isaac'a przybrała czerwonego koloru, a Theo i Malia patrzyli z niesmakiem.
Chris i Derek postanowili przerwać tą absurdalną scenę. Brunet pociągnął Peter'a mocno do tyłu, odrywając go od Ethel. Starszy Argent złapał siostrę za ramię i ściągnął ją z stołu, po czym odciągnął jak najdalej od niebieskookiego.
— Co to było? — zapytał szeptem Chris, zwracając się do siostry. Był zły. Ethel uśmiechnęła się niewinnie i wzruszyła tylko ramionami.
— Czy tylko ja mam wrażenie że coś mnie ominęło? — odezwał się skołowany Isaac. Nie tylko on był zaskoczony.
— O boże, to ona jest tą kobietą z którą poszedłeś na randkę. — stwierdził Stiles, który jak zwykle jako pierwszy szybko poskładał wszystko w całość. Pozostali wydali zdumione i zaskoczone odgłosy. Nie oczekiwali takiego obrotu spraw.
— Wiedzieliście? — zapytał Scott, zwracając się do Derek'a oraz Chris'a.
— Nie z początku. — odpowiedział Chris. Starał się być spokojny, ale miał ochotę posłać Peter'owi kulkę między oczy. Nie potrafił zrozumieć co Ethel w nim widziała.
— Żmija spotkała żmiję. — stwierdził kąśliwie Theo.
— I kto to mówi. — odezwała się Malia. Posłała Raeken'owi krótkie chłodne spojrzenie. Peter cicho zachichotał. Jakie to było miłe uczucie, gdy jego córka choć trochę stawała w jego obronie.
— Szok i nie dowierzanie. Ta scena zniszczyła mnie psychicznie. Ale wróćmy do omawiania planu, bo jeśli się na tym nie skupimy, to zginą kolejne osoby. — powiedział Stiles. Trzeba było zachować powagę. Nie spotkali się tutaj aby omawiać kto i z kim sypia.
༺༻✧༺༻
Ethel przyglądała się jak Chris kończył malować symbole na podłodze w opuszczonym magazynie na obrzeżach miasta. Pułapka na demony.
— To się nie uda. — oznajmiła Ethel. Była wręcz pewna na sto procent, że ich plan się nie powiedzie.
— Twój związek z Peter'em również. — ostatni raz przejechał pędzlem po betonie. Skończył malować, po czym wstał. Spojrzał na siostrę, która wyglądała na niezadowoloną. — Tak tylko głośno myślę. Nie mogę zrozumieć czemu akurat on. Mogłaś wybrać jakiegokolwiek innego wilkołaka czy inną istotę.
— Nie zaczynaj tematu. Skupy się na tym po co tu jesteśmy. — skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej.
Chris nie ciągnął tematu. Ethel miała rację, w tym momencie były ważniejsze sprawy.
— Nie sądzę by był on na tyle głupi aby dać złapać się w tą pułapkę. — skinęła głową na narysowany na podłodze pentagram z runami łapiącymi demoniczne istoty.
— On? — zapytał Chris zauważając, że określiła haite męskim zaimkiem. Nie było pewności czy osoba przeklęta to kobieta czy mężczyzna.
— Albo ona. Mało istotne. Najważniejsze aby powstrzymać tego potwora. — odwróciła się, po czym ruszyła ku wyjściu z magazynu.
Nie wiedział czemu, ale przeczucie podpowiadało Chris'owi że to nie przypadek że Ethel określiła haite męskim zaimkiem. Od samego początku była sceptycznie nastawiona do ich planu. Czy wiedziała więcej niż oni? To pytanie przebiegło przez myśli Chris'a. Może znowu nie była z nim całkowicie szczera.
Plan był prosty, zaciągnąć haite do magazynu aby wpadł w pułapkę. Budynek był częściowo obsypany popiołem górskim. Wystarczyło sypnąć garść czarnego pyłu w jednym miejscu aby zamknąć krąg. Stiles i Lydia mieli tego dopilnować. Pułapka na demony miała haite zatrzymać, do momentu aż podadzą bestii środek uspokajający, który przygotował dla nich Deaton. Nie było pewności czy to zadziała, ale musieli spróbować. Mieli również łańcuchy z runami, które łapią mroczne istoty. Najważniejszym elementem było, przynęta. Ktoś musiał zaciągnąć haite do magazynu. Chris zaproponował siebie. Haite nie polowały na inne nadprzyrodzone istoty, więc to człowiek musiał być przynętą. Stiles odpowiadał za zamknięcie kręgu, aby haite nie mógł się wydostać, więc on odpadał. Ethel chciała być przynętą, ale Chris się na to nie zgodził. Twierdził że nie pozwoli jej tak ryzykować. Pozostali mieli być w pogotowiu. Być blisko, ale nie aż tak, aby haite nie zauważył że to pułapka.
Ethel szła, mocno zaciskając dłoń na podłużnym przedmiocie przypominającym grubą metalową rurkę. To było urządzenie emitujące specjalnie niskie ultra dźwięki, które odstraszały haite. Gdyby potwór nie złapał haczyka, którym był Chris, pozostali używając ultra dźwięków mieli przegonić haite w kierunku magazynu.
Blondynka zerknęła w bok, na Derek'a. Wolała pójść z Peter'em w parze, ale młodszy Hale stwierdził, że lepiej będzie jak to on z nią pójdzie. Pozostali szybko przystali na tą propozycję, jakby obawiali się że ona razem z Peter'em coś knują. Uważała to za paranoję z ich strony, choć trochę ich rozumiała. Nie znali jej, ale skłonności Peter'a już tak.
— Możesz przestać patrzeć na mnie nienawistnym wzrokiem jakbym zabiła ci rodzinę? — zerknęła kątem oka na bruneta. Na prawdę miała dość jego zachowania. Nic mu nie zrobiła, a traktował ją jak najgorszego wroga.
— Jesteś siostrą morderczyni mojej rodziny, a do tego sypiasz z kimś kto zabił moją siostrę.
— Sam jesteś spokrewniony z mordercą własnej siostry. Nie odpowiadam za czyny Kate, ani za czyny Peter'a. Dlatego przestań nienawidzić mnie za coś na co nie miałam wpływu. — westchnęła cicho. To było męczące. Odkąd stado Scott'a ją poznało, traktowali ją na dystans. Byli nieufni, ostrożni. Gdy tylko dowiedzieli się że sypia z Peter'em, jeszcze bardziej zdystansowali się, jakby uznali że nie była warta bliższego poznania. Nie zrobiła im nic, za co mogli mieć do niej uraz. Nie próbowali nawet jej bliżej poznać. Odgórnie uznali ją za złą. Chyba zaczynała rozmieć jak czuł się Peter. Jego również uznali za złego, choć w jego przypadku mieli uzasadnienie. — Gdy Kate cię wykorzystała i podpaliła twój dom, mnie już dawno nie było w Beacon Hills. Gerard wysłał mnie do szkoły z internatem tym samym uznając za plamę na honorze rodziny. Wyrzekł się mnie, podobnie zrobiła Kate. Dlatego jeśli okażesz się na tyle okrutny aby porównać mnie do Gerarda albo Kate, to wiedz że bardzo mnie to zrani. Łączy mnie z nimi krew, ale nie uważam ich za rodzinę. — zerknęła na Derek'a, którego wyraz twarzy trochę złagodniał. Może w końcu coś do niego dotarło, pomyślała Ethel. Na prawdę bolało ją, gdy ktoś porównywał ją do jej rodziny. Nie była jak oni, nawet nie była jak Chris.
Derek stanął w miejscu. Ethel zrobiła po chwili to samo, gdy zauważyła że nie idzie obok niej. Blondynka zerknęła na Hale.
— Wcale cię nie nienawidzę. — oznajmił Derek.
— Jakoś dziwnie okazujesz tą nie nienawiść. — skrzyżowała ramiona na klatce piersiowej i uniosła brew. Widziała jak Derek wzdycha.
— Po prostu jesteś podobna do niej z wyglądu. To mnie tak bardzo drażni, a do tego sypiasz z Peter'em. Zmusiłaś go by mnie przeprosił?
Ethel uniosła brwi zaskoczona pytaniem Derek'a. Po chwili na jej wargach zagościł lekki uśmiech. Peter nic jej nie wspomniał o jakichkolwiek przeprosinach.
— Na prawdę to zrobił? — zapytała z nutą radości. To było miłe zaskoczenie. — Myślałam że moje słowa do niego nie dotarły. Rany, chyba nadaję się na psychologa.
— Albo ma do ciebie słabość.
— Weź, nawet nie żartuj. — machnęła dłonią, nie biorąc jego słów na poważnie. Peter nie mógł mieć do niej słabości. Mógł ją lubić, ale nic poza tym.
— Ja nie umiem żartować.
— Zauważyłam. Na prawdę myślisz że ma do mnie słabość? — jego słowa dały jej do myślenia. Zauważyła że Peter stał się wobec niej zaborczy, ale zwaliła to na pierwotne zachowanie wilków, które mają skłonności do zaznaczania terytorium i uznawana co należy do nich.
— Żałuję że się odezwałem. — ruszył przed siebie. Ethel podążyła za nim.
— Jestem pewna że chcesz wiedzieć, co na prawdę mnie z nim łączy. Odpowiedź jest prosta i krótka...
— Nie mów tego. — mruknął oschle, na co Ethel uśmiechnęła się szeroko.
— To seks. — powiedziała to specjalnie, aby wprawić go w zakłopotanie.
Derek westchnął ciężko. Żałował że poszedł z nią w parze. Na prawdę nie chciał słuchać co robiła z jego wujem. Ale najwyraźniej, tak jak Peter, ona również nie czuła żadnego skrępowania ani nie miała pohamowania, aby rozmawiać o tak intymnych rzeczach.
— No dobrze, gburkowy wilczku. Nie będę cię męczyć. — powiedziała z nutą rozbawienia.
Derek posłał jej zabójcze spojrzenie, mówiące jasno aby nigdy więcej go tak nie nazywała. Jednak Ethel nic sobie z tego nie zrobiła. Ani odrobiny się go nie obawiała. To było nawet urocze i zabawne że próbował ją nastraszyć.
Hale nagle zatrzymał się. Rozejrzał się po okolicy, mocniej zaciągając zapachem. Zmarszczył brwi, gdy do jego uszu doszły dźwięki bicia aż pięciu serc. To nie był nikt z stada, inaczej poznałby ich po zapachu. Derek zamierzał się odezwać, ale wtedy niski ultra dźwięk zwalił go z nóg. Upadł na kolana i przykrył uszy dłońmi. Mocno zacisnął szczękę, gdy jego głowę przeszył okropny ból.
Ethel rozejrzała się. Zamierzała wyciągnąć broń, ale wtedy na jej klatce piersiowej pojawiła się czerwona kropka. Zerknęła na Derek'a. To musieli być łowcy. Upuściła latarkę na ziemię, po czym uskoczyła za drzewo. Uciekła.
Łowcy podeszli do Derek'a i okrążyli go. Jeden z nich zamierzał ruszyć za Ethel, ale jego kolega oznajmił że nie potrzebują człowieka. Zgłosił komuś przez komunikator, że dopadli kolejnego wilkołaka.
— Już nie jesteś taki silny, co? — jeden z łowców zadrwił. Stanął przed Derek'em. Brunet uniósł głowę i posłał mu wściekłe spojrzenie. Łowca uderzył go w twarz końcem karabinu. Hale upadł na ziemię.
Inny łowca trzymał w dłoni podłużne urządzanie, które emanowało ultra dźwięk. Kolejny z nich zbliżył się do wilkołaka. Rozsunął pałkę elektryczną. Nacisnął przycisk, a urządzenie wydało z siebie charakterystyczny dźwięk przepływającego prądu. Derek zerknął na urządzenie. To z pewnością będzie bolało. Nie mógł uwierzyć, że Ethel tak po prostu uciekła i go zostawiła. Twierdziła że nie jest taka jak Kate, a jednak zrobiło coś czego można było spodziewać się po jej siostrze.
Łowca zamierzał porazić Derek'a bardzo wysokim napięciem prądu, który miał sprawić że ten straci przytomność, choć zanim to miałoby nastąpić, wiłby się na ziemi w okropnych boleściach. Jednak łowca nie zdołał przyłożyć elektrycznej pałki do ciała bruneta. Strzał z broni rozniósł się echem po okolicy, a łowca upadł na ziemię z dziurą w głowie. Jego koledzy, od razu spięli się i rozejrzeli za zagrożeniem. Kolejny strzał, i kolejny łowca padł martwy.
Ostrze przeleciało między drzewami i wbiło się w klatkę piersiową trzeciego łowcy, trafiło idealnie w jego serce. Upadł na ziemię krztusząc się własną krwią. Ethel wyłoniła się zza drzewa i podbiegła do czwartego łowcy. Ten odwrócił się słysząc za sobą ruch. Blondynka miała dwa ostrza. Mężczyzna próbował osłonić się karabinem i spróbować ją postrzelić, ale Ethel zraniła go w rękę, przez co opuścił broń, a później jednym płynnym poziomym ciosem, poderżnęła mu gardło. Podtrzymała mężczyznę, gdy ostatni łowca wycelował w nią z karabinu, chcąc postrzelić. Użyła jego ciała jako tarczy. Ochroniła się ciałem, po czym pchnęła trupa na łowcę, gdy ten przeładowywał broń, aby oddać kolejne strzały. Mężczyzna prawie się przewrócił, gdy trup jego kolegi na niego poleciał. Odepchnął zwłoki, ale odwróciło to jego uwagę na chwilę. Tyle wystarczyło, aby Ethel uderzyła go pięścią w twarz. Miała na dłoni kastet, więc jej cios był znacznie mocniejszy niż normalnie. Mężczyzna upadł na ziemię i złapał się za krwawiący nos. Zamierzał sięgnąć po karabin, który upuścił, ale Ethel kopnęła go w twarz. To wystarczyło, aby stracił przytomność.
Ethel odgarnęła kosmyk włosów z twarzy. Spojrzała na leżące urządzanie na ziemi. Podeszła do niego, po czym je przełamała. Derek mógł już puścić uszy. Hale podciągnął się do siadu. Otarł rękawem bluzki stróżkę krwi spływającą po jego brodzie. Rana szybko się zagoiła, ale krew nie zniknęła. Ethel stanęła przed nim. Wyciągnęła ku niemu dłoń. Derek uniósł głowę. Spojrzał na jej dłoń. Trwało to dłuższą chwilę, przez co blondynka pomyślała że nie przyjmie jej dłoń i zamierzała ją wycofać, ale wtedy Derek złapał ją za rękę. Pomogła mu wstać. Dość mocno podciągnęła go, przez co prawie na nią wpadł. Dzieliło ich zaledwie kilka centymetrów. Ethel poczuła się dziwnie skrępowana, gdy ich spojrzenia skrzyżowały się ze sobą. Wzrosło między nimi napędzie. Nadal trzymała go za rękę.
— Myślałeś że cię porzuciłam, prawda? — kąciki jej ust nieznacznie podniosły się do góry. Była wręcz pewna że tak o niej pomyślał.
— Tak. — powiedział półszeptem. To było tak dziwne i denerwujące, że przypominała Kate. Cofnął się do tyłu i zabrał rękę.
— Tak zrobiłaby Kate.
— Ale ty nią nie jesteś.
Ethel poczuła przyjemne ciepło w klatce piersiowej. Jego słowa trochę ją poruszyły. Może przestanie mieć do niej złe nastawienie? W końcu chwilę temu uratowała mu życie. Blondynka uśmiechnęła się łagodnie.
— Wiem. — powiedziała z nutą dumy.
Derek pierwszy urwał ich kontakt wzrokowy. Zrobiło się niezręcznie, a przynajmniej on tak to odczuł. Brunet rozejrzał się dookoła. Ethel zabiła czterech łowców.
— Dziękuję. — odezwał się po dłuższej chwili ciszy. Wypadało jej podziękować.
Ethel jedynie skinęła głową. Nie uciekła, tylko wycofała się aby sprawdzić jak wielu pojawiłoby się łowców. Gdyby została i spróbowała walczyć, nie poradziłaby sobie z pięcioma łowcami na raz. Musiała zaatakować z zaskoczenia, dzięki temu miała przewagę. Mogła zabić każdego z nich po kolei, nie martwiąc się że sobie nie poradzi. Nie była typem osoby, która zostawia innych w tyle, a sama ratuje swoją skórę. Miała wiele wad, ale nie była tchórzem i nie była aż tak egoistyczna.
Oboje dostali jednocześnie smsy od Chris'a. W wiadomościach pisało że do Beacon Hills wrócili ludzie Monroe.
******************************
Jak podobał wam się rozdział?
;D
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top