26
Obudziłem się równo z Klausem w krypcie, spojrzałem na Freyę, aby ocenić czy wszystko z nią w porządku. Ona lekko się do mnie uśmiechnęła, spojrzałem za siebie i zobaczyłem skuloną Vivian. Jej włosy były roztrzepane, świdrowała wzrokiem całe pomieszczenie, nie opuszczając nadal kręgu.
- Vivian, chodź do mnie. -powiedziałem, wystawiając do niej rękę. Ona niepewnie podeszła do mnie.
- Mam nadzieje że nie będę tego żałować, braciszku. - zarzucił Klaus na odchodne i zniknął. Freya ruszyła w stronę domu, a ja powoli prowadziłem Vivian za nią.
- Co to? - cichutko spytała wskazując na samochód.
- To jest auto, można tym podróżować, przewozić coś. Nic ci się nie stanie. - nie chciałem wspominać jej od razu, że jak pod niego wpadnie to jest wielkie prawdopodobieństwo, że zginie. Pragnąłem ją powoli przyzwyczaić do świata w którym przyszło jej teraz żyć.
- Nadal nie wiesz kim jesteś?
- Mam na imię Vivian, miałam rodzinę. Ty jesteś Elijaha. Prawda? - zapytała, a ja przytaknąłem.
- Powiedziałaś mi, że nie wiesz kim jesteś Vivian.
- Bo nie wiem, ja umarłam, czułam jak ogień wypalał dziury w moim ciele. Czułam to. Więc czemu tu jestem? Czemu nie ma mojej rodziny? Czemu ty tu jesteś? Czemu nie byłeś przy mnie? Czemu tam tej nocy gdy obiecałeś przyjść, ciebie nie było?
Obróciłem ją w swoją stronę i ująłem w dłonie jej piękna twarz.
- Jestem teraz z tobą, to się liczy Vivian. Będę twoją nową rodziną, zaopiekuje się Tobą. - starałem się mówiąc jak najbardziej przekonująco aby mi zaufała. Po chwili przypomniałem sobie jej słowa dotyczące tej nocy. - Ale Vivian my nie mieliśmy się wtedy spotkać.
- Napisałeś do mnie list Elijaha. Położyłeś przy oknie, razem z kwiatkiem. Chciałeś się ze mną spotkać, a gdy poszłam w nasze miejsce Ciebie nie było. Za to byli oni, oni mnie skrzywdzili. - jej głos zaczął się łamać, a ja szybko przytuliłem ją do siebie. Jej łzy skapywały na moją koszule a małe rączki, uformowały się w piąstki, ściskając moją marynarkę.
- Zabiorę Cię do domu, Vivian.
Podniosłem ją, obejrzałem się dookoła czy nie mamy zbędnej widowni, po czym w wampirzym tempie, wyprzedzając Freyę, zaniosłem Cię do sypialni.
- Ten pokój jest wielkości mojej chaty. - odparła wpatrując się w meble.
- Nie ma już chaty, to jest moja sypialnia. Będziesz tutaj spać, jeśli nie będziesz chciała abym tu z Toba był w nocy, będę spać w pokoju obok. Jeśli się przestraszysz, po prostu wołaj. Chodź, pokaże ci wszystko.
Ująłem jej dłoń i poprowadziłem do toalety połączonej z moim pokojem.
- To jest nasza łazienka, jeśli chcesz umyć się w ciepłej wodzie odkręcasz kurek czerwony, pokaże ci- zademonstrowałem jej, jak powinna odkręcać wodę, sama spróbowała abyśmy mieli pewność, że nie zaleje toalety.
- Co to? - wskazała na szafkę z kosmetykami.
- To żele do mycia ciała, włosów, kremy. Tobie też takie kupię. Tylko po prostu nie dziś.
Ona przytaknęła, a ją z powrotem zabrałem ja do sypialni.
- Może chcesz odpocząć?
- Tak, jeśli mogę.
- Nie możesz spać w tej sukni, poszukam ci czegoś na przebranie. Poczekaj tu, ja zaraz wrócę.
Po tych słowach opuściłem pokój, udając się do Freyi z prośbą o pomoc. Gdy już dała mi przebranie dla Vivian, szybko ruszyłem w stronę sypialni. Przystanąłem w progu, gdy zobaczyłem nagą Vivian, stojącą do mnie tyłem. Starała się palcami rozczesać swoje włosy. Mimo wspaniałego widoku, nie powinienem się w nią wpatrywać jeśli ona tego nie chcę. Zbierając w sobie siły, odwróciłem wzrok i głośno odchrząknąłem. Dziewczyna podskoczyła lekko, automatycznie zasłaniając dłońmi.
- Kładę ci tu przebranie. Gdy się ubierzesz, zawołaj mnie.
Opuściłem pomieszczenie, opierając się o drzwi i odchylając głowę do tyłu. Bałem się, że Vivian nie odnajdzie się w tym świecie, a ja będę szukał w niej dziewczyny która być może już nie istnieje.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top