12

PRZESZŁOŚĆ

Czekałem przed zamkiem na pojawienie się Vivian, zbliżała się już godzina rozpoczęcia balu, a jej nadal nie było. Zaczynałem obawiać się, że rozmyśliła się, lub co gorsza poszła z kim innym. Gdy dzwony wybiły, a wszyscy goście zniknęli za wielkimi, zdobionymi drzwiami, ja straciłem nadzieję. Nerwowo poprawiłem włosy i powoli ruszyłem w stronę wejścia. Nie mogłem przecież uciec jak tchórz.

- ELIJAHA! - usłyszałem czyjeś wołanie, dosyć głośne co uderzyło w moje wyczulone na dźwięki uszy. Odetchnąłem z ulgą, gdy zobaczyłem Vivian która niemal wpadła w moje ramiona. Wyglądała jak anioł, nie potrafiłem odnaleźć odpowiednich słów aby wyrazić jaka jest piękna.

- Vivian. - szepnąłem cicho w jej jedwabiste włosy, napawając się jej zapachem. Ona nic nie odpowiedziała , ale zacisnęła swoje małe piąstki na moich plecach.

- Musimy już wejść. - szepnąłem przy jej uchu, delikatnie muskając ustami płatek jej ucha. Ona nieśmiało kiwnęła głową, podałem jej ramię i ruszyliśmy na bal. Wielkie drzwi otworzyły się przed nami i wszystkich spojrzenia skupiły się na nas. Szczególnie na Vivian której kreacja rzucała się w oczy.

- Dziwnie się czuje. - szepnęła Vivian, a ja lekko ścisnąłem jej dłoń.

- Unieś wysoko głowę i uśmiechaj się do ludzi, wszystko będzie dobrze. - powiedziałem licząc, że dodam jej tym trochę otuchy.

Na sali grała muzyka do tańca i wszyscy powrócili do swoich tańców, bądź rozmów.

- To najsławniejsi lordowie w okolicy. - szepnąłem Vivian na ucho, delikatnie wskazując głowę w stronę grupki mężczyzn którzy wesoło o czymś gestykulowali. Otuliłem ją ramieniem i poprowadziłem w stronę Klausa, który zajęty był w cichym kącie Aurorą.

- Możemy się dołączyć? - zapytałem brata z uśmieszkiem na twarzy. On odsunął się od ust Aurory i rzucił mi wściekłe spojrzenie, wiedziałem, że zaraz odpowie żebyśmy sobie poszli ale Aurora go wyprzedziła.

- Oh, ty musisz być Vivian. - odpowiedziała klaszcząc delikatnie w dłonie i zbliżając się do nas, tym samym odsuwając się znacznie od Klausa.

- Tak, miło mi cię poznać Auroro. - podała jej dłoń, normalny gest który jednak Aurora przyjęła z  nutką pogardy. Według niej przyprowadziłem na bal 'wieśniaczkę'.

- Jak ci się podoba, tutaj wśród możnowładców i bogaczy? Nie czujesz się tu gorsza? - zapytała Aurora z ciekawością wypisaną na twarzy. Vivian jednak zdawała się nie zauważać tego, czemu tak naprawdę Aurora dobiera tak słowa. Ale we mnie gotowało się już od złości, przysunąłem się bliżej Vivian i dyskretnie szepnąłem na ucho:

- Zatańczmy, skarbie.

Jednak ona zignorowała co do niej mówię i skupiła się na rozmowie z rudowłosą.

- Piękny zamek, naprawdę mi się tutaj podoba. Zostałam jednak wychowana, aby nie zazdrościć ludziom z wyższych sfer, bo ty za taką się uważasz, ponieważ kiedyś wszyscy będziemy sobie równi. Nie można dzielić ludzi na gorszych lub lepszych na podstawie ich stanu majątkowego.- dodała moja ukochana, a ja byłem z niej dumny.

- Nie wiesz nic o życiu, jesteś jeszcze małą naiwną dziewczynką która uważa, że mężczyzna tak dojrzały jak Elijah'a zwrócił na Ciebie uwagę bo pragnie z Tobą romantycznej miłości i zbierania kwiatków z łąki. - chciałem jej przerwać tą bezsensowną paplaninę ale ona ciągnęła to dalej.- Ty nawet nie wiesz co powinnaś zrobić żeby zatrzymać przy sobie takiego mężczyznę, nie masz mu nic do zaoferowania, nie wiesz jak się wysłowić gdy jesteś w towarzystwie, podajesz mi dłoń jakbym była twoją przyjaciółką. Jesteś nikim innym niż naiwną, biedną wieśniaczką.

Vivian miała zaszklone oczy, ale nie odpowiedziała nic, nie krzyknęła tylko odwróciła się od niej plecami idąc w stronę wyjścia. Miałem ochotę zmazać ten bezczelny uśmiech z twarzy Aurory, ale Klaus przytrzymał moje ramię

- Ona tego pożałuje. - syknąłem w jego stronę.

- Idź stąd.- odparł jedynie popychając mnie mocno do tyłu, przez co lekko się zatoczyłem. Mój wzrok szybko odnalazł Vivian już prawie przy schodach, podbiegłem do niej i chwyciłem jej rękę pociągając w swoją stronę.

- Vivian, co ty robisz- zapytałem delikatnie unosząc jej podbródek aby spojrzała mi w oczy, ale ona nie chciała, wydawało mi się, że bała się pojawienia się naczynek pod moimi oczami.

- Chcę wrócić do domu, ona miała rację, jestem tylko wieśniaczką. Po co mnie tu zaprosiłeś? Aby ludzie ze mnie kpili? - zapytała z wyrzutem.

- Zaprosiłem Cię, bo chciałem aby piękna kobieta mi towarzyszyła a ty jesteś najpiękniejsza jaką do tej pory widziałem. Nie przejmuj się nią . Jeśli chcesz to wyjdziemy, ale nalegałbym na jeden taniec.

Ona przez chwilę nic nie odpowiadała, a ja cierpliwie czekałem na jej odpowiedz.

- Dobrze, jeden taniec.

Ucieszony złapałem jej dłoń i poprowadziłem na parkiet. Widać było że brunetka nie była pewna co ma robić.

- Poprowadzę Cię - szepnąłem i ułożyłem sobie jej dłoń na ramieniu, a drugą zamknąłem w swojej dużej dłoni. Pasowała idealnie, ona pasowała idealnie do mnie. Jej dusza, serce, umysł i ciało były marzeniem po które pragnąłem sięgnąć. Gdy muzyka zaczęła grać, Vivian nieco się odprężyła i zbliżyła do mnie, ułożyła głowę blisko mojego ramienia, a ja zrobiłem podobnie aby móc mówić do niej rzeczy które są przeznaczone tylko dla niej.

- Wynagrodzę Cię wszystko, będziesz najszczęśliwszą kobieta na świecie, jeśli pozwolisz mi Cię mieć, cała. 

Przebiegłem palcami po nieco odkrytym kawałku jej pleców sunąc coraz niżej, od razu poczułem jak przechodzi ją dreszcz i cichutko wzdycha przy moim uchu, potęgując moje pragnienie. Poczułem jak wplątuje swoje palce w moje włosy , na co sam westchnąłem.

- Vivian, co ty ze mną robisz. - moje usta znalazły się na jej szyi, czułem jak się spina. Wiedziałem że zepsułem ta chwile, ale chciałem to naprawić, nie powinna się mnie bać. Mój język delikatnie przejechał wzdłuż jej szczęki, kończąc na ustach, ona lekko je uchyliła. Wszystkie moje obawy, smutki, zmartwienia odeszły, gdy Vivian zachłannie oddała pocałunek, wszystko dookoła straciło sens, byliśmy tylko we dwoje. Przestaliśmy się poruszać w rytm muzyki, wiedziałem że jeśli nie przestaniemy to przykujemy uwagę wszystkich zebranych na sali. Niechętnie przerwałem pocałunek, opierając czoło o Vivian i pozwalając jej na wzięcie paru głębszych wdechów.

- Chciałabyś iść ze mną na spacer? - spytałem, poprawiając kosmyk jej włosów.

- Elijaha ja nigdy... - przerwała, niepewna co mówić dalej. Jej policzki były zarumienione i nie mogłem oprzeć się aby nie złożyć na nich pocałunku. - Ja zrobię wszystko żebyś nie odszedł, nie jestem dzieckiem, możemy iść do twojej komnaty jeśli tego chcesz.

Wtedy wiedziałem o co jej chodzi, wzięła do serca słowa Aurory. Dziewczyna moich marzeń chcę mi się oddać, oddać mi swoją niewinność. A ja? Ja wymawiam słowa z wielką trudność , ponieważ moje pragnienie do niej jest olbrzymie, gdyby nie fakt że mówi to przez słowa rudowłosej dziewczyny, skakałbym z radości i już teraz Vivian leżałaby w mojej komnacie. Jednak tym razem nie mogę jej zawieść, musze myśleć o tym co będzie dobre dla Vivian.

- Nie, Vivian. Ja będę na Ciebie czekać, nawet wieczność.


"Nic nie jest wieczne,

- oprócz nas."







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top