1
Po tylu latach uciekania przed mężczyzną do którego mówiłem ojcze, nastał czas spokoju. Oczywiście nie na długo, ale na tyle żebym mógł powiedzieć, że okres ten był moim pobytem w raju. Zatrzymaliśmy się w jednym z miast, które otaczały pobliskie małe wsie. My, jako że przyzwyczailiśmy się już do życia w "wyższych sferach" i nasze talenty pomagały nam w manipulowaniu ludźmi, zajęliśmy kilka pokoi w tutejszym zamku. Miałem z okna widok idealny na polane na której rosły stokrotki, niby proste małe roślinki, ale widok z okna szczególnie o zachodzie słońca był nie do opisania. Do dziś czuje zapach, który panował na tej polanie, gdy poznałem słodką Vivian.
- Elijah? - moje rozmyślania przerwała Freya. Odwróciłem się w jej stronę, nieco poirytowany, że mi przerwała. Mimo, że przez tyle lat trzymałem je w najgłębszych zakamarkach mojej pamięci, to teraz chętnie wróciłbym do wspólnych nocy, pocałunków jakie wymieniłem z dziewczyną, poczuł jej usta na sobie.
- Coś chciałaś?
- Wyglądasz marnie. - odparła siostra siadając przy mnie. - Klaus mówi, że w mieście pojawiła się stara znajoma... znajomi.
- Któreś z nas upadnie od przyjaciół. - zamyśliłem się. - A kto taki przyjechał do miasta?
Teraz byłem szczerze zainteresowany odpowiedzią, mieliśmy o niebo więcej wrogów niż przyjaciół, więc grono naprawdę nie było duże.
- Aurora i Tristan? - zapytała Freya, starając sobie przypomnieć, czy to na pewno oni.
Ale ja już byłem pewny, że nie pomyliła imion, ponieważ nocy której wyrwano Vivian z moich objęć to oni rzucili pochodnie na jej stos.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top