01 | barman wie wszystko
✦
❛ ROZDZIAŁ PIERWSZY ❜
✦
𝒔zklanka whisky była już do połowy pusta, a akio leżał na blacie, wbijając swój przenikliwy wzrok w przestrzeń przed sobą. nie patrzył jednak na nic konkretnego. po prostu w milczeniu obserwował losowe przedmioty, aby móc chociaż na moment przestać zwracać uwagę na swoje pogmatwane myśli.
— wyglądasz, jak gówno. — zauważył husk, polerując ostatnią butelkę. reszta z nich od jakiegoś czasu stała już w odpowiednich miejscach na półkach, lśniąc w świetle wiszących przy barze lampek. — ach, daj spokój. przecież ten idiota mówił, że dziś nagrywa do późna. serio aż tak się o niego martwisz? jeśli tak, to szczerze współczuję.
akio skrzywił się, a jego wilcze uszy drgnęły niezauważalnie. nie do końca wiedział dlaczego, ale ciągłe komentarze przyjaciela strasznie go irytowały. czy on mógł chociaż raz przestać zrzędzić jak zgrzybiały, stary dziadek?
— to nie tak. wiesz, że nic poważnego nas nie łączy. kolegujemy się w pewnym sensie i tyle. nic wielkiego.
— mhm, jasne.
— co tak prychasz? sugerujesz mi coś?
husk uniósł brew, odkładając ostatni trunek. potem skrzyżował ramiona na piersi, przyglądając się istocie przed sobą. cóż, musiał przyznać, że gdyby nie znał akio już od dawna, to wziąłby go za tajemnicę pokroju alastora. chłopak pojawiał się znikąd, czasem mówił od rzeczy i pomagał im na swój własny sposób, nie odsłaniając przysłowiowych kart. cóż, inteligencja bytu przed nim była naprawdę godna podziwu. czasem sam nie potrafił go rozgryźć, do czego niechętnie się przyznawał.
— myślisz, że nie wiem? ja o was wiem wszystko. — rzucił, jak to robił niemal codziennie.
— o matko, zaczyna się. naprawdę powtarzasz tę śpiewkę już od kilku dobrych lat. mógłbyś przestać. — niebieskie oczy przeniosły się ze szklanki bezpośrednio na barmana. niezauważalnie błysnęły. — prawie nic o mnie nie wiesz.
— mhm, ale o tym, że po godzinach spędzasz czas w pokoju angela albo on w twoim, to już wiem.
akio parsknął, opierając łokcie na blacie, a brodę na swoich zaciśniętych pięściach.
— to żaden dowód.
— masz rację, to może niekoniecznie, ale słowa tego ulanego erotomana już owszem.
brew białowłosego drgnęła.
— co mówił, hm? nie złapiesz mnie takim tanim tekstem, kochany~ — dopił resztę alkoholu, a następnie oddał swoje naczynie przyjacielowi. — daj spokój, tyle się znamy. mógłbyś choć w drobnym stopniu nauczyć się, czym dokładnie możesz mnie podpuścić a czym raczej nie.
husk westchnął głośno, wywracając oczami.
— mówił na przykład to, że twój dotyk jest kojący.
— i serio myślałeś, że go macam w TEN sposób? powaliło cię? nie moja wina, że przyłazi do mnie z płaczem i prosi, żeby mógł u mnie chwilę posiedzieć. jedynie go czasem przytulam, to wszystko.
husk wypuścił powietrze z płuc, mrużąc na moment oczy. dlaczego ta ich relacja musiała być aż tak skomplikowana? nie mogli oni sobie szczerze ze sobą porozmawiać, zamiast wplątywać w to wszystko jego? o ile postawę angel dusta był w stanie zrozumieć, gdyż nie był on fanem wyrażania swoich prawdziwych uczuć, to tę od akio uznawał za dziwaczną. czemu nie mógł jasno określić swojego stanowiska w tej sytuacji?
— kochasz go?
uszy chłopaka od razu poderwały się do góry, a na usta wpełzł nerwowy uśmieszek.
— zaraz, zaraz... chwilunia. czy ty właśnie spytałeś mnie, czy podoba mi się gwiazda filmów dla dorosłych? porąbało cię? — odsunął krzesło, prostując się wreszcie. czuł, że powinien wrócić do swojego pokoju i uniknąć niewygodnego dla siebie tematu. — nie, nie, nie i jeszcze raz nie. serio myślisz, że dałbym radę spotykać się na poważnie z kimś takim? angel jest irytujący, cały czas mówi obrzydliwe rzeczy i jest fałszywą niedojdą. udaje, jak sobie świetnie radzi, a tak naprawdę nie radzi sobie wcale. wkurwiają mnie tacy, jak on. dotarło? — skrzyżował ramiona na piersi, przymykając na kilka sekund powieki. wypuścił nadmiar powietrza z płuc. — nie pytaj mnie o takie rzeczy więcej. wkurwiasz mnie tym tylko i w niczym nie pomagasz. zresztą, ty pewnie nie chciałbyś, abym cały czas wypytywał cię o twój układ z alastorem.
— mnie tam rybka, możesz pytać. zwłaszcza, że ty... — urwał, czując nagły uścisk na gardle. coś na wzór czarnego dymu owinęło się wokół niego tak nagle, że nie zdołał się odsunąć. — cholera. chowaj to, ktoś może nas obserwować. — zacisnął zęby. — rób, co mówię, idioto.
— nie waż się o tym więcej wspominać. nikt nie może wiedzieć. — oczy akio na moment stały się zupełnie czarne. chwilę potem jednak pstryknął palcami, a jego broń zniknęła tak szybko, jak się pojawiła. — i nie poruszaj ze mną więcej tematu tej dziwki. jest dla mnie tylko kolegą. do niczego między nami nie doszło i nie dojdzie. rozumiesz?
— niech ci będzie, choć ja tam swoje wiem. zanim sobie pójdziesz, to mam ostatnie pytanie. a nie, dwa. — husk mówiąc to, sięgnął do swojego płaszcza. wolał trzymać swoje karty w pogotowiu. mimo wszystko, doskonale znał istotę przed sobą i wiedział o niej o wiele więcej, niż pozostali mieszkańcy tego szczęśliwego hotelu. na akio trzeba było uważać. — skoro on aż tak bardzo cię nie interesuje, to dlaczego zazwyczaj czekasz na niego, aż wróci ze studia? po co płacisz valentino za usługi naszej gwiazdki, a potem w czasie, za który wybuliłeś na niego hajs, pozwalasz mu spokojnie siedzieć i odpoczywać? nie robiłbyś tego, gdybyś miał go w dupie. i wiemy to oboje.
akio odwrócił spojrzenie. musiał stąd odejść i to w tej chwili.
— mam swoje powody. ale nie są one podyktowane tym, czym myślisz, że są. żegnam. — po tych słowach już zupełnie zignorował dawnego kumpla i skierował się po schodach na górę. husk jeszcze chwilę podążał za nim wzrokiem. potem wywrócił oczami i chwycił jedną z butelek, wyjmując korek. następnie napił się.
— kochany, ale równocześnie parszywy gnój. no, dobra... ile z tego wszystkiego słyszałeś? — zapytał, gdy wreszcie odsunął szklaną szyjkę od swoich ust. — ej, nie rób takiej miny. sam chciałeś wiedzieć, a ja zrobiłem to, o co mnie poprosiłeś.
angel dust patrzył w podłogę, tak naprawdę nie wiedząc, czy chce się aktualnie odzywać. był wściekły. a może po prostu rozżalony, że znów się co do kogoś pomylił? dobrze, że chociaż tym razem nie wpadł na pomysł dobicia targu bez poznania czyiś prawdziwych, szczerych intencji.
— a co ty o tym sądzisz, pieprzony... ugh, nieważne. — opuścił bezradnie ramiona, które jeszcze przed chwilą ściskał swoimi dłońmi. podszedł bliżej baru, ale ku zdziwieniu huska, nie poprosił o żaden alkohol. po prostu wpatrywał się w butelki pustym wzrokiem. zupełnie tak, jakby na dobre mu się wszystkiego odechciało. może właśnie tak było? — czemu to zawsze ja muszę tak trafić? dlaczego, huh? za jakie... ach, nieważne. naprawdę nieważne. pójdę spać. tak, pójdę spać. teraz. wszystko mnie boli, a jutro znów nagrywam coś ostrego. — nawet nie zamierzał czekać na odpowiedź od swojego kociego przyjaciela. czuł, że jeśli jeszcze chwilę tutaj zostanie, jego twarda powłoka zupełnie pęknie. — dobranoc. czy jakieś tam, kurwa, inne gówno.
— huh? no dobranoc. — husk nie zamierzał zatrzymywać towarzysza, więc tylko mu pomachał. — masakra, z wami to zawsze jakieś problemy. — skomentował jeszcze cicho, kiedy angel dust na dobre zniknął mu z oczu. — mogłem pójść na piekielnego psychologa. przynajmniej pobierałbym za to grubszy hajs, a nie... ugh, szkoda gadać. pewnie się z nas śmiejesz. prawda, alastorze? — spojrzał w kierunku cienia pod ścianą. charakterystyczne, żółte zęby wyszczerzyły się do barmana w przerażającym uśmiechu, a potem zniknęły, pozostawiając go już na dobre samego. — chociaż na twoim miejscu... nie byłoby mi raczej do śmiechu.
***
akio wszedł do swojej kwatery, niemal od razu rzucając się na łóżko. przez dłuższą chwilę milczał, aż w końcu prychnął, marszcząc brwi. czuł w pomieszczeniu czyjąś przytłaczającą obecność. i chyba nawet domyślał się, kto powodował u niego aż tak ogromny ucisk w klatce piersiowej.
— wiem, że tutaj jesteś. wynoś się. — przekręcił się na lewy bok i niemal podskoczył, dostrzegając lśniące, czerwone ślepia tuż przed sobą. alastor leżał obok, opierając brodę na dłoni. — ugh... czemu musisz tak wyskakiwać znikąd? jesteś irytujący, spierdalaj. — odwrócił się na drugi bok z przerażeniem zauważając, że radiowy demon znów znalazł się przed jego twarzą. — co... kurwa, przestań w tej chwili! nie pozwalaj sobie na zbyt wiele i z łaski swojej, nie dokuczaj mi. nie mam na to humoru.
— ale że ja ci dokuczam? no coś ty. — alastor zaśmiał się dźwięcznie, zaczynając machać nogami. z zadowoleniem dostrzegł, iż swoim zachowaniem doprowadza młodą hybrydę do szału. — przyszedłem tylko powiedzieć dobranoc.
— mhm, już ci uwierzyłem. czego chcesz? — akio uniósł kąciki ust, mrugając kilkakrotnie. — może w końcu chcesz umówić się na rewanż?
uszy alastora drgnęły, a uśmiech stał się o wiele bardziej dziki, niż przed sekundą. ponownie wydał z siebie cichy chichot, przerywany przesterami.
— już ci mówiłem, że póki co jest mi doprawdy wygodnie. więc rewanż odpuszczę, mój drogi. — podniósł się powoli i pochylił nad akio. w ciemnościach jego oczy o wiele bardziej świeciły czerwonym blaskiem, co jeszcze bardziej zdenerwowało drugą istotę. — a co? tak łatwo chcesz oddać swojego asa w rękawie, którego jakimś piekielnym cudem udało ci zdobyć?
— odsuń się ode mnie, skurwysynie. — akio wycedził przez zęby, próbując chwycić alastora za ramię i go odepchnąć. niestety, demon co chwilę dematerializował się, nie pozwalając mu chociażby delikatnie dotknąć swego fizycznego ciała. — ten pakt przestał mnie już bawić. jesteś nieznośny. daj mi spać, jutro muszę być w miarę trzeźwy. — urwał na moment, biorąc głęboki wdech. — dlatego z łaski swojej, zejdź ze mnie i zostaw mnie w spokoju.
jelenie rogi alastora ciut się powiększyły.
— zamierzasz rzucić valentino wyzwanie, nieprawdaż? — przekrzywił głowę delikatnie w prawo, a cichy odgłos radia znów rozległ się w pokoju.
— no kurwa, co wy się tak wszyscy dziś na mnie uwzięliście z tymi pytaniami, co? najpierw charlie, potem husk, a teraz jeszcze ty. weź spierdalaj.
— ojej. i kto jest teraz nieznośny?
— po pierwsze: przestań się wreszcie tak do mnie uśmiechać. to straszne. — akio westchnął, pstrykając lekko palcami. tym gestem trochę odstraszył od siebie drugiego demona. — po drugie: uszanuj moją przestrzeń osobistą, a po trzecie: czemu to aż tak bardzo cię interesuje?
— po prostu jestem ciekawy, który z was straci to, na co długo pracował. jak wiesz, uwielbiam cierpienie udręczonych dusz, więc mój motyw powinien być dla ciebie jasny.
— kłamiesz.
zakłócenia odbioru kanału stały się nagle o wiele głośniejsze. widać było, iż słowa akio wywarły na nim pewną presję.
— ha? czyżbyś naprawdę zarzucał mi kłamstwo? — alastor zmrużył oczy, a jego kąciki ust zauważalnie drgnęły. — jesteś pewien? uważaj z osądami.
— to dla mnie oczywiste że kłamiesz. tak naprawdę chcesz zobaczyć potyczkę tylko po to, aby wreszcie odgadnąć moją technikę. technikę, która poprowadzi cię do zwycięstwa. cóż, sam sobie to zrobiłeś, alastorze. złamałeś drugą, bardzo ważną regułę tego miejsca. — białowłosy usiadł przysuwając się bliżej niego. uśmiechnął się dziko, wbijając prowokujące spojrzenie w jego oczy. — zlekceważyłeś mnie i zagrałeś ze mną w ruletkę. i wciąż przeraża cię fakt, że za cholerę nie wiesz, jak ten błąd masz naprawić.
✦
𝐀𝐔𝐓𝐇𝐎𝐑'𝐒 𝐍𝐎𝐓𝐄;
nadal nie wierzę, że postanowiłam z własnej woli coś z tego napisać, what- ˊˎ-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top