XXXVIII Sekrety miłości cielesnej

Nigdy wcześniej nie był w komnacie, w której mieszkał Arteaz. Była ogromna i przestronna, z różnorakimi malowidłami przedstawiającymi nagich mężczyzn i kobiety. Ten rodzaj sztuki od zawsze go fascynował, jednak dotychczas czuł zawstydzenie na widok takich scen. Teraz... Teraz było inaczej.

Rozglądał się ciekawsko, po pomieszczeniu, podążając za miłośnikiem, który zasiadł na olbrzymim łożu, którego zasłony były teraz odsłonięte.

- Zapraszam do alkowy — powiedział, uważnie badając chłopaka wzrokiem.

Chłopak skinął głową, siadając na posłaniu. Ścisnął w dłoniach leżącą nieopodal kapę, kładąc ją sobie na kolanach. W udawanym, uroczym geście, przytulił do siebie miękki materiał, zasłaniając krocze z ulgą.

- Siadanie nie sprawia ci bólu? - zapytał mężczyzna troskliwie, zdejmując materiał wierzchni. Miał teraz jedynie na sobie białą tunikę, okrywającą ciało.

- Nie na tak miękkim podłożu. Teraz jest... inaczej niż było ostatnio — zauważył, podążając wzrokiem za mężczyzną. Oblizał nieświadomie suche wargi.

- Inaczej? - powtórzył ten, gładząc jego policzek.

Delikatnie i kojąco.

- Ostatnio ból był bardziej denerwujący. Ten jest... pełniejszy. Boli równo na całej powierzchni. - odpowiedział, przyglądając się widocznym na przedramieniu mężczyzny żyłom i zarysowi silnych mięśni czającymi się pod skórą.

- Mimo to, chcę ukoić twój ból — powiedział ciszej — To pomoże... - dodał, przyglądając się wielkim oczom chłopaka.

Wyglądały na przestraszone i niepewne, a jednocześnie... Była w nich iskra ciekawości.

- Co chcesz zrobić? - dopytał chłopak, przekrzywiając nieco głowę.

- Nic, jeśli ci się nie spodoba — obiecał i uśmiechnął się lekko.

- Brzmisz... niepokojąco — brwi Luana powędrowały w górę, gdy ten uważnie obserwował każdy ruch swojego miłośnika.

- Widzę to, co starasz się ukryć. Tym samym wiedząc, że poczułeś przyjemność przy moim dotyku. Nie chcesz zaznać jej znowu? - zapytał łagodnie.

Luan otworzył usta, nie mogąc wydusić z siebie żadnego dźwięku. Odwrócił twarz, starając się ukryć przed życzliwym spojrzeniem. Jego łagodność zachęcała do wyjawienia prawdy, jednak chłopak nie był w stanie się do tego przymusić.

- Nie musisz nic mówić. Rzadko się mylę, jednak pojmę i zaakceptuję to, nie mając żadnego żalu ni pretensji, jeśli nie wyrazisz swojej zgody. Być może znamy się za mało... Może jeszcze na to za wcześnie...

- Czy nie na tym ma polegać nasza relacja? - zapytał chłopak cichym głosem.

Brzmiała w nim dziwna małość i uległość.

- Ma polegać na zgodzie mojej i twojej. Do niczego nigdy cię nie zmuszę. - powiedział z powagą.

- Wiem, że chcesz dla mnie jedynie dobra. Ufam ci — odpowiedział Luan, podnosząc pewniejszy wzrok — Udowodniłeś już, że mnie nie skrzywdzisz.

- Czas by zacząć więc nasze nauki. Od Zawsze uważałem, że praktyka jest ponad teorią. - to mówiąc, przeczesał jeden z jasnych kosmyków za ucho chłopca.

- Teraz? - zapytał ten ze strachem oraz dziwnym napięciem. Czuły dotyk postawił włoski na jego ciele.

- Jeśli potrzebujesz czekać... - zaczął, zwieszając głos.

- Nie! - zaprzeczył szybko - J-już i tak długo czekamy. Powinniśmy zacząć, tak będzie najlepiej...

- Jedno twoje słowo a przerwiemy wszystko — zastrzegł, gładząc jego ramię opuszkami palców.

- Dziękuję — skinął głową z zafascynowaniem patrząc na delikatną dłoń Arteaza — Na czym ma polegać pierwsza lekcja?

- W niej nie będziesz musiał robić niczego, prócz pozwoleniem na przyjemność. Wiem już co robić — powiedział, uśmiechając się lekko.

Oddech chłopaka przyspieszył, gdy jego męskość ponownie drgnęła.

Przyjemność... Coś, czego nigdy nie czuł, nawet z własnej dłoni.

- Pozwalam — powiedział słabo.

- Dziękuję. Będzie mi ich brakować — odpowiedział Luan wilgotnym od wzruszenia głosem. Ukradkiem otarł zbierające się pod powiekami łzy.

Ten wtedy delikatnie dłonią popchnął go w tył. Plecy chłopaka zetknęły się z miękkim jak puch podłożem.

- Zamknij oczy — rzekł jego miłośnik, składając czuły pocałunek na jego wargach. Krótki i delikatny, choć niezwykle pragnął go pogłębić i ciągnąć w nieskończoność. Na początek musiało to jednak wystarczyć.

Luan z ociąganiem wykonał polecenie, oddając się całkiem pod kontrolę mężczyzny. Pozbawiony jednego ze zmysłów, odnosił wrażenie, że jego skóra odczuwa o wiele więcej.

- Powiedz mi... Czy któryś z niewolników sprawiał ci przyjemność poprzez dotyk? - zapytał, delikatnie suwając palcami po obojczykach chłopca, które podczas leżenia jeszcze bardziej się uwydatniały.

- Ot zwykł mnie masować, by ulżyć mi bólu po naukach w gimnazjonie — odparł chłopak. Jego drobne ciało napinało się przy każdym delikatnym dotknięciu.

- Nie o masażu mówię, a o... Nieco innych doznaniach. Czy dotykał cię... tutaj? - zapytał, zjeżdżając dłonią do linii jego bioder.

- Nie... nigdy — zacisnął dłonie na posłaniu, uchylając usta. Palce mężczyzny prawie dotykały włosów pokrywających jego łono, wywołując przy tym przyjemne drgawki.

- Chcesz poczuć to uczucie? Nie będzie bolało, dziś zajmiemy się tylko sprawianiem ci przyjemności — obiecał.

- To znaczy, że na innych lekcjach będziemy się zajmować sprawianiem mi bólu? - spytał chłopak, otwierając gwałtownie oczy.

- Ciii, nie. Nie o to w tym chodzi. Czasem bywa tak, że przy pierwszych razach odczuwa się ból. Dopiero potem zmienia się on w przyjemność — wyjaśnił ze spokojem — Ale do tego jeszcze długa droga — rzekł ciepło.

- Tak, oczywiście — młodzieniec skinął głową, próbując zachować twarz.

Czy nie powinien już posiadać takich informacji?

Przygryzł wargę, ponownie zamykając oczy

- Z... chęcią poczuję to, co zechcesz mi zaoferować...

- Jak często się dotykasz? - zapytał, przekrzywiając głowę.

Musiał przygotować chłopaka, iż takie pytania będą zadawane mu często i nie ma w nich nic wstydliwego.

- Za każdym razem, gdy zażywam kąpieli — odparł Luan lekko — Higiena jest dla mnie ważna. I jeśli o to też ci chodzi, to zazwyczaj, gdy się ubieram.

Arteaz uśmiechnął się do młodzieńca i pogładził jego jasne włosy, opadające na czoło.

Jego niewinność była... Tak rozczulająca.

- Nie taki dotyk miałem na myśli...

- Jak inaczej miałbym się dotykać? - zapytał, marszcząc gniewnie brwi

Po sekundzie chłopak, spłonął rumieńcem, gdy tylko dosięgnęło go zrozumienie

- Chodzi ci o... dotyk mający sprawiać przyjemność?

- Mądry chłopiec... Tak, to miałem na myśli. - skinął głową.

- To... nigdy. Gdy chorowałem, nigdy nie miałem takiej potrzeby, a teraz... czasem budzę się, ocierając o łoże, ale to tyle — powiedział szeptem, jakby zdradzał swój najwstydliwszy sekret.

- Czyżby spotkał mnie więc zaszczyt bycia pierwszym, który cię dotknie...? - przekrzywił głowę, dłonią wodząc po jego odznaczających się kościach biodrowych.

Luan poruszał miednicą, podążając za denerwująco lekkim dotykiem, pobudzającym go do pełnej erekcji — Tak... tak powinno być, czyż nie? - odetchnął drżąco.

- Starasz się, bardzo to doceniam, jednakże wolałbym, byś leżał tak nieruchomo, jak tylko potrafisz. Póki możesz... Później stanie się to dużo trudniejsze...

- To ważne bym się nie ruszał? Na obrazach wszyscy wyglądają bardzo ruchliwie w czasie... wykonywania tych czynności — zapytał, zastygając jednak posłusznie.

- Do wszystkiego dojdziemy powoli Luanie. Ty jedynie zamknij oczy i zdaj się dziś na mnie. To twoja pierwsza lekcja.

- Tak... postaram się — chłopak rozluźnił, do tej pory spięte mięśnie pleców i ud, pozwalając sobie na wygodniejsze ułożenie na posłaniu.

Arteaz tymczasem wciąż przez materiał przesunął dłoń na męskość Luana, uważnie badając reakcje chłopca.

Ten zastygł, wciągając do płuc urywany oddech. Dotyk sam w sobie nie był czymś odbierającym dech, jednak sama obecność Arteaza, pewna świętość otaczająca pierwsze zbliżenie, wystarczyła, aby z ust chłopca wyrwał się szybko zatrzymany jęk.

- Jesteś tak delikatny — powiedział z zadowoleniem, a i też lekkim podziwem. Jego dłoń zsunęła się niżej aż pod spod białej tuniki, pod którą się znalazła, szybko odnajdując drogę do wzrastającego wzwodu.

Luan odwrócił głowę, kryjąc twarz w miękkich materiałach.

Delikatny... delikatne były niewiasty i dzieci. W innej sytuacji oburzyłby się za takie określenie, jednak pod dotykiem ciepłej dłoni, nie był w stanie czuć gniewu. Tylko z każdą chwilą wzrastającą, palącą trzewia chęć.

Palce mężczyzny zaczęły ledwie muskać opuszkami jego jądra i żołądź. To jednak wystarczyło, aby młodzieniec walczył z każdym ruchem, zaciskając pięści.

To było tak przyjemne!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top