XXII Jesteś tym, którego potrzebuje najbardziej na świecie

Wślizgnął się do niej, czując nagle gorąco i parę, która przysłaniała mu widoczność. Mimo to, dokładnie dostrzegł sylwetkę Arteaza wypoczywającego w wodzie, z której widać było jedynie jego nagi tors.

Zdecydował się skorzystać z okazji i bardziej mu się przyjrzeć.

Był naprawdę przystojny. Umięśnione ciało ukryte pod tuniką było barczyste i gładkie. Mimo to nie była to postura ludzi, których widywał w gimnazjonie. Wielkich i silnych.

- Na co czekasz Ot? - usłyszał nagle głos, na którego dźwięk zamarł.

Został przyłapany na przyglądaniu mu się! A może na... podglądaniu go?!

- Przepraszam Panie! - odruchowo padł na kolana — Przyszedłem powiedzieć, że mój pan nie stawi się dziś na posiłku. Prosi o wybaczenie, ale potrzebuje odpocząć i ma nadzieję, że nie będziesz miał mu tego za złe panie — jego drżący głos odbił się o ścian łaźni.

- Tak też się spodziewałem. Podejdź bliżej — zrobił przywołujący ruch dłonią, wciąż opierając głowę o zaokrąglony kamienny zagłówek.

- Jak mogę ci służyć Panie? - zapytał, wstając, a następnie ponownie klękając obok niego. Tym razem wlepiał wzrok w podłogę.

- Chcę wiedzieć, co myślisz — rzekł wprost, przyglądając się młodzieńcowi.

Był ładny i choć zdecydowanie wśród niewolników preferowano jak najjaśniejszą skórę, rodowici Grecy o ciemniejszej cerze także cieszyli się powodzeniem. Zwłaszcza o tak szczupłych ciałach i długich szyjach jak Ot.

Niewolnik nie dorównywał wyglądem Luanowi, którego ciało było tak miękkie i słodkie, że z trudem odrywało się od niego wzrok, jednak Ot również należał do tych, których bogowie obdarzyli urodą.

- Panie... niewolnikowi nie wypada oceniać panów, tak jak człowiekowi wydawać osądy na temat bogów — chłopak spróbował wybrnąć z niekomfortowej sytuacji w jak najbardziej pokojowy sposób — Jestem jedynie marnym psem, niegodnym posiadania zdania...

- A mimo to, chcę wiedzieć, co myślisz. Masz mnie za okrutnika? - przekrzywił głowę, przyglądając mu się.

Ot uniósł na niego przestraszone spojrzenie.

- Oczywiście, że nie panie! Nie mam jednak wystarczająco dużo mądrości, aby...

- Jesteś mądry — stwierdził po chwili — Wyuczony, widać, że żyłeś u boku wykształconych ludzi. Nie określaj się więc psem. Bogowie stworzyli wszystko z jakiegoś powodu i musimy szanować ich wolę. Jednak rozumiem, nie chcesz gniewu swojego pana. Nie martw się, nie zamierzam o nic cię wypytywać. Domyślam się, że nie jest do mnie teraz przychylnie nastawiony, a i jego słowa na mój temat nie są najprzyjemniejsze.

Niewolnik jedynie odwrócił głowę. Nie mógł zaprzeczyć, jednak nie ośmielił się przytaknąć.

- Panie czy mogę już odejść? Mój pan prosił, abym przyniósł mu posiłek...

- Jak się czuje? - zapytał. - Zająłeś się nim należycie?

- Nałożyłem mu maści panie. Teraz odpoczywa — rzekł.

- Domyślam się, że nie chce mnie widzieć — mężczyzna bardziej stwierdził, niż zapytał.

- Jest teraz zmęczony panie — odpowiedział jedynie Ot — Podejrzewam, że może być... Zmęczony przez parę najbliższych dni.

- Rozumiem, jak może się czuć, dlatego nie będę naciskał. Chciałbym jednak aby stawiał się na posiłki od jutra. Wspólne jedzenie jest dla mnie bardzo ważne, nawet jeśli będziemy spożywać je w milczeniu.

Niewolnik wyraźnie zaniepokojony oblizał wargi — Przekażę mu panie... Jednak możliwe, że będzie zbyt zmęczony, by się na nie stawić...

- Jest silnym młodzieńcem. Wierzę, że zdoła znaleźć odrobinę sił, by spożyć ze mną posiłek. Chociaż ten główny — rzekł — To ma dla mnie duże znaczenie.

- Oczywiście mój panie — skłonił się głęboko.

Już teraz zdawał sobie sprawę z faktu, iż nie uda mu się namówić swojego właściciela do pojawienia się na posiłku.

- Ot? - mężczyzna spojrzał na niewolnika, nim ten zdążył się wycofać.

- Tak, panie? - chłopak zatrzymał się, czekając na polecenia.

- Nie masz wpływu na decyzje swojego pana, nie obawiaj się więc konsekwencji, gdy to on zignoruje moje polecenie. On odpowiada za siebie. Rozumiesz? - uniósł brew.

- Tak, panie. Rozumiem — pokłonił się po raz kolejny.

Zapewne Arteaz miał dobre zamiary, jednak Ot był wręcz pewien, że i tak to on zostanie ukarany.

- A teraz idź i zajmij się nim. Jesteś tym, którego Luan potrzebuje teraz bardziej niż kogokolwiek innego. Choć sam jeszcze o tym nie wie — mrugnął, uśmiechając się lekko.

Ot oddał uśmiech. Niebywale pragnął wierzyć w słowa tego mężczyzny. Skierował się do komnaty, myśląc nad nimi.

Gdy wrócił, Luan spał słodkim snem. Jego usta były lekko rozchylone, a włosy w nieładzie spoczywały na poduszkach.

Nie mógł się nie uśmiechnąć. Ostrożnie sięgnął do jego tuniki i przykrył nią pośladki młodzieńca, które wciąż pozostawały odkryte. Delikatnie przejechał dłonią po powstałych pręgach i poczuł ukłucie rzadko dotykającego go dotychczas gniewu. Arteaz nie powinien był uderzyć jego pana. Nie powinien wywołać w nim smutku i łez. I bólu...

Delikatnie okrył młodzieńca kołdrą i położył się na niewielkim skraju łoża. Twarz jasnowłosego odwrócona była w jego stronę, przez co mógł na niego patrzeć bez obawy o karę i niewłaściwość tej sytuacji.

- Dobranoc panie... - wyszeptał i dopiero gdy poczuł się zmęczony, przerwał wpatrywanie się w piękną twarz Luana, przymykając oczy.

Zapadł w sen. Wyjątkowo miły... Pozbawiony stresu i zdenerwowania.

***

Tego poranka posiłek zjedli w komnacie. Niewolnice Arteaza przyniosły je jeszcze, gdy spał. Luan prawdziwie cieszył się, że nie musi iść do sali jadalnej i spożywać posiłku przy jednym stole z... tym człowiekiem. Doprawdy nie chciał go oglądać. Ani dziś, ani nigdy więcej.

W czasie gdy Ot w pełni już ubrany układał jedzenie na stoliku, on patrzył w niego na wpół uchylonymi oczami. Ruchy niewolnika były zręczne i zdecydowane. Płynne i pełne gracji. Wcześniej nie szczególnie zwracał na to uwagi...

- Gotowe? - zapytał nagle, chcąc pokazać, że obudził się już ze snu.

Chłopak zdziwiony na głos pana spiął ramiona. Sądził, że jego właściciel śpi jeszcze w najlepsze.

- Tak mój panie. Czy byłem zbyt głośny? -zapytał lękliwie.

- Nie, wstałem dopiero teraz — wymruczał i uniósł się do siadu, po czym syknął przez zęby, czując ból obitych pośladków. Od razu ponownie ułożył się na boku i sięgnął dłonią, wyczuwając znaczne ślady na skórze — To... Boli — rzekł cicho.

Sądził, że ból odczuwa się w czasie kary i chwilę po niej, ale że na drugi dzień? I to jeszcze tak mocno?

Czy Ot też cierpiał tak z powodu bólu pleców, gdy wymierzył mu chłostę?

- Jeśli chcesz panie, mogę położyć okłady z ziół na twoją skórę. Nie zniwelują bólu do końca, ale słyszałem, że nieco go tłumią -zaproponował pomocnie niewolnik.

- Czemu to tak... Boli? - zapytał cicho.

- Pośladki? - Ot zdziwił się, zerkając na niego — Ból po uderzeniach utrzymuje się przez parę dni. Jutro powinno już boleć o wiele mniej panie, jednak będziesz odczuwał dyskomfort jeszcze przez parę księżyców.

- Sądziłem, że boli jedynie przez chwilę — znów z syknięciem podniósł się z łoża — Czy Arteaz... Był tutaj? - spytał niepewnie.

- Nie, mój panie. Wczoraj powiedziałem mu, że pragniesz odpocząć zgodnie z twoim życzeniem — rzekł i aby zająć czymś drżące dłonie, niewolnik zaczął poprawiać ułożenie potraw — Jednak twój miłośnik nakazał przekazać, że życzy sobie zobaczyć cię na głównym posiłku w sali jadalnej.

- Jego niedoczekanie! — prychnął pod nosem — Ani na głównym, ani na żadnym innym — rzekł z obrazą.

- Panie... Proszę, przemyśl to. - poprosił Ot niemal błagalnie — Obawiam się, że twój Erastes może...  Uznać to za obrazę.

- Co?! - zapytał ten z oburzeniem, przenosząc spojrzenie na niewolnika

Ot cofnął się instynktownie, niemal przylegając plecami do ściany. Zacisnął wargi, czując głuchy ból.

- Wybacz panie, jednak Arteaz powiedział, że jest to dla niego niezwykle ważne... Domyślam się więc, że może chcieć ukarać cię, jeśli się nie stawisz.

- Nie ma prawa, a ja nie mam obowiązku słuchać go jak sługa. Jestem wolny! I nie mam chęci iść ani na posiłek, ani wiedzieć go dziś, jutro, czy kiedykolwiek indziej!

- Tak, mój panie — niewolnik spuścił głowę -Zechcesz, może coś zjeść?

- Tak... Te nerwy powodują u mnie wzmożony głód — skinął głową i ruszył w stronę niskiego stolika i poduszek ułożonych wokół niego. Od razu jednak gdy w zapomnieniu opadł na ułożone z nich posłanie, a jego pośladki zetknęły się z tym rzekomo miękkim materiałem, sapnął i przygryzł wargi.

- Jak mam to jeść? - zapytał z wyrzutem, po czym przysiadł na łydkach, starając się ułożyć tak, by jego mięśnie pośladkowe jedynie delikatnie stykały się z czymkolwiek. Nie była to może najbardziej komfortowa pozycja, ale na pewno najmniej bolesna.

Ot zerknął na niego nieco zdziwiony. Nie wiedział, że jego pan będzie aż tak przeżywać uderzenia. Wyglądał, jakby niezwykle cierpiał, choć przecież wymierzone mu lanie, nie była aż tak bolesna.

- Może się położysz, a ja cię nakarmię panie? -zaproponował.

Luan zastanowił się przez chwilę. Wielokrotnie widział, jak karmiono jego ojca czy matkę. Wtedy tego nie pojmował jednak teraz...

- Dobra myśl — ułożył się wygodniej i odetchnął — Podaj mi wino... - wyciągnął dłoń — Ah...! Zapomniałbym, przecież już nawet wina mi zabroniono. - wymruczał.

- Wybacz panie — Ot uśmiechnął się do niego przepraszająco — Jednak przyniesiono twój ulubiony sok — wskazał na dzban z pomarańczowym płynem — Może on będzie lepszy niż gorzkie wino?

- Zapewne lepszym niż woda, którą piją niewolnicy, bydło i służba — wywrócił oczami, jednak przymknął oczy na słodki smak soku.

Prawdę mówiąc, znacznie wolał to niż gorzki smak wina. Ono wskazywało, jednak iż jest się mężczyzną. Tak mawiał ojciec.

Ot w tym czasie zajął się krojeniem jedzenia na mniejsze kawałki. Nie robił tego często, jednak jego państwo już dawno zadbali, aby był w stanie poprawnie zająć się Luanem, więc wyuczyli go sztuki karmienia pana.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top