XLIX Zagubieni przy sobie

Obracał się z boku na bok, nie mogąc zmrużyć oka ani na chwilę. W końcu usiadł, opierając się plecami o ścianę.

Może powinien zajrzeć do swojego pana i sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku? Czy niczego mu nie trzeba i jak się czuje? A może...

- Nadal nie śpisz? - usłyszał głos z posłania obok. W ciemności dostrzegł bystre oczy Khaosa, które wpatrywały się w niego.

- Nie mogę zasnąć. Spanie w nowych miejscach zawsze było dla mnie kłopotliwe, a zwłaszcza gdy...

- Gdy nie na przy tobie twojego pana? - zapytał, po czym przesunął się na drugi koniec łóżka — Chodź.

Ot wytrzeszczył oczy.

- C-co?

- No chodź, poleżysz przy mnie. Może poczujesz się lepiej. - wyjaśnił krótko.

- Eee, nie... Nie, to niemożliwe. Mój Pan nigdy by się na to nie zgodził. Spać z innym niewolnikiem to tak jak...

- Tylko spanie — wyjaśnił spokojnie niewolnik — Nie zamierzam cię nawet dotknąć. Chyba lepsze jest to, niż bezsenna noc i cały dzień słabszej pracy prawda? Chcesz rozgniewać swojego pana?

- N-nie... - powiedział Ot zagubiony.

W słowach Khaosa było wiele prawdy jednak...

- No to chodź — poklepał pościel koło siebie — I weź swoje nakrycie, bo jeszcze mnie muśniesz przez przypadek i dostaniesz zawału.

Ot westchnął cicho i posłusznie wstał, nieco niepewnie kładąc się na jego posłaniu. Odsunął się jak najbardziej na bok i położył na plecach.

Chwilę leżeli w ciszy.

- Dziękuję — powiedział cicho ciemnowłosy.

- Nie masz za co — odparł mu na to chłopak i obrócił się na bok — A teraz śpij. Późno już...

- Dobranoc — powiedział jedynie niewolnik.

- Dobranoc Ot...

***

Usiadł z irytacją na łożu.

Nie mógł spać. Nie zmrużył oka ani na chwilę. Bał się przyjąć swojej ulubionej pozycji, którą było obrócenie w stronę okna, tyłem do drzwi. Wtedy jednak ktoś mógłby to wykorzystać i wejść... Zazwyczaj z tej strony spał Ot a teraz...

Podniósł się na nogi. Miał tego dość. Zamierzał iść i przyprowadzić tu swojego niewolnika. Jak miał to jednak zrobić, nie okazując słabości i tak szybkiej zmiany zdania?

W końcu wpadł mu do głowy dobry pomysł.

Każe mu spać przed drzwiami komnaty. Wtedy nikt nie wejdzie i go nie skrzywdzi. Będzie bezpieczny, a Ot będzie w pobliżu.

Zadowolony z owego mądrego pomysłu, wstał z posłania i ruszył w stronę drzwi. Zrobił to niemal biegiem, chcąc czym prędzej znaleźć się na korytarzu, w którym wciąż paliły się świece.

Odetchnął gdy jego nagie stopy zetknęły się z zimnym kamieniem, jednak nie miał sił, chęci i może nawet umiejętności, by ubrać na nie sandały.

Nie on był od tego!
Nie on powinien to potrafić!

Rozejrzał się, idąc w stronę kwater niewolników. Wiedział, że te znajdują się w pobliżu kuchni, jednak nic więcej nie było mu wiadome. Całe szczęście gdy tam dotarł, dostrzegł jednego ze starszych niewolników sprawujących wartę.

Ten wydawał się lekko zdziwiony, widząc oblubieńca swojego pana o tak późnej porze, jednak pokłonił się pokornie.

- Panie? Czy coś się stało? - zapytał, przyglądając mu się.

- Gdzie są kwatery niewolników? - zapytał, czując, jak chłód przeszywa mu stopy. - Zaprowadź mnie tam! - rozkazał.

- Jak sobie życzysz — mężczyzna ruszył przodem małym korytarzem i schodami w dół. Następnie minął parę drzwi i wskazał na kilka kolejnych. - Mogę wiedzieć, czego potrzebujesz?

- Szukam mojego niewolnika. Jest gdzieś tutaj. - rozejrzał się.

- Tu są pomieszczenia dla niewolnic. Chłopcy i mężczyźni śpią tam — wskazał dłonią drzwi naprzeciw.

Luan bez słowa skierował się w ich stronę, czekając, aż niewolnik mu je otworzy, po czym wszedł do środka.

W półmroku dostrzegł wielu śpiących mężczyzn i chłopców, jednak nigdzie nie widział Ot'a.

Kilka świec paliło się w pomieszczeniu, co pozwalało mu w ogóle ich rozpoznawać. W końcu natrafił na jedno puste posłanie a zaraz za nim Khaosa który... Zdawał się być albo dużo większy, albo w niezwykle nienaturalnej pozycji czyniącej go większym.

Przekrzywił głowę, dopiero po chwili rozumiejąc, że to przyczyna żadna inna, jak kogoś śpiącego tuż obok, przykrytego niemal po same uszy okryciem.

Czy to gniew, czy intuicja od razu nakazała mu zajrzeć, kto się znajduje pod białym materiałem i tak też uczynił.

Jednym ruchem ściągnął go z niewolnika, widząc śpiącego, przesuniętego do jego pleców Ot'a.

Blisko. Zdecydowanie zbyt blisko niego.

Wściekłość, jaka zrodziła się w nim, była tak potężna, że momentalnie zrzucił materiał na ziemię.

- Co tutaj robisz?! - krzyknął, budząc niemal wszystkich w pomieszczeniu — Jak śmiesz?! - warknął.

Zdezorientowany niewolnik uchylił zaspane oczy, a potem rozszerzył je w przerażaniu. Momentalnie zerwał się na nogi i skłonił głowę.

- Postanowiłeś zastąpić pana innym niewolnikiem?! - krzyknął rozwścieczony, czując na sobie spojrzenie wielu śpiących, niepewnych oczu.

- N-nigdy panie...! J-ja tylko...

- Idziemy! - krzyknął, łapiąc go za nadgarstek.

Ot posłał Khaos'owi przestraszone spojrzenie, ale ruszył za panem.

- Obiję cię tak, że nigdy więcej taka zdrada nie przyjdzie ci do tej głupiej głowy... - wycedził Luan, opuszczając pomieszczenie.

Ot, który ledwie go doganiając, już teraz niemal zalewał się łzami, zakwilił.

Luan nie czekał, aż jego drzwi zostaną otwarte przez niewolnika, wparował do komnaty, nie czekając ani chwili.
Następnie gdy tylko ciemnowłosy się w niej znalazł, wymierzył mu uderzenie w policzek.

Ot zaszlochał i opadł na kolana.

- P-panie... J-ja nic nie zrobiłem! - złożył dłonie razem i skulił się.
- Przysięgam... Nigdy bym nie dopuścił się zdrady i...

- Zamknij się, spałeś z... Obcym niewolnikiem! W jednym łożu i...

Pokręcił głową, mając ochotę naprawdę wziąć bat, rózgę lub cokolwiek by tylko dać upust swojej złości i obić mu plecy.

Jego niewolnik... Jego własność!  U boku kogoś innego niż on!

Pokręcił głową, samemu nie wiedząc, czemu aż tak go to złości.

- Każę wychłostać tego niewolnika! A najlepiej stąd wygnać! Odesłać i...

- P-panie... - Ot uniósł swoje zapłakane brązowe oczy, które zalśniły w ciemności — On nic nie zrobił ja... Ja tylko bałem się spać sam — zwiesił głowę i zapłakał.

Luan już miał ponownie wymierzyć mu policzek jednak... Te słowa zbiły go z tropu.

- Co?

- Bałem się ciemności panie... Spania w nowych miejscach i... Poprosiłem czy mogę położyć się obok niego Panie... Ale to mnie nie usprawiedliwia! Bez twojej zgody panie nie miałem prawa...!

Przysunął się do jego nóg i ponownie zaszlochał cicho.

- Proszę! Zbij mnie, tylko mnie nie odsyłaj od siebie... Proszę Panie...

Luan patrzył na niewolnika niepewnie.

- A więc wy nie... Nie robiliście tego co... My ostatnio? - zapytał cicho głosem, w którym tliła się nadzieja.

Ot podniósł wzrok pełen niedowierzania.

- Nigdy Panie!

Jasnowłosy odetchnął i odsunął się, siadając na łożu. Po tych słowach jego gniew nieco zelżał. A może w ogóle się rozpłynął?

- Chodź tu — powiedział, patrząc na wciąż klęczącego Ot'a, który na te słowa, zbliżył się do niego niemal biegiem — A więc bałeś się spać sam?

Ciemnowłosy przełknął ślinę.

- Ja się poprawię panie... Nauczę się, obiecuję...

- Dziś będziesz spał ze mną — zawyrokował Luan, a Ot uniósł na niego zaskoczony wzrok.

- Ale... Panie?

- Powiedziałem! - wymruczał i opadł plecami na łoże — Kładź się i daj mi spać — rozkazał.

Niewolnik posłusznie ułożył się na łóżku, po lewej stronie i okrył swojego pana.

Mimo strachu przed karą, jaka miała go spotkać, w głębi duszy bardzo się cieszył, że jego pan pozwolił mu tu dziś zostać. Nawet jeśli miała być to ich ostatnia wspólna noc.

Zamknął oczy, czując przyjemne ciepło i spokój.

Luan czując jakby to samo, przysunął się bliżej chłopca i zasnął szybciej, niż kiedykolwiek. Bez strachu i obaw.

Bo teraz nie był już sam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top