XL Drzwi prowadzące ku obawom

Oczy Luana były przymknięte. Na rzęsach pojawiły się kropelki wody, które teraz spływały również po jasnym czole i włosach.

Głowę opartą miał na klatce piersiowej mężczyzny która, choć nie była umięśniona, nosiła zarysy drobnych mięśni i nie miała śladu tłuszczu, co było rzadkie u osób tak wysoko postawionych, jakim był jego miłośnik.

- Tylko nie zaśnij — uśmiechnął się Arteaz, przejeżdżając mokrą dłonią po drobnym ciele.

- Jest tu tak ciepło i miło — Luan odetchnął. Podążył plecami za dłonią, wypinając nieświadomie pośladki. Sen mącił już jego postrzeganie.

- Znam nie jednego, co zasnął w łaźni i się przez to utopił, choć przeważnie wspomagał to alkohol — westchnął mężczyzna — To znak, że czas już wstawać. Jest późno... Jesteś zmęczony dzisiejszym dniem.

- Był ciężki i wciąż czuję ból — chłopak skrzywił się, powoli odrywając od ciepłego ciała — Sen zdecydowanie pomoże.

Dłoń starszego spłynęła pod wodę, delikatnie oparła o biodra, palcami przesuwając po jego pośladkach — Ból jutro w większości minie...

Luan napiął mięśnie, ponownie czując to zadziwiające uczucie przyjemności. Pochylił głowę, oddychając nieco szybciej — Ostatnio nie minął tak szybko. Powinienem więc się cieszyć.

- Zapewne widzisz różnicę pomiędzy uderzeniami dłonią a rózgą. - rzekł wymownie.

- Tak, jest ogromna. Nigdy więcej nie chcę dostać rózgą, okropieństwo — wzdrygnął się na samą myśl.

- Nigdy wcześniej nie myślałeś nad tym, jaki ból niesie? Twój ojciec nie wygląda na takiego, który litował się nad niewolnikami...

- Dla nich nie miał litości, jednak na mnie nigdy nie podniósł ręki w obawie, że mnie skrzywdzi. Swojego jedynego syna — zatrzymał się na chwilę — Niewolnicy to co innego. Dla niego jeśli jeden umierał, można było kupić kolejnego.

- I w większości tak to wygląda. Jednakże... To również ludzie. Czują tak samo jak my. Należy o tym pamiętać.

- Dlaczego więc sam posiadasz niewolników? Czy to nie powinno kłócić się z twoimi poglądami?

- Kiedyś uznawałem, iż nie są mi oni potrzebni, jednakże... Gdy kilkukrotnie zetknąłem się z okrucieństwem, spotykającym tak niewinne istoty musiałem zareagować. Takim sposobem mieszka ich tutaj całkiem wielu. Taki jest świat, miejmy nadzieję, że kiedyś się zmieni.

- Nie wiedziałem, że skupowałeś niewolników — przyznał wychodząc z wody razem z Arteazem — Khaos również był kiedyś czyjś? - przywołał w głowie imię niewolnika.

- Należał do jednego z senatorów, który wszczął bunt. Został skazany na śmierć wraz ze swoimi niewolnikami, których miał wielu. Khaos był jednym z nich.

- Jak udało mu się przeżyć? Takie wyroki raczej są nieodwoływalne.

- A jednak pieniądze załatwią wiele. Pozycja również — sięgnął po materiał, którym owinął ciało. Potem sięgnął po drugi, rozkładając, by otulić nim chłopca.

Luan przybliżył się, z wdzięcznością przyjmując czuły gest i dotyk — Czemu akurat on? - spytał ciekawsko.

- Był najmłodszy. Ledwie odrastał od ziemi. Niewolnik o uległej naturze. Rodzice również zostali skazani wraz z panem i zabici.

- Uratowałeś dziecko — podsumował Luan, przymykając oczy — Będąc tu, coraz bardziej w mojej głowie niewolnicy stają się ludźmi... - przyznał cicho.

- Dobrze w takim razie — uśmiechnął się, zaczynając wycierać ociekające wodą ciało chłopaka.

Narzucił materiał na jego głowę, pocierając mokre włosy. Chłopak zaśmiał się radośnie. Taka domowa czułość wprowadzała go w niecodzienny nastrój... spokoju.

- Bo zaraz tobie tak zrobię! - zagroził, przyglądając się rozwichrzonym włosom.

- Gdybyś jeszcze sięgnął — zakpił z rozbawieniem starszy, składając czuły pocałunek na czole Luana.

Chłopiec uspokoił się, przymykając oczy w odpowiedzi na pocałunek. Uśmiech nie schodził z jego twarzy — Idziemy do alkowy?

- Taki jesteś chętny? - Arteaz uśmiechnął się pod nosem, po czym skinął głową.

Świece były już zapalone i pięknie oświetlały pomieszczenie a zasłony przy łożu opuszczone.

- Jestem już zmęczony — odparł chłopiec, rumieniąc się. Łoże Arteaza kusiło swoją miękkością i ciepłem.

- Tak, to był istotnie męczący dzień — mężczyzna wspiął się na posłanie i opadł na nie, oddychając głęboko. - Połóż się obok mnie — poprosił, odwracając się na bok.

Luan zatonął w miękkiej pościeli, uśmiechając się błogo. Odwrócił się twarzą w stronę mężczyzny, spoglądając na niego radosnymi oczami.

- Śpij mój piękny... - powiedział ten łagodnie i czule, gładząc jego policzek.

Młody chłopiec zamknął oczy, rozkoszując się delikatnym dotykiem. Był pełen czułości — Dobranoc, Arteazie

- Dobranoc Luanie — rzekł tymczasem starszy, widząc jak zmęczone oczy oblubieńca, zamykają się z prędkością, jakby czekały na to kilka ostatnich godzin.

On sam, zasnął dopiero chwile potem, chcąc napatrzeć na się na swojego chłopca.

Że też trafił mu się taki skarb... Musiał przyznać, że z początku gdy bliżej poznał Luana, obawiał się jego charakteru i zamknięcia w sobie.

Teraz... Teraz wiedział, że wszystko idzie w coraz to lepszą stronę. Tak jak powinno...

***

Miał całe łoże dla siebie. Mógł ułożyć się wzdłuż lub wszerz i spać. Wyspać się bez jakichkolwiek obaw, bo jego pana nie było w pobliżu. A mimo to... Nie mógł zasnąć.

Ba! Nie mógł się nawet wygodnie ułożyć.

Siedział jedynie na środku, ze skrzyżowanymi nogami i zamyśleniem na twarzy. W jego głowie krążyło tyle myśli! Więcej niż kiedykolwiek gdy musiał skupiać się na pracy i tym by jak najlepiej ją wykonać.

A teraz? Teraz... Teraz nie miał co robić, więc pozostało mu siedzieć i myśleć gdzie jest jego pana i czemu został u Arteaza i... Co właśnie robią.

Ta niepewność doprowadzała go do szału!

Co jeśli jego Panu grozi niebezpieczeństwo, a on o tym nie wie? Co jeśli jutro wejdzie do komnaty Arteaza i zobaczy Luana pokrytego zaschniętą krwią, z oczami pozbawionymi życia?

Mimo iż wiedział, że mężczyzna nie jest dla niego niebezpieczny, w jego głowie pojawiało się coraz więcej takich myśli. Niepokój rósł w nim z każdą chwilą, aż nie był w stanie już wysiedzieć i zaczął chodzić po pomieszczeniu, myśląc intensywnie.

Czy ktokolwiek zauważyłby gdyby podszedł pod komnatę Arteaza? Tylko... upewnić się, że jego panu nic nie jest. Napewno nikt nie zwróci uwagi na taki szczegół.

Szybko nasunął na stopy sandały, po czym wyszedł na korytarz. W myślach cały czas powtarzał sobie, że nikt się nie zorientuje.  Szedł tak cicho, jakby jego stopy miały wydawać niesamowicie głośne dźwięki. Tego też się obawiał.

Ze wstrzymanym oddechem minął wszystkie korytarze, zatrudniając się przed wielkimi drzwiami. Cicho, przysunął do nich ucho, nasłuchując.

- Co robisz? - zapytał Khaos, przekrzywiając z zaciekawieniem głowę.

Serce chłopaka podeszło mu do gardła. Podskoczył, odruchowo, odsuwając się od drzwi.

- J-ja... nic? - odpowiedział szybko.

- Podsłuchiwałeś... - Chłopak uśmiechnął się z rozbawieniem.

- Nie! Nie śmiałbym! - pokręcił głową z przestrachem — To nie tak.

- Nie? A co innego robiłeś? Chciałeś wejść? Nie możesz przeszkadzać im w miłości gdy ci tego nie nakażą Ot... - zganił go niewolnik pół głosem.

Niewolnik zarumienił się, wpatrując w drzwi — Chciałem się tylko upewnić, że mojemu panu nic nie zagraża. Bałem się... czy napewno nic mu się nie dzieje.

- Cóż może mu się dziać? Jest z moim panem — powiedział z pewnością w głosie. - Przyszedłeś, bo słyszałeś krzyki?

Oczy Ota rozszerzyły się natychmiastowo.

- Krzyki?! - powtórzył, od razu obracając głowę w stronę drzwi.

- Ciszej... - Khaos położył mu dłoń na ustach i skinął głową — Tak, krzyki, ale... nie takie, o jakich myślisz — dodał szybko.

- Jeśli krzyczał, to napewno coś mu się działo! Muszę mu pomóc — stwierdził pewnie, patrząc na drugiego niewolnika z przerażeniem — To w końcu mój Pan!

- Ot siedź cicho! - rudowłosy pociągnął go za ramię w głąb korytarza — Posłuchaj mnie... Twojemu panu niepotrzebna jest pomoc...

- Jeśli krzyczał to oczywiste, że jest! Czy... Pan Arteaz znów go zbił? Zrobił mu coś kiedy mnie przy nim nie było? - niewolnik wręcz podskakiwał w miejscu, wpatrując się tęsknie w drzwi.

Poczucie winy zaciskało mu żołądek w ciasny supeł.

Jak mógł być tak głupi i opuścić bok swojego Pana? Jaki niewolnik zachowuje się w ten sposób? Powinien był walczyć i domagać się zobaczenia Pana...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top