LII Ciało niegodne warg miękkich
Jego głowa była oparta o klatkę piersiową mężczyzny. Czuł, jak ta unosi się i opada swobodnie.
- Czas wstawać mój chłopcze — powiedział łagodnie Arteaz, dłonią gładząc nagie plecy chłopca.
Okryci byli jedynie białym materiałem co dla nich obu nie było niczym wyjątkowym. Po obawach nagością Luana nie pozostało śladu a on sam, traktował ją tak, jak zwykł ją traktować jego miłości.
Z największym szacunkiem i chwałą. Jak coś najpiękniejszego co nie jest tylko obiektem pożądania, ale też uzewnętrznieniem duszy i wewnętrznego piękna.
- Zostańmy tak jeszcze chwilę... - poprosił chłopiec, opierając policzek o tors mężczyzny.
- Jeśli prosisz, cóż mam uczynić. Chyba muszę się zgodzić — jego dłoń spłynęła tym razem na spływające po ramionach chłopca włosy swojego oblubieńca.
- Czy dziś znów mamy tyle nauk? - zapytał Luan sennie, zaczynając dłonią kreślić koła na szczupłym brzuchu Arteaza.
- Czyżbyś narzekał na ich natłok? - uniósł brew mężczyzna. - Wczorajszej nocy nie narzekałeś... - dodał znacząco.
- Oh, nie o te nauki mi chodzi. Te były... wspaniałe i przyjemne, ale znów zioła i liczby — jęknął, powoli się rozbudzając.
- Nie zawsze to, co mniej przyjemne oznacza mniej potrzebne. - odparł jego erastes. - Jednakże, czy uspokoję cię, mówiąc, że dziś w ogóle nie będziemy się uczyć?
- Nie? - Luan poderwał się nagle do siadu, pozostając okryty materiałem jedynie w pasie.
- Nie, będziemy spodziewać się gościa — powiedział ten spokojnie, na co Luan zmarszczył brwi ze zdziwienia.
- Gościa? Kogo takiego?
- Mojego dawnego miłośnika — uśmiechnął się Arteaz.
Luan rozszerzył na to oczy.
- Miłośnika? Myślałem, że...
- Że mimo iż nie jestem już chłopcem, nasza więź straciła na wartości, a on mnie porzucił? Nie... Nie na tym powinna polegać ta relacja. Miłośnik i jego oblubieniec splatają się w jedność. Odkrywają pomiędzy sobą to, co ich różni i łączy. Znają siebie bardziej niż inni na płaszczyznach psychicznych, cielesnych jak i fizycznych. Są jednością od pierwszego dnia do ostatniego swojego życia, aż jeden z nich odejdzie, zabrany przez bogów. - wyjaśnił.
- To pięknie brzmi. My też tacy będziemy? Nawet jak będę dorosły, nie zapomnisz o mnie?
Arteaz również podniósł się do siadu i ucałował chłopca w czoło.
- Nigdy mój piękny. Nigdy cię nie zapomnę i nie porzucę tak samo jak nie porzucił mnie mój erastes.
- Mówiłeś kiedyś, że mieszka daleko i nie widujecie się często.
- Owszem, ostatni raz dane mi było go ujrzeć, nim jeszcze do mnie przybyłeś. A to zdaje się mi być niezwykle dawno temu, gdyż teraz nie wyobrażam sobie życia bez ciebie u boku.
- Tak... To musiało być dawno — zgodził się młodzieniec. - Opowiadałeś mu o mnie?
- Bardzo wiele, radziłem się jego, czy jestem gotów wziąć cię pod swą opiekę i zacząć nauczać. Przekonał mnie, że naszła na to właściwa pora. Jest cię bardzo ciekaw Luanie.
- Kiedy przyjedzie? Muszę się naszykować i...! - chłopak wstał na nogi, zupełnie zrzucając z siebie okrycie.
Stał teraz w pełnej okazałości, nie czując różnicy pomiędzy byciem odzianym a nagim.
- Przybędzie wieczorem z tego co mi powiedziano. Masz wiele czasu, a wcale go wiele nie potrzebujesz, gdyż jesteś piękny już teraz. - również wstał i zszedł z miękkiej pościeli, sięgnął po jedną ze swoich chitonów i owinął nim chłopca.
- Wróć do Ot'a, powiedz mu o tym kto nas odwiedzi i przyjdź na śniadanie. Będę cię oczekiwał — pochwycił chłopca za talię i przysunął usta do warg młodzieńca, obdarowując go czułym pocałunkiem, który Luan oddał z radością, po czym opuścił komnatę.
***
Pchnął drzwi do pomieszczenia, dostrzegając Ot'a, który klęcząc przy koszu, układał jego tuniki i odzienie. Na widok swojego Pana rozpromienił się i podniósł na równe nogi, kłaniając nisko.
- Panie! Jak minęła ci noc?
Luan z uśmiechem usiadł na łożu w skrzyżnym siadzie.
- Dobrze, naprawdę wspaniale... - powiedział niemal rozmarzonym głosem.
- A jak nauki? - Zapytał Ot, klękając w siadzie naprzeciw niego i unosząc ciekawsko głowę.
- Wczoraj Arteaz uczył mnie... Działania zmysłów — wyjaśnił, nie do końca wiedząc, jak dokładnie ubrać to w słowa.
- Zmysłów? Co to znaczy mój panie?
- Nie wiem, jak to powiedzieć... Pokażę ci! - zdecydował i wstał, po czym wskazał na łoże. - Połóż się tutaj. Na plecach i... Zamknij oczy.
Ot nieco zdezorientowany wspiął się na posłanie i posłusznie ułożył na plecach. Zamknął oczy, ręce kładąc na brzuchu.
- Nie... Musisz dać je wzdłuż ciała, o tak — sięgnął do jego dłoni i położył wnętrzem do dołu po bokach. - Teraz dobrze. Nie otwieraj oczu, dopóki nie każę — powiedział, siląc się na powagę, jednak z jego ust nie schodził uśmiech.
- D-dobrze panie... - wyjąkał niepewnie niewolnik, mrużąc oczy jeszcze mocniej.
Chwilę potem poczuł, jak Luan rozsznurowuje sznurek w jego talii i rozpina tunikę, zsuwając ją z jego ramion.
- P-panie! Ja sam! - krzyknął niemal z oburzeniem, że zmusza swojego pana do robienia tak uwłaczającej czynności jak rozbieranie niewolnika, zamiast na odwrót.
- Cicho! Milczeć też masz — rozkazał surowo — Ani słowa, bo cię ukarzę.
- Przepraszam panie... - Ot skruszył się i zacisnął usta.
Długo jednak nie miał ich zaciśniętych, gdyż po minięciu chwili, poczuł delikatny dotyk, który przyprawił go o gęsią skórkę i spięcie mięśni.
- To miłe prawda? - zapytał jasnowłosy, widząc drgające ciało drugiego chłopaka.
Lubił je dotykać. Jeździć po nim dłońmi dostrzegając, że podobnie jak on, nie ma na jego skórze żadnej niedoskonałości. Jedynie dłonie były dużo bardziej szorstkie i twardsze. Wskazujące na pracę fizyczną. Plecy również ukazywały drobne ślady po niezagojonych bliznach. Cała reszta była jednak doskonała i o dziwo... Nie czuł ku temu zazdrości a jedynie zadowolenie.
Jego niewolnik musiał być piękny. Lecz nie piękniejszy od pana.
- Podoba ci się...? - zapytał, jednak nie uzyskał odpowiedzi.
Zmarszczył brwi i spojrzał na ciemnowłosego. Dostrzegł, że ten wciąż zaciska usta — Teraz możesz odpowiedzieć — mruknął.
Chłopak od razu się odezwał:
- Przepraszam panie! Tak panie, to... To bardzo przyjemne — powiedział, a następnie niemal podskoczył gdy Luan szepnął mu do ucha, gładząc palcami jego płatek.
- A to? - zapytał, sprawiając, że ciało niewolnika znów zadrgało. Patrzył na to z satysfakcją.
- B-bardzo p-panie - wyjąkał, po czym wstrzymał oddech, gdy poczuł coś... Co w pierwszej chwili zdało mu się jedynie omamem.
Odczuł bowiem wrażenie, że poczuł na swoim ramieniu pocałunek. Dotknięcie warg, tak delikatny, że nie tylko całe jego ciało drgnęło, ale i poruszyła się jego męskość.
To nie było możliwe!
To nie mogło się dziać!
Był przecież jedynie niewolnikiem!
Jego pan nigdy by go...
Znów to poczuł, a nie mogąc znieść tej niepewności, faktycznie uchylił jedno oko, w duchu modląc się do bogów, by się nie mylił.
I nie mylił... Jego pan pochylony, składał delikatne, motyle pocałunki na jego ciele. Tak drobne a jednak a jednak tak wyraźne i przyjemne...
Znów zacisnął oczy, chcąc, by Luan nie przerywał ani na chwilę, ani na moment. Zacisnął pięści na pościeli, starając się unormować oddech. Robił to tak długo, aż wargi młodzieńca przestały stykać się z jego ciałem ku jego wielkiemu smutkowi.
- Możesz otworzyć oczy — pozwolił Luan, na co niewolnik niechętnie je uchylił i zamrugał, chcąc przyzwyczaić się do światła. - Na tym polega zabawa zmysłami — uśmiechnął się. - Podoba ci się?
- Bardzo... Mój panie — powiedział drżącym, pełnym podniecenia głosem.
- To dobrze, bo mi też się podoba — Luan zszedł z łoża i wyprostował — Będziemy bawić się w nią częściej, a teraz przygotuj mi kąpiel! Dziś odwiedzi nas dawny miłośnik mojego erastesa! Muszę prezentować się pięknie i godnie.
Ot z niewielkim ociąganiem zsunął się z łoża i okrył tuniką.
- Tak panie... - powiedział wyuczenie, gdyż nie bardzo wiedział, co się dzieje wokół.
Jego myśli krążyły wokół jednego.
Jego pan całował jego ciało.
I tylko to nadawało teraz uśmiechu na jego twarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top