L Powroty do chwil przyjaznych

Leżał na boku w zupełnym bezruchu, starając się niemal nie oddychać. Przyglądał się Luan'owi tak długo, że nawet nie dostrzegł kiedy księżyc na niebie został zastąpiony słońcem, którego jasne promienie oświetlały komnatę, wpadając niewielkimi smugami przez okno.

Chciał się "napatrzeć" na swojego Pana tak długo, by pamiętać go jak najlepiej gdy ten już go odprawi. Wiedział, że po zdarzeniu z wczorajszej nocy może się to zdarzyć i był gotów. I choć drobiny lęku dawały o sobie znak w postaci spiętego ciała i przyspieszonego bicia serca tak on sam starał się być spokojny i wdzięczny za łaskę, jaką obdarzył go Luan, mimo jego przewiny, pozwalając spać u swojego boku. I to na jednym łożu!

Niczego więcej nie mógł sobie wymarzyć i był w stanie znieść każdą karę, by tylko ta chwila nigdy się nie skończyła.

A jednak... Ustała gdy oczy, dotąd śpiącego młodzieńca uchyliły się, drażnione przez słoneczne światło. Zamrugał kilka razy i przeniósł wzrok na Ot'a, łącząc się z nim spojrzeniem.

- Nie śpisz? - wychrypiał nieco zaspany, powoli się rozbudzając.

- Nie mój panie — zaprzeczył od razu Ot i podniósł się do siadu — Potrzebujesz czegoś panie? Może wody?

- Nie — odrzekł krótko — Nie chcę — pokręcił głową i samemu usiadł, przeciągając się. Poprawił tunikę, która zsunęła mu się z ramienia.

Ot przygryzł wargi. Z całego serca chciał, by jego pan poleżał jeszcze chwilę, chociaż krótką, by mógł jeszcze lepiej zapamiętać każdy fragment jego ciała.

Wyraźnie zarysowane obojczyki, piękniejsze niż u niejednej niewiasty. Wąskie biodra, krągłe pośladki i coraz szersze z każdym dniem barki. Złote włosy, falowane przy samej twarzy i długie rzęsy. Lekko zadarty nos i drobne uszy.

- Chcę się ubrać — powiedział jedynie Luan, przerywając jego myśli.

- Tak panie — poderwał się na nogi i zatrzymał w pół kroku, tracąc nagłą pewność i radość, że to właśnie on, nikt inny, doświadcza łaski wykonania owych poleceń. - Mam... Zawołać niewolnice...?

Jego głos zadrżał, a oddech został wstrzymany.

- Po co? - Luan zmarszczył brwi w niezrozumieniu.

- Czy... Chcesz panie, by ktoś inny pomógł ci się odziać...? - powiedział, zniżając głos niemal do szeptu.

- Cóż to za niedorzeczny pomysł?! - uniósł głos.

- P-panie... - Ot skulił się na krzyk, a następnie opadł na kolana i uniósł drżące spojrzenie.

- Wybacz mi, ale nie jestem godny, by móc służyć ci dalej... Po tym co stało się wczoraj... Po mojej bezczelności i złym stanie spowodowanym oddaleniem od ciebie i zmuszeniem byś przyjął mnie znów ja... Nie jestem godny, by ci służyć...! Jestem złym niewolnikiem. Proszę, ukarz mnie za to! - czołem dotknął posadzki.

- O czym ty znów mówisz? - Luan przybliżył się kilka kroków i pokręcił głową w niedowierzaniu. - Jesteś mój... - powiedział wyjątkowo delikatnie — I będziesz ze mną i będziesz mi służył, bo taki jest mój rozkaz i wola. Teraz nie należysz już do mojego ojca a do mnie i tylko do mnie! I nigdy więcej nie oddalisz się ode mnie, ani nie tkniesz innego niewolnika, bo ja cię też potrzeb... - zaczął, jednak zamilknął nim te absurdalne i wysoce niestosowne słowa opuściły jego zdradzieckie usta.

Ot tymczasem uniósł wzrok pełen niedowierzania.

- Wybaczysz mi panie...? - zapytał szeptem, czując łzy spływające po policzkach.

- Już ci wybaczyłem, ale jeśli znów się ode mnie oddalisz — pokręcił głową — Wtedy będzie z tobą źle...

- Panie... - Ot przełknął ślinę z wahaniem — Nie oddaliłbym się, gdybyś mnie nie odprawił...

Jasnowłosy westchnął cicho.

- I być może... Chyba nie powinienem był cię odsyłać. - wymamrotał, jakby samemu trudno mu było przyznać się przed sobą samym. - Nie chcę, byś spędzał noce gdzieś indziej lub... Z kimś innym niż ze mną...

- Nigdy więcej tego nie zrobię panie! Obiecuję! Nigdy, przysięgam na Bogów!

- Jeśli skłamiesz, Bogowie cię ukarzą — powiedział, starając się na surowość, jednak jego głos był chyba zbyt miękki i spokojny. Bez śladu napięcia, jakiego doświadczał w ostatnich dniach.

- A ja przyjmę tę karę z radością — przyrzekł, uśmiechając się lekko. Szybko jednak jego uśmiech zszedł z twarzy — Ale panie... Powinieneś mnie ukarać. Wychłoszcz mnie, albo...

- Nie, nie chcę — pokręcił głową i delikatnie przesunął dłonią po jego ramieniu — Lubię twoje ciało, jest... ładne. - powiedział niemalże z fascynacją — Nie lubię, jak masz na nim rany i ślady...

- Dziękuję... Panie — wyszeptał z wdzięcznością i ponownie spuścił głowę.

Delikatny uśmiech znów znalazł się na jego twarzy.

- A teraz przygotuj mi tunikę, dziś pójdziesz ze mną na nauki z Arteazem. - powiedział z zadowoleniem.

Tak... Teraz był zdecydowanie spokojniejszy.

***

Arteaz z zadowoleniem, przyglądał się dzisiejszej swojego oblubieńca. Widział, że zdenerwowanie, gniew i złe emocje, jakie mu ostatnio towarzyszyły odeszły, a on znów był ciekawy i chętny do zadawania pytań oraz odpowiadania na te zadane przez niego. Ot, siedzący pod ścianą, też zdawał się z ciekawością słuchać jego słów. Dziś poruszał tematy natury. Różnych zwierząt i roślin. Ziół leczniczych i przypraw. Widział, że wyjątkowo to fascynuje młodzieńca. Dziś jednak nie planował zakończyć ich lekcji jedynie na tym...

Gdy nadeszła pora posiłku, spojrzał na Luana, który niczym nieznudzony obserwował zasuszone kwiaty, starannie lustrując ich łodygi i płatki.

- Mój chłopcze... - zaczął, na co wzrok Luana, przeniósł się na niego.  - Na dziś już wystarczy, przynajmniej na razie — powiedział spokojnie. Czas byśmy coś zjedli.

- Dobrze — Luan wstał na równe nogi i przeciągnął się — Co będziemy dziś robić? Chciałbym zobaczyć konie i pojeździć albo...

- Dziś czekają nas jeszcze nauki, ale dopiero wieczorem — uśmiechnął się.

- Wieczorem...? - Luan przekrzywił głową, po czym zarumienił się nagle, rozumiejąc, co mężczyzna ma na myśli. - Ah... Te nauki?

- Zgadza się, ostatnio szło ci bardzo dobrze. Dziś nauczę cię czegoś innego.

Uśmiech chłopca delikatnie się poszerzył z ekscytacji.

- Dobrze — skłonił głowę — Postaram się sprawić...

- Wiem, że mnie nie zawiedziesz — mężczyzna pogłaskał go po głowie i objął w talii — Chodźmy. Posiłek już czeka — skinął głową ma Ot'a, który również wstał i uchylił im drzwi.

- Bycie najedzonym zawsze sprzyja dobremu samopoczuciu i nie tylko...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top