IV Wspomnienia zapomnianego

Ot tymczasem siedział na jednej z kamiennych ławeczek z uśmiechem na ustach, jedząc kromkę chleba, którą przed kilkoma chwilami mu ofiarowano.

- Jesteś, aby pewien, że nie skusisz się na wino? - zapytała długowłosa niewolnica siedząca przy nim, przyglądając mu się ciekawsko.

Miała ładne smukłe ciało i długą łabędzią szyję, na którą spływały starannie upięte włosy.

- Mój Pan... Nie pozwala nam go spożywać. - zarumienił się lekko Ot, patrząc przelotnie na niewiastę. 

- Ah, rzeczywiście to przykre, jednak z tego co mi się wydaje, twój Pan jest teraz zajęty — wyjrzała przez korytarz na salę jadalną, w której goście zajadali się w najlepsze.

- Wolę, żeby niczego ode mnie nie wyczuł. Bywa groźny gdy da mu się do tego sposobność — przegryzł chleb kawałkiem sera — Zawsze tak tu jecie? - spytał, chcąc zakończyć temat swojego Pana.

- Nie wiadomo kiedy nas wezwie — wzruszyła ramionami — Mamy czas wolny, ale wolimy być czujni. Nie lubię gdy mój Pan musi obsługiwać się sam, bo pozwolił nam odpocząć. - wyjaśniła.

- Czas... wolny? - ciemnowłosy niewolnik zmarszczył brwi. - To raczej... Rzadkość u niewolników. 

- Każdemu potrzebny jest odpoczynek — wyjaśniła — W końcu jesteśmy ludźmi, wbrew temu co mówią niektórzy...

- To... Ciekawe. Dawno nie słyszałem takich słów — przyznał, dalej konsumując.

Zawsze gdy miał taką możliwość, delektował się posiłkiem. Matka zawsze uczyła go, że nie wiadomo kiedy nadejdzie następny. Dlatego też czasami zostawiał sobie jedzenie na później. W czasie stresu głód przybierał na sile, co było niezwykle uciążliwe. Tak samo jednak było też trudne do opanowania i, mimo że jego Pan karmił go dość często, nie odważyłby się w nocy iść do kuchni.

To nie uchodziło.

- Musisz się przyzwyczaić. W końcu tutaj zamieszkasz — uśmiechnęła się, ukazując ładne białe zęby.

- Tak... Mam nadzieję, że zamieszkam. Mojemu Panu raczej nie spodoba się ten pomysł — skrzywił się wyraźnie.

- Dlaczego? To przecież naturalne. Twój Pan wygląda na młodego. Rezydencja nie spełnia jego wymagań? Czy może nasz Pan nie wszedł w jego gusta?

- Mój Pan jest... - zamilkł, szukając właściwego słowa. - Wyjątkowy — Ot podrapał się lekko po głowie.

Wiedział, że mówienie w niewłaściwy sposób o swoim właścicielu jest nie na miejscu, nawet gdy zawiera prawdę.

- Nie zbyt przypadła mu do gustu ta... tradycja — wyjąkał niepewnie.

- Ta o posiadaniu swojego miłośnika? - długowłosa zmarszczyła brwi.

- Niestety. Uważa to za upokarzające - odpowiedział, rozsiadając się wygodnie. Dotychczas jego ciało pozostawało spięte, w gotowości, by wstać gdy tylko usłyszy wołanie Pana. Teraz... Nieco się uspokoił.

Sam nawet nie wiedział, co było powodem jego rozluźnienia.

Ta piękna niewolnica? Jej słowa? A może zwyczajnie zaczął się czuć lepiej w nowym otoczeniu?

- Cóż w tym upokarzającego?

Jego przemyślenia przerwał obcy głos, dobiegający zza ich pleców.

Ot odwrócił się, widząc przed sobą chłopaka nieco niższego niż on sam. Jego włosy były w odcieniu lekkiej rudości. Miał miły melodyjny głos i uśmiech na twarzy i jedynie obroża na szyi informowała o tym, iż jest niewolnikiem.

- J-ja... Nie mam pojęcia. - przyznał nieśmiało — Mówił coś o czuciu się jak niewiasta gdy wasz Pan ofiarował mu wianek. Mam jednak nadzieję, że zmieni swe zdanie — powiedział ze westchnieniem

- Z tego co widzę, ma go na głowie — długowłosa znów wyjrzała zza rogu korytarza — I nie wygląda na niezadowolonego.

- Mój Pan umie się zachować...  - powiedział cicho, spuszczając wzrok.

- Udaje? - przekrzywił głowę chłopak — Dlaczego? Przecież kłamstwo jest złe... Nasz Pan bardzo się stara... Nawet na mnie zbeształ gdy rozstawiałem zastawę, a to się rzadko zdarza. Niemal nigdy nie unosi na nas głosu — dodał — Tak właściwie, na imię mi Khaos — uśmiechnął się.

- Miło mi cię poznać. Jestem Ot — powiedział, oddając uśmiech — Mój Pan nie przepada za ideą pederastii. - spuścił wzrok - A... co oznacza, że rzadko unosi głos? Preferuje siłę? - zapytał niepewnie.

- Nie... To bardzo dobry, wyrozumiały człowiek. Oczywiście karze nas jak każdy Pan, jednak jest naprawdę łagodny. Nie poniża nas, ani nie upokarza. Nie głodzi... — powiedział chłopak, a  niewolnica dodała:

- Krócej mówiąc, został zesłany tutaj przez samych bogów! Tego jestem pewna tak samo jak jutrzejszego wstania słońca i błękitu nieba.

Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie, na co Khaos wywrócił jedynie oczami.

- Zazwyczaj jest też spokojny, trzyma emocje na wodzy i nie daje się wytracić z równowagi.

- Czyli musi być naprawdę dobrym Panem -przytaknął — Mam nadzieję, że i mój Pan go polubi i może wskaże mu drogę...

- Nie przepadasz za swoim Panem? - znów wtrąciła długowłosa, na co niewolnik od razu zaprzeczył.

- Nie! Miłuję mojego Pana i oddałbym za niego życie jednak... Wiem, że nie zawsze jest on dobry. Nie mam żalu o to, że jest surowy wobec mnie. Jestem tylko dobytkiem bez prawa i głosu jednak... Czasami to bolesne. Chciałbym coś dla niego znaczyć... - spuścił głowę.

- Napewno znaczysz! - Odezwał się Khaos — Może po prostu on nie umie tego okazać? Wielu Panów uważa to za słabość. Okazywać uczucie niewolnikowi? To dla nich niewyobrażalne, ale tutaj w sercu...

- Traktuje mnie gorzej niż szczury, grasujące w piwnicach. Nawet nie jak psa - powiedział z żalem.  - Kiedyś byliśmy przyjaciółmi. Bawiliśmy się razem i kochałem go tak mocno... A teraz mój Pan jest inny. - westchnął, - Teraz jest inaczej. Wszystko się zmieniło...

- Nasz Pan zostanie teraz nauczycielem twojego. Może nauczy go jak właściwie traktować niewolników?

- Chciałbym, aby tak było... Jednak najbardziej chciałbym by mój Pan był tu szczęśliwy. Nawet jeśli nie będzie chciał mnie widzieć na oczy -przyznał ze smutnym wydechem.

- A ja się cieszę, że twój pan tu jest. Przynajmniej będziesz miał nas — uśmiechnął się chłopak — Zostanie tu już dziś?

- Nie — pokręcił głową — To znaczy... Dziś zapewne zostaniemy tu na noc, ze względu na daleką podróż, jednak wrócimy do rezydencji. Nie wiem do końca kiedy się tu przeprowadzimy i czy w ogóle się to zdarzy. Wiem jednak, że Pan weźmie mnie ze sobą.  Tak rzekła Pani Matka.

- To wspaniale! - ucieszyła się dziewczyna — Ostatnio było tu niezwykle nudno...

Chłopak poczuł dziwne ciepło na sercu. Dawno nie czuł się tak chciany.

- Dziękuję. Jeśli mój Pan tu zamieszka...  Napewno będzie mu tu dobrze — uśmiechnął się do nich szczerze.

***

Luan nie miał już nawet sił i miejsca w brzuchu na skosztowanie kolejnych wnoszonych potraw. W odróżnieniu od jego ojca, który z chęcią próbował ich gdy tylko je donoszono ku wielkiemu podziwu swojego syna.

Jak on to mieścił?

Może i etykieta wymagałaby próbować wszystkiego, co przygotuje gospodarz z powodu poszanowania jego starań i czasu jednak... Czy to nie było zbyt wiele? Zwłaszcza że Pan Arteaz raczył się teraz jedynie winem, poruszając tematy polityki ich kraju,  co szczerze mówiąc, nigdy go nie szczególnie nie interesowało.

- Czyżbyś był zmęczony Luanie? - ciemnowłosy mężczyzna zwrócił się melodyjnym głosem do młodzieńca przed sobą.

- Jedynie przejedzony. Wszystko jest tak dobre, że mój ziemski żołądek już nie daje rady -zaśmiał się, nie chcąc wyjść na niegrzecznego.

- Idź na spoczynek. Każę zaprowadzić Cię do jednej z komnat, którą przyszykowałem dla Ciebie — odparł — Podróż napewno była długa. Wyruszycie jutro rano, po cóż kusić zbójców nocnymi wyjazdami — skierował swój wzrok na ojca chłopca.

- Znakomita myśl — odparł ten a Arteaz skinął głową.

- Khaos! - zawołał. Zrobił to jednak tak delikatnie i spokojnie, że Luan nie spodziewał się, że ktokolwiek usłyszy to wezwanie. Tym bardziej właściciel owego nieznanego mu imienia.

Jakież wielkie było więc jego zdziwienie gdy do sali natychmiast wszedł szczupły chłopak o kasztanowo-rudawych włosach.

- Tak, Panie? - niewolnik uklęknął obok swojego Pana, pochylając usłużnie głowę.

- Pokaż mojemu drugiemu Luanowi komnatę, którą dla niego wybrałem. Mam nadzieję, że przygotowaliście ją zgodnie z moim poleceniem?

- Oczywiście, mój Panie — potwierdził od razu,  po czym podniósł się — Paniczu? - przeniósł na niego wzrok, czekając, aż ten podąży za nim.

- Panie — poprawił go chłopak dość ostro, po czym się podniósł. Jego ton od razu zmienił się gdy zwrócił się do Pana domu oraz ojca, którym skłonił się, uprzejmie.

- Dziękuję za posiłek Panie — skinął głową Arteaz'owi — Był przepyszny. Życzę dobrej nocy. I tobie również ojcze — tym razem skinął głową ojcu.

Ciemnowłosy mężczyzna uśmiechnął się.

— Śpij dobrze chłopcze — odparł i zamyślił się.

Młodzieniec był dobrze wychowany, znał etykietę, jednak zachowywał ją tylko w stosunku do równej mu warstwy społecznej. W stosunku do niewolników jej nie stosował, co niekoniecznie mu odpowiadało. Już wiedział, na czym będą musieli się skupić w pierwszej kolejności ich nauk...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top