II Złoty wieniec odpędzający burzowe chmury
- Miłośnika? - powtórzył Luan z niedowierzaniem, a potem zaśmiał się, odchylając głowę do tyłu.
Przesłyszał się, albo padł ofiarą niezwykle irytującego poczucia humoru swego ojca. Po kilku sekundach jednak jego śmiech ustał a na widok twarzy swoich rodziców, uśmiech zupełnie zniknął mu z twarzy.
- Nie... Nie, kpicie sobie ze mnie, prawda..? — spojrzał na nich zaszokowany, po czym zarumienił się intensywnie. — Matko... Prawda?
- Synku... - zaczęła jasnowłosa kobieta.
- Nie! Nie zgadzam się! - Luan zerwał się od stołu, zaciskając zęby — Nie pozwolę, by jakiś mężczyzna wykorzystywał moje ciało w zamian za edukacje! To podła tradycja!
- Usiądź — polecił mężczyzna jednak Luan ani myślał, aby to zrobić.
- Rozumiem, że możesz być wzburzony — kontynuowała spokojnie jego matka.
- Wzburzony? Chyba sobie ze mnie dworujecie! Jestem mężczyzną, nie dam się tak upokorzyć — krzyknął tak głośno, że najpewniej usłyszała go cała rezydencja.
- Usiądź! - zagrzmiał tymczasem ojciec.
Jego głos również zabrzmiał ostro i dość ostrzegawczo. Mężczyzna rzadko dawał się ponosić emocjom jednak dzisiaj, jak widać, nie udało mu powstrzymać.
Nie chcąc mimo wszystko przeciągnąć struny, Luan opadł z powrotem na krzesło.
- Matko... chyba na to nie pozwolisz, prawda? - spojrzał na nią błagalnymi oczami, przyjmując inną taktykę.
Ta otworzyła usta, jednak słysząc słowa:
- Nawet nie próbuj, Alteo!
Zaniechała odezwania się, jedynie biorąc w dłonie kielich z trunkiem.
- Decyzja została podjęta, jest to najrozsądniejsze wyjście z sytuacji. I dla Ciebie i dla nas. Jak sam powiedziałeś, Twoi nauczyciele są już w sędziwym wieku. Nie są wystarczająco nowocześni, by móc jak najlepiej Cię edukować. Uzyskałeś podstawy jednak teraz, jako młodzieniec potrzebujesz znacznie poszerzyć zakres wiedzy, którego oni Ci nie zapewnią. Podatki rosną, a opłacanie nauczycieli, do których nawet nie stawiasz się na nauki, jest wyjątkowo kosztowne, zbyt kosztowne! Może powinienem pozwolić na używanie rózgi jako aktu dyscypliny względem Ciebie?! - uniósł się. - A może sam powinienem po nią sięgnąć i za pomocą wymierzenia solidnych razów nakłonić cię do posłuszeństwa?!
- Fabio! - tym razem i jego żona zabrała głos z oburzeniem — Nawet nie mów takich rzeczy...
- O-ojcze - zająknął się zaskoczony, kuląc ramiona. - Przepraszam Ojcze. Proszę, nie rób ze mnie kurtyzany — powiedział, choć wiedział iż pederastia nie jest prostytucją, a jedynie sposobem na wejście w dorosłe życie.
- Nie ma to z tym nic wspólnego, miłośnicy są po to, by nauczyć Cię dobrego wychowania obywatelskiego, pokazać i wyjaśnić ideały, nauczyć wielu rzeczy, a również pomóc wejść Ci w dorosłość. Znaleźliśmy kogoś odpowiedniego kto...
Luan spojrzał na kobietę z niedowierzaniem.
- Znaleźliście? Już go znaleźliście i... Nie powiedzieliście mi ani słowa?! - ponownie wstał z wyścielanego aksamitem krzesła.
- Synu... - zaczęła Altea jednak młodzieniec pokręcił głową i odszedł od stołu.
- Wróć! - zawołał za nim jego ojciec.
- Ani myślę! - krzyknął jedynie rozwścieczony chłopak i nie czekając, aż niewolnicy otworzą przed nim drzwi, sam chwycił za klamkę i mocno nimi trzaskając, opuścił komnatę jadalną.
Pobiegł do swojego pokoju, mamrocząc przekleństwa pod nosem.
Jak oni śmieli? Tak go zdradzić!
Zacisnął zdenerwowany zęby, kładąc się na miękkiej pościeli. Jego oczy zaszły łzami, które usilnie próbował odgonić. Wcisnął więc twarz w poduszkę.
- Panie...? - usłyszał cichy głos, który teraz zirytował go podwójnie.
- Wyjdź. - wycedził zduszonym głosem.
- Może to poprawi ci humor, Panie. Leżało pod drzwiami — powiedział łagodnie niewolnik, podając mu wianek. - Jesteś pewien, że chcesz Panie zostać teraz sam? - dopytał.
- Powinienem korzystać z samotności, póki jeszcze mogę — wycedził i uniósł się do siadu.
Ignorował to, że niewolnik widział łzy na jego policzkach. Nie było to ważne tak jak on sam. Widział je już nie raz.
- Co to? - spojrzał na wieniec pomalowany złotą farbą.
- Prezent od twojego miłośnika — przekrzywił głowę — Chcesz Panie... bym ci założył? - zapytał nieśmiało.
- Nie zamierzam zakładać niczego od... Tego człowieka, wyrzuć to jak najszybciej! Weź sprzed moich oczu — odsunął od siebie przedmiot. Gniew w nim się zaognił.
- Oczywiście Panie — spuścił wzrok i odszedł z przedmiotem.
On chciałby dostać taki wianek, lub cokolwiek, co byłoby prezentem.
Luan natomiast gniewnie uderzył pięścią w materac łoża i opadł na nie plecami, przymykając oczy. Miał dość tego dnia.
Chciał wreszcie iść spać! By ten dzień się skończył!
***
- Panie... - głos dobiegał jakby z oddali.
Potem zabrzmiał znowu i znowu, tym razem jednak towarzyszyło mu światło, które wdarło się do pomieszczenia, po odsłonięciu zasłon przez niewolnika. Poranne ostre słońce intensywnie świeciło mu w oczy, na co odwrócił się na drugi bok, by móc je uchylić.
- Co...? - jęknął niechętnie.
- Pora śniadania Panie, czas wstawać — odpowiedział życzliwym głosem chłopak, odsłaniający kolejne zasłony w komnacie.
Młodzieniec zaklął pod nosem. W chwili gdy był tak zły, irytowało go nawet zadowolenie tego niewolnika.
- Nie idę — zadecydował i nakrył się poduszką na głowę.
- Panie. Pan i Pani życzyli sobie, by cię widzieć — odetchnął niewolnik, starając się nie pokazywać niechęci.
Czasem naprawdę nie rozumiał swego Pana.
- Powiedziałem, nie idę! - krzyknął, unosząc się do siadu — Nie chcę ich widzieć... Powiedz, że zaniemogłem. Wymyśl coś — machnął lekceważąco dłonią i opadł plecami do tyłu.
- Jak sobie życzysz mój Panie — chłopak opuścił pomieszczenie tylko po to, by po chwili wpuścić do środka matkę Luana.
- Nie zrozumiałeś polecenia? - zapytał, uchylając oczy, a na widok swojej matki jedynie westchnął — Nie chcę cię widzieć — powiedział od razu stanowczo.
- Mój synu — ta przysiadła na jego łożnicy — Rozumiem, że ta decyzja może być trudna, jednak to zupełnie naturalna sytuacja, w której znajduje się każdy dorastający chłopiec. Wiem, że wiele czasu spędziłeś w zamknięciu. Z dala od rówieśników i słońca. To utrudnia sprawę. Jednak... Już długo wcześniej powinieneś posiadać swojego Erastesa. Odkąd zacząłeś bywać na targach i spacerach, wielu mężczyzn o Ciebie pytało. Między innymi tych naprawdę dobrze wykształconych i zamożnych. Twój ojciec wybrał takiego, który jest najodpowiedniejszy i zapewni Ci wszystko, co najlepsze.
- Nie jestem niewiastą, ani niewolnikiem, żeby mnie tak oddawać! Ten zwyczaj jest okropny. Nie chcę, żeby jakiś mężczyzna mnie... dotykał — zarumienił się na samą myśl.
Właściwie nie przeszkadzała mu sama myśl o dotyku, a raczej o fakcie, że będzie się on odbywał bez jego zgody i zapewne z jakimś odrażającym starcem.
- Posłuchaj, do dotykania nie dochodzi od razu. Wszystkiemu się przyjrzymy. Jeśli dostrzegę, że spróbował skrzywdzić Cię w jakiś sposób, od razu wrócisz do domu — pogładziła delikatnie jego policzek — Nie pozwolę na twoją krzywdę mój synu...
- Czemu nie mogę po prostu zostać w domu? Jestem już prawie dorosłym mężczyzną. Nie potrzebuję tego rodzaju nauczyciela...
- Rozmawiałam z twoim niewolnikiem Ot'em. Twierdzi, że nigdy nie współżyłeś z nim, żadną niewolnic, ani żadnym innym niewolnikiem. W twoim wieku to powinno być...
- Matko! - wykrzyknął z oburzeniem — Nie zamierzam współżyć z niewolnikami! Nie widzę takiej potrzeby — naburmuszył się cały rumiany.
- I to właśnie mnie niepokoi mój synu. Twój ojciec w twoim wieku... - zaczęła i pokręciła głową.
- Ja nie chcę, żeby jakiś mężczyzna mnie... proszę, matko — spojrzał na nią błagalnie - Jeszcze zupełnie odechce mi się na przyszłość jeśli będę miał złe pierwsze wspomnienia.
- Luanie... Posłuchaj mnie — poprosiła kobieta, zaczynając przeczesywać palcami jego jasne, karmelowe kosmyki — Nie pozwolę Cię skrzywdzić nikomu. To, że będziesz mieszkał w innej rezydencji, nie zmienia tego, że będę wysyłała Ci listy, a Ot pojedzie z Tobą.
- Czy mam wybór? - zapytał już bardziej poddańczym głosem.
Może rodzice mieli rację? Większość młodych mężczyzn to przechodziła.
- Taka jest kolej rzeczy mój chłopcze... - uśmiechnęła się lekko — Rezydencja zainteresowanego tobą mężczyzny ma piękne ogrody. Będziesz mógł dużo czasu spędzać na dworze. Posiada też piękne stajnie rasowych koni. Spodoba Ci się...
- Wierzę, że wybraliście mądrze — skinął głową - Wczoraj przysłał mi pozłacany wieniec — odparł.
Musiał przyznać, że po zastanawianiu ten dar wydawał mu się nawet szczodry.
- Oh, to cudowna wiadomość, pokaż mi — zachęciła ze szczerym uśmiechem.
- Kazałem Ot'owi go wyrzucić, ale znając go, po prostu gdzieś go schował — westchnął, patrząc na kobietę.
- Dlaczegóż to? Nie uchodzi wyzbywać się podarków — pokręciła głową - Nie możesz być tak nieczuły...
- Poczułem się jak niewiasta, której względy chce się zdobyć. Do tego wczoraj byłem zły. Jestem wdzięczny za ten podarunek.
- Idź, poproś ojca o wybaczenie za wczorajsze zachowanie. On również chce dla ciebie dobrze, musisz to docenić Luanie.
- Jeśli muszę — wstał z westchnieniem i narzucił na siebie szatę. Nie czuł się zbyt dobrze z wizją przepraszania, ale wiedział, że to czasami konieczne.
- Luan — Altea podeszła i przeczesała jego włosy. Martwiło ją, że jej syn wciąż jest tak niski, nawet w porównaniu z własną rodzicielką — Bądź posłuszny synu.
- Dobrze matko. Może... ubiorę ten wianek. Ojcu pewnie się to spodoba — zaproponował, wychodząc z matką z komnaty.
- Jeśli Ot go nie wyrzucił... - skinęła głową — I ubierz się, nie wypada, aby młodzieniec z dobrej rodziny przechadzał się po rezydencji w negliżu.
- Mogłabyś go o to spytać gdy ja będę się szykować? - poprosił, nieco niechętnie.
Na szczęście jego rodzicielka przystała na jego prośbę i w czasie gdy jeden z niewolników odziewał go w nowy strój, do komnaty wszedł Ot, trzymając w dłoniach wianek.
- Proszę, mój Panie — pokłonił się, podając mu go.
- Dlaczego nie wypełniłeś mojego polecenia o wyrzuceniu go? - zmarszczył brwi młodzieniec.
- Z myślą, że czasem można żałować decyzji podjętych pod wpływem emocji, Panie. Czy mam ci go założyć? - zapytał Ot niepewnie.
Ten skinął głową, natomiast niewolnik, który, mimo iż był w jego wieku, był wyższy o conajmniej trzy palce, założył mu wieniec na głowę.
- Wyglądasz zachwycająco Panie — uśmiechnął się ciepło — Nie jeden miłośnik chciałby takiego urodziwego eromenosa.
- To oczywiste — stwierdził mało pokornie, przeglądając się w zwierciadle.
Wyglądał naprawdę ponętnie.
- W czymś jeszcze pomóc Panie? Może uczesać Ci włosy? - sięgnął po szczotkę — Są takie piękne... Myślę, że w jakiejś fryzurze wyglądałyby jeszcze lepiej, może je...
- Znów próbujesz się ze mną spoufalać. Gdy będę czegoś potrzebować, powiem ci - odparł szorstko — Idziemy do mojego ojca. Chcę mieć to już za sobą.
- Tak Panie, wybacz mi zuchwałość — zwiesił głowę, idąc przed siebie.
Kiedyś tak nie było. Kiedyś, zanim Luan dorósł, ich relacje były dużo bliższe niż teraz. Wraz z dorastaniem młody Pan stawał się coraz bardziej chłodny. Poniekąd mu się jednak nie dziwił. Stosunki przyjacielskie z niewolnikami, zdarzały się rzadko. Bardzo rzadko. Kiedyś nie byli świadomi tych ogromnych różnic klas społecznych.
Teraz było inaczej...
Mimo to za każdym razem jego serce łamało się na ton Luana. Ten szorstki, chłodny, pełen wyniosłości i pogardy.
Mimo to, jego Pan wciąż był dla niego najlepszym przyjacielem. Kimś najważniejszym na świecie, kto nie zawsze był tak zimnym i beznamiętnym wobec niego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top