~ROZDZIAŁ VIII~

Noc Duchów to bardzo stara tradycja Hogwartu. Cała Wielka Sala było przyozdobiona dyniowymi lampionami oraz nietoperzami i wcale nie chodzi tu o Snape'a, który, chociaż do końca tego nie wiedział, najbardziej wpasowywał się w cały przystrój. Hagrid przyniósł do zamku ogromne dynie. Kiedy Derek i Chloe zobaczyli je, nie byli wstanie się odezwać. Na stole, tak jak Chloe podejrzewała, było mnóstwo jedzenia. Dyniowe paszteciki, torty, ciasta i najróżniejsze magiczne słodycze. Dwójka przyjaciół zabrała się za jedzenie fasolek wszystkich smaków. O ile Evans miała szczęście i na chwilę obecną jedyną, najgorszą fasolką na jaką trafiła był cynamon, którego nie znosiła, o tyle Derek natrafiał na zgniłe jajka, mydło oraz stary but i spleśniały ser.

- Koniec tego - oznajmił, gdy po raz kolejny zasmakował mydła. - Dlaczego po prostu nie mogę natrafić na jakąś o smaku jabłek albo truskawek. Tak marzy mi się czekolada...

Brzmiało to nieco abstrakcyjnie, gdyż przed jego nosem stał czekoladowy tort z plasterkami jabłek i truskawek. Rudowłosa zaśmiała się i wzięła czekoladową żabę. Nie zajmowała się jakoś specjalnie kolekcjonowaniem kart. Kiedy raz wspomniała o tym Severusowi, ten spojrzał na nią znad książki, prychnął pogardliwie i przerzucił na następną stronę, wracając do lektury. Może pomysł nie był przyjęty przez niego z aprobatą, ale zaczęła dostawać je częściej, niż wcześniej. Najczęściej czarodzieje się powtarzali, co nie sprawiało już jej takiej radości, jaką myślała, że będzie.

- Kogo masz? - zapytał Derek, ubrudzony w czekoladowym torcie. Chloe zachichotała i pokazała kartę przyjacielowi. Chłopak otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i pochwycił kartę w swoje dłonie, uprzednio ocierając je o szatę.

- No nie wierzę - wyszeptał do siebie, oglądając kartę z każdej strony, raz po raz spoglądając to w jej stronę, to w stronę Chloe, która urosła o kilka centymetrów. - Chcesz mi ją sprzedać?

- Zwariował - zaśmiała się odbierając mu swoją własność. - Nie ma takich pieniędzy, ta które sprzedałabym tą kartę.

- Niby ruda, a taki fart... - pokręcił z niedowierzaniem głową. - Salazar Slytherin. Lepiej dobrze ją ukryj...

- Co ukryj? - Draco dosiadł się do nich z wielkim, kolorowym lizakiem. Blondyn miał dość towarzystwa Crabbe'a i Goyle'a, którzy objadali się słodkościami w niezbyt godny sposób.

- Nasza kochana Chloe zgarnęła kartę Salazara Slytherina - oznajmił Derek. Draconowi oczy zabłyszczały i na chwilę przestał zajadać się lizakiem. Po kilku sekundach uspokoił się i opanowanym głosem powiedział:

- Nie wierzę - i prychnął pod nosem, by chwilę później pod tą samą częścią ciała wylądowała karta z jednym z założycieli Hogwartu. Usta ułożyły mu się w śmieszny dzióbek, przez co kilku Ślizgonów siedzących na około nich zachichotało w typowo dla swojego domu sposób i powrócili do słodyczy.

- Sprzedaj mi - niemal rozkazał, na co tym razem Chloe prychnęła i schowała ją do kieszeni swojej szaty.

- Zapomnij - sięgnęła po budyń czekoladowy i uśmiechnęła się w jego kierunku. - Mam wreszcie inną kartę niż Dumbledore i Merlin. A założyciela Hogwartu bardzo ciężko zdobyć.

- Dlatego chcę żebyś mi go sprzedała - oponował dalej. - Przecież powiedziałaś, że nie zbierasz już kart.

- I? - zapytała. - Kolekcjonerka czy nie, ta karta jest zbyt cenna, żeby trafiła w twoje hrabskie rączki.

- Jeszcze się okaże - prychnął powracając do swojego lizaka.

Przyjaciele w niewerbalny sposób dogadali się, że nie będą poruszali tematu karty tego wieczoru. Spędzili kolację w miłym towarzystwie i nim się obejrzeli uczta dobiegała już końca, a pierwsze osoby zaczęły już wychodzić. Chloe, wraz z Draco i Derekiem byli jednymi z pierwszych, którzy opuszczali Wielką Salę. Chcieli uniknąć tłumu, który stworzyłby się zaraz po oficjalnym zakończeniu. Tak jak blondyn przeczuwał, Crabbe i Goyle zostali jeszcze, żeby skosztować każdej słodkości, chociaż koło ,,kosztowania" ich zachowanie nawet nie stało. 

Grupka znajomych nie spieszyła się z zejściem do lochów. Do ciszy nocnej zostało jeszcze trochę czasu, więc postanowili cieszyć się wędrówką korytarzami Hogwartu. Nie rozmawiali o niczym, każde pogrążone we własnych myślach. Pomimo starań, Chloe nawet na krótki moment nie potrafiła wymazać Toma ze swoich wspomnień. Przerażał ją i zapewne nawet zaklęcie usuwające pamięć nie byłoby w stanie pozbyć się jego czerwonych oczu z jej umysłu. Była przerażona myślą, że odzyska ciało, przestanie być wspomnieniem. Tu chodziło o coś więcej, niż samo ciało...

- Na gacie Merlina! - krzyknął Draco, a echo poniosło ten odgłos dalej.

- Skąd ta woda? - Derek zwęził brwi i przyspieszył krok, by to sprawdzić. Rudowłosa poszła za nim, zostawiając blondyna z nietęgą miną. Chwilę wahał się, żeby pójść dalej, ale i tak miał już mokre buty oraz skrawek szaty, więc co innego miał do stracenia?

Pierwsze co rzuciło się w oczy trójce uczniów, była inna trójka uczniów. Harry, Ron i Hermiona patrzyli na coś na ścianie. Na wielki, czerwony napis:

- Komnata tajemnic została otwarta. Strzeżcie się wrogowie dziedzica - przeczytał Dracon i z powrotem przeniósł wzrok na Złotą Trójcę. - Kolej na was, szlamy.

Chloe zachłysnęła się powietrzem i z całą siłą jaką miała, uderzyła go dłonią w tył głowy. Z drugiego końca korytarza usłyszeli narzekanie woźnego oraz jego kroki. Gdy jego sylwetka się pokazała, zatrzymał się w półkroku.

- Pani Norris - powiedział przerażającym szeptem i popatrzył na Harry'ego, który ze strachu cofnął się o krok i przełknął głośno ślinę. - Moja kotka... Zamordowałeś moją kotkę. Zabiję cię... Zabiję cię!

Harry miał już brać nogi za pas, kiedy zaczęli schodzić się inni uczniowie oraz profesorowie. Widać było, że odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył dyrektora. Profesor McGonagall załapała się ręką za serce i cofnęła o krok, kiedy dostrzegła napis. Szybko jednak opanowała się i popatrzyła na Harry'ego. Severus Snape z kpiącym uśmieszkiem patrzył na Pottera, ale gdy dostrzegł z lekka przestraszone spojrzenie Chloe, zmrużył oczy i popatrzył na napis.

Dubledore zdjął ciało Pani Norris z uchwytu na pochodnie.

- Proszę za mną Argusie - powiedział do Filcha. - Pan też, panie Potter. Pan Weasley i Panna Granger również.

Z tłumu wystąpił Lockhart.

- Mój gabinet jest najbliżej, panie dyrektorze... piętro wyżej... proszę nie mieć żadnych skrupułów..

- Dziękuję ci, Gilderoy.

Tłum uczniów rozstąpił się przed dyrektorem. Za nim poszła profesor McGonagall i po krótkim wahaniu również profesor Snape. Kiedy uczniowie zaczęli się rozchodzić, Chloe spojrzała na towarzyszy i żadne z nich nie musiało nic mówić, żeby było wiadome jaką decyzję podjęli.

Starali się zwracać jak najmniejszą uwagę na ich trójkę. Ruszyli nawet inną drogą, niż szli profesorowie i złota trójca. Zatrzymali się przed gabinetem, akurat w momencie, kiedy Dumbledore powiedział:

- Została spetryfikowana.

- Ach! Tak własnie myślałem! - przez lekko uchylone drzwi dało się słyszeć wypowiedź Lockharta. Prawdopodobnie właśnie on szedł ostatni, dlatego nie zamknął drzwi. Typowe zachowanie. Chloe skrzywiła się na wspomnienia pierwszej lekcji Obrony Przed Czarną Magią oraz tego śmiesznego testu, który postanowił przeprowadzić. Skąd, na gacie Merlina, mogła wiedzieć jaki jest ulubiony kolor Gilderoy'a Lockharta, czy też znać jego skryte marzenie?

- Jejku, jak ja go nie lubię - wyszeptała Chloe, na co Derek zachichotał, a Draco trącił znajomych w ramiona, żeby ich uciszyć. Przyłożył wskazujący palec do ust, żeby mieć pewność, że zrozumieją przekaz.

- Czy mogę coś powiedzieć, panie dyrektorze? - przez lekkie zamieszanie ze strony podsłuchiwaczy, nie usłyszeli połowy wcześniejszych wypowiedzi. Draco popatrzył oskarżycielsko na towarzyszy, a później w szparę w drzwiach. - Potter i jego przyjaciele mogli po prostu znaleźć się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiedniej porze - Ślizgoni nie rozumieli, jak takie słowa mogły paść z ust mistrza eliksirów. Miał właśnie idealny moment, żeby pognębić Gryfonów, co było jednym z jego ulubionych zajęć, a on daje okazji uciec sprzed nosa? Dopiero kolejna jej część rozwiała ich wszelkie spekulacje - ale mamy tu zestaw dość podejrzanych okoliczności. Po co w ogóle tam poszli? Dlaczego nie uczestniczyli w uczcie z okazji Nocy Duchów?

Gryfoni, jeden przez drugiego, starali się jakoś z tego wytłumaczyć. Chloe uświadomiła sobie, że rzeczywiście nie dostrzegła brata w Wielkiej Sali. Starała się wyłapać jak najwięcej słów, z tej ,,kłótni". ,,Setki Duchów", ,,było ich wieeeelu", ,,Poświadczą, że tam byliśmy!". Draco powoli zaczął się niecierpliwić. Nawet jeżeli chciałby polubić jakiegoś Gryfona, to posłuchanie tej trójki wystarczało mu, by nigdy tego błędu nie popełniać.

- Ale dlaczego nie poszliście później na ucztę? - zapytał Snape, a jego czarne oczy zamigotały w blasku świec. - Dlaczego poszliście od razu na górę?

Derek, jakby dopiero teraz się obudził, zapytał nieco za głośno:

- Co to właściwie znaczy ,,spetryfikowana"?

Chloe poczuła jak jej policzki robią się czerwone. Szybko odsunęła się od drzwi, ciągnąc za sobą Dracona i Dereka. Brunet pisnął zaskoczony, szybko zakrywając sobie usta dłonią. Wymienili przerażone spojrzenia i pobiegli w stronę najbliższego zakrętu, by schować się za ścianą. Cała trójka słyszała, jak głośno ich serca biją. Chloe przestraszyła się, że któreś z nich za chwilę dostanie ataku serca. Rozmowy w gabinecie profesora Obrony Przed Czarna Magią na chwilę się wyciszyły nasłuchując hałasów z zewnątrz. Żaden jednak profesor nie miał na tyle dobrego słuchu, by dosłyszeć jak krew krąży w żyłach młodych uczniów.

- Bardzo przepraszam - zimny głos Snape'a dało się słyszeć nawet tutaj, pomimo tego, jak ich serca waliły - ale wydawało mi się do tej pory, że to ja jestem mistrzem eliksirów.

Chloe wstrzymała powietrze w płucach słysząc niechęć, która płynęła z niego, najpewniej do Lockharta. Może gdyby lubiła profesora, nawet by mu współczuła, ale w tym wypadku nie miała zamiaru tego robić. Miała wrażenie, że podobne odczucia są zarówno w Dereku jak i Draconie.

Wpierw z klasy wyszli Gryfoni, niemal biegnąc w stronę swojego dormitorium. Następnie profesor McGonagall a później dyrektor. Na samym końcu Severus, lecz on zamiast kierować się do lochów, szedł w kierunku, gdzie ukrywali się Ślizgoni. Oderwali się od ściany, gotowi do ucieczki, jednak profesor im ją udaremnił. 

- Jeżeli już musicie podsłuchiwać, proszę robić to dyskretniej - nakazał, kiedy jego sylwetka wyłoniła się zza zakrętu. Wszyscy, jak jeden mąż opuścili głowy, wpatrując się w swoje stopy. - Malfoy, Hill i Evans. Proszę za mną.

I tak o to Chloe i Derek dostali swój pierwszy szlaban. Hill miał nadzieję, że jego rodzice nie zostaną o nim powiadomieni, bo wiedział, że miałby wtedy nieciekawą sytuację w domu.

- Ciekawe kto mógł coś takiego napisać - mimo tego, że Draco pokazywał swoją niechęć do mugolaków, nigdy nie byłby w stanie tak jawnie tego pokazać.

- Nie wiem, ale chciałby poznać tą osobę - oznajmił Derek, wyprzedzając dwójkę przyjaciół. Draco i Chloe wymienili porozumiewawcze spojrzenie.

Derek przeczuwał, że niedawno miał okazję spotkać tę osobę. I o ile po pierwszym spotkaniu nie wiedział, czy ma ochotę na kolejne, tak teraz wiedział, że musi zrobić wszystko, żeby znów stanąć oko w oko z Tomem.

***

Dodaję rozdział niemal w niezmienionej formie z "Nieznajomego". Wpasował mi się do obecnej narracji, więc postanowiłam go wykorzystać.

Jakby ktoś nie wiedział, to "Nieznajomy" to starsza wersja "Defeating Darkness". Wspominam o tym, żebym później nie czytała komentarzy, że kradnę komuś opowiadania.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top