~ROZDZIAŁ III~
Po zajęciach z Transmutacji Derek i Luna umówili się, że na obiad pójdą razem. Bardzo dobrze się między sobą dogadywali. Luna opowiadała o wszystkich stworzeniach, jakie tylko przyszły jej do głowy, a Derek był autentycznie zainteresowany tym, co ma mu do powiedzenia. Wydawała się tak dobra i miła. Był pewien, że dziewczyna nie byłaby wstanie skrzywdzić nawet muchy.
- Podobno w Hogwarcie są testrale - powiedziała dziewczyna, na co zmarszczył brwi. Słyszał, że te stworzenia mogą ujrzeć tylko osoby, które były świadkami czyjejś śmierci i zdawały sobie sprawę, że ta osoba nie żyje. Nie wiedział czemu Luna wydaje się zainteresowana tymi stworzeniami.
- Co w tym takiego fascynującego? - zapytał, ale ani trochę nie brzmiał na wrednego. Luna wiedziała, że chciał po prostu wiedzieć.
- Są niezwykle rzadkie i ciężko znaleźć je na wolności. Mam nadzieję, że będę miała szanse je zobaczyć - odpowiedziała mu.
I gdyby Derek nie poznał już trochę Luny zrozumiałby te słowa jako "mam nadzieję ujrzeć czyjąś śmierć", ale do była Luna. Ona po prostu chciała zobaczyć nowe, fantastyczne stworzenie.
Nim Derek miał okazję zapytać, czy jest jakaś szansa, że mogłaby je zobaczyć (Hill nie wiedział, jak w delikatny sposób zapytać, czy Lovegood była świadkiem czyjejś śmierci) podeszła do nich Ginny.
- Widzieliście gdzieś Chloe? - zapytała dwójkę znajomych, nie przejmując się tym, że właśnie przerwała im środek rozmowy. Derek nieco się skrzywił, więc to Luna zabrała głos.
- Tak, szła w tamtą stronę - oznajmiła blondynka, wskazując drogę do Wielkiej Sali.
Derek zmarszczył brwi. "Kiedy ona była wstanie do zobaczyć?" - zdziwił się w myślach.
- A wy idziecie na obiad, czy będzie stać cały czas na korytarzu? - dopytywała dalej rudowłosa i nawet nie czekając na ich odpowiedź, chwyciła Lunę pod ramię ciągnąc ją za sobą. Derek bez możliwości odmowy po prostu za nimi ruszył.
Trójka znajomych zatrzymała się, gdy zobaczyła, że na korytarzu utworzył się mały tłum. W samym epicentrum można było dostrzec dwóch bijących się Ślizgonów. Chociaż bijących się można uznać za zbyt duże słowa. Chloe okładała twarz Draco pięściami i chociaż nie robiło mu to dużej krzywdy, Hill nieco mu współczuł. Miał wrażenie, że Evans jest zbyt porywcza jak na dom Slytherina. Z takim nastawieniem idealnie nadawała się do Gryffindoru.
Zobaczył, że Ginny już szykuje się, by zacząć dopingować swoją przyjaciółkę, ale powstrzymał ją stonowany głos jednego z profesorów.
- Co tu się dzieje? - monotonny głos Snape'a sprawił, że wszelkie hałasy ucichły, a jedyne słyszane dźwięki to te, wydawane przez Dracona, który jęczał z bólu. Chloe zamarła z pięścią przygotowaną do następnego ciosu, ale Severus złapał jej dłoń i podniósł z blondyna, który leżał już na posadce. Severus zmierzył ją czarnymi oczyma od góry do dołu, wzrok na chwilę zatrzymując na zielonym krawacie.
- Rozejść się - powiedział spokojnie, patrząc w oczy Chloe. Skuliła się pod jego wzrokiem. Żaden z uczniów, chociaż ciekawy rozwoju zdarzeń, nie chciał mieć do czynienia z Mistrzem Eliksirów. Grzecznie ruszyli do Wielkiej Sali.
Chloe rozejrzała się po uczniach, by dostrzec w tłumie Ginny, Lunę i Dereka, którzy patrzyli na nią ze współczuciem. Chloe skrzywiła się na ten wzrok. Nie potrzebowała współczucia. To Draco leżał na ziemi, a ona trzymała się całkiem nieźle. Chociaż skąd trójka znajomych mogła wiedzieć, że nic nie grozi jej ze strony postrachu Hogwartu? W końcu był jej ojcem chrzestnym, o czym nie raczyła jeszcze poinformować znajomych. Bała się, że odtrącą ją tylko dlatego, bo została wychowana przez nietoperza z lochów.
- Idź do skrzydła szpitalnego - powiedział profesor. Draco skinął głową patrząc na twarz Chloe. Dziewczyna nie wyczytała kompletnie nic z jego zachowania. - A ty zabierz różdżkę i za mną.
Chloe podniosła różdżkę z ziemi i obejrzała, czy na pewno nic się z nią nie stało. Była cała. Dziewczynie kamień spadł z serca. Nie chciałaby dodatkowo mówić Severusowi, że ją popsuła. Już wystarczająco go rozzłościła. Uświadomiła sobie, jak głupio postąpiła. Draco ją po prostu podpuścił.
- Możesz mi wyjaśnić, co tam się działo? - spokojny głos Severusa przestraszył Chloe bardziej, niż gdyby jej ojciec chrzestny miał krzyczeć. Evans zaczerwieniła się na policzkach i spuściła głowę. - Pierwszy dzień.
- Przepraszam - wyszeptała, zagryzając wargę. Wiedziała, że sprawi mu zawód. Po co w ogóle myślała, że samo to, że należy do Slytherinu wystarczy, żeby sprawić mu dumę?
- Na co mi twoje przepraszam? - zapytał, siadając za biurkiem.
- Po prostu Draco jest dla mnie wredny! - krzyknęła podnosząc wzrok z ziemi, na Mistrza Eliksirów. Uniósł brew do góry, na zachowanie dziewczyny. - Uczepił się mnie i przez cały czas mi dokucza.
-Trzeba było przyjść z tym do mnie - oznajmił, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Chloe zastanowiła się nad tym przez chwilę. Wtedy nie dość, że miałaby szansę na porozmawianie z Severusem, to jeszcze naskarżyłabym na Dracona. Dwie pieczenie na jednym ogniu. A tak musi stać przed nim jak skazaniec.
- Co konkretnie mówił? - drążył temat. Rudowłosa spuściła wzrok na swoje stopy. Przecież mu nie powie, że próbował zniwelować jej pewność siebie. Severus na pewno jej w to nie uwierzy. Uważał ją za jedną ze śmielszych osób. Bardzo przypominała mu Lily, nie tylko w wyglądzie. Była słodka i niewinna, zupełnie jak jej matka. Miała dobre serce i szybko znajdywała kontakt z każdym, bez wyjątku. Nawet z Draconem potrafiła się dogadać. Dlatego Severus był nie o tyle zły za to, że przyniosła wstyd Slytherinowi, a tym, że okłada Malfoya po twarzy. I on jeszcze na to zezwala.
- Takie tam... - wymamrotała.
- Konkretnie - zażądał.
- Powiedział, że nie wystarczy, że jestem w Slytherinie - powiedziała.
- Ale do czego nie wystarczy?
- Byś był ze mnie dumny - oznajmiła.
- Popatrz na mnie - zażądał. Po dłuższym wahaniu, Chloe spojrzała w czarne oczy profesora. - I miał rację. Mówiłem ci przecież, że dla mnie nie ważne jest, czy byłabyś Puchonem, Krukonem, Ślizgonem czy nawet Gryfonem. Masz mi pokazać, że jesteś dobrą czarownicą. Chcę zobaczyć twój talent, a nie naszywkę na mundurze. Owszem, jestem zadowolony, że trafiłaś do Slytherinu, ale nie tego od ciebie oczekuję.
- Dobrze - przytaknęła.
- Dobrze, profesorze - poprawił ją. - Jesteśmy w Hogwarcie i tak masz się do mnie zwracać. A teraz idź do pana Malfoya. Jest pewnie jeszcze u pani Pomfrey i idźcie razem do dormitorium.
Nie miała nawet co dyskutować z profesorem Snape'm. Wiedziała, że w niektórych, a w zasadzie wszystkich sprawach, Mistrz Eliksirów nie ustąpił. Chloe domyślała się, że tak naprawdę Severus oczekuje od niej, że pogodzi się z Draconem. Dziewczyna nie miała jednak takiego zamiaru. Owszem poszła po Draco, bo Severus dowiedziałby się gdyby postąpiła inaczej. Jednak na wszelkie zaczepki ze strony blondyna odpowiadała ciszą. Nie miała ochoty być w towarzystwie kogoś, kto postawił ją w złym świetle. A gdyby przecież Ślizgon jej nie podpuszczał, nie zaatakowałaby go.
- Dobrze - oznajmił zdenerwowany Draco. - Nie musisz się do mnie odzywać. Ale jak tylko będziesz miała jakieś problemy, nie przychodź do mnie z nimi.
- Nie miałam takiego zamiaru - wymamrotała. - Mam przyjaciół, na których mogę polegać.
- No chyba, że natura Ślizgonki da o sobie znać - odpowiedział jej.
Zostawiła go w pokoju wspólnym. Szczerze powiedziawszy jego słowa nie odegrały zbyt wielkiego znaczenia. Spłynęły po niej, nie pozostawiając śladu. Draco po prostu taki jest i nie ma co tego przeżywać. Uświadomiła to sobie trochę nie w porę, ale lepiej późno niż wcale.
***
Tak, będę tu wstawiała fragmenty z dawnego "Nieznajomego". Już w komentarzach odpowiadałam, że nie chciałam, żeby kompletnie się zmarnowały. Chociaż narrator częściej będzie podążał za Derekiem, takie fragmenty "oczami" Chloe również będą miały miejsce.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top