~ROZDZIAŁ I~

- Pirwszoroczni! Do mnie! - krzyk wyrwał Dereka z letargu.

Nim się obejrzał grupa pierwszorocznych uczniów podążała za wysokim mężczyzną w stronę łódek unoszących się na wodzie. Mieli dobrać się po cztery osoby do łodzi. Najbliżej niego dostrzegł trzy dziewczyny, dwie z nich miały rude włosy, a jednak była blondynką. Hill skierował w ich stronę swoje kroki. 

- Wszyscy siedzą? - łódki nie czekając na afirmację, same zaczęły płynąć w stronę szkoły.

- Jak myślicie, do jakich domów traficie? - postanowił rozpocząć rozmowę. Dostrzegł jak jedna z dziewczyn pobladła na to pytanie. Zrobiło mu się nieco głupio, ale nie próbował udawać, że go to nie interesuje. Od ponad roku słuchał w domu, jak zostanie Ślizgonem, że do twarzy mu będzie w zielonym. Chciał wiedzieć, czy ktoś jeszcze oprócz niego musiał spędzić część swojego dzieciństwa na słuchaniu ambicji swoich rodziców. 

- Przeczuwam, że do Gryffindoru - oznajmiła niechętnie Ginny, zaczynając twierdzić, że chłopak ją drażni. - Cała moja rodzina tam była.

- Fajnie jest być w jednym domu od pokoleń - Derek uśmiechnął się przyjaźnie. - Chociaż nie jestem do końca pewien, czy będzie to dobre dla mnie.

- Dlaczego? - zapytała Luna. Derek uśmiechnął się do niej przyjaźnie.

- Nie pasuję na Ślizgona - szepnął. - Ale cała moja rodzina była w Slytherinie, więc cóż innego mi zostało?

Wyglądał na niemal przybitego swoimi słowami. Ale tak właśnie się czuł. 

W pierwszej chwili popatrzyli na siebie zaskoczeni, ale kiedy zobaczyli kamienną półkę, szybko zniżyli się bliżej dna łódki. Płynęli tak słuchając opowiadań Luny o ciekawych i dziwnych stworzeniach, które spotkała we wakacje, kiedy wraz z ojcem pojechała nad morze. Dopiero po jakiś dziesięciu minutach mogli się wyprostować. Kiedy tylko to zrobili, z zachwytem wpatrywali się w mury starego zamczyska. Znajdował się na klifie, jednak nic nie wskazywało na to, by miał za chwilę runąć w czeluścia zimnej wody.

- Dobrze, a teraz spokojnie schodźcie na brzeg. Tylko powoli, żeby żadno do wody nie wpadło.

Najpierw wyszedł Derek, by pomóc wysiąść Lunie i Ginny. Chloe jakoś sama dała sobie radę. Małą grupką ruszyli do szkoły. Krople deszczy powoli zaczęły spadać z nieba, wprost na ich głowy. Pozakładali kaptury od czarnych szat. 

- A ty Chloe, jak myślisz, do jakiego domu zostaniesz przydzielona?

- Nie wiem - wzruszyła ramionami, lekko blednąc na twarzy. - Według mojego ojca chrzestnego trafię do Gryffindoru. Ale nie chcę tam być.

- Dlaczego? - zapytała Ginny, która przecież wszystkich braci miała właśnie w tym domu.

- Nie zrozumcie mnie źle - zaczęła - nie mam nic do Gryfonów, ale...

- Nie bój się - pocieszała ją Luna - jeżeli poprosisz, to może będziesz w Slytherinie.

- Skąd...

- To proste - odpowiedziała, na jeszcze nie zadane pytanie - jeżeli nie chcesz być Gryfonką, to chcesz być Ślizgonką. Czy to nie logiczne?

Nie dla Dereka. Już teraz uważał Lunę za całkiem pokręconą. Ale jednak chyba trafnie odgadnęła pragnienie Chloe, i pójściu do domu węża. 

- No niby tak, ale jak...

Wypowiedź zaciekawionego Dereka przerwało otwieranie bram Hogwartu. Wewnątrz czekała na nich stara czarownica. Miała surową twarz oraz czujny wzrok. Hill poczuł jak dreszcz przebiega mu po plecach na wzrok profesor. Nie wyglądała na osobą pobłażliwą, a wręcz surową. 

- Pirszoroczniaki do profesorka McGonagall - przedstawił ją Hagrid.

- Dziękuję Hagridzie, już sobie z nimi poradzę - powiedziała pewnym głosem. Gajowy odchrząknął.

- To tego... Do zobaczenia dzieciaki - pomachał do nich wielką łapą i poszedł w głąb zamku.

- Za mną - zawołała Profesor McGonagall, a nikt nie odważył się sprzeciwić jej woli. 

- W Hogwarcie są cztery domy. A zwą się one Gryfindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Za chwilę zostaniecie przydzieleni do jednego z nich. Każdy uczeń ma obowiązek zbierania punktów dla swojego domu. Za przestrzeganie reguł dostaje się je, za złamanie odbiera. Dom, który będzie miał ich najwięcej otrzyma Puchar Domów. A teraz proszę na mnie poczekać. W czasie mojej nieobecności ustawcie się w rzędzie.

I tak też zrobili. Przepuścili wszystkich do przodu. Chloe stanęła między Luną, a Ginny. Derek był na samym końcu.

"Zawsze na końcu" - pomyślał gorzko.

***

Nie wiem, czy bardziej nie podoba mi się postać Dereka niż Chloe. Jako, że jest to tylko dodatek do głównej serii rozdziały nie będą bardzo długie. 

Napiszcie co do tej pory o nim sądzicie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top