Rozdział 1

Dochodziła druga nad ranem, lecz Dominic nie spał. Od pewnego czasu męczyła go bezsenność, a na dodatek skończyły mu się tabletki nasenne. Spojrzał na śpiącego obok Anthony'ego i uśmiechnął się. Czasem wytykał mu, że śpi z otwartymi ustami i co pewien czas mówi przez sen. Anthony oczywiście udawał, że się obraża i Dessy zawsze musiał ich pogodzić.
Właśnie, Dessy. Chłopak był ich jedynym dzieckiem, ale potrafił sprawiać tyle problemów co wszyscy synowie Blackout razem wzięci. Mimo to kochali go i wyszedł na ludzi. Wiele razy słyszeli, że para jednopłciowa nie wychowa "normalnego" dziecka, ale z niewielką pomocą Blackout im się udało. Ona też pokochała chłopaka i zabierała go ze sobą do swojego laboratorium gdy tylko chciał z nią iść.
Tak też było tym razem. Zwykle wracał do domu około 23, a teraz nie było po nim śladu. Nie odbierał telefonu i nie odpowiadał na wiadomości. Dominic miał przeczucie, że coś jest nie tak. Black zachowywała się inaczej niż zwykle, lecz Anthony powiedział że to pewnie przez fakt, że jej mąż umarł dokładnie 15 lat wcześniej. To jednak nie było prawdziwym powodem, na poprzednich rocznicach taka nie była. Zawsze widział gdy coś jest nie w porządku. Wiedział też, że było to pewnie związane z magią, ale ostatnio z niej za często nie korzystał. Anthony czasem lubił żartować, że mógłby jej użyć aby móc wreszcie zasnąć.
Sam Anthony był dla niego takim jakby cudem. Czasem wstydził się o tym mówić, ale wielokrotnie uratował mu on życie.
Poznali się przypadkiem w liceum, mieli wtedy razem lekcję. Dominic był wtedy niezbyt lubiany przez większość klasy, wszyscy wiedzieli że się tnie. Nie wiedzieli jednak dlaczego. Anthony był jedyną osobą, z którą tak naprawdę miał okazję rozmawiać. Od słowa do słowa i się zaprzyjaźnili, a podczas studiów mieszkali razem. Po pewnym czasie zostali parą, zaręczyli się i od 20 lat są małżeństwem. Desirée przyszedł na świat trzy lata po ślubie, wkrótce miał skończyć 17 lat.
Dominic przyłapał się na czarnych myślach o tym, co dzieje się teraz z chłopakiem. Miał przed oczami wizję jak leży gdzieś martwy w rynsztoku albo jak ktoś go porywa.

- O Jezu Przenajświętszy

Wstał z łóżka i wyszedł z pokoju. Nie pamiętał kiedy ostatni raz aż tak targały nim nerwy. Udał się do łazienki i zaczął szukać po szafkach jakichkolwiek leków na uspokojenie. Nawet nie usłyszał kiedy jego współmałżonek stanął obok.

- Szukasz czegoś? - zapytał Anthony zaspanym głosem.

- Tylko czegoś na uspokojenie, ale widzę że chyba nie ma - rzucił mu w odpowiedzi i wstał. - To nic takiego, idź dalej spać.

Wrócili razem do łóżka, ale Dominic do rana nie zmrużył oka.

*

Około siódmej rano potajemnie wyszedł i jeszcze raz zaczął grzebać w szufladach. Jego wcześniejsze przypuszczenia potwierdziły się: nie mieli w domu niczego co mogłoby mu pomóc. Przy okazji znalazł nietknięte opakowanie antydepresantów. Nie ruszał ich od dawna, bo uważał że już ich nie potrzebuje. Przy Anthony'm starał się sprawiać wrażenie, że jest okej. Jednak nie było z nim dobrze. Coraz częściej nawiedzały go mroczne myśli, wszystkie wyzwiska jakie słyszał w swoją stronę, nawet za czasów dzieciństwa, do niego wracały i co najgorsze, znów miewał myśli samobójcze. Nigdy więcej nie chciał tego robić, po jednej próbie był w śpiączce przez ponad miesiąc. Anthony przeszedł wtedy trzy załamania nerwowe i ledwo co udało mu się wrócić do normalnego życia. Teraz miał tak naprawdę prawie wszystko o czym marzył tamten smutny dzieciak, nie chciał tego tak po prostu porzucić.
Odłożył tabletki na półkę i wyszedł. Nie zamierzał znów próbować zasnąć, i tak by mu się nie udało. Usiadł na kanapie w salonie i dla zabicia czasu oglądał telewizję, czekając aż Anthony się obudzi.

ᛏᚺᛖ ᛚᛟᛋᛏ

- I co niby mamy zrobić? Czekać aż się obudzi czy go tak zostawić?

- Skąd ja mam to wiedzieć? To ty jesteś starszy, podejmij decyzję!

- Nie krzycz, bo znów nas znajdą. Patrz, budzi się!

Powoli otworzył oczy. Bolało go całe ciało i nie pamiętał co się z nim działo. Zobaczył nad sobą dwie znajome postaci. Potrzebował chwili by móc wydobyć z siebie słowo.

- Sol? Electra? - wychrypiał. - Gdzie my jesteśmy i co tu robicie?

- Z tego co widać najprawdopodobniej jesteśmy w jakiejś jaskini lub kopalni - odpowiedział mu Sol. - A robimy tu to samo co ty, tylko próbujemy zwiać.

- Zwiać? Ale przed czym?

- Chyba raczej przed kim - rzuciła Electra. - Matkę coś opętało i zabrała tutaj nas wszystkich, razem z tobą.

Desirée podniósł się z ziemi i oparł o ścianę jaskini. Było w niej bardzo zimno jak na środek lata. Z dala dobiegały jakieś jakby głosy lub jęki i cichy chrobot pazurów o kamień.

- Zaraz.. Blackout nas tu ściągnęła? - spytał po chwili namysłu. - Czego chce?

- Cóż, chciała dopaść ciebie - odpowiedział mu znajomy. - Nas wzięła jako dodatek.

- I założyła ci to cholerstwo - dorzuciła jego siostra, wskazując na szyję młodszego chłopaka.

- Że co...?

Zdezorientowanie powiódł dłonią do miejsca, które wskazała Electra i wzdrygnął się, czując coś przypominające obrożę lub naszyjnik pod palcami. 

- Co to do cholery jest? - spytał.

- Chyba zauważyłeś, że jest to coś na kształt jakiejś obroży czy czegoś tam - odparł Sol. - Im dłużej masz to założone tym bardziej się zaciska, wydobywa twoją esencję i kopie prądem gdy tylko próbujesz użyć magii. Straszne paskudztwo

- Czekaj, czym jest esencja?

- To krótko mówiąc twoja dusza.

- Dokładnie jest to dusza każdej istoty magicznej - wtrąciła Electra. - My oboje, jak i reszta naszego rodzeństwa również ją posiada. Mimo to Blackout najbardziej chce zdobyć twoją.

- Ale... ale dlaczego? - Dessy był coraz bardziej zdenerwowany

Rodzeństwo zamilkło. Młodszy chłopak powoli dopasowywał fakty, aż wreszcie zrozumiał.

- Chodzi o moich rodziców, prawda?

ᛏᚺᛖ ᛚᛟᛋᛏ

Anthony zerwał się z łóżka i spadł na podłogę. Kilka chwil później do pokoju wbiegł Dominic i pomógł mu wstać, przy okazji zadając masę pytań. Był zbyt zdezorientowany by odpowiedzieć. Dominic zaprowadził go do kuchni i zrobił kawę. Co dziwne, nie zrobił dla siebie. Anthony przyjrzał się twarzy swojego męża.

- Znowu nie spałeś w nocy? - zauważył. - Masz podkrążone oczy.

- Co? A tak, nie spałem - odpowiedział. - Wiesz, Dessy nie wrócił i martwiłem się.. sam wiesz jak to u mnie wygląda.

Anthony tylko kiwnął głową i upił łyk kawy. Dominic zajął się przyglądaniem się swojej obrączce. Robił to zawsze gdy szargały nim nerwy, jakby jej widok go uspokajał. 

Siedzieli w ciszy, nawet nie zwracając na siebie uwagi. Spokój przerwał dzwonek do drzwi. Spojrzeli na siebie i Anthony bez słowa wstał i poszedł otworzyć. Po drugiej stronie stał ich sąsiad. 

- Cześć Jim, co cię tu sprowadza? - powiedział od niechcenia.

- Znalazłem to na chodniku przed domem dziś rano - odpowiedział mu Jim, podając jakieś zawiniątko. - Ten wasz syn nosi takie rzeczy, więc pomyślałem, że może zgubił albo coś

- Dzięki, spytam czy to jego gdy tylko wstanie

Jim w odpowiedzi uśmiechnął się i odszedł.

Anthony zamknął drzwi i wrócił do kuchni. Dominic spał nad stołem, na czego widok jego małżonek zachichotał. Dokończył swoją kawę i przyjrzał się zawiniątku od Jima. Wewnątrz był bandaż z kilkoma plamami krwi, jeden kolczyk i czarna, ręcznie robiona bransoletka z imieniem chłopaka.

Teraz mieli prawdziwy powód do zmartwień.

~

Wtapianie się w tłum nie było trudnym zadaniem, robiła to już wiele razy. Co prawda niektórzy się za nią oglądali, bo miała na sobie ciemnoszary płaszcz w środku lata. Nie zwracała uwagi zarówno na nich, jak i na bijący od jej ciała chłód. 

Miała zadanie. Musiała odnaleźć pewną, dość wyróżniającą się parę jednopłciową. Co prawda nie znała ich imion, ale wiedziała, że grozi im niebezpieczeństwo. Wiedziała też, że ich dziecko jest w to wplątane. Co gorsza, chłopakowi może stać się krzywda, może umrzeć lub znaleźć się w stanie gorszym od śmierci.

Nie mogła do tego dopuścić. Już raz popełniła ten błąd, przez co była uwięziona przez dwa stulecia.

Nie obędzie się bez ofiar.


------------------

ayyy ja żyję xd

Wreszcie skończyłam ten rozdział, z czego jestem bardzo zadowolona owo

Nie wiem kiedy będzie następny, najwcześniej na Sylwestra XD

[sprawdzone]

btw, mogłam coś pominąć xd




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top