rozdział 6
- Ej, nie śpij- Troye trącił mnie lekko łokciem.
Podniosłam głowę, mrużąc oczy i broniąc się przed światłem.
Trzy mrugnięcia i już wiedziałam, że trwała lekcja francuskiego, a nauczycielka właśnie zapisywała zadanie domowe na tablicy, czyli przespałam praktycznie połowę lekcji.
- Troye moja noc wyglądała tak jak twoja, kiedy oglądasz maraton Hobbita, więc proszę cię, daj mi spać.
W tamtej chwili potrzebowałam snu bardziej niż czegokolwiek innego.
Spać. Spać. Spać. Błagam.
- Tylko, że ja po takiej nocy jestem pełen wrażeń, a ty wyglądasz jakbyś odbyła pielgrzymkę do Ziemi Obiecanej i z powrotem w jedną noc.
W sumie na tej pielgrzymce pewnie jakoś lepiej bym się bawiła niż wczoraj. I miałabym czym zająć swoje myśli. No i nikt by mnie nie zranił...
Muszę rozważyć opcję pielgrzymki.
- Wiesz Perrie?- wyszeptał Troye- czas na pięć minut szczerości.
Oparłam głowę na dłoni, przygotowując się na najgorsze.
- Od początku liceum nie widziałem u ciebie tak wielkich cieni pod oczami jak masz teraz. Twoje włosy wyglądają dziś jakby żyły własnym życiem i to takim popieprzonym życiem. Mam wrażenie, że ubrałaś dzisiaj na siebie ciuchy swojej matki. Koszmar. Na czole wyskoczył ci tak wielki pryszcz, że pewnie ludzie z pierwszej ławki go widzą i nie zapomnijmy o tym, że wyglądasz jak chodzący trup, który chyba przed chwilą miał czołowe z tirem.
Panie i panowie - oto Troye Sivan, czyli szczery do bólu, bezwzględny i ironiczny nastolatek, który jest największym hejterem życia i ludzi jakiego świat widział.
I w sumie za to go lubię.
- To chyba najgorsze moje pięć minut szczerości w dziejach- jęknęłam, a dzwonek stał się moim wybawieniem, więc zsunęłam książki z blatu, które na szczęście wylądowały w moim tornistrze, bo przysięgam, że gdyby upadły poza nim, nie miałabym siły ich zbierać i zostawiłabym je tam do kolejnej lekcji francuskiego.
- Dobra, a teraz bez owijania w bawełnę- Troye dreptał za mną, kiedy znaleźliśmy się na korytarzu.- Dlaczego wyglądasz jak zombie? Albo inaczej. Czemu nie spałaś w nocy, przez co wyglądasz jak zombie?
Bo mój chłopak zorganizował cudowną randkę na której nie zauważał mnie tylko fantazjował o Lexie.
Okej. Przesadzałam i brzmiałam jak typowa kobieta. Ale to mnie po prostu bolało.
- Nie spałam bo...
Jak znalazłam się już bezpiecznie w swoim pokoju i przyszykowałam do snu- sen nie nadszedł. Więc całą noc gapiłam się w sufit i zastanawiałam się nad tym w czym Lexie jest lepsza ode mnie.
I wiecie co? Przez to pięć godzin bezsenności znalazło się naprawdę sporo rzeczy, w których szkolna diwa biła mnie na głowę.
-...bo myślałam o tym jak bardzo beznadziejna jestem i wiem, że się nad sobą użalam, ale czasem po prostu trzeba.
Troye patrzy na mnie swoimi czujnymi niebieskimi oczkami, a ja nie potrafię się nie uśmiechnąć, bo ten chłopak był taki słodki.
- Okej, co albo kto sprawił, że czujesz się tak beznadziejnie?
Lexie. I Shawn. Mój chłopak. Który ciągle o niej mówi.
Zamiast wymienić imiona, pokręciłam głową, pakując drugie śniadanie do torby i kierując się w stronę stołówki.
- A to wszystko tylko dlatego, że byłam głupia- wymamrotałam.
- Tę rzecz wiemy nie od dziś, ale mów mi tu co tym razem wymyśliłaś.
- Zrobiłam coś co chciałam zrobić, ale czego nie powinnam, a powinnam zrobić coś innego, co też chciałam zrobić, ale wmawiałam sobie, że nie chcę, bo ta pierwsza rzecz była wtedy dla mnie ważniejsza.
Troye miał minę w stylu: chwilka, mój mały mózg musi to przetworzyć, ale nie miałam zamiaru dać mu czasu i forów za to jego bezczelne pięć minut szczerości.
Tak, zabolało trochę. Trochę bardzo. Ej, mój pryszcz wcale nie był taki wielki. I wiem to, bo sprawdzałam w szybce od telefonu.
- I teraz muszę jakoś wyjść z tego cało, bo przez to co zrobiłam ktoś zranił mnie, ale ja też zraniłam kogoś.
- Okej... Nigdy nie byłaś normalna.
Wzruszyłam ramionami.
To był ten dzień, kiedy nie miałam nawet siły się kłócić, ani być sarkastyczną. Tak, źle ze mną było. Troye nadal analizował moje słowa, kiedy weszliśmy na stołówkę.
- Co masz teraz zamiar zrobić?
- Sęk w tym, że nie wiem. Może pobaw się w mojego przyjaciela i mi pomóż?
- Auć. Jesteś niemiła jak się nie wyśpisz, Pezzi.
- Przepraszam.
- Dobra, dobra. Moim zdaniem najpierw powinnaś pogadać z osobą, którą zraniłaś, a później z osobą, która zraniła ciebie.
Tej drugiej i tak nie ma dzisiaj w szkole. A pierwszej jak dotąd nie widziałam.
- Łatwiej powiedzieć niż zrobić- przyznałam, jęcząc w duchu.
Chłopa zatrzymał mnie na środku stołówki, kładąc dłonie na moich ramionach.
- Perrie Flower, opanuj się. Masz w końcu zacząć się uśmiechać, bo ja nie wiem co się z tobą ostatnio dzieje. Przestań olewać szkołę, przestań się martwić i zacznij w końcu robić to co mówi ci serce, ale czasem słuchaj rozumu, bo zdarza się, że ma racje. Zadbaj o siebie, do cholery, bo jesteś najważniejsza. Czy wyraziłem się jasno?
Pokiwałam głową, czując jak moje serce rośnie ze wzruszenia. Co ja bym zrobiła bez takiego przyjaciela jak Troye?
Przytuliłam się do chłopaka, szepcząc ciche dziękuję.
- A teraz idź zjeść tę kanapkę z kurczakiem i wiesz co? Weź sobie budyń czekoladowy na deser, bo potrzebny ci cukier. A ja muszę lecieć coś załatwić- powiedział szybko Troye, po czym przytulił mnie ostatni raz i już po chwili zniknął w tłumie.
Kiedy w końcu znalazłam stolik w rogu sali i usiadłam na plastikowym krzesełku, żeby w następnej chwili położyć głowę na skrzyżowanych na blacie dłoniach, ktoś oczywiście musiał zniszczyć tę piękną chwilę mojego spokoju.
- Cześć i czołem Pezzozwierz!- Daniel dosłownie wydzierał się do mojego ucha.- Dlaczego wyglądasz jak siedem nieszczęść i dlaczego mój brat wygląda dosłownie tak samo jak ty albo i gorzej?
Chłopak bez pytania zajął miejsce obok mnie i nie przeszkadzałoby mi to, gdyby tak nie krzyczał.
- Daniel... proszę... mów... ciszej.
- Ej serio, co z wami nie tak? Noah też mi to cały dzisiejszy dzień powtarza! Pokłóciliście się czy coś? Mówił dzisiaj o tobie jakoś mniej niż zwykle. Właściwie... to nic nie mówił. Cholera, może on umiera? Albo ma wrzody? Może coś z nim nie tak? Bo to nie jest normalne, żeby o tobie nie gadał.
Moja głowa nie wytrzymywała tego trajkotu. Nie dzisiaj. Nie teraz.
- Noah jest dzisiaj w szkole?- zapytałam.
Daniel wzruszył ramionami, wcinając frytki.
- Skoro jechaliśmy razem do szkoły, to tak. Chyba, że się urwał, ale wątpię, bo ma coś dzisiaj zaliczyć z matmy, więc siedzi w bibliotece i kuje, chociaż nic mu to nie da, bo oboje wiemy jaki jest beznadziejny w rachunkach.
- Chyba czas uratować mu tyłek- podjęłam decyzję, chwytając swój plecak.
Troye miał rację- czas zmienić swoje życie i nastawienie. Może tak naprawdę wszystko w życiu jest właśnie tak jak powinno być, tylko to z naszym myśleniem coś nie gra? Może to właśnie uporczywe myśli nas zatruwają?
- Takiego debila już niczego nie nauczysz.
- Kochany braciszek.
Posłałam chłopakowi uśmiech, czochrając jego włosy, po czym zmuszając się ze wszystkich sił, podniosłam swoje cztery litery i szybko pomknęłam do biblioteki, w której nie pojawiłam się po raz pierwszy dnia dzisiejszego. Byłam tutaj już kilka razy, żeby wepchać do książki wiadomości dla Anonimowego Przyjaciela.
Nie musiałam długo szukać Noah, ponieważ chłopak siedział, opierając się o jeden z regałów w dziale matematycznym, czyli jak sam mi kiedyś powiedział "w dziale ksiąg zakazanych".
Chciałam do niego podejść, ale wtedy zobaczyłam, że obok niego siedzi dziewczyna. Wyglądała jak z obrazka- piękne ciemnoblond włosy, malinowe usta, nieskazitelna cera, bez wielkiego pryszcza na czole i duże, niebieskie oczy.
To wcale nie był zawód w moim sercu, prawda?
Stałam tam przez chwilę, patrząc na tę dwójkę, dopóki Noah nie podniósł na mnie wzroku. W panice rzuciłam się między regały książek, nie chcąc zostać zauważoną.
Oh no brawo Perrie, na pewno cię nie dostrzegł.
Głupia, głupia, głupia.
Jak ja mam teraz stąd wyjść?
Dobra, będę udawać, że coś robię. Czekaj, ale co mogę robić?
Perrie jesteś w bibliotece, żonglerka raczej odpada.
Wyciągnęłam książkę z półki dokładnie w tym samym momencie w którym usłyszałam ciche kaszlnięcie za plecami.
- O Noah, hej. Nie zauważyłam cię.
Perrie, jesteś taka głupia.
Noah stał jakieś dwa kroki ode mnie. Miał dzisiaj na sobie czarne spodnie i granatową koszulkę, która tak bardzo podkreślała jego sine cienie pod oczami. Chyba właśnie o tym mówił Daniel- Noah wyglądał jakby nie przespał nocy.
Patrzył na mnie jak na obcą osobę i to sprawiało, że poczułam się jeszcze gorzej niż dotąd.
- Czyżby?- uniósł brew- bo wydawało mi się przez chwilę, że stałaś na środku biblioteki patrząc na mnie i na Clarie.
Oh, więc ma na imię Clarie? Pf. Kogo to obchodzi. Na pewno nie mnie.
- Nie, znaczy... Miałam cię szukać, bo Daniel mówił mi, że uczysz się matematyki, więc stwierdziłam, że mogę ci pomóc, ale chyba masz już korepetytorkę, więc..
Nie potrafiłam rozgryźć w tamtej chwili mimiki twarzy Noah.
Wyglądał na lekko złego, rozczarowanego i zawiedzionego.
Oblizał usta, zanim wypowiedział swoje następne słowa, jakby jeszcze chwilę się wahał czy je mówić na głos.
- Tak. Mam już korepetytorkę. Clarie należy do koła matematycznego i zgodziła się mi pomóc, bo ty byłaś zbyt zajęta łażeniem w nocy na randki.
Zacisnęłam usta, bo jego uwaga mnie zabolała.
- Jeśli byś poprosił mnie o pomoc, to w życiu bym ci nie odmówiła.
Miałam wrażenie, że mimo tego, iż z sobą rozmawiamy twarzą w twarz, to czułam się, jakby miedzy nami wiła się niewidzialna nić, dzieląca nasze osoby.
Noah spojrzał mi w oczy.
- Nie chcę pomocy od kogoś, kto nie jest sobą.
Chyba chciałam coś powiedzieć, ale Noah mi na to nie pozwolił, ponieważ ostatni raz popatrzył w moje oczy, powodując swoim spojrzeniem, że coś w moim brzuchu się skurczyło, po czym odwrócił się na pięcie i wyszedł z biblioteki razem z Clarie.
~~~
obiecałam, więc jest :)
to co, jakieś pomysły na postać Clarie?
jak wrażenia?
PS. zapraszam was na moje opowiadanie "when tomorrow comes" które jest powiązane z teen wolf :)
lots of love! ~lexi xox
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top