rozdział 30

Przeskakiwałam po dwa schodki naraz i w tamtej chwili czułam się jak Struś Pędziwiatr ze Zwariowanych Melodii.

Chociaż byłam pewna, że ten ptaszek miał lepszą kondycję, bo ja musiałam się zmuszać do każdego kolejnego kroku, który sprawiał mi ból.

Dyszałam jak starsza pani z zaawansowaną astmą, ale nie podawałam się.

Bo ten kto walczy jest zwycięzcą, prawda?

Okaże się.

Nie miałam pojęcia co mną kierowało w tamtym momencie. Szczerze? Chyba nawet zbytnio nie myślałam nad tym, co robię...

To żadna nowość, Perrie Flower.

Oj cicho.

Wydawało mi się, że dotarłam już do takiego momentu w moim życiu, kiedy zbyt wiele rzeczy i faktów się zamieszało i zmiksowało, natomiast ja chciałam w końcu zobaczyć grunt pod swoimi stopami. Nieważne co musiałabym zrobić, żeby tego dopiąć - wiedziałam, że tego dokonam.

Kiedy chwyciłam klamkę, czas na chwilę się dla mnie zatrzymał, a ja spojrzałam za siebie.

Czemu nie pobiegłam za Danielem? Czemu za wszelką cenę chciałam usłyszeć to, co miał mi do powiedzenia jego brat?

Nie miałam pewności, że Noah Greenson będzie po drugiej stronie. I nie miałam też pojęcia co mu powiem. Ale wiedziałam, że chcę i muszę z nim porozmawiać.

Naparłam na drzwi całym swoim ciężarem, a wiatr rozwiał moje włosy w chwili, w której wtargnęłam na dach.

Słońce chowało się za horyzontem, a niebo mieniło się kolorami różu. Pojedyncze chmurki sunęły po błękicie wolnym tempem.

Coś w moim serduszku kliknęło, kiedy zobaczyłam postać chłopaka, stojącego przy gzymsie, tyłem do mnie.

Nie wiem dlaczego poczułam się jakbym była na właściwym miejscu, a strach przed tym spotkaniem odszedł w niepamięć.

Perrie, bądź ostrożna.

Och, czy to ty Rozsądku? Dawno cię nie było...

Biała koszulka Noah falowała na wietrze tak, jak jego włosy. Dłonie miał wsunięte w kieszenie czarnych spodni i nie poruszył się, kiedy drzwi zamknęły się z trzaskiem. Ani wtedy, gdy usłyszał moje znaczące kaszlnięcie. 

Zacisnęłam dłonie w pięści.

Czy mogłam mu przywalić? Czy raczej powinnam go przytulić?

To było takie nieznośne, że nie potrafiłam się zdecydować, jakimi uczuciami darzyłam tego chłopaka.

Jak dotąd nie spotkałam się z takimi rozterkami: Shawn mi się podobał i akceptowałam go całego, z czego nie wynikło później zbyt wiele dobrego, ale mniejsza.

Daniela kochałam i wszystko mogłabym mu wybaczyć, każde jego dziecinne zachowanie.

A Noah? To same wzloty i upadki.

- Nie sądziłem, że się tutaj dziś pojawisz - powiedział chłopak, nadal koncentrując swój wzrok na niebie, zupełnie jakby rozmawiał z Aniołem lub samym Bogiem. 

W tamtej chwili wiedziałam, że to nie będzie łatwa rozmowa.

- Cóż - skrzyżowałam dłonie na piersi. - Myślę, że w końcu należą się mi jakieś wyjaśnienia, Greenson.

Nie odwrócił się w moją stronę, jak zrobiłby to każdy, normalny, kulturalny człowiek, więc wolnym krokiem zmierzałam w jego stronę, chcąc zająć miejsce po jego prawej.

- Co wy zrobiliście z Danielem?

Zapytałam, a reakcja chłopaka, który w ułamku sekundy odwrócił się w moją stronę, rzucając mi spojrzenie pełne przerażenia, zszokowała mnie.

- Powiedział ci?

Co?

- Nie? - Bardziej to zabrzmiało jak pytanie, niż stwierdzenie.

Noah pokiwał głową, uśmiechając się. Ale ten uśmiech wypadł blado przy jego oczach, przepełnionych mieszaniną negatywnych emocji.

- Ach, więc jak zwykle wszystko zrzucił na mnie... Typowe.

- Poczekaj, o co chodzi?

Denerwowało mnie to, że chłopak nie wylał na mnie wiadra prawdy, że nie powiedział co jest grane. Nie znosiłam być niedoinformowaną. Ale wiedziałam, że to Noah. Noah który wszystko zrobi po swojemu, nawet jeśli musiałabym czekać na wyjaśnienia do rana - ten człowiek nie miał zamiaru ustąpić.

Więc mimo iż cierpliwość nie była moją mocną stroną, skoncentrowałam się na samochodach, wyglądających z mojej perspektywy jak małe mrówki. To dziwne, ale nigdy nie lubiłam tych zwierzątek. W moim rankingu owadów zawsze wypadały najsłabiej.

Cisza, która zapadła między nami, zdawała się trwać wieczność i kilka chwil dłużej.

Zastanawiałam się nad tym, czy był sens w tym, że stałam obok Noah, oczekując wyjaśnień? On najwyraźniej nie miał ochoty ze mną rozmawiać. A może miał? Tylko brakowało mu odwagi...

Czemu ty zawsze go usprawiedliwiasz, głupku?

Czemu musisz rozmawiać z nim, zamiast szczerze chociaż raz pogadać z samą sobą?

Kiedy naliczyłam trzydzieści osiem samochodów, przejeżdżających przez skrzyżowanie niezgodnie z przepisami, Noah w końcu się odezwał.

- Pamiętasz jak kiedyś obliczyliśmy z jaką szybkością ślina dotrze na sam dół i uderzy o chodnik?

Pokiwałam głową, zdobywając się na uśmiech.

- Po tych badaniach chcieliśmy znaleźć człowieka, który będzie w takiej odległości od miejsca uderzenia śliny, że kiedy w odpowiedniej chwili znalazłby się na miejscu, oberwałby nią.

Spojrzałam na Noah.

- Przykro mi, że musiałeś być obiektem naszych badań - powiedziałam bez cienia współczucia.

Chłopak parsknął śmiechem.

- Mnie przykro, że za szóstym razem się udało i miałem twoją ślinę na włosach.

Wzięło mnie przez krótki moment na wspomnienia, a Noah westchnął, pytając mnie po chwili:

- Jak bardzo mamy najebane w głowie, Perrie? - Spojrzał na mnie z ukosa, uśmiechając się półgębkiem.

- Za bardzo - wzruszyłam ramionami, odwracając od niego wzrok i koncentrując się na chmurkach.

Zastanawiałam się czy momenty ciszy, które między nami zapadały, to chwile w których oswajaliśmy się ze sobą nawzajem na nowo? Czy wszystko co mieliśmy kiedyś, zostało utracone? Czy tak bywa? Że kontakty i uczucia wygasają?

Spojrzał na mnie, a ja po raz kolejny wzruszyłam ramionami, opierając się o gzyms dłońmi.

- Jakoś nie chciało mi się tu przychodzić po tym, jak zobaczyłam cię z Clarie całujących się. Cóż, chyba się bałam, że następnym razem zobaczę was jak uprawiacie seks, czy coś.

Noah żachnął się.

- Wiesz, że miałem tak samo z tobą i Danielem? Problem polegał na tym, że to mój brat i byłaś u nas praktycznie codziennie.

Pokręciłam głową, nie dowierzając jego słowom.

- Przecież to jest totalnie bezsensu, Noah. Co my sobie robimy? - Odwróciłam się w jego stronę. - Ty kochasz Clarie, ja Daniela i tyle. Czemu tak wszystko utrudniamy? Między nami najwyraźniej wszystko skończone.

- Tak? - Chłopak patrzył mi w oczy, jakby próbował wgryźć się w moje myśli. - To po co tutaj przyszłaś?

Zamilkłam na chwilę, gryząc się w język.

Zupełnie nie dlatego, że trochę mi na tobie zależy, że tak naprawdę nie wiem co tutaj robię, ale chcę z tobą porozmawiać, chcę w końcu poznać prawdę...

- Nie rób tego - jęknęłam, a mój głos drżał bardziej niż tego chciałam.

Staliśmy naprzeciwko siebie, wystarczająco blisko, że mogłam wcielić swój plan w życie i go uderzyć, zbytnio się nie wysilając. Chłopak chyba coś wyczuł i patrzył mi nieprzerwanie w oczy, jakby chciał mnie obezwładnić w każdej chwili.

- Czego mam nie robić? - zapytał, a ja uświadomiłam sobie, że to facet, więc się nie domyśli. - Po prostu powiedz, dlaczego tutaj jesteś. 

Wpatrywałam się w brązowe tęczówki, szukając w nich odpowiedzi. Jakiegoś klucza, jak na egzaminie z biologii, albo podpowiedzi od chłopaka z pierwszej ławki. Ale zdałam sobie w tamtej chwili sprawę, że nie ma jasnej i klarownej podpowiedzi oraz odpowiedzi jeśli chodzi o uczucia. Czasami sami nie potrafimy sobie z nimi poradzić. Bez nich byłoby nam o wiele prościej. Bywa tak, że ukrywamy je gdzieś głęboko w sobie i nie chcemy się do nich przyznać przed samym sobą, bo najzwyczajniej w świecie się boimy. Boimy się zranienia, nieprzespanych nocy, rozharatanego serca, braku świeżego oddechu w płucach. Obawiamy się zaschniętych łez na policzkach, które uświadamiają, że ranienie i bycie skrzywdzonym to nieodłączna część naszego życia. I nie ma na to lekarstwa ani recepty. Jedyne co możemy zrobić, to wybrać osoby, którym pozwolimy na zranienie samych siebie.

Westchnęłam.

- A dlaczego ty tutaj jesteś? - Odparowałam.

Zamknął oczy, a ja zauważyłam, że zacisnął szczękę. Znałam ten tik. Wiedziałam, że powstrzymał się od tego, żeby nie wybuchnąć.

- Czemu ty zawsze robisz uniki? - Zapytał ostro, a ja lekko się przestraszyłam. - To dlatego nigdy nie mogliśmy być razem, prawda? Bo nie pozwalasz sobie na uczucia, na pieprzoną miłość.

Jego słowa mnie bolały. A wiecie co zawsze boli najbardziej?

Tak. To prawda.

Noah był wściekły, ale jego emocje szybko opadły, tak jak jego ramiona, które wzbił w powietrze w przypływie złości. Kolejne zdanie wypowiedział półgłosem.

- Nie potrafisz przyznać się przed sobą, że mnie kochasz...

Przełknęłam ślinę, zdając sobie sprawę, że całe tło - miasto, samochody, budynki, niebo, chmury, wszystko zniknęło.

Zupełnie jakbyśmy na ziemi zostali tylko we dwoje.

- Nie wzbudzaj we mnie znów tych uczuć z którymi oboje się pożegnaliśmy - uściśliłam.

- Jeśli się z nimi pożegnałaś, to przyjmij moje gratulacje i po prostu odejdź.

Nie mogłam ich przyjąć.

I nie mogłam się także ruszyć, chociaż chciałam.

Chciałam odejść- rozsądek krzyczał, żebym uciekała.

Ale ja znów posłuchałam serca.

W oczach Noah zobaczyłam tlącą się nadzieję.

- Chciałaś być ze Shawnem, bo podświadomie wiedziałaś, że nie możesz go mieć. Zawsze był jeden krok przed tobą, źle cię traktował, a ty przekonywałaś siebie samą, że to jest to, czego chcesz i czego potrzebujesz. Pragnęłaś, żeby ktoś cię ranił, bo matka już ci nie wystarczała.

Nie wiem w którym momencie jego wypowiedzi w moich oczach pojawiły się łzy. Pokręciłam głową, ale nie potrafiłam zaprzeczyć jego słowom.

Czy ty coś umiesz Perrie?

Przy nim? Nie.

- Pojawił się Daniel, którego traktowałaś jak brata, wiedziałaś, że cię nie skrzywdzi. Wmówiłaś sobie, że to po prostu bliższa relacja, ale nic więcej. W swojej głowie przerodziłaś przyjaźń w jakąś chorą relację, w której teraz tkwicie, mimo tego, że doskonale wiesz, że to nie jest miłość.

Boże, jeśli istniejesz, zabierz mnie stąd.

Nie wiem kiedg zaczęłam się cofać. Ani w której chwili Noah zaczął iść w moim kierunku. Ale pamiętam sekundę, w które uderzyłam plecami o gzyms, nie mogąc zrobić kroku dalej, aby uciec.

- Wiesz kogo pominęłaś w tym wszystkim?

Chłopak uniósł ramiona, rozglądając się wokół.

- Mnie.

Zasłoniłam dłonią usta, a łzy spływały mi po policzkach.

Jak miałam się bronić, kiedy on miał całkowitą rację? Kiedy odsłonił moje najokropniejsze cechy, których nienawidziłam?

- Nie masz pojęcia, co to miłość, ale tak bardzo się przed nią bronisz i nie pozwalasz sobie na nią, że to cię niszczy. Mnie też to niszczy i wiesz co? Nawet Daniela to zniszczyło.

Jesteś okropna.

- Chciałem ci pomóc, ale za każdym razem mnie odtrącałaś. W końcu zacząłem wierzyć, że naprawdę nic do mnie nie czujesz, że może Daniel to Daniel...

Chłopak oblizał usta, przeczesując włosy.

- Ale zrozumiałem to w tym pieprzonym składziku na miotły, Flower. Zrozumiałem, że jesteś uszkodzona...

I popsuta. I koszmarna. I potworna. I...

- ... I potrzebujesz pomocy - szepnął, podchodząc bliżej. - Jeśli tylko na to pozwolisz. A ja tym razem cię nie zostawię. Bo już wiem. Wiem, że nie przestało nam zależeć...

Noah spojrzał mi w oczy, ścierając z mojego policzka łzę.

- Co na to wszystko Clarie? - Wyjąkałam.

Chłopak cofnął się o krok do tyłu, wciskając dłonie w kieszenie spodni, jakby uraziła go tym pytaniem.

- Mam to w nosie. Nie jesteśmy już razem.

Zebrałam się w sobie, próbując przyodziać się tarczą i nie myśleć o wszystkim, co powiedział przed chwilą chłopak, chociaż jego słowa wywlekły ze mnie wszystko to, co ukrywałam w swoim sercu od lat.

Zaczerpnęłam świeżego powietrza.

- Powinnam Ci pogratulować? Czy za chwilę do niej wrócisz i znów będziesz zachowywał się dziwnie? Co tym razem? Znów Cię zdradziła? Ah, pewnie nie, bo wtedy byście się nie rozstali. Ty takie rzeczy wybaczasz.

- Możesz powiedzieć co tylko zechcesz - odparł, wtykając mi niesforny kosmyk za ucho.

Krzyknęłam, tupiąc nogą jak małe dziecko.

- Cholera! Noah, nie możesz mi tego robić! Jesteś dupkiem! Tak nie można...!

Kiedy w końcu odrobinkę się uspokoiłam, wyjąkałam jedno zdanie.

- Powinieneś być teraz z Clarie.

- Oboje wiemy, że to nie jest prawda.

Tak byłoby lepiej.

- Nadal robisz uniki, ale - westchnął - dam ci czas. Poza tym obawiam się, że ona teraz siedzi z Danielem - uśmiechnął się smutno chłopak.

Nie wiem co się stało w tamtym monecie. Może to przypływ emocji, albo może jakiegoś ciepłego prądu, bo w następnej chwili naprawdę zrobiło mi się gorąco.

Zamrugałam raptownie.

- Jeżeli to jakaś kolejna gra, albo kłamstwo to... - zaczęłam, ale chłopak mi przerwał.

- To nie jest żadna gra. Chcę powiedzieć ci całą prawdę, ale obiecaj mi, że nie wyjdziesz zanim skończę. Obiecaj, że się jeszcze do mnie kiedykolwiek odezwiesz.

Przełknęłam ślinę.

- O czym ty bredzisz, Noah?

Nie patrzył mi w oczy, wypowiadając kolejne słowa.

- Clarie jest byłą dziewczyną Daniela.

Chyba usłyszałam echo mojego upadającego serca.

- Jak to...? Jak...?

- I była ze mną tylko dlatego, żeby zrobić mu na złość, bo się nią zabawił. Bo wybrał ciebie.

Czy to był sen? Czy ktoś mógł mnie uszczypnąć, żebym się obudziła z tego koszmaru?

- Daniel na początku pierwszej klasy wpadł na pomysł, że odbije laske Mendesa. Chciał się tak na nim zemścić za wszystko, co mu kiedyś Shawn zrobił, ale to nie opowieść na teraz..

Nawet nie zorientowałam się, że wstrzymywałam oddech od pewnego momentu.

- Najgorsze jest to, że zgodziłem się mu pomóc.

Czy to możliwe, żebym nie czuła nic? Tylko coś na kształt pustki.

- Przyjaźniłem się ze Shawnem na początku liceum, wiedziałem o jego sekretach, on wiedział o moich.

- Czy... Czy ty mówisz...? Ale przecież... Przecież to...

- Tak, to ma sens. Mimo, że się mu podobałaś, nigdy nie potrafił się zdecydować, bo leciał na Lexie. 

Zagryzłam wargę, uświadamiając sobie, że to całkowita prawda.

Chłopak spojrzał na mnie z bólem wymalowanym na twarzy.

- Chciałem po prostu z tobą pogadać w szkole, ale Daniel podrzucił pomysł, na który zgodziłem się po jego długich naleganiach.

- Co to było, Noah?

Minęła chwilą ciszy, w której dotarły do nas stłumione dźwięki kloksonów samochodów.

- Wysłaliśmy do Ciebie trzy karteczki na początku pierwszej klasy. Ale Perrie, przysięgam, na tym miało się skończyć.

Zaśmiałam się smutno, patrząc w jeden punkt.

- Ale nie skończyło, prawda?

Noah pokręcił głową.

- Zobaczyłem jak Shawn podkłada ci do szafki jakąś wiadomość, a kiedy powiedziałem o tym Danielowi, wpadł w szał.

Pomyślałam o mojej drewnianej szkatułce, leżącej pod łóżkiem, z wszystkimi liścikami.

- Myślałam, że dostałam ją od Anonimowego Przyjaciela - powiedziałam bardziej do siebie, niż do niego.

- Nie - powiedział Noah z zakłopotaniem. - Gdyby to było od niego, to bym wiedział.

- Niby skąd?

- Bo to ja, Perrie. Ja jestem twoim Anonimowym Przyjacielem.

Łza spłynęła po moim policzku zupełnie niepostrzeżenie.

Planowałem ten moment od pierwszych rozmów z nim, z Anonimowym. I wiecie co? Zupełnie nie tak miało to wyglądać.

- Czyli... czyli to wszystko między nami było ściemą? - Zapytałam. - Bo robiłeś to wszystko z przymusu, żeby pomóc bratu, tak?

- Nie, to nie tak Perrie...

- Więc jak? Bo mnie to wygląda...

-  Daj mi skończyć, dobrze? Chodzi o to, że kiedy stworzyliśmy nasz plan zupełnie nie wziąłem pod uwagę tego, że się w tobie... zakocham.

Nie potrafiłam zareagować na jego słowa. Czułam się, jakby wszystkie moje uczucia i emocje zmiksowały się z moimi wnętrznościami i wiecie co powstało? Wielkie nic.

- Wiem, że to był głupi pomysł. 

Zaśmiałam się, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszę.

- Wszystko miało polegać na tym, że musiałem dostarczać wiadomości Daniela do twojej szafki.

A może by się tak przechylić w tył i spaść w przepaść?

- W pewnym momencie przestałem wysyłać wiadomości Daniela, a zamiast niego, pisałem ja, nic mu nie mówiąc. Jego liściki wyrzucałem do kosza. To był moment, w którym napisałaś, że nie znosisz brukselki i właśnie nią chciałabyś torturować swoją matkę...

Chłopak zrobił przerwę, pogrążając się na chwilę we wspomnieniach.

- Później wyjechałem na rok. Daniel powiedział, że weźmie wiadomości na siebie, ale wiedziałem, że zniszczy wszystko między nami.

Spojrzałam na niego, utwierdzając się w tym, że każde słowo, które pada z jego ust to prawda, chociaż wszystko brzmiało jak obłęd.

Jego spojrzenie mówiło samo za siebie.

- Więc umówiłem się z Davem Shelfieldem, przekonałem Daniela do tego rozwiązania i miało być pięknie. Powiedziałem Dave'owi, żeby wysyłał do ciebie wiadomości, które ja mu przekazywałem, a nie mój brat. To miał być sekret.

Noah uśmiechał się do swoich myśli, jednak tylko na chwilę, gdyż chichot szybko zniknął z jego ust.

- Ale Dave okazał się zdrajcą. Powiedział o wszystkim Danielowi, a kiedy wróciłem z warsztatów, straciłem i brata i ciebie.

Słowa Noah uderzały we mnie jak sztylety.

- Dave powiedział też o tym wszystkim Clarie, bo chciał się z nią przespać. Zrobił kopię wiadomości, a ja nie mogłem pozwolić na to, żeby ktokolwiek się dowiedział o naszych sekretach...

Tego było za wiele.

- Dlatego wszedłem w układ z Clarie, która chciała się zemścić. Udawałem szczęśliwego. Robiłem to, co musiałem. W zamian tego m, po każdym dniu spędzonym z nią dostawałem jedną naszą wiadomość.

Nastała między nami cisza, dająca mi jasny przekaz, że Noah powiedział już  wszystko i czekał na moją reakcję.

A ja?

Wpatrywałam się w jakiś nieznany punkt, nie mając siły ruszyć najmniejszym palcem u stopy.

Czy można gdzieś wyłączyć swoje zasilanie?

Tik- tak, tik- tak.  Pustka.

Kiedy chłopak się odezwał, zdałam sobie sprawę, że niebo miało granatowa barwę.

- Powiedz coś Perrie... - jego głos miał blagalny ton.

Do głowy przyszło mi tylko jedno pytanie, chociaż głębiło się ich mnóstwo.

- Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?

- Bałem się. Nie chciałem stracić w twoich oczach. Myślałem... myślałem, że tak właśnie ma być, że taki nasz los... Ale po tym co wydarzyło się w składziku... Wiedziałem, że nie umiem pozbyć się uczuć do ciebie.

Pokiwałam głową, ospychając się od gzymsu i zmierzając do drzwi.

- Perrie, proszę, zostań ze mną- powiedział chłopak, stając mi na drodze.

- Noah, puść mnie. Chcę odejść i to wszystko przemyśleć.

Wahał się przez chwilę. Nawet całkiem długą chwilę. Ale doskonale mnie znał i wiedział, że musiałam odejść.

- Zanim pójdziesz - zaczął - odezwij się proszę, bez względu na to jaką decyzje podejmiesz. Proszę.

Pokiwałam głową, ale nie miałam pewności, że to zauważył.

- Kocham cię, Perrie Flower.

Po czym odsunął się, umożliwiając mi przejście.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top