rozdział 22

Przeglądając się w lustrze i przesuwając czerwoną szminką po dolnej wardze, nie myślałam o tym, że tego wieczoru, na imprezie u Shawna, zostanie ona rozmazana, robiąc ze mnie tym samym klauna.

I to nie przez jakiś przypadek, bójkę, czy moją nieuwagę i nieprzyzwyczajenie do makijażu...

Ale przez prawdziwy pocałunek...

Rozumiecie powagę sytuacji? Perrie Flower kogoś pocałowała.

Ja- Perrie Flower- kogoś pocałowałam.

Niemożliwe, a jednak.

Wydawało mi się, że impreza u Shawna została idealnie wstrzelona w moje życie.

Jakby Bóg mówił do mnie: Niczym się nie przejmuj, idź na imprezę i baw się dobrze.

Więc postanowiłam Go posłuchać. W sumie zawsze uchodziłam za katoliczkę. Może nie lubiłam chodzić do kościoła, a sami księża odstraszali mnie swoim dziwnym zapachem, ale mimo to wierzyłam w Boga.

Więc wybrałam najładniejsze ciuchy z mojej szafy, ubrałam nawet bieliznę wyszczuplającą, wyrzuciłam Noah z mojej głowy raz na zawsze (a przynajmniej na ten jeden wieczór) i oznajmiłam mojej matce, że wychodzę, czy się jej to podoba, czy nie.

Oczywiście, nie spodobało się jej. Ale miałam szczęście, że w telewizji akurat puszczali powtórki jej ulubionego serialu, więc była tym pochłonięta bez reszty i nie zauważyła, kiedy się wymknęłam.

Niebo przybierało już kolory atramentowy, kiedy miejską komunikacją tłukłam się do Shawna, bo Danielowi nie chciało się ruszyć swoich czterech liter i postanowił, że akurat tamtego wieczoru będzie oglądał Stranger Things.

Jakby nie mógł tego zrobić kiedy indziej, razem ze mną...

A może on oczekiwał, że poświęcę imprezę i wpadnę do niego na seans filmowy?

Chłopak się pomylił- potrzebowałam imprezy, żeby się rozerwać, więc wzruszyłam ramionami na myśl o brunecie, a jakaś babcia siedząca naprzeciw, dziwnie na mnie spojrzała.

To wcale nie tak, że rozmawiałam z samą sobą, dobrze?

W drodze do domu Shawna, zastanawiałam się, gdzie zniknęli jego rodzice, że chłopak mógł urządzić domówkę.

Przecież z tego co mi opowiadał, tata się nad nim znęcał, więc impreza nie wchodziła w grę, jeśli Shawn chciał zachować twarz w całości.

Shawn zawsze był ryzykantem.

I ciotą, tak. Nie pomijajmy tego istotnego faktu.

Wiedziałam, że będzie moment na tej imprezie, kiedy po prostu zapytam o to Shawna. O to i o mnóstwo innych rzeczy, które chłopak pewnie przede mną ukrywał.

Perrie, naprawdę chcesz tam iść i z nim rozmawiać? On cię zdradził... Zdradził, słyszysz?

Nawet nie fatygowałam się, żeby nacisnąć dzwonek. Muzyka była tak głośna, że dziwiłam się, iż ktoś z sąsiadów nie zadzwonił jeszcze na policję.

Kiedy weszłam do domu Shawna, fala wspomnień we mnie uderzyła- po kolei przypominałam sobie każdy raz, kiedy spotykaliśmy się ze Shawnem u niego w domu...

Perrie. Wyjdź stąd. Rozdrapujesz stare rany.

Może nie było ich wiele, ale jednak.

Jakiś chłopak wcisnął mi w dłoń kubeczek z drinkiem. Przesunęłam plastik, zaciągając się zapachem.

Wódka z cola.

- Spokojnie, nie dosypałem żadnych narkotyków.

- Brzmisz dokładnie jak ktoś, kto wysypał tutaj jakieś używki.

Podniosłam wzrok znad kubeczka i dopiero dostrzegłam, że chłopak od drinka to Dave.

Czy to na pewno mój Dave?

Wyglądał jakoś inaczej. Jego grzeczny i ułożony styl zastąpiły luźne, wytarte jeansy i skórzana kurtka. Włosy postawione miał na żelu. Wyglądały o wiele lepiej niż moje, zupełnie jakby spędził co najmniej godzinę na układaniu ich. Na nosie nie miał już okularów, a jego oczy biły pewnością siebie.

- To w takim wypadku powinnaś mi zaufać - mrugnął do mnie i pociągnął łyk ze swojej szklanki.

Parsknęłam śmiechem.

- Zaufać? Tobie? Osobie, która przespała się z dziewczyną mojego najlepszego kumpla? Nie wiesz, że nie tyka się zajętych dziewczyn?

Nie wiem dlaczego broniłam Clarie. Przecież to ona okazała się suką.

Dave spojrzał w bok, śmiejąc się krótko, zwięźle, sztucznie.

- Najlepszy przyjaciel zmienił się w kumpla? Cóż, pomiędzy wami zawsze była dziwna sytuacja, już się zgubiłem czy jesteście znajomymi, przyjaciółmi czy czymś więcej.

Zmarszczyłam brwi. Nigdy nie pisałam Anonimowemu Przyjacielowi o Noah...

No dobrze, może wspominałam... Ale nigdy nie sypałam nazwiskami.

- Zdziwiona? - Śmiał się Dave. - Naprawdę nie trudno zauważyć co się dzieje między waszą... Poczekaj...

Chłopak zaczął wyliczać na palcach.

- Noah, Perrie, Daniel, Shawn... Czwórką. 

Nie potrafiłam zareagować na jego słowa, więc tylko stałam i zastanawiałam się w jaką cześć ciała uderzyć, żeby zabolało go najbardziej .

Perrie, to nie jest trudne pytanie...

-  Poza tym - ciągnął Dave - jak zajęta laska sama tego chce... To przecież kobiecie się nie odmawia.

- To dlatego, ze myślisz chujem, a nie mózgiem - krzyknęłam akurat w momencie, w którym piosenka się skończyła i kilka osób spojrzało na nas, ale szybko stracili zainteresowanie.

- Jak większość facetów, kochanie. Jesteśmy najgorsi. Wszyscy oprócz twoich kochanych Greensonów. Nawet Shawn, chociaż jakaś część siebie nadal wierzy w jego dobroć - chłopak zrobił cudzysłów w powietrzu, wypowiadając ostatnie słowo. 

Zmrużyłam oczy. Jeśli ten chłopak będzie wykorzystywał wszystko to, czego się o mnie dowiedział przez nasza liścikową konwersacje, to zrobię coś albo sobie, albo jemu. 

- Wiesz co Dave? Żałuje, że byłeś moim Anonimowym Przyjacielem. Nie, inaczej... Przyjaciel był z ciebie dobry, tylko teraz jesteś dupkiem, więc ubolewam nad tym co było. Nie rozumiem tylko czemu udawałeś, że tak bardzo cię obchodzę.

Chłopak znowu wybuchnął krótkim śmiechem.

- Nie obchodzisz Flower, po prostu jestem ciekawski i bystry.

I w dodatku skromny...

- A i nigdy nie byłem twoim Anonimowym Przyjacielem.

Chłopak zmiął kubeczek w dłoni i cisnął go na ziemie, wzruszając ramionami.

Czekaj co? Dave nie jest... Skoro nie on, to kto?

- Dave, zaczekaj! - próbowałam przekrzyczeć muzykę, ale chłopak zniknął w tłumie zanim sens jego słów do mnie dotarł.

Idiotko, nie pytaj go kto jest twoim Anonimem. I tak ci nie powie, albo skłamie, bo to kompletny palant. Wygląda na to, że czytał waszą korespondencję z Anonimowym.

Podła szuja.

Spojrzałam na wódkę w kubeczku i podejmując decyzje, że dowiem się za wszelka cenę tożsamości mojego Anonimowego Gościa, przechyliłam pojemniczek.

- Perrie, w moich oczach uchodzisz za alkoholiczkę - Shawn wyłonił się z salonu.

Tego było trzeba...

No a czego ty się spodziewałaś? Że nie spotkasz go na jego osobistej imprezie?

No tak mniej więcej...

- A ty w moich oczach uchodzisz za dupka - posłałam mu najsztuczniejszy uśmiech, na jaki było mnie stać.

Chłopak wzruszył ramionami, uśmiechając się.

- Zasłużyłem sobie na to, to fakt - pociągnął łyk z kubeczka.

Dostrzegłam, że Shawn był już nieźle wstawiony. Jego oczy się świeciły, włosy miał rozczochrane, policzki zaróżowione. 

- Gdzie zgubiłeś Lexie? - zapytałam, jakby mnie to interesowało.

Bo w sumie... Byłam ciekawa.

- A kogo to obchodzi?- wzruszył ramionami, znów kosztując drinka.

Na twarzy Shawna widniał pijacki uśmieszek.

- No ciebie chyba nie bardzo, a to jest dziwne, bo to twoja dziewczyna, Mendes - powiedziałam oczywistą oczywistość.

- Możemy pogadać?- zapytał mnie, jakby w ogóle nie słyszał moich poprzednich słów.

Westchnęłam. On zawsze był takim głupkiem?

- Przecież właśnie to robimy - odpowiedziałam.

Shawn pokręcił głową, odstawiając kubeczek na półkę.

- Nie tutaj - powiedział, chwytając mnie za dłoń. - Na górze.

Jego dłoń była ciepła, uścisk stanowczy.

Co ty wyprawiasz Perrie?

Nie potrafiłam sobie odpowiedzieć. Tłumaczyłam sobie, że chciałam zadać mu mnóstwo pytań i tylko dlatego przystałam na jego prośbę.

Głos który krzyczał, że chłopak chce mnie wykorzystać, bo nie ma z nim Lexie, został przeze mnie uciszony w momencie, w którym zobaczyłam Noah, siedzącego w salonie na kanapie.

Ekstra, jeszcze tego dupka tutaj brakowało...

Na kolanach chłopaka, okrakiem, siedziała Clarie, która przyssała się do jego policzka.

Albo dawała mu buziaka, jedno z dwóch.

Zatrzymałam się gwałtownie na jedną sekundę, w której moje spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem Noah. 

Dlaczego moje serce tak reagowało na jego widok?

Przez tę jedną chwilę uświadomiłam sobie, że niewłaściwa osoba trzymała mnie za dłoń.

Powinnam mieć splecione palce z Noah. To on powinien stać obok mnie.

To z nim powinnam się bawić, śmiać, pić do upadłego, tańczyć na parkiecie, rozbić coś w domu Shawna, który okazał się dupkiem. Gadać o głupotach i o całkiem poważnych rzeczach, o sensie istnienia i o tym, dlaczego pingwiny nie mają kolan. Tworzyć siniaki w kształcie serca i oglądać filmy do czwartej nad ranem. Jeść pizze i czekoladę jednocześnie. Mówić o swoich uczuciach, lękach, obawach, sekretach i o tym, że naprawdę nie znoszę brokułów i literki Q.

Powinniśmy się upajać swoich towarzystwem, tak jak kiedyś...

Gdyby moje dusza posiadała funkcje życiowe, pewnie by westchnęła, albo uroniła łzę. Ja sobie nie pozwoliłam na żadne z tych odruchów. Nie chciałam pokazywać swojej słabości na oczach innych ludzi. Na oczach Noah.

Ale w momencie w którym chłopak odwrócił wzrok, chwycił paczkę papierosów i wyszedł na taras, cała moja wizja prysnęła niczym bańka mydlana.

Właśnie wtedy Clarie wybiegła za chłopakiem, Shawn pociągnął mnie za sobą, a moje marzenia posnuły się za Noah, jak dym z jego fajki.

~~~

plum : )


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top