rozdział 20

Następnego dnia, kiedy opuszczaliśmy kurort, a wycieczka dobiegała powoli końca, widziałam Noah tylko przez chwilę, przed autobusem, kiedy pakowaliśmy bagaże.

Chłopak przeczesał włosy z roztargnieniem i to było tak gorące, że musiałam przeprosić jakąś dziewczynę, na którą wpadłam przez nieuwagę. Zanim jednak Noah całkowicie zniknął mi z oczu, zarejestrowałam, że był naprawdę zamyślony i nieskory do rozmów, dlatego nawet się do niego nie zbliżałam.

Chociaż w tamtej chwili najbardziej na świecie chciałam go przytulić, bo wiedziałam, że pod tą kamienną maską, którą wtedy przywdział na swoją twarz, maską, która mówiła "mam wszystko w dupie", tak naprawdę krył się ból.

Noah cierpiał, a ja patrząc na to, czułam się, jakby ktoś owijał mi drut kolczasty wokół serca.

Przez całą podróż słuchałam muzyki i udawałam, że gram w teledysku, kiedy w moich mini-głośniczkach leciała naprawdę dobijająca nutka. Grałam rolę pierwszoplanową, patrząc na mijane drzewa, które zlewały się w jedność i myślałam o tym co będzie dalej...

Dalej ze mną i Noah.

Bo to wcale nie tak, że pomyślałam przez jedną, maleńką chwilkę, że skoro chłopak nie jest już z Clarie, to może....

Nie. Perrie. Uspokój się.

Nie wiesz czy jego uczucie do ciebie się zmieniło. Być może już nie jesteś dla niego atrakcyjna.

W sumie nawet dziwne by było, gdybyś nadal się mu podobała... Przytyło ci się ostatnio, do tego jesteś niska i wyglądasz jak kulka, masz brzydką cerę, a twoje włosy to jakiś nieśmieszny żart.

Spójrz na Lexie albo Clarie... Chłopcy lubią właśnie takie dziewczyny.

Łzy mimowolnie nabiegły do moich oczu.

Jak to się dzieje, że dziewczyny potrafią się zdołować w ułamku sekundy?

Kiedy po kilkugodzinnej jeździe, moja mama przywitała mnie w domu, uświadamiając mi jeszcze bardziej jak beznadziejna jestem, zamknęłam się w pokoju, mając zamiar nie opuszczać go jakoś tak... do końca mojego marnego życia.

Nienawidzę być nastolatką.

Rzuciłam plecak i torbę w kąt pokoju i opadłam na łóżko.

Jeśli istniała w tamtej chwili jakaś skala w byciu żałosnym, to biłam ją na głowę.

*Bzz, bzz*

Wyciągnęłam telefon z kieszeni bluzy.

Daniel Greenson: Jesteś bezpieczna, szczęśliwa, cała już w domku?

Czemu mimowolnie się uśmiechnęłam?

Perrie Flower: Bezpieczna- nie wiem, bo wiesz jak to bywa z moją matką. Szczęśliwa- nie. Cała- owszem.

Nawet nie wiem dlaczego kliknęłam wyślij, ale Daniel był takim chłopakiem, przed którym nie musiałam niczego udawać.

Mogłabym napisać mu nawet, że wyskoczył mi pryszcz na czole, a on zaproponowałby mi swoją pomoc.

Co w sumie, jakby pomyśleć, było trochę obrzydliwe, ale wiecie jaką relację mam na myśli.

Daniel Greenson: Czemu jesteś smutna? :c

Co mu ci napisać? 

Bo przykro mi, że kiedy chodzę, to ziemia się trzęsie?

Albo

A w sumie to chcę, żeby mój tłuszcz był tak mały jak moje cycki?

Bez przesady

Perrie Flower: Babskie sprawy, nie zrozumiesz.

Daniel Greenson: Sprawdź mnie.

Ehh, przecież to wiadome, że on nie odpuści.

Ale przynajmniej to jakoś ładniej ujmę.

Perrie Flower: Kompleksy mnie dopadły Daniel

Na odpowiedź czekałam dosłownie sekundę.

Daniel Greenson: Czekaj, powiem im, że pomyliły adres

Daniel Greenson: Przecież ty jesteś idealna Perrie

Daniel Greenson: Nawet mi się nie waż myśleć inaczej

Czy moje serce właśnie się roztopiło?

Perrie Flower: Nie muszę tak myśleć, moja matka mi to udowadnia na każdym kroku

Zresztą nie tylko ona, Lexie też... i Clarie. I każda dziewczyna na tym świecie, która nie jest mną.

Daniel Greenson: Zawsze możesz zamieszkać z nami, chociaż nie wiem czy tego chcesz, bo mój brat ewidentnie zachowuje się jakby miał okres, serio, jeszcze nigdy nie wiedziałem go w tak kiepskim stanie. Zamknął się w pokoju i nie wychodzi stamtąd w ogóle...

Podniosłam się do pozycji siedzącej.

Że co?

Perrie Flower: Próbowałeś z nim pogadać?

Daniel Greenson: Ta, ale rzucił we mnie czymś, więc dałem sobie spokój

Spojrzałam na okno i przygryzłam wargę.

Perrie, to jest kiepski pomysł...

Perrie Flower: Może ja spróbuję?

Na odpowiedź czekałam sekundę dłużej niż zwykle.

Daniel Greenson: Otworzę ci drzwi, rodziców nie ma

Perrie, to jest naprawdę, naprawdę kiepski pomysł.

Przecież ja właśnie w takich pomysłach się specjalizuję.

Upewniłam się, że przekręciłam klucz w drzwiach swojego pokoju i wymsknęłam się przez okno.

Powietrze cięło moją skórę chłodem, dlatego naciągnęłam kaptur bluzy na głowę.

Dlaczego ja nie ubrałam kurtki?

Bo jesteś głupia, leniwa i chciałaś jak najszybciej iść do swojego Noah?

Przeklęłam się w myślach, uświadamiając sobie, że pod koniec tej wyprawy w stu procentach będę chora.

Najzabawniejsze w tym wszystkim było to, że nawet nie zastanawiałam się nad tym, co robiłam. I w sumie miałam tak za każdym razem, kiedy chodziło o Noah.

Dyń, dyń, dyń... Ktoś tu jest głuuupi.

Tak Perrie. O tobie mowa.

Ten chłopak zdecydowanie sprawiał, że traciłam zmysły.

Willa Greesonów znajdowała się dość daleko od mojego domu, dlatego zanim tam dotarłam przeanalizowałam z milion razy, czy to co robię, jest aby na pewno słuszne.

Ale za każdym razem, kiedy chciałam zawrócić, przypominałam sobie smutne oczy Noah, które doprowadziły mnie po same drzwi jego domu.

U Noah byłam tylko jeden, jedyny raz.

To był któryś weekend, kiedy pojechaliśmy razem na wyprawę rowerową. Pamiętam to, jakby było wczoraj, a prawda jest taka, że na rowerach jeździliśmy ze dwa lata temu...

Jechaliśmy brzegiem jeziora, a słońce powoli chowało się za horyzont. Niebo mieniło się paletą barw, ale pomińmy to, że Noah umiał wymienić tylko dwa, bo przecież on w ogóle nie jest romantyczny. No i w końcu to facet... A oni w ogóle nie znają się na kolorach.

Dojechaliśmy wtedy do promenady, gdzie odbywał się koncert okolicznej kapeli.

W pewnej chwili Noah kazał mi zostawić rower, a kiedy to zrobiłam, podszedł do mnie, chwycił mnie za dłonie i zaczął ze mną tańczyć. Wtedy trochę się przytulaliśmy. Ale raczej niewielkie miało to dla mnie znaczenie, bo wtedy myślałam tylko o Shawnie...

Z Noah byliśmy tą parą taneczną, która została na parkiecie do późnej nocy...

I to nie skończyło się dla mnie dobrze, bo kiedy wracaliśmy do domu było zupełnie ciemno, a ja nie miałam oświetleń...

I nie zauważyłam tego jednego słupa, który, przysięgam, wcześniej tam nie stał... 

Wywaliłam się na skrzyżowaniu i Noah pomógł mi jakoś dotrzeć do siebie do domu, żeby opatrzyć moje skaleczenia, stłuczenia, wszystko.

Dobrze było stać tamtym razem przed jego domem o własnych siłach.

Perrie Flower: Jestem pod drzwiami. Marznę. Otwórz.

Mogłam napisać umieram.

Nie musiałam czekać długo, zupełnie jakby Daniel siedział obok drzwi cały wieczór i tylko mnie oczekiwał.

- Wiesz, że jest coś takiego jak dzwonek?  Czy ty jesteś głupia? Jak mogłaś przyjść w taki mróz w samej bluzie? Właź do środka natychmiast.

Okej tato.

Chłopak miał na sobie granatowe dresy i szarą podkoszulkę, i zupełnie nie wyglądał jakby był  po kilkugodzinnej podróży do domu.

Wyglądał nadal dobrze.

Dlaczego ja tak nie umiem?

- W tej relacji to ja jestem starsza czy ty?

- Ty, ale jesteś też głupsza - powiedział Daniel, zamykając za mną drzwi. - Noah siedzi u siebie na górze. Idź do niego, a ja nam zrobię kakao, bo jeszcze się rozchorujesz.

- Nie wiem gdzie jest jego pokój.

- Po schodach, pierwsze drzwi po lewej. Dasz sobie radę.

Chłopak zniknął mi z oczu, zanim zdążyłam o cokolwiek zapytać.

Super, ekstra. Dzięki.

Jak to szło?

Po schodach, pierwsze drzwi po lewej.

To zupełnie jak to zdanie ze Shreka. "Niebieski kwiat i kolce"

Śmieszne, że Daniel był Fioną, a Noah Shrekiem.

Ej, jednak nieśmieszne. Bo z tego wychodzi na to, że jestem osłem...

Zdławiłam w sobie uczucie niezręczności, zostawiłam buty obok białych adidasów Noah i ruszyłam do jego pokoju.

Zapukałam trzy razy najdelikatniej jak potrafiłam, jakby moja dłoń nie była pewna tego, co robi.

Pukać nie umiesz, ręka?

Dlaczego ja myślę o takich rzeczach w takiej chwili?

Sama nie byłam pewna swoich czynów.

Drzwi do pokoju chłopaka otworzyły się na oścież.

- Daniel, przecież mówiłem ci że... - zaczął krzyczeć Noah.

Kiedy mnie zobaczył, urwał w połowie zdania, a jego oczy wyrażały niezrozumiałe dla mnie emocje.

To nie tak, że myślałam, że ucieszy się, kiedy mnie zobaczy...

Dobra, tak właściwie to dokładnie tak myślałam, ale... Nie sądziłam, że będzie zły, jakby zupełnie nie chciał mnie widzieć. Nie wiedziałam czy nienawiść w jego oczach była skierowana w moją stronę.

Bo za co on miałby mnie nienawidzić?

Może za to, że się mieszasz w nie swoje sprawy?

- Hej - szepnęłam.

- Co ty tutaj robisz? - zapytał, a jego głos jakby się łamał.

W jednej chwili zdałam sobie sprawę, że przychodzenie tutaj było najgorszym pomysłem jaki kiedykolwiek miałam.

- Ja... ja pomyślałam, że może potrzebujesz pogadać i... I jesteś moim przyjacielem, więc...

Plątałam się w słowach, ale to tylko dlatego, że Noah patrzył na mnie, jakbym go zraniła.

Chłopak lustrował mnie wzrokiem w milczeniu. Jedną ręką nadal trzymał drzwi, drugą opierał się o framugę, jakby nie chciał zaprosić mnie do środka swojego pokoju. Ubrany był w dresy i wymięty podkoszulek, jego włosy były w nieładzie, skórę miał bladą z mocnymi sińcami pod oczami i albo mi się wydawało, albo na jego policzkach widniały zaschnięte ślady łez.

Zrani cię. On cię zrani Perrie.

Odważyłam się spojrzeć mu w oczy.

- Noah? Jesteś tam?

Chłopak pokiwał głową, przygryzając wargę.

- Zapomnij Perrie, zapomnij o wszystkim - wyszeptał i zamknął mi drzwi przed nosem.

Uderzenie sprawiło, że się przestraszyłam.

Jego słowa sprawiły, że serce mi pękło.

Jego zachowanie sprawiło,  że nie wiedziałam co robić, myśleć, o czym zapomnieć?

Stałam jeszcze przez chwilę przed drzwiami do sypialni chłopaka, a łzy ciekły mi po policzkach.

Mogłaś tutaj nie przychodzić, głupia.

Zbiegłam po schodach, zmierzając do wyjścia, ale w jednej chwili Daniel wyłonił się z kuchni, uniemożliwiając mi wyjście.

- Perrie? Już pogadaliście? Co tak szybko? O mój Boże... Czy ty płaczesz? Co się stało?

- Ja... ja już muszę iść Daniel - wyjąkałam przez łzy.

- Urwę mu jaja, przysięgam. Poczekaj, wezmę bluzę i cię odprowadzę. Nie pozwolę ci samej wracać.

~~~
 
hej wam

(((((((przepraszam za ten słaby rozdział, ale powroty bywają ciężkie...))))

o rajku, czy jeśli was przeproszę z całego serduszka za moją nieobecność to mi wybaczycie?

przysięgam wam, że nie zaniedbałam książek "tak sobie, bo mi się nie chciało pisać" tylko naprawdę miałam kilka ważnych spraw na głowie ...

 jeśli chcesz, to przeczytaj, jeśli nie, przewiń dalej
->DLACZEGO MNIE NIE BYŁO<- moja mama wróciła zza granicy na pewien okres czasu, nie długi, dlatego poświęcałam jej każdą wolną chwilę, ponieważ widzimy się kilka razy do roku, a mamy naprawdę dobry kontakt... oprócz tego, miałam w domu remont, co też uniemożliwiło mi dostęp do komputera, no i kiedy zaczęła się szkoła, musiałam podjąć kilka ważnych decyzji, bo wywiązało się małe zamieszanie z moimi rozszerzeniami... miałam też przez kilka ostatnich dni naprawdę okropną zamułkę, nikt się nie mógł ze mną dogadać ... Ale właśnie dzięki temu wpadłam na pewien pomysł...

!!Koniec mojego pitolenia, możesz czytać!

Myślałam, żeby założyć swojego bloga... wiecie, takiego z przemyśleniami

okej, wiem co powiecie- piszesz książki, które i tak zaniedbujesz, więc gdzie ty się do cholery zabierasz za bloga...

ale ten blog to naprawdę spoko pomysł, bo wrzucałabym tam coś czasem, może chcielibyście ze mną pogadać na jakieś różne tematy, a ja czasem mam serio spoko rozkminy, więc...hot or not?

kolejna sprawa... zaniedbywanie dzieł... tak wiem, to okropne, ale już postanowiłam, że teraz poświęcę się jednej książce i ją skończę i dopiero wtedy zacznę kolejną...

to chyba tyle na dzisiaj, do następnego rozdziału!

lots of love ~lexi xox

PS. nowy Dave :) (wiekszosc glosow)


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top