rozdział 2
Biorąc kolejnego gryza swojej kanapki, zarejestrowałam jak niebieska taca z niezdrowym jedzeniem ląduje na stoliku, a w chwilę później zobaczyłam wielki uśmiech, rozczochrane włosy i brązowe oczy.
- Cześć Perrie Flower! Widzę, że siedzisz tutaj sama, więc postanowiłem ci dotrzymać towarzystwa. Chyba nie masz nic przeciwko? Bo wiesz, teraz następuję to nasze później. Noah-down ma trening, więc nie będzie nam przeszkadzał, a po za tym chcesz frytkę?
Daniel przesunął tacę z jedzeniem z moim kierunku, a ja parsknęłam śmiechem.
Przecież ten chłopak to chodząca pozytywna energia.
- Zawsze tyle gadasz i masz w sobie tak wiele energii, dziaciaku?- zapytałam, kiedy skończyłam posiłek.
Chłopak wydął lekko usta, położył dłoń na swoim sercu i zgrywał przez chwilę urażonego.
- Tylko nie dzieciaku, Perrie Flower, nie pozwalaj sobie na tak wiele.
Ten chłopak miał w sobie jakiś dar rozśmieszania innych, albo po prostu był tak młody i głupiutki, że bawił ludzi swoim zachowaniem.
Tak. Jedno z dwóch.
- Okej, okej. Wybacz. Ale dla mnie jesteś dzieciakiem, bo jesteś w pierwszej klasie- powiedziałam, chcąc się z nim trochę podroczyć.
Prawda była taka, że nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia czy rozmawiałam z kimś z pierwszej, drugiej czy trzeciej klasy. Jeśli rozmowa się nam kleiła, to co szkodziło na przeszkodzie do dobrej znajomości?
Tak. Wyznawałam zasadę "wiek to tylko liczba". A ja kochałam liczby.
- Czyli nie umówisz się ze mną na randkę?- chłopak zrobił smutna minkę, wkładając kolejną frytkę do ust.
Jego mimika twarzy zmieniała się w ciągu pięciu minut z miliard razy.
Od razu widać było, że to Greenson.
- Zabierzesz mnie na lody i soczek pomarańczowy?- zaśmiałam się.
O nie, Perrie.
- Na lody możemy iść nawet teraz- poruszył zabawnie brwiami.
I to on jest głupi Perrie? Jak mogłaś powiedzieć coś o lodach przy chłopaku, który ma 16 lat? Przecież on ma zboczenie umysłowe nawet nie będąc tego świadomym. Boże, zmiłuj się nad tą dziewczyną i ześlij na nią jakieś oświecenie.
Dlaczego mój własny głos w mojej własnej głowie mnie hejtuje?
- Teraz to ty możesz iść najwyżej na lekcje, Daniel.
- Nawet muszę, a nie mogę- mruknął niezadowolony.- Mam teraz kolejną godzinę matmy z jakąś starą, bezczelną, spróchniałą i zołzowatą nauczycielką, która jest tak okropna jak, jak... Jak nie wiem co, nawet nie mam porównania dla niej.
Oh chłopcze, gdybyś wiedział o kim mówisz, powstrzymałbyś przymiotniki.
- Hej Daniel, powiedzieć ci coś?- pochyliłam się nad stołem, a jego oczy zapłonęły i także się pochylił.- Ta spróchniała nauczycielka to... moja matka
Wybuchnęłam śmiechem, bo jego twarz wyglądała tak, jakby właśnie był świadkiem wypadku, w którym ktoś potrącił kota, a on by wdepnął w jego zmarnowane już zwłoki. Nie, że miałam coś do kociaków, ale dosłownie Daniel tak wyglądał w tamtym momencie.
- Chyba żartujesz...
- Oh uwierz, chciałabym- pociągnęłam łyk wody z butelki.
Zesztywniał na minutę, a później położył swoją głowę na stole, kompletnie się załamując.
- Sorki, nie chciałem... jej... ciebie urazić, czy coś, ja tylko...- plątał się w swoich słowach biedaczek, zupełnie niepotrzebnie.
- Spoko, też za nią nie przepadam, zresztą z wzajemnością. Ale zdradzę ci na nią sposób... Musisz po prostu mówić dużo o swoim bracie, jak go kochasz i w ogóle. Chociaż szczerą prawdą przez swoje nazwisko już i tak znacznie zapunktujesz.
Chłopak patrzył na mnie jakbym była jakąś kosmitką, albo miała pióra.
- Co mój brat ma wspólnego z nauczycielką matmy, czyli twoją matką?
- Moja teoria jest taka, że moja matka się w nim po prostu zauroczyła, bo jest starą, samotną panną, ale cholera wie. Nie chcę jej o to pytać. Dobry jesteś z matmy?
Zmrużył oko, kalkulując najwyraźniej swoje zdolności.
- No wiesz... Na pewno lepszy niż Noah, ale...
Nie skończył, ponieważ przerwał mu wysoki, piskliwy głos, którego tak bardzo nie chciałam słyszeć w swoim życiu nigdy więcej.
- Co Perrie, bierzesz się za młodszych, bo Shawn cię wystawił, a Noah już ma cię w dupie?
Zamknęłam oczy, biorąc głęboki oddech i odliczyłam do trzech.
Proszę Boże, jeśli naprawdę istniejesz to spraw, żeby Lexie zniknęła na zawsze z mojego życia i najlepiej z tego świata.
- Um, Perrie- usłyszałam szept Daniela, który nachylił się w moją stronę- to, że zamkniesz oczy nie sprawi, że ona zniknie.
Naprawdę wielkie dzięki za uświadomienie mi tego, kolego. Zupełnie nie zdawałam sobie tego sprawy. Najmniejszej!
Posłałam mu mordercze spojrzenie.
- Halo, Perrie, ja tutaj stoję- Lexie pomachała do mnie.
Wiem, niestety. Widzę cię.
Uśmiechnęłam się do niej ironicznie.
- Suką byłaś, księżniczką nie zostaniesz, Lexie.
Dziewczyna odgarnęła swoje włosy i strzeliła na swojej różowej gumie do żucia, którą miała w swoich silikonowych ustach. Czy gdzieś tam w gardle tak wielkim, że nawet wszechświat się przy nim chowa.
- Jak ja za tobą nie tęskniłam, chwaście. Ale powiem ci tyle, że we Włoszech było cudownie. Zresztą zapytaj swojego chłoptasia, sam ci powie. Oh, a tak właściwie, gdzie on jest? Zostawił biedną, malutką Perrie?- Uśmiechnęła się sukowato, bo nie mogę powiedzieć, że ładnie.
Cyrkiel ci w oko, plastiku pieprzony.
Dziewczyna już miała odejść, kiedy Daniel zabrał głos.
- Ej Lexie, wiesz w ogóle gdzie są Włochy na mapie? A i jeszcze jedno, skarbie, pomazałaś sobie zęby szminką i z całym szacunkiem, ale więcej tapety masz na ryju, niż mózgu w głowie.
Chłopak podniósł się z miejsca, a mnie lekko rozchyliły się usta, bo to co powiedział to po prostu... Wo, szacun? Wo.
- Chodźmy stąd Perrie, bo jakoś nieświeżo tu cuchnie plastikiem.
Usiłując powstrzymać śmiech, opuściłam stołówkę razem z Danielem, który mimo iż był młodszy ode mnie o dwa lata to i tak górował nade mną wzrostem.
Ugh, chyba wszyscy w rodzie Greensonów to jakieś wielkoludy.
Kiedy znaleźliśmy się już na korytarzy, przybiłam mu piątkę.
- Koleś, jesteś genialny.
Strzepnął niewidzialny pyłek ze swojego ramienia, a ja przewróciłam oczami.
- Wszystkie mi to mówią- powiedział, poruszył brwiami i zarzucił grzywką.
Typowy Greenson.
- Kto to w ogóle był?- zapytał chłopak.
- Lexie Dunne, szkolna dziwka...znaczy chyba była dziewczyna twojego brata, albo obecna? Nie wiem.
- Przysięgam, jak to jego obecna laska to wyprowadzam się z domu.
Zaśmiałam się, bo ten dzieciak był świetny i polubiłam go, zanim zdążyłam sobie uświadomić, że go polubiłam. To nie ma sensu.
Twoje życie nie ma sensu, Perrie.
UGH.
- Przygarnę cię pod swój dach, dziaciaku. Ale teraz zmykaj na tę matmę.
Spojrzał na mnie spod rzęs, a ja musiałam przyznać, że Daniel był przystojny. To dzieciak i traktuję go jak młodszego kumpla, ale był przystojny i na sto procent podbije serce nie jednej dziewczynie w tym liceum.
- A ty? Może odprowadzę cię pod klasę?- zaproponował.
Pokręciłam głową, uśmiechając się.
- Muszę jeszcze pójść do łazienki.
Znów poruszył brwiami. Co on do cholery miał z tymi brwiami?
- Tam też mogę pójść z tobą- zrobił krok w moją stronę, ale popchnęłam go w stronę klasy, a on rzucił mi uśmiech i zniknął za rogiem.
Lubię go, pomyślałam, zamykając oczy.
Tak naprawdę nie miałam zamiaru iść do łazienki, ani na zajęcia, ani w żadne inne miejsce związane ze szkołą, którą opuściłam tak szybko jak było to możliwe.
Złapałam taksówkę, uszczuplając swój portfel, ale wiedziałam, że żadne autobusy nie kursują o tej godzinie, a ja musiałam dostać się na miejsce naprawdę szybko.
Sprawdziłam telefon, przekonując się, że nie mam żadnych nowych wiadomości i wyjrzałam za okno pędzącej taksówki.
Lexie jest podłą osobą, ale czasami jej słowa mają jakiś sens.
Więc może byłam głupia, że wybiegłam z taksówki, rzucając pieniędzmi w taksówkarza.
Może byłam głupia, bo w pierwszy dzień szkoły opuściłam lekcje dla chłopaka.
Może byłam głupia, że po tym co usłyszałam pojechałam prosto do Shawna.
Ale wiedziałam, że nic z tych powyższych rzeczy nie było głupotą, kiedy drzwi swojego domu otworzył mi sam Shawn Mendes z podbitym okiem, rozciętą wargą i plastrem na spuchniętym nosie.
~~~
cześć, hej i czołem
kolejny nudny rozdział nudnego opowiadania, czy to ma w ogóle sens? bo naprawdę się nad tym zastanawiam teraz :( nie chcę was zawieść
mam do was parę prawd misiaki
po pierwsze- od jutra wracam do szkoły po tygodniowej przerwie i nie wiem jak jak to przeżyję XD ale ja nie o tym, tylko o tym, że to będzie pewnie miało jakiś wpływ na rozdziały
po drugie- kolejna sprawa, która będzie miała wpływ na częstotliwość dodawanych rozdziałów, to to, że moja najukochańsza mamusia przyjeżdża jutro na tydzień z Irlandii i chcę z nią pospędzać czas
więc musicie mi wybaczyć, jeśli rozdziały nie będą pojawiać się codziennie x
zapraszam do obserwowania mnie, na pewno będę pisać co i jak :)
no i ostatnia już sprawa to Daniel Greenson
cholernie dużo osób podaliście i główna walka zmierzyła się chyba między Cameronem a Dylanem...
ale. już od początku homework mam taki malutki niecny plan w związku moim najukochańszym Dylanem... więc Danielem zostaje Cameron Dallas :)
[jejku spójrzcie tylko jaki słodziak...]
tak i pewnie teraz ta myśl: omg jego włosy- ale to młody cam, więc no ;)
lots of love~lexi xox
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top