rozdział 17
Moje "wyczyny" na stoku były tak żałosne i bolesne, że kiedy moja twarz po raz kolejny zderzyła się ze śniegiem, zwinęłam swój obolały i zhańbiony tyłek, i zaszyłam się w hotelowym saloniku z pierwszą lepszą książką, którą miałam pod ręką i na której nie potrafiłam się skupić, więc tylko trzymałam ją w dłoniach.
To nie tak, że wolałam lobby od swojego pokoju... Ale niestety, albo stety, Panna Idealna, czyli Clarie, zaległa w mieszkaniu z katarem, kaszlem i gorączką dobijającą do trzydziestu dziewięciu stopni.
Biedna, mała Clarie...
Żartuję.
Nie było mi jej jakoś wybitnie szkoda, jednak chusteczki z jej glutami walające się wszędzie naprawdę mi przeszkadzały.
Wystawiłam bez skrępowania prawą nogę na drewniany stolik, ponieważ upadłam na nią kilka razy i bolała mnie niemiłosiernie.
Już widziałam tego pięknego, fioletowego siniaka, kolorującego się na moim kolanie.
Czy wspominałam, że fiolet to mój ulubiony kolor?
- Jeśli myślisz, że z książką wyglądasz mądrzej, to żyjesz w błędzie. I nie pozwalaj sobie na takie dogodności, bo to, że twoja mamusia jest nauczycielką do niczego cię nie upoważnia.
Daniel lekko klepną mnie w nogę, bym zrobiła mu miejsca, po czym wylądował obok mnie na kanapie, głośno dysząc.
Czy jeżeli mu oddam, to go zaboli?
... Pewnie nie.
- Szanuj ty moją nogę może, co? Boli mnie, bo przez ten wasz głupi zakład naprawdę się zraniłam. I tak czy inaczej wyglądam mądrze, dobrze o tym wiesz - powiedziałam, nie siląc się nawet na miły ton.
Nie patrzyłam na Daniela, gdyż swój wzrok utkwiłam w jednym słowie swojej książki, udając bardzo zainteresowaną powieścią... I jakie było moje zdziwienie, kiedy to owe słowo okazało się bardzo sprośne...
- Właśnie, wracając do zakładu... - Noah pojawił się znikąd obok nas i usiadł po mojej lewej.
Ekstra, teraz jestem otoczona przez braci Greensonów.
Czy temperatura w tym pokoju wzrosła czy mi się tylko wydaje?
- ... to dzisiaj go realizujemy. Spotykamy się o dziesiątej w nocy w pokoju Daniela.
- Wiecie, to jest bezsensu - zaczęłam. - Przecież to było jasne, że przegram. Nie możemy zmienić warunków? Dlaczego ja się na to do cholery zgodziłam?
Lekko zirytowana odłożyłam książkę i skrzyżowałam ręce na piersiach.
Daniel zabrał tomik w swoje dłonie i zaczął go kartkować, a Noah spojrzał na mnie, uśmiechając się delikatnie.
- Masz rację, to było jasne, że przegrasz, dlatego tak to zaplanowaliśmy z Danielem. Nie, nie możemy zmienić warunków, bo już dawno się na nie zgodziłaś, a zrobiłaś to, bo nas kochasz.
Na zakończenie swojej przemowy poklepał mnie po głowie.
Przewróciłam oczami.
- Nie powinieneś czasem sprawdzić co u twojej dziewczyny? - rzuciłam ironicznie. - Co jeśli zasmarkała się na śmierć? Albo co gorsza... Moje łóżko?
- Gdyby stało się to pierwsze, to byś się ucieszyła, a gdyby to drugie, to na pewno Noah by cię przenocował... No chyba, że wolisz mnie - mruknął kusząco Daniel do mojego ucha tak, że Noah nie usłyszał jego słów.
- Masz rację - Noah wstał z kanapy. - Idę sprawdzić co u niej. Ale i tak widzimy się wieczorem...
Czy to brzmi jak propozycja seksualna, na którą oczywiście odpowiedziałabym tak?
Ja? Zdesperowana? Pf, nie.
Chłopak już miał odejść, kiedy nagle przystanął i odwrócił się na pięcie.
- A i Perrie... Nie sądziłem, że lubisz czytać książki erotyczne. Ta, którą trzyma mój braciszek - wskazał palcem na powieść - jest akurat bardzo słaba. W sumie to nie znałem cię od tej strony...
Noah wzruszył ramionami i posyłając mi uśmiech, zniknął z pola widzenia.
A konkurs na najbardziej czerwoną twarz na świecie wygrywa... Perrie Flower.
- To może ja też już pójdę - powiedział Daniel, oddając mi książkę - bo widzę, że chcesz zostać sama. Ale wiesz co? Do takich rzeczy polecam toaletę, a nie zatłoczone lobby.
Rozczochrane włosy Daniela zniknęły za rogiem, a ja, zawstydzona, spojrzałam na książkę, na której znajdował się tytuł "50 twarzy Greya".
Czy ja muszę upokarzać samą siebie na każdym kroku?
Schowałam książkę pod swoją bluzę, ponieważ gdyby zobaczyła mnie z nią Lexie na sto procent użyłaby jej jako kolejnego powodu, żeby się ze mnie naśmiewać, i ruszyłam do pokoju naprawdę wolnym krokiem, bo nie chciałam natknąć się na Noah i Clarie.
W ogóle miałam wtedy fajne kapcioszki, takie różowe w panterkę i nawet przez chwilę myślałam, że jestem Różową Panterą, ale niestety szara rzeczywistość i lustra nie pozwalały mi wierzyć w to długo.
Nagle jedne z drzwi po mojej lewej stronie otworzyły się. Machinalnie się zatrzymałam, a moim oczom ukazał się Shawn Mendes we własnej osobie.
O nie, o nie, o nie. Tego nie chcemy.
Szybko Perrie, przebieraj tymi drobnymi nóżkami i uciekaj stąd jak najszybciej.
Prawa, lewa, prawa, lewa...
- Hej Perrie - usłyszałam jego zachrypnięty głos za plecami.
O mój najdroższy Boże, dlaczego mi to robisz?
Odwróciłam się na pięcie, przywdziewając sztuczny uśmiech na usta.
- No cześć Shawn.
Machnęłam ręką, ale w sumie troszkę wyglądało to jak odganianie upierdliwej muchy, a nie przywitanie się, więc to nieważne.
Chciałam odejść, jednak Shawnowi zebrało się na pogaduchy.
- Co u ciebie w ogóle?
Gdybym wtedy coś piła, to pewnie bym się popluła z wrażenia.
- Od kiedy cię to interesuje? - pytam, bo naprawdę nie wiem. - Jakoś sobie nie przypominam, żebyśmy byli dobrymi znajomymi, czy coś w tym rodzaju.
Shawn przeczesał palcami swoje włosy i podszedł do mnie tak blisko, że dzielił nas zaledwie krok.
Okaaaay, co tu się dzieje?
- No wiesz, kiedyś byliśmy parą - błysnął uśmiechem.
Zaśmiałam się tak sztucznie, że aż dziwne, iż żaden plastik ani inne tworzywo z tego nie powstało.
- Masz rację, ale potem zjebałeś.
I z gracją baletnicy odwróciłam się na pięcie, zarzucając włosami.
Miałam wtedy nadzieję, że wyglądam jak te wszystkie dziewczyny w filmach, te ładne, zgrabne, popularnie... Ale kogo ja chciałam oszukać? Nie wiem. Przecież jestem zbyt wielką łamagą, dlatego potknęłam się i upadłam na kolana, a książka wylądowała pod ścianą z cichym huknięciem.
- Nic ci nie jest? - zapytał Shawn i o dziwo nie śmiał się ze mnie.
Chłopak podszedł, chwytając moje ramie, pewnie w celach pomocy, ale wyszarpnęłam się z jego uścisku i spojrzałam na niego wilkiem, więc szybko zrezygnował ze swojego dobrego uczynku.
- Perrie wszystko okej? - ponowił pytanie, kiedy mu nie odpowiedziałam, bo byłam zbyt skupiona na bólu swoich kolan.
- Ta, wszystko dobrze - powiedziałam, powoli wstając. - Poza tym, że ostatnio dowiedziałam się od twojej dziewczyny-suki, że wolałbyś się zabawiać z jakimś zwierzątkiem niż ze mną, co jest w sumie trochę przykre, bo przecież zapewniałeś mnie jak ważna dla ciebie jestem. Mało tego, nawet raz planowaliśmy bezpieczny seks, ale wiesz? Nie wiem dlaczego o tym mówię, skoro dla ciebie i tak byłam, jestem i będę nikim. Więc daj sobie i mnie spokój, i nie zawracaj mi głowy.
Brawo Perrie. Brawo. Pięknie, że mu to powiedziałaś.
Ktoś powinienem sfotografować wtedy wyraz twarzy Shawna, bo jego mina była naprawdę nieziemska. I gdybym nie zapomniała telefonu z pokoju, to naprawdę cyknęłabym zdjęcie.
Z pieprzonym fleszem.
Tym razem ostrożnie odwróciłam się, by się nie przewrócić i ruszyłam w stronę pokoju, kiedy po raz kolejny usłyszałam głos Shawna za sobą.
- Zapomniałaś o książce.
Boże, wybacz mi, że bluźnię w myślach.
Wiesz Perrie, jest z tobą naprawdę źle, bo nawet akty złości Ci nie wychodzą.
Ugh.
Uniosłam podbródek i z kamienną twarzą odwróciłam się do Shawna.
Miałam taki plan, żeby wyrwać książkę z jego dłoni i przywalić mu nią w głowę, ale nie było to takie łatwe, ponieważ chłopak trzymał mocno opowieść.
Spojrzałam w oczy Shawna z niezrozumieniem wymalowanym na twarzy.
- Chciałem, żebyś wiedziała tylko, że nigdy nie powiedziałem czegoś takiego Lexie. Nigdy nie wyjawiłem żadnego twojego sekretu Lexie - powiedział, po czym przez chwilę jeszcze patrzył mi w oczy, a następnie puścił książkę i odszedł w przeciwnym kierunku.
Że co proszę?
~~~
SHERRIE?
żyję, przepraszam, że dopiero teraz jest rozdział, ale ostatnio coś u mnie słabo...eh
w nagrodę mam dla was dzisiaj maraton!
kolejny rozdział o 15:30
buziaki
ps. piszcie co u was, albo piszcie cokolwiek, bo lubię jak coś piszecie
dzisiaj jestem cała wasza, więc możemy pogadać o wszystkim, jeśli macie jakieś pytania, cokolwiek- walcie śmiało hihi
lots of love ~lexi xoxo
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top