rozdział 16

Siedziałam na łóżku Daniela, bawiąc się skrawkiem jego wielkiej koszulki.

- Powinnaś częściej chodzić w moich ciuchach. To troszkę przykre, ale wyglądasz w nich lepiej ode mnie - powiedział Daniel, podając mi plastikowy kubeczek z gorącą czekoladą.

Uśmiechnęłam się, zakładając kosmyk niesfornych włosów za ucho. I to nie tak, że starałam się wyglądać jak ta słodka dziewczynka, która siedzi na łóżku w koszulce chłopaka i poprawia włosy, by wyglądać bardziej sexy.

Nie.

Po prostu zostawiłam suszarkę w pokoju, więc na mojej głowie obecnie znajdowało się gniazdo.

Naprawdę nie zdziwiłabym się, gdyby z moich włosów za chwilę wyfrunęły jakieś ptaki.

- Myślisz, że już skończyli? - wypowiedziałam swoje myśli na głos. - Wiesz, w sensie twój brat i Clarie.

... skończyli się ruchać na moim łóżku, tak miało brzmieć to zdanie, ale nie miałam odwagi wypowiedziećtego na głos.

Daniel siedział na krześle, naprzeciwko mnie. Pozbył się swojego kumpla z pokoju, żebyśmy mogli pogadać i naprawdę powinnam odbyć pielgrzymkę do Europy, dziękując Bogu za tak cudownego przyjaciela.

No powiedzmy sobie szczerze. W kwestii przyjaźni Daniel bił swojego brata na głowę, ostatnimi czasy.

- Wiesz, nie wiem. Tak szczerze, to gdybym był tobą to miałbym to w dupie, bo hej. Masz do tego pokoju takie same prawa jak Clarie, nawet większe. Więc idź tam, wejdź z kopniaka i powiedz im kulturalne "spierdalaj". Oto moja rada.

Daniel Dobra Rada. No naprawdę pasuje.

Dlaczego nie potrafiłam się roześmiać? Przecież to co powiedział, było zabawne.

Oh, chwila, już wiem. Byłam smutna i miałam złamane serce, a do tego trochę ponosiła mnie złość. Najgorsza mieszanka uczuć, nie polecam.

Westchnęłam przeciągle.

- Chyba tak zrobię, bo nie będę przecież siedzieć u ciebie całą...

Niestety, nie dane było mi dokończyć tego jakże cudnego zdania, gdyż w następnej sekundzie rozległo się pukanie do drzwi.

W jednej chwili moje serce znalazło się w gardle... (pomińmy proszę, że gorąca czekolada z tego wszystkiego wylądowała na pościeli)... ponieważ właśnie uświadomiłam sobie powagę sytuacji.

Znajdowałam się w pokoju chłopaka, było dużo po ciszy nocnej, nikt nie miał prawa opuszczać swoich pokoi. W dodatku byłam półnaga, a jedyne odzienie jakie posiadałam, to koszulka, jeszcze żeby tego było mało-  nie moja.

Raczej wątpiłam, że nauczyciel zrozumie, że nie mogę być w pokoju, bo ktoś uprawia seks na moim łóżku...

Stanęłam za drzwiami (naprawdę świetna kryjówka, nawet sam Scoob- Doo by mi jej pogratulował), a Daniel spojrzał na mnie po raz ostatni, upewniając się, że wszystko w porządku. Kiedy kiwnęłam głową, otworzył drzwi, a ja wstrzymałam oddech. 

- Jest tutaj Perrie?

Na dźwięk tego głosu, moje serce z łoskotem upadło na podłogę.

Daniel rzucił na mnie okiem, po czym ponownie spojrzał na rozmówcę.

- Nie, nie ma jej tutaj...

Kłamstwo padające z ust osoby, która kłamać nie umie, brzmi naprawdę fatalnie.

- A gdzie indziej mogłaby pójść? Do Shawna?

Niczym zahipnotyzowana wyłoniłam się zza drzwi, patrząc na Noah, który stał w progu wyraźnie zirytowany postawą swojego brata i faktem, że ten nie chciał współpracować.

- Perrie... - wyszeptał Noah, a jego postawa całkowicie się zmieniła.

Z zdenerwowanego nastolatka, zamienił się w małego chłopca o lśniących oczach. I naprawdę nie koloryzowałam, bo jego oczy były szkliste, jakby zaraz miał się rozpłakać..

Patrzyliśmy sobie przez jakiś czas w oczy, a później chłopak otaksował mnie spojrzeniem.

Dlaczego moje ciało obsypała gęsia skórka? Dlaczego ten chłopak tak na mnie działał? W jednej chwili przypomniałam sobie to wszystko, co zaszło między nami w szkole... Kiedy położył dłoń na moich plecach i stał naprawdę blisko mnie na sali, gdy ubieraliśmy ją na Święto Liczby Pi. Kiedy w bibliotece szkolnej pochylił się naprawdę nisko, tak, że przez jego oczy mogłam dostrzec ścieżkę do jego duszy... Kiedy na dachu mnie przytulił, a kiedy później zaprosił mnie na Bal... Na Bal na którym się pocałowaliśmy...

Dlaczego myślałam o tym wszystkim akurat teraz?

Perrie. Pamiętaj. Jesteś na niego zła.

- Przyszedłeś mnie powiadomić, że już skończyliście i mogę spokojnie wracać do pokoju? - uniosłam podbródek, krzyżując ręce na piersi.

Przy okazji... Tak patrząc na to z perspektywy czasu, to ta scenka musiała wyglądać naprawdę komicznie... Mała Perrie, w dużej koszulce i bosych stópkach, z gniazdem na głowie. Daniel, który opierał głowę na ręku, załamując się życiem i ludźmi. No i Noah, w pomiętej, białej koszulce, opierający się o framugę drzwi.

Cyrk na kółkach.

- Przyszedłem cię przeprosić... - zaczął Noah.

Daniel parsknął śmiechem.

- Z całym szacunkiem bracie, ale nie przeprasza się dziewczyn za to, że uprawiało się seks z inną na łóżku tamtej.

To brzmiało trochę bezsensu, ale...

- Otóż to, Daniel ma rację - klasnęłam w dłonie, idealnie maskując swoje obolałe serce.

- Wiem jak to brzmi, dobrze? Żałośnie i banalnie, ale do niczego między nami nie doszło, ani w pokoju, ani na twoim łóżku, Perrie. Owszem, Clarie chciała, ale nie jestem taki. Wiecie przecież, że nie jestem taki...

Oczy Noah biły blaskiem szczerości. Może przesadzałam, albo doszukiwałam się, ale miałam wrażenie, że gdzieś pomiędzy wierszami Noah błaga nas o pomoc i wsparcie.
Już sam fakt, że się tłumaczył, o czymś świadczył.

Pokręciłam głową.

Nie Perrie, bądź twarda.

- Teraz powinnam sypnąć ci takim tekstem, jaki ty kiedyś sprzedałeś mnie, Noah. Że już nie wiem kim jesteś, bo zmieniłeś się dla Clarie.

Mój głos był lodowaty. I nienawidziłam siebie za to, że tak raniłam Noah, bo dosłownie - dobijałam leżącego.

Ale jednak mu się należało. Ot co!.

W następnej chwili chwyciłam swoją kosmetyczkę i ręcznik.

- Daniel, zwrócę ci koszulkę rano, dobrze? Dziękuję ci za wszystko. Wybacz mi, ale chciałabym pójść się już położyć spać.

Chłopak patrzył na mnie oczami zbitego pieska i kiedy go mijałam, pocałował mnie w czoło, jeszcze bardziej mierzwiąc mi włosy, jak to miał w zwyczaju.

Zanim zniknęłam za rogiem, usłyszałam jeszcze ich ostatnie słowa.

- Zjebałem bardzo, prawda? - zapytał Noah swojego brata.

Tak. W cholerę bardzo mocno. Możesz błagać na kolanach o przebaczenie, a i tak go nie dostaniesz. Nie ma mowy.

Dlaczego ja tego wtedy nie powiedziałam na głos?

- No nie da się ukryć... - odpowiedział Daniel. - Ale co ty tutaj jeszcze robisz? Biegnij za nią, idioto...

Może to zabawne, a może nie, ale starszy brat posłuchał się młodszego.

I nie wiem dlaczego wtedy gdzieś się nie ukryłam, ale zanim weszłam do pokoju, poczułam dłoń na swoim nadgarstku.

- Perrie, daj mi wytłumaczyć.. - zaczął Noah, ale nie pozwoliłam mu skończyć.

- Ale tutaj nie ma czego tłumaczyć, nie rozumiesz?

Polecam wszystkim gorąco krzyczenie po cichu, na środku kurortu tak, żeby nikogo nie obudzić. Całkiem fajna zabawa. Szczególnie, kiedy kłócisz się z chłopakiem, do którego coś czujesz, a za drzwiami pokoju, który jest obok, śpi jego dziewczyna.

- Wściekasz się o to, że zobaczyłaś mnie z Clarie, prawda? O to, że macie razem pokój, bo gdybyście nie miały, to nie musiałabyś oglądać ani mnie, ani jej.

Na korytarzu panował półmrok, więc nie miałam dobrego widoku na twarz Noah, ale byłam pewna, że w jego oczach migotał smutek pomieszany ze złością.

- Szczerze? Tak. Tak, dokładnie tak. Nie mam siły znosić waszej dwójki migdalącej się na moich oczach, a nawet lepiej... Na moim łóżku.

Nie wierzyłam w swoją szczerość, ale hej! Przecież Noah podobno jest moim przyjacielem... A z przyjaciółmi rozmawia się szczerze.

- Ja jakoś musiałem znosić ten widok, jak codziennie obejmowałaś się ze Shawnem. Albo wtedy, jak nakryłem cię z Jackiem na imprezie w łóżku.

- Tylko, że między mną a Jackiem do niczego nie doszło. Nigdy między mną a żadnym chłopakiem do niczego nie doszło...

Tylko nie to. Perrie. Nie wypowiadaj następnych słów, które masz na końcu języka.

- Wiesz dlaczego? Bo jestem beznadziejną i nic nie wartą kujonką, która na nic ani na nikogo nie zasługuje. Taka jest prawda.

O nie. Zrobiłaś to. Perrie... Biedna, słodka, mała Perrie... Nie. Nie. Nie.

Uwierzyłaś w słowa Lexie.

Łzy popłynęły po moich policzkach. Coś we mnie pękło i nie mogłam się opanować. To jakby ktoś skruszył w tobie barierę pewności siebie, która już i tak od dawna szwankowała, bo powiedzmy sobie szczerzę... Nigdy w siebie jakoś mocno nie wierzyłam. Nawet nie miałam do tego podstaw.

Naprawdę współczułam Noah, że akurat on musiał mnie wysłuchać... Ale byłam zbyt słaba, żeby to dźwigać sama.

Pomiędzy nami zapanowała cisza, a ja czułam się okropnie.

Owinęłam swoje ciało rękami.  Potrzebowałam samotności, a z drugiej strony czułości... Ale kto chciałby kogoś takiego jak ja?

Nawet moje myśli były żałosne...

- Dlaczego mówisz takie rzeczy, Perrie? - powiedział miękko Noah. - Przecież wiesz, że to nie jest prawda...

- Ludzie wierzą w wypowiedziane słowa, Noah - jęknęłam, pociągając nosem. - Jeśli chcesz uprawiać seks z Clarie, to rób to... Ale nie na moich oczach i nie w moim łóżku, proszę cię.

Miałam zamiar odejść. Odwrócić się na pięcie i zniknąć w pokoju. Przepłakać całą noc.

Ale nie mogłam, ponieważ Noah po raz kolejny chwycił mój nadgarstek i przyciągnął mnie do siebie, zamykając w stalowym uścisku.

To był ten rodzaj przytulenia, kiedy ktoś próbuje poskładać cię w całość, posklejać wszystkie kawałki w jedność. I byłam tak bardzo wdzięczna Noah za ten gest, bo ten chłopak osłaniał swoim ciałem ostatnie iskry mojej wiary w siebie, który tliły się gdzieś w środku mojej duszy.

Noah nic nie mówił, ani ja się nie odzywałam. Łzy spływały mi po policzkach, mocząc koszulkę chłopaka, ale nie przeszkadzało mu to.

- Jesteś piękna, Perrie Flower. I proszę nigdy w to nie wątp. I nie wierz w nic innego.

Popłakałam się jeszcze bardziej. Chciałam wierzyć w jego słowa...

- Nie powinieneś mówić tych słów, Noah... - szepnęłam, myśląc o Clarie.

Noah westchnął głęboko.

- Weź się zamknij, bo psujesz naszą chwilę... -  parsknęłam śmiechem.

Hej, czy to mój stary przyjaciel Noah?

Tak, to on. Wrócił. Jest tutaj.

Ze mną.

Odsunęłam się delikatnie od chłopaka.

- Dziękuję - wyszeptałam, chwytając klamkę.

- Perrie? - zatrzymał mnie jeszcze wpół kroku.

- Tak?

- Nie chodź w takim stroju po kurorcie, bo twoje nogi są zbyt seksowne i jacyś młodzieńcy mogą nie wytrzymać napięcia... Nie, żebym coś o tym wiedział.... Tak tylko mówię.... No, to widzimy się jutro na stoku. Dobranoc, Kwiatku.

I zanim zdążyłam się zarumienić, Noah cmoknął mnie w policzek i zniknął za rogiem.

~~~

no i co teraz?

kocham przerywać w takich momentach... <3

cholera, sama pojechałabym na taką wycieczkę... hihi

no, to ten... zapięłam walizkę (nawet nie wiecie ile się przy tym namęczyłam), wyjeżdżam za 3 godziny, dziękuję za wszystkie miłe słowa misie

kocham was, uważajcie na siebie i nie zapomnijcie o uśmiechu

lots of love ~lexi xoxo

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top