Nocna rozmowa
Dopiero pierwszy dzień za mną, a ja już tęskniłam... Wzięłam telefon, Alec pilnował czy nikt nie idzie. Spojrzałam na datę... Od mojej próby samobójczej minął tydzień... Tyle czasu leżałam w tym szpitalu?
Trudno...
Odblokowałam telefon, dużo wiadomości. Nie chciałam teraz wszystkiego czytać. Zobaczyłam tylko wiadomości od Michael'a... Zobaczyłam jak bardzo go tym zraniłam... Chyba załamał się moim 'odejściem'. Już od dawna mówiłam, że to zrobię... i zrobiłam, niestety nie do końca się udało...Włączyłam internet. Znowu wiadomości. Przeczytałam jedynie wszystko co on napisał . Spojrzałam na jego ikonkę w telefonie, zobaczyłam, że jest dostępny. Nie wiedziałam czy odpisać czy po prostu zostawić ten telefon w spokoju. Jednak zobaczyłam nową wiadomość. Chwilę się wahałam czy pisać. Jednak odpisałam.
M: Rosie? To ty? ... Jestem głupi przecież Cię nie ma... Kim jesteś?
R: Michael to ja, naprawdę. Ja żyje, przeżyłam. Nie mogłam się odzywać przez jakiś czas... Przepraszam za to wszystko...
M: Nie wierzę ci... Jej nie ma... Już nie... Nie rób mi nadziei i powiedz kim jesteś...
Wysłałam mu zdjęcie w mojej sali.
M: Rosie! To naprawdę ty! Co się stało?! Jesteś w szpitalu? Czy to był tylko zjebany żart...
R: Odratowali mnie w szpitalu, jak się obudziłam to powiedziałam za dużo i...
Wysłali mnie na rozmowę do psychologa no... Nie fajnie się skończyło. Przecież nie zrobiłabym tak zjebanego żartu...
M: Gdzie ty jesteś?
R: W zakładzie psychiatrycznym...
R: Halo.
R: Jesteś?
M: Tak...
R: Nie zobaczymy się już chyba... Wiesz o tym?
M: Ja... Ja tak nie chcę...
R: Ja też nie chcę... Ale za wcześnie stąd nie wyjdę, jeśli w ogóle... A nie wiem czy można tu kogoś odwiedzić... Ehhh... Nie sądzę...
M: Ja chcę żebyś wróciła... Żeby było jak wcześniej.
R: Nie będzie tak jak wcześniej. Ja jestem chora rozumiesz? Ja tu już zostanę... I tak nie mam gdzie wrócić...
M: Wrócisz, na pewno. Wyzdrowiejesz. Chcę Cię zobaczyć... Nie mogę już tak.
R: Wytrzymaj wyjdę stąd, dla ciebie, nawet jakbym miała uciec. Ale dokąd pójdę jak wyjdę stąd?
M: Do domu?
R: Oni nie chcą mnie znać...
M: Nie przesadzaj
R: Ja przesadzam? Serio?
S: Przecież to twoi rodzice Rosie.
R: Już nimi nie są, nie chcę ich... To oni to wywołali... Przez nich jestem tutaj a nie z tobą...
M: To będziesz mieszkała ze mną.
R: Tylko... Czy wytrzymałbyś ze mną...
M: Czemu miałbym nie?
R: Nie wiadomo czy przez ten czas tutaj się nie zmienię na gorsze...
M: Nawet jakby to wszystko zniosę.
R: Obiecujesz?
Usłyszałam jak Alec mówi żebym szybko zostawiła telefon. Nawet nie czekałam na jego odpowiedź i włączyłam internet, zablokowałam telefon. Szybko go schowałam na miejsce. Udało mi się. Kiedy do sali weszła Ann ja siedziałam sobie na łóżku i przeglądałam szkicownik.
A: Jeszcze nie śpisz?
R: Nie, ja nawet nie wiem, która jest godzina.
A: Jest już po 22.
R: Dopiero... ughh...
A: Twój doktor przydzielił ci już twoje leki, od jutra musisz je brać.
R: Derek?
A: Tak, mówisz do niego po imieniu?
R: Ta, a coś ci się nie podoba?
A: Trochę grzeczniej, po prostu bierz te leki o wyznaczonej porze.
R: No dobra, ufam Derek'owi.
A: Idź lepiej spać, bo nie wstaniesz rano.
R: To wyjdź stąd.
Wyszła, nie wiedziałam co teraz robić. Chciałam po prostu iść spać, ale nie mogłam.
''Tęsknisz za nim. Widzę to''
R: Tak tęsknie, ale co mogę zrobić, nic nie mogę na to poradzić...''
''Możesz spróbować uciec''
R: Jak niby miałabym to zrobić...
''Ja ci pomogę, ale jeszcze nie teraz. Wyjdziesz z tego miejsca, będziesz znowu wolna''
R: Dzięki, że chcesz mnie pocieszyć, że kiedyś stąd wyjdę. Jakoś nie wierzę...
Nagle zasnęłam, obudziłam się trochę przed śniadaniem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top