coffee | 3



ashton po kilku godzinach pracy w końcu został poinformowany przez swojego szefa, nialla horana, że może iść do domu, więc z wielkim uśmiechem na ustach zarzucił na ramiona czarną bluzę i ze względu na deszcz lejący na zewnątrz zasunął ją pod samą brodę,zarzucając kaptur na włosy.schował telefon do tylnej kieszeni uważając, żeby klucze do jego mieszkania nie wypadły i zadowolony postanowił poczekać na luke'a wewnątrz.właśnie grał w jedną z tych durnych gier, w których przeskakujesz i łapiesz różne rzeczy, kiedy poczuł podmuch wiatru i szarpnięcie drzwi.

-jestem, ashton, możemy już iść?-grzywka hemmingsa była mokra i przez to opadała luźno na jego oczy, ale i tak wyglądał pięknie, co zirytowało ashtona.fuknął cicho, ale po chwili pokiwał głową i naciągnął mocniej kaptur na głowę, obierając kierunek ulubionej kawiarni.

-nie będziemy szli w deszczu,wsiadaj do auta.-luke złapał za dłoń starszego i przewrócił lekko oczami, przez co ash się zarumienił, choć na ogół to mu się nie zdarzało.zajął miejsce w czarnym volksavagenie luke'a i wpatrywał się w szare niebo, zamazane przez krople deszczu na szybie.

-dlaczego jedziesz tak daleko? kawiarnia jest kilka minut stąd – ashton zmarszczył brwi, dopiero po kilku minutach zwracając uwagę na fakt, że zmierzali ku przedmieściom sydney.

hemmings posłał mu uspokajający uśmiech, wyczuwając lekkie zdenerwowanie w głosie starszego i potarł kciukiem jego dłoń, leżącą między nimi na skrzynce.

-jedziemy do mnie, robię najlepszą kawę- oznajmił, jakby to było zupełnie normalne.ashton tylko wzruszył ramionami,wmawiając sobie, że jeśli luke miałby coś kombinować, on dałby radę powalić go na podłogę i uciec.

hemmings wcisnął coś na radiu i po chwili samochód wypełniło ;immortals; fall out boy a ashton nie mógł opanować podekscytowania i spojrzał na luke'a z zachwytem.

-kocham ten zespół, stary – jego oczy wręcz błyszczały a luke ponownie roześmiał się pod nosem, wywracając oczami.był zaskoczony, kiedy jego pasażer zaczął nucić piosenkę, wybijając jej rytm stopą.

-nie mogę się przez ciebie skupić, przestań- fuknął po pewnym czasie, a irwin spojrzał na niego i z nerwowo pokiwał głową, kiedy jego policzki ponownie pokryły się rumieńcem.poczuł się głupio i miał ochotę to wszystko wymazać z pamięci.

luke starał się nie patrzeć na chłopaka tatuażystę, bo miał wyrzuty sumienia widząc go takiego, ale kiedy wysiadali, nie mógł znaleźć innego punktu zaczepienia wzroku niż to jak splata palce i przestępuje z nogi na nogę, cały czas nerwowo zerkając w jego stronę.

wyciągnął klucze z tylnej kieszeni czarnych jeansów i przepuścił go w drzwiach.

kiedy ashton zdejmował buty, schylając się, luke być może (ale tylko może!)rzucił okiem na jego słodki tyłek i uśmiechnął się idiotycznie.co zresztą ponownie speszyło ashtona, bo cała jego pewność siebie wyparowywała przy luke'u, był onieśmielający w swojej perfekcyjności.

-chodźmy do kuchni i nie bądź aż tak zestresowany- hemmings próbował trochę rozluźnić ashtona i dał mu kuksańca w żebra, na co ten roześmiał się i pokiwał głową.

-po prostu czasem jesteś taki tajemniczy i onieśmielający, wydajesz się niebezpieczny, a potem znowu jesteś miły, nie wiem co powinienem o tobie myśleć, luke. - starszy blondyn usiadł na czarnym krześle w kuchni luke'a kiedy ten parzył dwie kawy i rozglądał się po małej przestrzeni.nie była imponująca, wszędzie było pełno pustych butelek lub puszek piw i kilka wypalonych papierosów,stos naczyń stał nietknięty w zlewie, zielone ściany były przybrudzone i okno zasłonięte żółtą roletą nie dawało światła dziennego.właściwie ashton spodziewał się czegoś lepszego bez powodu, włosy luke'a zawsze były niechlujnie uczesane w quiffa,koszulki w jakich chodził wyłącznie czarne i pogniecione i nie wyglądał schludnie, ale jemu się to podobało.był wychowany w perfekcyjnych warunkach i każdy w jego rodzinie wyglądał elegancko, luke był inny.nie był tak szary jak wszyscy, których ashton miał nieprzyjemność poznać.

-wybacz jeśli jestem oschły, to nawyk przez towarzystwo, w którym się obracam.nie polubiłbyś ich, ashton, też ich nie lubię.- hemmings uśmiechnął się kpiąco, podając irwinowi kubek kawy z mlekiem i cukrem, samemu zajmując miejsce naprzeciwko.

obserwował jak jego gość zanurza malinowe usta w napoju, obejmując obiema dłońmi kubek i sącząc powoli napój.

-może i jesteś złym kolesiem, ale twoja kawa jest dobra,więc cię lubię.-ashton uśmiechnął się szczerze i poklepał żartobliwie luke'a po policzku.-oh, koleś, kup golarkę.

luke na początku roześmiał się (ashton pomyślał, że to głos aniołów,lekka chrypka pobrzmiewająca w tym dźwięku sprawiała, że się rozpływał), a potem nachylił lekko i odgarnął kosmyk z twarzy ashtona.

-dobra, ash, na pewno jesteś nudny w porównaniu z moim życiem, ale opowiedz mi osobie, a ja będę udawał, że mnie to obchodzi.-luke zacisnął usta w wąską linię i odchylił się na krześle, na co ashton fuknął głośno i zmarszczył brwi.-przecież żartuję,zrobiłem ci kawę,nie masz prawa być na mnie złym!

irwin był wstanie przysiąc, że jeśli luke jeszcze chociaż kilka razy pośle mu ten uśmiech on utonie w zauroczeniu tym chłopakiem,któremu obiecał.

obiecał, że nie pozwoli odejść światłu zza jego błękitnych tęczówek, i może to był tylko durny tekst na przedłużenie znajomości, ale ashton potraktował to poważnie, bo chciał być tym,w którym te oczy się zakochają.

∆∆∆

∆ najdłuższy rozdział jak na razie ∆

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top