Rozdział 5 Klatka
Nadeszła moja kolej. Bloods'i czekają na mnie przed klatką, do której właśnie zmierzam. W ringu czeka już na mnie mój przeciwnik. Mężczyzna napina swe mięśnie w oczekiwaniu. Śledzi wzrokiem każdy mój ruch czekając cierpliwie. Postawna sylwetka od razu daje do zrozumienia, że nie mamy tutaj do czynienia z pierwszym lepszym amatorem. Prawdopodobnie trafiłam na zawodowca - weterana podziemnego ringu.
Po nie miłym incydencie z organizatorem mogłam się tego spodziewać. Jednakże nic nie powstrzyma mnie od zawalczenia dzisiejszego wieczoru.
Przyjechałam zwyciężyć i zamierzam to zrobić.
Stanęłam naprzeciwko zawodnika. Drzwi klatki zamknęły się za mną. Widownia zaczęła głośno wiwatować oraz podjudzać do szybszego starcia.
Wymieniliśmy krótkie spojrzenia, a następnie na hali rozgrzmiał gong.
Runda pierwsza wystartowała.
Zaatakowałam pierwsza. Zadałam szybki prosty - uniknął. Odwzajemnił się błyskawiczną serią ciosów na mój brzuch oraz twarz. Dość niechętnie muszę przyznać, że z tak doświadczonym przeciwnikiem nigdy nie walczyłam. Jednakże nie oznacza to mojej porażki. Wystarczy być szybszym od tej wielkiej kupy mięcha.
Wymieniamy ciosy, czas upływa. Dostrzegam lekkie zmęczenie mężczyzny. Jestem dużo drobniejsza, a więc naturalnym było, że szybciej dopadnie go zmęczenie. Kropelki potu spływają po jego czole, a ja zadanie kolejne obrażenia, które trafiają prostu nos. Strużka krwi spływa powoli wędruję przez usta na podbródek, aż rozbija się o ziemię.
Łapie mnie za włosy, po czym ciągnie mocno w tył. Odbijam się od siatki i przyjmuję prawy sierpowy, który uszkadza mi łuk brwiowy. Ocieram twarz, atakuję kopnięcie w kolano, które sprowadza przeciwnika do parteru. Następnie łapię go za tył głowy i uderzam nią o swoje kolano. Mężczyznę delikatnie przy mroczył mój cios. Zachwiał się, po czym upadł. Zeszłam również do parteru, aby dopić zawodnika. Przez chwilę myślałam, że udało mi się go znokautować. Jednak kiedy jakimś cudem ocknął się łapiąc mnie po raz kolejny za włosy i unosząc moją głową do góry, by po chwili spotkała się z silnym kopniakiem z jego strony.
Upadam. W oczach mi się kręci. W buzi czuję metaliczny posmak. Wstaję z desek prawie, że na czworaka chwiejąc się na boki. Wypluwam przed siebie szkarłatną ciecz, po czym przedramieniem wycieram usta.
Zdenerwowałam się.
Podbiegam do mężczyzny. Zadaje cios w tył kolana. Klęka przede mną. Sprzedaję mu następnego kopniaka, a kiedy go otumania szybko podbiegam do niego i zakładam mu dźwignię.
Z każdą kolejną sekundą wzmacniam uścisk. Szarpie się. Gardło ściśnięte, niedokrwione. Stara się łapać oddech - na daremno. Jedna próba, druga, aż za trzecią przestaje oddychać. Wtedy uwalniam go, upada bezwładnie na twarz.
Runda dobiega końca. Drzwi klatki ponownie otwierają się. Wygrałam. Opiekunowie ringu podbiegają do nieprzytomnego próbując go cucić. Zaś dumna ja opuszczam to miejsce udając się po swoją kasę do organizatora, któremu mina zrzedła, gdy mnie ujrzał. Odbieram należną m wygraną i zmywam się z tej speluny.
Bloods'i odwieźli mnie na swoją dzielnię, gdzie czekał już Tony. Wsiadłam do czarnego mustanga, który zawiózł nas wprost do naszego małego apartamenciku na Manhattan'ie.
-Jestem wykończona - rozsiadłam się na fotelu pasażera rzucają swoją torbę na podłogę przed siebie oraz przeczesując dłonią włosy.
-Fakt, wyglądasz fatalnie - przejechał dłonią po moim rozciętym łuku brwiowym.
-Ale wygrałam - odsunęłam jego dłoń, po czym z zadziornym uśmiechem puściłam mu oczko.
-Dobrze, kasa się przyda - zatrzymał się pod budynkiem. -Szczególnie teraz - dodał opuszczając pojazd.
-Szczególnie teraz? - powtórzyłam wysiadając.
-Tak jakby - wyprzedził mnie i ruszył przodem.
-Jak to? - nie uzyskałam odpowiedzi. -Nie możesz mi nie odpowiadać?! - starałam się go dogonić. -Słyszysz mnie?! - milczał. Postanowiłam zaprotestować, zatrzymałam się przed wejściem do klatki.
Brunet zauważył moją nieobecność, wrócił się. Popchnął mnie delikatnie na ścianę. Lewą dłoń oparł na wysokości mojej głowy, prawą ujął w dłonie mój podbródek.
-Musisz być taka w gorącej wodzie kąpana? - nachylił się nade mną. -Nie zamierzaniem nic zatajać przed moją szefową - mrugnął. -Prędzej czy później poznasz prawdę - zgromiłam go wzrokiem, po czym odepchnęłam.
Wyprzedziłam Tony'ego.
Przed drzwiami do mieszkania zabiłam go jeszcze profilaktycznie wzrokiem.
Weszliśmy do środka. Zapaliłam światło, a gdy weszła bardziej w głąb pomieszczenia w salonie przy oknie ujrzałam
-W tym przypadku prędzej - szepnął mi na ucho stojąc za moimi plecami.
Przede mną stała trójka przystojnych nieznajomych.
-Kto to? - spojrzałam zmieszana na towarzysza.
-Potrzebujemy ludzi - podszedł do mężczyzn.
Rzeczywiście potrzebujemy, ale tego się nie spodziewałam. Jeszcze przedstawia mnie z obitą mordką w zakrwawionym ubraniu. Fakt, faktem że w przyszłości często będą widzieć swoją szefową w takim stanie, ale jednak pierwsze wrażenie jest najważniejsze.
Oni piękni, schludni, zadbani, aż trudno uwierzyć, że działają w takim fachu, a ja kocmołuch przy nich.
-Zajebiście. Tony uwielbiam Cię. Po prostu kurwa kocham - pomyślałam w duchu.
W obecnej sytuacji pozostaje mi tylko zrobić dobrą minę do złej gry. Mężczyźni skinęli do mnie głową na powitanie, po czym podeszłam do nich bliżej.
-Jak się nazywacie? - spytałam zaintrygowana nowymi postaciami w moim życiu.
-Jestem Carter - odezwał się mężczyzna stojący po środku, a zarazem najstarszy z całej grupy. -Enzo - wskazał wzrokiem na chłopaka po lewej stronie. -A to Jay- spojrzał na zamaskowanego nieznajomego po prawo.
Obeszłam gości dookoła uważnie lustrując ich wzrokiem od góry do dołu. Muszę przyznać, że z ciekawymi osobistościami mam do czynienia. Jednakże nie wiem, czy Tony słusznie postąpił przyprowadzając ich tutaj, ale jeśli taką podjął decyzję zapewne im ufa. W takim razie nie zaszkodzi dać szansę oraz przyjąć mężczyznę na próbną współpracę. Jeśli mnie nie zawiodą i sprawią, że im zaufam, pozostaną u mego boku na bardzo długo. W zamian zapewnię im wikt i opierunek. Dam schronienie nad głową. Skromne, bo skromne, lecz z czasem urosnę w siłę. Na brak pieniędzy również nie będą narzekać. Skoro mają zarabiać na mnie to wpierw muszę zadbać o nich.
-Wybaczcie mój strój, ale nie zostałam uprzedzona o naszym spotkaniu - spojrzałam na Tony'go.
-Rozumiemy, że jest pani dość zajęta. Proszę się nie przejmować - odpowiedział Carter.
-Dlaczego zgodziliście się tutaj przyjść? Przecież nie wiecie do kogo dołączacie - rozsiadłam się na kanapie nie spuszczając, ani na minutę nieznajomych z oczu.
-Spłacam dług - odrzekł obojętnym głosem szatyn stojący z lewej.
-Długo siedzę w tym interesie i znam Tony'go do czasów małolata. Przyszedł prosić o pomoc, nie odmówiłem - przemówił brunet.
-Ja byłem przeciwny temu pomysłowi, ale gdzie staruszek tam ja - wzruszył ramionami zamaskowany mężczyzna.
-Już go lubię - uśmiechnęłam się zadziornie do Jay'a. -Jeśli nie macie życzenia nie musicie się do mnie przyłączać ze względu na Tony'ego. Nie zamierzam nikogo zmuszać do pracy dla mnie - wstałam z kanapy.
-Gdy Tony zjawił się u nas i przedstawił nam twoją sytuację spodziewaliśmy się kogoś innego - spojrzałam zaciekawiona na mężczyzn. -Nie wspomniał nic o kobiecie. Praca dla kolejnego nadętego bufona, który nie szanuje swoich pracowników, bo przecież jemu się należy nie napawała nas optymizmem - głos zabrał Enzo. -Frajer, który tylko wydaje rozkazy, ma ludzi traktuje jak śmieci. Hatfu na takiego - wtrącił swoją uwagę chłopak po prawej. -Jednakże podoba nam się wizja stworzenia czegoś nowego zupełnie od zera pod rządami rozsądnej osoby, a na taką się wydajesz - dokończył wypowiedź Carter.
-Na pewno nie dam wam odczuć dyskryminacji z mojej strony - uśmiechnęłam się. -W takim razie nie pozostaje mi nic innego jak was przywitać w moich skromnych progach - podeszłam bliżej.
-Jestem Naya - wasza nowa szefowa i witam w rodzinie - rozłożyłam ręce uśmiechając się przy tym życzliwie w kierunku moich nowych przyjaciół.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top