Rozdział 40 Niespodziewane spotkanie

W czasie, gdy Kian pojechał z pozostałymi załatwić nowe lokum dla swojej rodziny. Zabrałam ze sobą Logan'a, Shane'a oraz Jay'a i postanowiłam pokazać im trochę mojego ,,innego" świata. Dzisiejszego wieczoru podziemny krąg organizuje walki, w których zamierzam zawalczyć. 
Zaparkowaliśmy furę na podziemnym parkingu z dala od pozostałych. Zanim skierowaliśmy się do wielkich, metalowych żółtych drzwi, wrzuciłam do bagaja swoje zabaweczki. Ściślej mówiąc, rozebrałam się z wszelkich kamizelek, kabur i ciuchów bojowych, które mogłyby wzbudzać podejrzenia. 
Krótki top, czarne bojówki, hebanowe workery, związane w niski kucyk włosy, czapka z daszkiem na głowie, łapy obwiązane krwistymi bandażami, a twarz częściowo skryta pod taktyczną półmaską rozpalającą się czerwonym kolorem za każdym razem, gdy zaczynałam z kimś dialog - dziś zawalczę w takim stroju.
W eskorcie swoich współpracowników dotarłam pod ring. Natomiast tam zastała mnie miła niespodzianka. 
Z parkietu schodził właśnie lekko poobijany brunet. Mężczyzna przystanął  na chwilę przy mnie, lustrując wzrokiem od stóp do głów. Po kilku minutach odszedł bez słowa, odwracając się jeszcze i posyłając mi zadziorny uśmieszek.

Podczas walki często spoglądałam w kierunku nieznajomego. Zaintrygował mnie swą postawą.
Początkowo nie rozpoznałam mężczyzny, ale kiedy poprosił mnie o krótką rozmowę na osobności, kiedy schodziłam z ringu, a za sekundę nazwał  mnie szefową, od razu go rozpoznałam. Przede mną stał nie kto inny, jak Cole -kiedyś się spotykaliśmy, ale krótko, ponieważ na początku drugiej klasy przerwał swoją naukę, wyjechał z rodzicami do Europy, gdzie dokończył szkołę, a następnie z wyróżnieniem ukończył studia oraz szkołę policyjną.  Zawsze marzył o wstąpieniu do służb mundurowych. Często na przerwach śmieliśmy się, że może kiedyś dane będzie mu mnie zgarnąć za ten ,,mój handel" narkotykami, od którego przynajmniej z dziesięć razy dziennie próbował mnie odciągnąć.
Charakterami różniliśmy się diametralnie.
On - dobry, czysty, niewinny i sprawiedliwy.
Ja - zła, szemrana, winna i bezlitosna.
Dwa inne światy, a mimo wszystko nierozłączni.
Kto wie, czy jeśli tamtego dnia, by nie zniknął, zostawiając mnie samą w tym paskudnym świecie, dziś nie siedziałabym grzecznie za biurkiem w jakimś corpo?
Jednakże na szczęście ten nudny los mnie ominął. Nie narzekam na swój aktualny sposób życia. Podoba mi się. Posmakowałam zakazanego i udałam mu całe swe serce, zakochując się w nim na zabój.
Ty nazwiesz to życiem na krawędzi. Ja odpowiem, że to mój idealny świat. Spytasz mnie, czy oszalałam? Ja  z uśmiechem na twarzy rzeknę: Tak, na to wygląda. Odbiło mi, zbzikowałam. Moje słowa wprowadzą Cię w zakłopotanie, a wiesz, jak to się skończy? Spojrzysz na mnie podejrzliwie, by za chwilę powiedzieć mi: Ale powiem Ci coś w sekrecie. Tylko wariaci są coś warci. Twój grymas niezadowolenia na twarzy zaraz zniknie. Kąciki Twoich ust lekko uniosą się ku górze, a Ty koniec końców i tak przyznałeś mi rację.  Jak się z tym czujesz? :)

-Kariera się nie udała? - zapytałam zainteresowana jego obecnym miejscem pobytu.

-Udała - odrzekł z dumą.w głosie oraz szerokim uśmiechem na twarzy -Jeszcze jak się udała - machnął radośnie ręką.

-Więc co tutaj robisz? - spytałam lekko zbita z tropu.

-Przyjęli mnie nawet do wydziału antynarkotykowego - kontynuował swoją wypowiedź. -Zawsze chciałem zwalczać takie działania - mina mu zrzedła.

-Pamiętam, jak mnie ganiałeś - zażartowałam dla rozluźnienia atmosfery. Zadziałało, mężczyzna zaśmiał się pod nosem cichutko.

-Zatem? - dopytywałam.

-Znudziłem się - ciężko westchnął.

-Naprawdę?! -pacnęłam się dłonią w czoło. -Tyle ciężkiej pracy, by za chwilę się znudzić? - otworzyłam szeroko usta, a także oczy ze zdumienia.

-Tak wyszło - wzruszył ramionami.

-Jesteś niesamowity - pokręciłam głową z niedowierzaniem, a co mój dawny przyjaciel zareagował tylko ponownym śmiechem. Ręce mi opadły, z bezsilności dołączyłam do niego.
-A tak swoją drogą miło cię znowu zobaczyć - spojrzałam na niego.

-Tęskniłaś? - puścił mi oczko.

-Nic bardziej mylnego - odwróciłam się plecami. -Szybko o tobie zapomniałam - chłopak wymamrotał coś pod nosem, niestety wypowiedział to zbyt cicho, abym mogła usłyszeć. -Swoją drogą, jeśli wciąż się nudzisz mam dla ciebie zajęcie - wskazałam głową na trójkę panów stojących w oddali. -Tylko nie wspominaj przy nich, że byłeś w psiarskich, a przynajmniej na razie. Taka moja mała rada - ruszyłam przed siebie w kierunku moich towarzyszy. Kątem oka zerknęłam do tyłu za Cole'm. Po paru chwilach niepewności i namysłu postanowił jednak podążyć za mną.

Wraz w dawnym znajomym podeszliśmy do trójki mężczyzn, którzy już wcześniej zerkali na nas nieprzychylnym wzrokiem.

-Co to za piękniś? - odezwał się lekceważąco Jay, mierząc chłopaka wzrokiem.

Cole przyłożył prawą pięść do wewnętrznej strony lewej dłoni, po czym ją zacisnął.

-Piękniś zaraz może skręcić ci kark, jeśli chcesz? - zrobił krok w przód.

Panowie ze zdziwienia otworzyli szeroko oczy.

-Cudny jest, prawda? - zaśmiałam się, obejmując dawnego przyjaciela ramieniem.

-Taa - westchnął komandos. -Wprost uroczy. Raczej się nie dogadamy - zrobił krok w stronę byłego policjanta.

-Jeszcze byś się zdziwił - puściłam oczko do zamaskowanego, zadziornie się przy tym uśmiechając.

Jay oraz pozostali panowie nie znają historii Cole'a i zapewne nigdy nie poznają, lecz jedno jest pewne - mają ze sobą dużo wspólnego. Szczególnie ta dwójka. Były komandos oraz były funkcjonariusz, czyż to nie było by interesujące spotkanie, gdyby nie te wszystkie tajemnice i sekrety?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top