Rozdział 29 Milczenie złotem - Mowa srebrem
KILKA DNI PÓŹNIEJ
-Chto ty mne gadasz? Razbit was?! - Rosjanin nerwowo wstał od stołu, uderzając wcześniej pięścią w mahoniowy blat.
-Umowa jest prosta. Czego nie rozumiesz? - dumnie się wyprostowałam, po czym zrobiłam w przód.
-Biznes zgoda - przytaknął. -Sojusz ni chuja - kategorycznie zaprzeczył, machając ręką.
-Mamy twoją leśną zgubę - rzekłam ze spokojem w głosie oraz odwracając się, wskazując wzrokiem na młodego.
Zamyślił się na chwilę.
-Sojuszniczko - wypowiedział z akcentem odwracając się w moją stronę oraz podając mi dłoń do uściśnięcia.
Pakt zawarty.
Zacznijmy od początku, gdyż sprawy ciutkę się pokomplikowały. Osobiście sama nie spodziewałam się tak szybkiego obrotu spraw.
O.G. wywiązał się z umowy perfekcyjnie. Zorganizował spotkanie, na które wybrałam się z całą swoją ekipą, a Sophie, choć to odrobinę niebezpieczne pozostawiłam pod opieką Drake'a, który sam zresztą to zaproponował. W swoim gangu mają 15-latka oraz 16-latkę, a ściślej mówiąc jest to rodzeństwo jednego członka z , Bloodsów. Zatem skoro są rodzeństwem, młodzi również muszą przynależeć do czerwonych. Sophie także nie należy do zwyczajnej rodziny. Otacza się ludźmi z półświatka. Mafią, która z dnia na dzień stała się jej rodziną. Dlatego nikt nie może mi zarzucać i dziwić się złej opieki nad nastolatką. Logiczne jest, że nie możemy niańczyć jej 24 na dobę, a przez jej ostatnie popisy nie może przebywać sama. Może jeśli spędzi trochę czasu z rówieśnikami bardziej, otworzy się na świat. Drake opowiadał mi, że kiedyś miał do czynienia z podobną sytuacją, stąd ten pomysł. Obiecał też, że w tym czasie osobiście będzie pilnował dzieciaków, a jego ludzie nie będą się kręcić w pobliżu, by nie wystraszyć 14-latki.
Zgodziłam się. Gdy załatwię do końca sprawę ruskich, pojadę ją odebrać od czerwonych.
-Khochesh rozmawiać? Udowodnij. -Wystaw tvoy szaleńca - wskazał na Jay.
-Hm...- złapałam się podbródek, spoglądając na komandosa. -Masz ochotę? - przytaknął, po czym wyszedł na środek sali.
Zamaskowanemu mężczyźnie naprzeciw wyszło 6 chłopa, z czego dwóch uzbrojonych w broń białą. Nie mogłam pozwolić na takie narażanie mojego człowieka, zatem zdjęłam kabury z ramion, które wręczyłam Tony'emu, a następnie dołączyłam do Jay'a. Spojrzeliśmy na siebie porozumiewawczo, po czym zaczęła się zabawa.
Na zmianę zadawaliśmy ciosy, unikając sprawnie naszych przeciwników oraz broniąc wzajemnie siebie, wszystko działo się bardzo szybko. Dzięki niesamowitym umiejętnością walki Jay'a nasza potyczka się w mgnieniu oka, a przede wszystkim dała przepustkę do szefa. Wykazaliśmy się determinacją, okazując wzajemny szacunek plus chęć działania, która napędzała do walki o swoje. Ścisłej mówiąc o możliwości rozmowy z Rosjaninem, któremu imponują takie zabiegi. Wyzwania swych rozmówców do walki pozwala mu sprawdzić, kto jest godny uwagi.
Nie każdemu udaje się zainteresować szefa swoją osoby. Tylko najmocniejsze charaktery mają szansę. Naszą pozycję w rozmowach umocnił jeszcze fakt, że nie porzuciłam swojego człowieka na pastwę losu. Jay bez problemu poradziłby sobie w pojedynkę. Nie zapomnijmy, że kiedyś służył w wojsku. Jednakże szefowa, której nieobojętny jest żywot swoich współpracowników, zyskuje w oczach.
Co za tym idzie? A to, że jest warta uwagi i ma sporo do zaoferowania.
Natomiast, jeśli chodzi o interesy to mam mały haczyk w rękawie, którego tak łatwo nie zignoruje.
-Davay pogovorim - machnął ręką w moim kierunku.
Popatrzyłam na swoich ludzi i kazałam podążać za nami. Jednakże ostatecznie zatrzymali się kilka metrów od nas w towarzystwie Rosjan.
Kiedy mężczyźni bacznie obserwowali nas z daleka, ja przedstawiałam ofertę nie do odrzucenia.
-Pamiętasz młokosa porzuconego w lesie? - zapytałam, unosząc jedną brew do góry.
Mężczyzna bez słowa przytaknął, zaś ja zawołałam do siebie zamaskowanego chłopaka.
-Senri? - spytał zaskoczony, gdy chłopak stanął za moimi plecami.
-Witaj ponownie wuju - odrzekł z wyższością w głosie.
-Nie ładnie porzucać swych bliskich? - skrzyżowałam ręce na piersiach.
-Kto zdradził ten nie zasługuje na dalszy żywot - odezwał się ozięble, prostując przy tym dumnie.
-On może stać się twoim gwoździem do trumny - w moim głosie można było wyczuć nutkę drwiny.
-Ty mne grozisz? - zdenerwował się.
-Ależ skąd? To tylko spostrzeżenie, w jak zdradliwym świecie żyjemy - rozłożyłam ręce na znak bezradności.
-Myślicie, że w ten sposób wyciągnięcie ode mnie jakąkolwiek kasę - głos mężczyzny stał się donośniejszy.
-Raczej myślę, że posłusznie wycofacie się z terenów, gdzie sprzedajemy broń. Nikt nie lubi konfliktu interesów - szef mafii otworzył usta, aby coś powiedzieć, lecz go uprzedziłam. -Utrata najbliższych i brak możliwości pomszczenia ich to najsilniejsze paliwo, które napędza nas do działania, pamiętaj o tym przy następnych próbach sprzedaży broni. - odwróciłam się. -Panowie zbieramy się - ruszyłam w kierunki mężczyzn, którzy podążyli za mną do samochodów.
Po drodze rozdzieliśmy się, ustaliliśmy, że odbiorę Sophie od Bloodsów. Jeśli ich szef ufa mojej osobie, to nie warto wystawiać na próbę przekonanie czerwonego. Im mniej świadków i przypadkowych spotkań, tym lepiej dla nas wszystkich. Ostrożności nigdy nie za wiele, jak to powiadają, a jeden zły ruch potrafi w przeciągu niecałej sekundy obrócić w piach wszystko, na czym tak bardzo nam zależy.
Godzinę później
Panowie powrócili bezpiecznie do bazy, natomiast ja zajechałam na dzielnicę gangu, pod jednorodzinny, piętrowy domek z niedużym ogrodem na tyłach. Mercedesa, jak zwykle ukryłam w garażu szefa, który został już wcześniej przygotowany i opustoszały.
Po cichutku zakradłam się na tyły budynku. Byłam ciekawa, jak radzi sobie Sophie, a nie chciałam spłoszyć jej moją obecnością. W ogródku zastałam Drake'a siedzącego na gangu przy butelce piwa oraz papierosem w dłoni. Zaś kilka metrów dalej pod drzewem koło płotu siedziały nastolatki ochoczo pochłonięte rozmową. Nie zauważyły, nawet kiedy się pojawiłam. Przyznam, zaskoczył mnie ten widok, ale przyjemnie. Czyżby szefuńcio czerwonych miał rację, że tylko nastolatka z trudną przeszłością dogada się z drugą nastolatką o podobnych przejściach.
-Dogadują się, niewiarygodne - rzekłam półszeptem, stając koło mężczyzny.
-Brooklyn również wygląda na zadowoloną - skinieniem głowy zachęcił mnie, abym się przysiadła, po czym wyciągnął w moją stronę rękę z paczką papierosów.
Usiadłam na krześle obok O.G. i wciąż z lekkim szoku popalałam fajeczkę, bacznie obserwując poczynania dziewcząt. Czternastolatka przez cały czas pobytu w naszej willi była zamknięta w sobie. Stroniła od towarzystwa, głównie mężczyzn. Od czasu do czasu zamieniła ze mną kilka słów. Z bratem rzadko rozmawiałam, zazwyczaj zwracała się do niego o pomoc w ostateczności, jednakże nawet to długo nie trwało. Dlatego tak bardzo widok uśmiechniętej, roześmianej dziewczynki był dla mnie czymś niezrozumiałym. Zastanawia mnie, czy po powrocie do domu wciąż będzie uradowana, a może ponownie zacznie stronić od towarzystwa. Prawdę mówiąc, nie wiem, lecz obawiam się, że druga opcja jest bardziej realna. Najwidoczniej nie jesteśmy w stanie jej odpowiednio pomóc. I niby choć każdy z nas ma ciężką przeszłość, to najwidoczniej wciąż nie tak złą, jeśli nie jesteśmy wystarczająco odpowiedni dla Sophie.
Pamiętam swoje słowa, kiedy pierwszy raz się do nas wprowadziła: ,,Nie może tutaj zostać na stałe". Teraz zastanawiam się, czy na pewno mogę jej pozwolić odejść?
Wiedza, którą posiadła z nieznanego źródła i podzieliła się nią z nami, jest bezpieczna. Wpadając w niepowołane dłonie, będzie mogła przysporzyć nie lada problemów. W dodatku obawiam się, że prawdopodobnie małolata nie poradzi sobie sama. A przede wszystkim nikt nie będzie się z nią pieścił tak jak my. Nie jesteśmy dobrym towarzystwem dla niej, ale mimo wszystko staram się najmocniej, jak potrafimy, by znów prawidłowo funkcjonowała w świecie. Zresztą, gdyby kiedyś jakimś cudem wyszło na jaw, kim jest jej brat, mogłaby niepotrzebnie ucierpieć.
Chcąc, czy nie chcą w dniu przekroczenia progu domu, stała się jedną z nas, a o swoich trzeba dbać.
-Sophie może zostać na noc? - podbiegła do nas ciemnoskóra dziewczyna.
-Nie mogę zostawić jej tu samej - pokręciłam głową.
-Zostań z nią - zaproponował Drake.
-To chyba nie jest najlepszy pomysł - skrzywiłam się.
-Proszę! - wyszczerzyła się, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów. Spojrzałam na mężczyznę, a ten rozbawiony sytuacją rozłożył jedynie ręce na znak mojej bezradności w obecnej chwili.
-Zgoda - ciężko westchnęłam, spuszczając głowę i nią kiwając. Znajomemu pokazałam wskazujący palec, dając mu do zrozumienia, by lepiej już nie próbował tego komentować.
Takim o to prosty i szybkim sposobem dałam się wmanewrować do spędzenia nocy w domu przywódcy Bloodsów.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top