Rozdział 2 Kolekcjonowanie rodziny


Kilka godzin później w moim skromnym mieszkanku gościłam Tony'ego.
Tak jak podejrzewałam, nic się nie zmienił. Wciąż skórzana kurtka, czarny postawiony na żelowany irokez, tatuaż róży na lewej dłoni oraz malutki symbol po prawym okiem. W nosie kolczyk w kształcie złotego kółeczka oraz diamentowy kolczyk w prawym uchu. Na twarzy świeże ślady bójki. Przejechał do mnie starym, klasycznym mustangiem, który od czasu do czasu robił za dom na kółkach oraz z nie za dużym plecakiem z ubraniami. 

Rozsiedliśmy się na kanapie w salonie ze szklaneczką whisky w dłoni oraz papieroskiem w drugiej, którego popiół strzepywaliśmy do prowizorycznej popielniczki zrobionej z korka po naszym jakże szlachetnym, bursztynowym trunku. 

-Jaki plan? Bo zakładam, że nie kazałaś mi przyjeżdżać, bo się stęskniłaś? - zaciągnął się dymem.

Parsknęłam śmiechem, po czym wzięłam jeden, duży łyk opróżniając tym sposobem swoją szklankę do dna, a następnie z lekkim hukiem odstawiłam ją.

-Trzeba zarobić - złapałam za butelkę, aby polać następną kolejkę.

-Dragi? - zaprzeczyłam.

-Przereklamowane - westchnęłam głośno. -Zresztą po ostatnim incydencie jak musiałam spacyfikować ,,niby szefuńcia" nie chcę mi się użerać z kolejnym półgłówkiem uważającym się za wielkiego bossa - zaciągnęłam się papierosem.

-Wyścigi? - uważnie się przyglądał mojej osobie.

-Na czym? Na deskorolce? - zaśmiałam się.

Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy, sącząc powolutku whisky, delektując się fajeczką oraz rozmyślając nad dalszym planem działania.

-Wiem! - krzyknął Tony, wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam złowrogo na mężczyznę. -Myślę, że moje znajomości pozwolą mi jeszcze na wkręcenie naszej dwójki do podziemnego kręgu - przechyliłam delikatnie głowę na prawą stronę.

-Twoje znajomości? - wybuchnęłam głośnym śmiechem. -Handlarz ma znajomości? - drwiłam. -A to dobre - rozbawiona klepnęłam się dłonią w udo. 

Śmiertelnie poważny znajomy ze złością zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.

-Dobra, dobra - machnęłam dłonią. -Niech będzie, spróbuj nas wkręcić. Powiedzmy, że ci zaufam - na mojej twarzy pojawił się grymas zwątpienia. -W sumie jeśli to wypali, można dobrą kasę zgarnąć za wystawienie cię w ringu - zaczęłam kalkulować liczby w głowie.

-Mnie?! - zawołał zaskoczony. -Ciebie! - sprostował po chwili. -Wystawienie ciebie wiążę się z lepszym show, ogromną widownią, wysokimi zakładami, a tym samym większą ilością gotówki trafiającą do naszych kieszeni - uniósł brwi.

Początkowo pomysł Tony'ego wydawał mi się niedorzeczny i nierealny do wykonania, ale po dłuższych namysłach zaczęłam się nad tym poważnie zastanawiać. Jeśli dobrze to wykombinować może się udać. Wtedy zgarnęlibyśmy dużo więcej kasy, niż na oklepanych, przeciętnych już walkach niby ,,gladiatorów". 

Pośrodku ringu z wyczekiwaniem na swoją ofiarę stoi tępy mięśniak przekonany o swoim dominium, liczący na łatwą wygraną. Wtedy na parkiet wkracza nieustraszona babeczka. Klatka zamyka się. Pojedynek rozpoczęty. Zero ochraniaczy, rękawic. Walka na gołe pięści.
Oktagon zweryfikuje jak to powiadają :D

-To się może udać - dodałam po namyśle. 

-Nie wyszłaś z wprawy? - zadał mi podchwytliwe pytanie.

-Sprawdźmy! - zawołam ze śmiechem, podnosząc się nagle ze stołka i zgarniając po drodze swoją skórzaną kurtkę, którą natychmiast zarzuciłam na  ramiona.

Opuściliśmy przytulne mieszkanko i wybraliśmy się na łowy. Na Manhattanie ciężko o rozróbę z tego względu wsiedliśmy w mustanga Tony'ego, po czym wybraliśmy się na Brooklyn. W najbiedniejszych dzielnica najprościej o kłopoty, a przecież o to nam chodzi. 

-Nie wyszłam - puściłam Tony'emu oczko ocierając przy okazji dłonią krew sączącą się z rozciętej dolnej wargi.

Dotarliśmy na dzielnicę leżącą w cieniu Nowego Yorku, gdzie prawdziwych wrażeń szuka się właśnie tam. Zdradzić Wam sekret dzielnicy, której nocą się nie odwiedza? Tylko szaleńcy nie boją się przechadzać ciemnymi uliczkami w mroku Brooklynu. Na tym rejonie pomieszkuje  znaczna ilość Latynosów oraz Afroamerykanin. I nie ukrywajmy, ale jest to idealne miejsce dla rozwijających się tutaj gangsterskich grup, które zawsze toczą ze sobą odwieczne walki. Nie mówiąc już ich ulubionych nocnych zabawach, jakimi są liczne, napaście na ludzi, czy też napady na sklepy w celu zarobkowych. Uważają, że takimi sposobami zarobią na lepsze życie. Na wyrwanie się z tak zwanych slamsów, ale w rzeczywistości to zwyczajna wymówka od złych czynów. Podoba im się zgrywanie panów i pilnowanie swoich ,,niby" rejonów. Natomiast pieniądze potrzebne wyłącznie, aby zaopatrzyć się w lepsze sprzęty typu: klamki, kastety, bądź ukochane noże, którymi uwielbiają straszyć swoje ofiary. Zwyczajny człowiek nie chciałby znaleźć się w pobliżu nich, lecz ja jestem specyficzna i wręcz liczę, że wpadnę na tych złoczyńców.

Nie trzeba było długo się przechadzać ponurymi ulicami Brooklynu, aby zostać zaczepionym przez grupkę ciemnoskórych mężczyzn.
W ciemnej uliczce na tyłach okolicznego baru, do którego rozsądny mieszkaniec nie zapuszcza się z wiadomych celów stali oni - Ubrani na sportowo z czerwonymi akcentami, a przede wszystkim czerwonymi bandanami przewiązanymi przez twarz lub zwyczajnie przewieszonymi przez ramię, zawiniętymi na nadgarstkach, wystającymi z kieszeni spodni. 
Okazało się, że czystym przypadkiem trafiliśmy na Bloods. Uliczny gang powstały w Los Angeles, którego działalność rozwinęła się na wszystkie stany USA. Specjalizują się głównie w rozbojach, napadach z nożami, czy handlu narkotykami. Odznaczają się wyjątkową brutalnością. Kiedyś testowali swoich nowych członków poprzez ataki na niewinnych obywateli, które na celu miały okaleczenie ich twarzy nożami, bądź brzytwami. 
Bloods są również odwiecznymi rywalami Cripsów.

Na nasz widok niektórzy członkowie gangu wyjęli swoje noże z kieszeni, powoli kierując się w naszą stronę.

-Zaczynamy zabawę - rozbawiona szepnęłam do Tony'ego.

Wyszliśmy im na przeciw, spotykając się w połowie drogi.

-Zabłądziliście? - z tłumu wyłonił się mężczyzna z bandaną na twarzy, tatuażami oraz nożem w dłoni, którym rzecz jasna musiał machnąć przed moimi oczami na znak swojej wyższości.
Korciło mnie niezmiernie, aby wyjąć mój nóż, który zresztą jest dużą większy od jego i udowodnij, że w taką zabawkę uzbroić może się każdy, ale darowałam już sobie.

-Nie, dlaczego? - wzruszyłam ramionami.

-Nie macie pojęcia białe ścierwy z kim macie do czynienia, prawda? - mężczyzna podszedł do mnie na tyle blisko, że byłam zmuszona do zrobienia kroku w tył.

-Białe ścierwo? Bardzo kreatywne, widać, że komuś uciekły lata edukacji - parsknęłam śmiechem. -Doucz się trochę czarnuchu - dodałam po chwili z pogardą, po splunęłam przed siebie.

-Wyszczekaną masz tę sukę - zwrócił się do Tony'ego przykładając  przy tym ostrze do mojego podbródka. - Ciekawe czy tak samo, by szczekała, jakbyśmy się nią zajęli - złapał mnie za kark, po czym przyłożył swoje czoło do mojego, krzyżując przy tym nasze spojrzenia.

-Możemy sprawdzić - odrzekłam z podejrzliwym uśmieszkiem na twarzy oraz pogardą w głosie. Przywódca gangu zainteresowany moją wypowiedzią zwolnił swój uścisk i nareszcie mogłam się wyprostować. -Jeśli mnie pokonasz, pójdę z wami, jednak gdy przegrasz, oddasz mi swoją bandanę na znak twojej porażki, którą nie omieszkam się chwalić, a ty już nigdy ponownie jej nie ubierzesz - dodałam ze śmiechem.

Pozbawienie Bloods'a jego bandany, która dla nich jest świętością, gdyż to ich znak rozpoznawalny będzie najlepszą z nagród. Ponieważ w ten łatwy sposób osłabię go oraz ośmieszę przed pozostałymi. Już zawsze będą wiedzieć, że ich wódź nie jest godny, a przede wszystkim nie ma prawa nazywać się pełnoprawnym Bloods'em bez swej chusty.

-Przygotuj się już na zostanie naszą osobistą zabaweczką - zaśmiał się.

-Nie mogę się doczekać - odrzekłam pewna siebie z szerokim uśmiechem.

Zdjęłam skórzaną kurtkę, którą wręczyłam na przetrzymanie Tony'emu podobnie jak mój nóż. Następnie za pomocą gumki recepturki z mojego nadgarstka na szybko związałam w niski, niedbały kucyk moje kruczoczarne włosy. 
Mężczyzna natomiast oddał swoim koleżką narzędzie, którym chwilę temu mi groził. Uznał, że zdoła mnie pokonać bez zbędnych zabawek oraz chce być honorowy względem mnie. Gdyż ja złożyłam swoją broń. Zresztą twierdzi też, że pokonanie laski to bułka z masłem, a na co dzień zmaga się z prawdziwymi przeciwnikami, a nie panienkami, które uroiły sobie coś w główce, chcąc być nagle ważne. 
Według niego kobieta nie nadaje się do interesów. Powinna trzymać się jak najdalej od takich rzeczy, bo najzwyczajniej w świecie jest za głupia. Ale czego spodziewać się po tumanie, którego wychowała ulica, ponieważ nie skończył nawet podstawówki. Jak widać, trzeba sobie jakoś podnieść swoją wygórowaną dumę, a raczej brak. Zatem niech sobie dalej chłopaczek ubliża. 
Przynajmniej dzięki niemu wiem, że nie nadawałabym się do ulicznego gangu. Nie mogłabym dowodzić takimi zwierzakami, a jeśli dowodziłby ktoś mną, to jestem święcie przekonana, że większość czasu przesiedziałabym w zamknięciu z dala od spraw grupy, gdyż jestem za tępa do interesów. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top