Rozdział 68 Sojusz zerwany?

Większość czasu podróży spędziliśmy w ciszy. Nikt nie wiedział, jak zachować się w obecnej sytuacji. Wszystkie wydarzenia, do których doszło w Wenezueli, powinny zostać zapomniane. Szczególnie ostatnie. 
Po powrocie do rezydencji Jay zaniósł mnie do łóżka, po czym wyszedł bez słowa. Czyli jednak mnie znienawidził. Przykro, ale rozumiem, że nie chce mieć już ze mną nic wspólnego. W sumie też bym nie chciała mieć ze sobą nic wspólnego.
Czuję się źle. Nie podoba mi się, że wszyscy się nade mną litują. Ciało zemną nie współpracuje. Boli, jak dotykam, boli, jak się ruszam, bolą nawet myśli. Pójście do toalety wiąże się dla mnie z wyprawą życia. Nigdy nie myślałam, że tak prosta czynność, może stać się tak ekstremalną. O kąpielach nie wspomnę, szczególnie gdy się rozbieram i widzę posiniaczone, pokaleczone z bliznami ciało. 
Z trudem wstałam z łóżka, a raczej wyczołgałam się z niego. Powędrowałam do łazienki. Przemyłam twarz zimną wodą i zapomniałam się, spojrzałam w lustro. 

-Dziwka - wykrzyczałam szeptem, zbijając gołą pięścią lustro, które rozsypało się po całej podłodze.

Usiadłam w kącie na ziemi i zaczęłam cicho szlochać. Jaka ze mnie szefowa, jeśli użalam się nad sobą? Do łazienki wbiegł zatroskany Jay, który przechodząc obok pokoju, usłyszał podejrzane odgłosy. Dlaczego zawsze pojawia się w najmniej korzystnych momentach i widzi rzeczy, których nie powinien. Niesamowite jest jego wyczucie czasu.

-Co się stało? - kucnął przede mną w bezpiecznej odległości. -Czemu wstałaś? Miałaś odpoczywać - pokręcił głową z westchnieniem.

-Nie mogę ciągle leżeć - spojrzałam na niego, ocierając policzki rękawami bluzki z łez.

-Boisz się być sama? - niechętnie, ledwie zauważalnie skinęłam głową. -Mogę cię dotknąć? - przytaknęłam. Kiedy komandos wziął mnie na ręce, wzdrygnęłam się lekko.

Mężczyzna przeniósł mnie do swojego pokoju, po czym położył w swoim łóżku. Po drodze na korytarzu wpadliśmy na Carter'a, który jedynie uśmiechnął się delikatnie do nieco oziębłego Jay'a i powędrował dalej.

-Porozmawiamy? - spytał, otulając mnie kołdrą. -Szczerze - dodał po chwili, siadając na fotelu naprzeciwko.

Milczałam, błądząc wzrokiem po pomieszczeniu.

-Czemu mam wrażenie, że boisz się odezwać do mnie słowem? - westchnął, ściągając maskę.

-Nie brzydzisz się mnie, że przyniosłeś tutaj? - widziałam lekkie zdenerwowanie z jego oczach. Wstał, po czym kucnął przy łóżku. 

-Masz na myśli, kiedy bez słowa wyszedłem? - nieśmiało przytaknęłam. -Pojechałem zajebać ścierwa, które odważyły ruszyć się moją malutką - tyknął mnie palcem w nos, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. -Mogę, wydawać ci się nieco oziębły, ale dla mnie też jest to ciężka. Z mojej winy spotkało cię tyle krzywd. Czasu nie cofnę, choćbym chciał. Nie naprawię, co zepsuł. Lecz mogę nie sprawiać ci więcej bólu. Nie jestem dobry w uczuciach, do miłości średnio się nadaję, bezpieczeństwa zapewnić również, jak widać nie potrafię - pokręcił głową. -Jak mam o ciebie zadbać i wspierać, jeśli zawiodłem - oparł się dłońmi o brzeg łóżka, poprawiając w międzyczasie mi kołderkę.

-Wszyscy zawiedliśmy - spuściłam wzrok. -Dlatego nie możemy zawieść ponownie - wyciągnęłam dłoń w stronę mężczyzny, jednak po chwili ją zabrałam. Przepraszam - speszyłam się. Jay ostrożnie położył rękę na mojej, wzdrygnęłam się.

Mężczyzna chciał się wycofać, ale poprosiłam, by tego nie robił. Boli mnie wciąż męski dotyk. I za szybko zapewne mi, to nie minie. Jednak drobne gesty ze strony komandosa, pomimo strachu zapewniają mi pewnego rodzaju spokój. Wiem, że nigdy specjalnie, by mnie nie zranił. Szczególnie fizycznie, jednak najmniejszy dotyk przywołuje bolesne wspomnienia. 

Spoglądałam na chłopaka, gdy nagle zaczęło mi się robić ciemno przed oczami, a dźwięki dookoła cichnąc.

-Carter! - głos Jay'a wydawał się z tłumiony, jakby z oddali.

Nastała ciemność.

Po kilku godzinach obudziłam się w dziwnym pomieszczeniu. Wystraszona nerwowo rozglądałam się dookoła. I co to za kroplówki oraz kabelki po podpinane pod moje ciało? Odsłoniłam pościel, miałam na sobie dziwną, białą koszulę w niebieskie kropki. Kto mnie przebrał? I kiedy? Spojrzałam na okno. Trwała noc. Mała lampka w końcu pokoju oświetlała pomieszczenie. Spojrzałam w lewo na przeszkolone drzwi sali, z których widziałam recepcję. Jestem w szpitalu? Korytarzem przemknęła młoda kobieta w kitlu, która gdy zobaczyła, że się wybudziłam, przyszła sprawdzić mój stan.

-W końcu się obudziłaś - powiedziała z uśmiechem, zerkając na kartę pacjenta, trzymającą w dłoniach. -Jak się czujesz? - oszołomiona ponownie rozejrzałam się wokół siebie. -Ciekawi cię co się stało? - przytaknęłam. -Przywiozła cię tutaj dwójka mężczyzn nieprzytomną. Jeden nawet, gdzieś się tutaj kręci - wskazałam za siebie palcem.

-Gdzie jestem? W szpitalu? I dlaczego tu jestem? - pytałam z przerażeniem.

-W prywatnej klinice, a jesteś tu z powodu - wzięłam kartę do ręki. -Złamanych żeber, drobnych zwichnięć, licznych ran na ciele, mniejszych i większych, niektóre wymagały szycia. Na twoim ciele znaleźliśmy również dużą ilość sporych sińców, obrażenia krocza, powierzchni ud oraz otarcia w okolicy przedsionka pochwy. Zostałaś zgwałcona? - zaniemówiłam. Na szczęście do sali wszedł Jay. 

-Droga pani, nie za dużo pytań? - spojrzała krzywo na komandosa.-Czy dziewczyna nie powinna teraz wypoczywać? - zrobiła krok w tył, jakby się wystraszyła.

-To na pewno pani mężczyzna?- zerknęła chłopaka, potem na mnie troskliwym wzrokiem i znów na niego z lekką obawą.

-A ja myślałem, że w prywatnych klinikach jest mniej wścibskich osób - parsknęła pod nosem z niezadowolenia. -Naprawdę pani myśli, że jeśli bym jej to zrobił, przywiózłbym ją tutaj? Nie. - zamarła w bezruchu. -Otóż rozwieję pani wątpliwości, zanim zrobisz coś głupiego - wyprostowała się dumnie, poprawiając kitel. -Nie pobiłem jej i nie zgwałciłem, jasne? - oburzona bez słowa odwróciła się na pięcie, po czym wyszła z sali.

Jay czuwał całą noc przy moim łóżku, dzięki czemu mogłam spać spokojnie. Jednak się troszczy, albo to pozory. Nad ranem po zmianie kroplówek wizytę złożył mi nieoczekiwany gość, który wybitnie działa Jay'owi na nerwy, dlatego od razu wyszedł bez słowa z pomieszczenia, gdy zawitał w nim Destin. Zdziwiłam się odwiedzinami policjanta, ciekawe czy właśnie nie zapoczątkował kolejnego biegu nieszczęśliwych zdarzeń. Zazwyczaj spotkania z nim nie kończyły się w sposób zadowalający obydwie strony biznesu.
Policjant, widząc mój stan, pokiwał ze współczuciem głową, po czym ledwie zauważalnie uśmiechnął się kącikiem ust. Zaniepokoiło mnie jego zachowanie. Choć i tak najgorsze, że ta pielęgniarka miesza. Wtrąca się w sprawy, które jej nie dotyczą. Działamy w takiej części świata, że policja jedynie nam szkodzi. Mężczyzna wyciągnął z kieszeni zza marynarki mały notesik, wraz z ołówkiem, po czym usiadł na krześle obok łóżka.

-Otrzymałem powiadomienie o brutalnie zgwałconej i pobitej dziewczynie, ale ciebie to się nie spodziewałem - zbliżył się do mnie. -Kto? Problemy w biznesach? A może jeden z twoich chłoptasiów? - odwrócił się za siebie, zerkając na Carter'a oraz komandosa rozmawiających na korytarzu. -Wiem, że nic nie powiesz - wstał, chowając notatnik. -Będziesz ich kryć za wszelką cenę. Przykre, bo byłaś naprawdę ładną dziewczyną, a teraz? - czułam niekontrolowany napływ emocji. -Na pewno nie chcesz powiedzieć? - zaprzeczyłam. -Pomogę ci - nachylił się nad moim uchem. -Zastanów się nad propozycją, nie chcesz, chyba by któregoś dnia sytuacja się powtórzyła? Co zrobisz, gdy twoich ochroniarzy nie będzie w pobliżu, gdy oprawcy przyjdą dokończyć dzieła? - serce biło mi coraz szybciej, gdy agent przejechał palcem od szyi do połowy klatki piersiowej. -Dasz radę przeżyć to jeszcze raz? - wszystkie wspomnienia zaczęły wracać.

Moje ciało oblał zimny pot, dostałam duszności, łomotania serca, powrócił ból brzucha, wystąpiły zawroty głowy. Płakałam, próbując złapać oddech. Do sali wpadli zdezorientowani przyjaciele. Carter pośpiesznie pobiegł po pomoc. Jay dosłownie wyrzucił Destin'a z sali, który pożegnał go uśmiechem. Jak nic specjalnie to zrobił. Celowo sprawił, by wszystko wróciło. Atak paniki stał się coraz mocniejszy. Brunet starał się mnie uspokoić, ale bezcelowo. Dopiero środek uspokajający podany przez lekarza wyciszył napad. Zasnęłam ze spokojem, gładzona przez chłopaka po głowie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top