Rozdział 60 W tańcu z diabłem
Po powrocie do rezydencji zostałam zaproszona na prywatną rozmowę w cichym zakątku bez niepotrzebnych gapiów, a ściślej mówiąc do pokoju Jay'a, którego drzwi zamknął na klucz po moim wejściu do środka. W pomieszczeniu panuje względny porządek. Łóżko pościelone, ubrania ładnie poskładane w szafie, podłogi wysprzątane, nawet najmniejsze zakamarki wolne od brudów. Jedyne mankamenty, jakie występują, to brak luster, zasłonięte rolety, przez co w pokoju panuje półmrok, oświetlany jedynie małą, nocną lampkę stojącą na biurku koło balkonowych okien.
Usiadłam na fotelu w rogu, komandos na brzegu łóżka naprzeciwko mnie. Czułam, że ta rozmowa nie będzie należała do najlżejszych. Po zachowaniu mężczyzny bez problemu wyczuć można było, że coś go gryzie, a gdy Jay'a coś trapi, to nigdy nie kończy się, to dobrze.
-Chciałbym o coś prosić, ale prosiłbym też o niezadawanie pytań - siedział na skraju w lekkim rozkroku z rękoma opartymi na kolanach, splecionymi palcami oraz spuszczoną głową, błądząc wzrokiem po ziemi. Skinęłam głową w milczeniu. -Byłaś kiedyś w Wenezueli? - zdumiona z szeroko otwartymi oczami spojrzałam w stronę byłego wojskowego.
Podejrzane. Na szczęście zdążyłam ugryźć się w język, zanim o coś zapytałam. Ciekawość zżera od środka, lecz obiecałam, a nie zależy mi na straceniu jego zaufania. Tym bardziej że z całej grupy właśnie z jego osóbką mam najlepszy kontakt, a zaskarbić sobie uwagę Jay'a to nie lada zaszczyt, którego nie każdy może dostąpić. Jak na razie, prócz Carter'a, udało się to jedynie mi z naszej rodziny. Szkoda byłoby stracić tak świetną relację na rzecz jakiejś dociekliwości.
-Ponoć stolica Wenezueli Caracas jest pięknym otoczonym górami miastem, słonecznym, a zarazem o ciemnej stronie, uchodzące za jedno z najniebezpieczniejszych - lewą ręką położyłam na brzuchu, o nią oparłam prawą, po czym palce przyłożyłam do brody i podniosłam się z miejsca. Zamyślona zataczałam kółka wokół własnej osi. -Jednym słowem idealna mieścina dla nas! - zawołałam po chwili, klaskając w dłonie oraz puszczając oczko do mężczyzny. -Kiedy jedziemy? - podeszłam bliżej.
-Jak najszybciej? - odparł z niepewnością w głosie.
-Idę więc bukować bilety - skierowałam się w stronę drzwi. -Obiecałam, że nie zapytam - odwróciłam się do niego. -Powiesz, gdy uznasz za słuszne, ufam rodzinie - na mojej twarzy zawitał szczery uśmiech.
Gdy już miałam wychodzić, mężczyzna złapał mnie za nadgarstek. Zerknęłam na niego przez ramię. Żelazna kurtyna opadła. Moim oczom ponownie ukazały się najpiękniejsze z najpiękniejszych tęczówki.
-Jesteś piękny - położyłam prawą dłoń na jego policzku. Mężczyzna uciekł wzrokiem w drugą stronę -Nie rozumiem, czego się wstydzisz - złożyłam delikatny pocałunek na poparzonej stronie twarzy.
-Jesteś jeszcze młoda - pociągnął mnie w stronę biurka. Wskoczyłam na mebel, wygodnie się rozsiadając. Jay rozsunął delikatnie moje nogi na boki, po czym przysunął się bliżej, opierając miednicą o kraniec blatu oraz podtrzymując ciężar ciała, poprzez podparcie się dłońmi po obu stronach mojego ciała. Odchyliłam się nieco w tył, by lepiej widzieć jego twarz. -Dobroć mi obca, blizny przypominają, jak złym człowiekiem byłem. Przez 36 lat mojego całego życia nie wykonałem żadnego dobrego uczynku, a gdy spróbowałem, okazało się, że zawiodłem - lustrował mnie wzrokiem, wplatając palce we włosy. -Takich dziewczynek, jak ty miałem na pęczki - przejechał palcem po moim lewym policzku, aż przez ciało przeszły mi dreszcze. -I każdej zniszczyłem życie - z delikatnością pociągnął za włosy, mimowolnie odchylając w tył moją głowę.
-Czy w Wenezueli znajduje się dziewczyna, której zniszczyłeś życie? - spytałam z niepewnością, wpatrując w sufit.
-Miałaś nie zadawać pytań - szarpnął nieco mocniej. Niepewność przeplatała się z ciekawością i ekscytacją. Muskał wargami skórę szyi. -Dziś byłaby w twoim wieku - szepnął chłodno na ucho, przygryzając zębami płatek oraz rozluźniając swój wcześniejszy chwyt.
-Nie przestraszysz mnie - owinęłam nogi wokół jego bioder, przyciągając tym samym jego ciało bliżej mojego. -Wiem, jak postępują najemnicy - łapię za nadgarstki mężczyzny i kładę jego dłonie na swoich udach. Po chwili czuję, jak zaciskają się na nich. -Nie jesteś już tamtym mężczyzną - przybliżam usta do ust. -Więc przestań żyć przeszłością i obwiniać za nią - skradłam pocałunek. -Gdyby, to wciąż prawda była, dawno byś mnie skrzywdził - spojrzał zaskoczony.
-Ufasz mi? - przytaknęłam. W tym momencie ręce Jay'a przeniosły się na pośladki. Objęłam go za szyję, a on uniósł mnie ku górze, niosąc w stronę łóżka, na które po chwili zostałam rzucone. -Pewna jesteś? - skinęłam głową. -lewą ręką łapię mnie za szyję zaciskając na niej palce. Prawa zaś zagubiła się między moimi nogami, błądzi nią po wewnętrznej stronie uda sunąć po powoli coraz wyżej. -Nie skrzywdziłbym? - zaprzeczyłam bez wahania.
Po moim upewnieniu postawna sylwetka pochyliła się nade mną, mocniej zacieśniając kłykcie na gardle, zabierając mi na chwilę dopływ tlenu. Jednakże byłam pewna mężczyzny i jego czynów. Stąd nie martwiły mnie zbytnio jego poczynania. Tym bardziej, że to nie pierwsza taka nasza sytuacja, lecz nie każdy musi o tym wiedzieć, czyż nie? Tajemnice są po to, by je dotrzymywać i nie zapominajmy o tym :)
Wpił się zachłannie w moje usta, zabierając z nich drżenie. Oddawałam pocałunki z gwałtownością. Języki splatają się. Czułam, jak jego pożądanie rośnie i wzbudza to samo u mnie. Odnosiłam wrażenie, że dobrze się bawi, przyprawiając me ciało o dreszcze. Rozluźnił ucisk, zwracają mi tlen. Wsunął rękę pod koszulkę. Po całym ciele przeszedł kolejny dreszcz. Pieścił brzuch, pożerając mnie wzrokiem. Po chwili podwija ją nieco wyżej. Ciepłe usta mężczyzny muskają rozgrzaną z namiętności skórę. Poddaję się temu uczuciu, pozwalając mu poznać wszystkie zakamarki mego ciała. Pocałunkami schodzi coraz niżej, wyginam delikatnie plecy w łuk z rozkoszy. W oku komandosa widzę błysk, posyła prowokacyjny uśmiech, po czym wraca do wcześniejszych czynności. Odpina pasek spodni i powoli je rozpina, spoglądając kątem oka i upewniając się, na co może sobie jeszcze pozwolić. Nie protestuję, a więc zsuwa je niżej. Sprzeciwu dalej brak, zatem po chwili leżę przed nim półnaga.
-Oddajesz się niewłaściwemu człowiekowi - przerwał pocałunki, odsuwając się i siadając na brzegu łóżka. -Nie jestem odpowiednim kandydatem na twojego pierwszego mężczyznę - klękam za jego plecami, po czym całuję w szyję.
-Udowodnię ci, że źle się oceniasz - wstaje, odwracając się do mnie. Podnoszę się wyżej na kolanach. Kładzie dłoń na tyle mojej głowy i składa delikatny pocałunek na czubku. -Jesteś więcej wart, niż myślisz - subtelnie pozbywam się górnej części garderoby Jay'a, odsłaniając jego tatuaże z przeplatającymi się bliznami.
-Będziesz żałować młoda - zaprzeczam, zabierając się za odpinanie paska jego spodni. -Cóż za nieusłuchana dziewucha - pokręcił głową na boki, po czym szybkim ruchem ściągnął mi koszulkę wraz ze stanikiem. -Najwyżej będziesz żałować - popchnął mnie z powrotem na łóżko, po czym ściągnął moje czarne majtki i odrzucił je na bok. -Za późno na wycofanie - puścił mi oczko, wsuwając we mnie głębiej palce, przygryzłam mocniej dolną wargę, gdy zaczął nimi poruszać w środku. -Teraz już musisz się oddać - przytaknęłam posłusznie, cicho jęcząc i wijąc się, gdy komandos przyśpieszył wykonywanie czynności.
Pragnęłam go całą sobą, chciałam, aby cały się ze mną połączył. Być może popełniam błąd, ale nie odnośnie wyboru jego, lecz łamiemy jakby po części zasadę o zakazie romansów w naszej rodzinie. Miałam wrażenie, że czas przyśpieszył. Ciało płonęło i pragnęło jego dotyku. Pochylił się nade mną bardziej, wyjął ze mnie palce, ucałował, przygryzając moją dolną wargę. Przymknęłam oczy z przyjemności. Gdy jego usta dotykały moich, a dłonie pieściły piersi, poczułam jak lekko kręci mi się w głowie, a potem ogarnęła mnie kolejna fala pożądania. Posłał mi zadziorny uśmieszek, po czym rozsunął brutalnie szczupłe nogi jeszcze szerzej. Spojrzał na mnie i jednym bolesnym pchnięciem wprowadził członek do pochwy. Odchylałam głowę do tyłu, rozwierając usta w niemym okrzyku. Mężczyzna bierze mnie w posiadanie. Wysuwa się ze mnie i na powrót we mnie wsuwa. Jęczę i wyginam ciało w łuk z rozkoszy. Stłumiony krzyk, przyśpieszony rytm, bicie serc i ciepło ogarniające całą mą duszę. Wchodzi we mnie raz jeszcze, ale głębiej, raz szybciej, raz wolniej. Czuję, jak czas się zatrzymuje. Nasze ciała i oddechy połączyły się w jednym rytmie...w jednym ruchu. Westchnęłam z przyjemności. Widziałam taniec jego pleców między moimi udami. Teraz byliśmy jednością, mogłam go poczuć w sobie. Odrzucam głowę w tył, wyginając mocniej plecy w łuk, rozwieram usta w bezgłośnym okrzyku. Czułam, jak nogi powoli mi sztywnieją. Wypycham w górę miednicę, wychodząc mu naprzeciw. Mam wrażenie, jakbym nie miała siły się ruszyć. Jemu, to nie przeszkadza, przytrzymuje mnie mocniej, wchodząc we mnie znów i każdym razem boleśniej i brutalniej.
-Teraz jesteś moja - nachyla się, szepcząc do mojego ucha, po czym pewnym śmiałym ruchem znów we mnie wchodzi, wywołując moje jęki. -Jesteś moja? - przytakuję, gdy pyta łapiąc mnie za włosy i zmuszając siłą do zmienienia pozycji.
Siadam na niego okrakiem, wprowadzając zesztywniały członek do swojego wnętrza. Jay kładzie swoje ręce na moich biodrach, przytrzymując mnie przez chwilę, a ja wyginam się w tył, gdy członek wchodzi głębiej. Westchnęłam, gdy moje ciało zadrżało. Usiadłam w kucki i zaczęłam wykonywać koliste ruchy biodrami, unosząc się góra i dół. Po chwili jednak opadłam z sił, Jay zaśmiał się, klepnął mnie w pośladek i zrzucił z siebie. Jednak nie pozwolił się położyć, rozkazał klęknąć przed sobą tyłem. Rozchyliłam, więc posłusznie nogi, głowę oparłam na przedramionach i wypięłam pupę do niego, zamkając oczy i przygryzając dolną wargę oraz starając się stłumić odgłosy, gdy ponownie boleśnie we mnie wszedł. Jego energiczne kołyszące ruchy bioder sprawiają, że moje nogi sztywnieją jeszcze bardziej. Mężczyzna, widząc moje zachowanie, przyśpieszył swe ruchy, wbijając się we mnie rytmicznie, a ja zaczynam szczytować, jęcząc przy tym z rozkoszy, wijąc swe ciało i porywając go ze sobą w tym wszystkim. W końcu opadam wyczerpana na łóżko. Jednak nie pozwala mi odpocząć, przekręca mnie na plecy i pomimo moich cichych protestów, by tego nie robił, rozchyla moje nogi szeroko i bierze mnie boleśnie po raz ostatni dzisiejszego wieczoru w posiadanie, robi, to dużo agresywniej, niż wcześniej. Jęcze cicho z bólu, który przyćmił rozkosz, prosząc szeptem, że wystarczy na dziś, gdy on demonstruje mi swoją siłę, a zarazem przewagę nade mną, przy okazji udowadniając tym samym, że należę do niego. Na koniec Jay składa anielski pocałunek na wysokości mojej brwi. Otrzymałam najczulszego całusa, jakiego kiedykolwiek od kogokolwiek dostałam, żaden nie był tak przepełniony uczuciem i troską, a zarazem zapewniającym o zaufaniu, jak ten od Jay'a.
I nagle nie myślałam o niczym. O niczym prócz smaku jego słodkiej skóry. O jego obecności, która mnie otaczała i przenikała, tak uspokajająco i nieodparcie.
Na długo zachowam w pamięci wspomnienie tej magicznej nocy, blasku jego cudnych oczu, ramion, którymi mnie obejmował, jego doświadczonych dłoni, a przede wszystkim jego uśmiechu.
,,Nie taki diabeł straszny, jak go malują"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top