Rozdział 58 Koniec, czy początek?


Z każdym kolejnym dniem walczę sama ze sobą. Wydawać, by się mogło, że jest inaczej. W końcu zdobyta pozycja nie pozwala na emocje. I z tym się zgodzę po części, gdyż uczucia są problemem. Z ich powodu całe życie patrzymy na innych, przejmujemy się nimi, zamiast iść po trupach do celu. Po co to, komu potrzebne? Z ich powodów często również ograniczamy się w naszych marzeniach. Strach niepewność, wyrzuty względem otaczających nas osób wszystko to przekreśla nasze szanse na szczęśliwe życie. W dodatku to przeklęte życie z roku na rok dodaje nam więcej lat, a z nimi przybywają coraz to nowsze problemy. Z tego względu większość z nas nigdy nie zrealizuje, bądź już nie zrealizowało swych skrytych w głębi duszy pragnień. Gdyż nic innego, jak zamieść je głęboko pod dywan nam nie zostaje.
Ja wciąż walczę, a chociaż tak mi się wydaje. Nie neguję, że mylne odczuwać mogę wrażenie, ale czy nadzieja nie jest matką głupich?
Kiedyś to zrozumiemy, lecz wtedy zapewne będzie już za późno. 
Jak każdy człowiek posiadam swoje demony, ale jedynie ode mnie zależy, jak nimi pokieruję.

Zebrałam wszystkich panów wokół kamiennego ogniska w magicznym, pełnym tajemnic, mistycznych zwierzeń przepełnionym bogatą florą i fauną wtrącającą co jakiś czas swoje czarujące odgłosy w naszą rozmowę.

-A gdyby któregoś dnia wszystko się zakończyło? - spytałam retorycznie, spoglądając na pochłonięte we wspólnym tańcu płomienie, których ogniki odbijały się w czekoladowych tęczówkach, rozjaśniając je swym świetlanym blaskiem, pełnym pasji i porzuconych marzeń.

-Koniec? - skinęłam głową od niechcenia, nie odciągając wzroku od ogniska.

-Koniec - dodałam po chwili.

-Koniec prędzej, czy później zawsze nadchodzi, ale nawiązane więzi pozostają - wtrącił swoją uwagę Senri.

-Ostatni raz proszę was o przysługę takiej wagi - spojrzenia wszystkich skupiły się na mnie. - Wykonamy śmiertelny skok na aktualnego bossa wszystkich bossów. Przedrzeć się przez jego ochronę będzie nie lada wyczynem. Lecz wierzę w nasze możliwości, lepiej zgranej bandy, niż ta świat nie widział. Obalimy go, po czym zajmiemy jego stanowisko w hierarchii - wstałam z krzesła.

-Brzmi dobrze - podsumował Kian.

-Owszem, jednak w sytuacji kiedy coś pójdzie nie zgodnie z planem, dalej trzymajcie się jego pierwotnej wersji. Jeśli sytuacja napnie się do tego stopnia, że zostaniemy przyparci do muru. Wyciągnę asa z rękawa, a wy posłusznie się wycofacie - zgromiłam mężczyzn spojrzeniem.

-Co będzie tym asem? -dopytał z nutą niepewności w głosie Shane.

-Ja - odrzekłam krótko, po czym rozpoczęły się protestowania. -Cisza! - krzyknęłam stanowczo. -Nie pytam o pozwolenie. Decyzja została już podjęta. Jedynie informują was z grzeczności o niej, bo mogłam milczeć do samego końca. Dla szefa najważniejsi są jego ludzie. Staliście się moją rodziną i naturalnym jest, że zamierzam was chronić. Nawet jeśli miałoby mnie zabraknąć, przyszłość was nie zaboli - uśmiechnęłam się, po czym ponownie usiadłam w kręgu, a wśród obecnych zapadła głucha cisza zagubienia.

Na zorganizowanie oraz zaplanowanie całej akcji będziemy potrzebować trochę czasu. Dlatego na razie zajmiemy się bardziej przyziemnymi rzeczami, które dzieją się aktualnie i potrzebują naszej interwencji. Dlatego uznałam za słuszne skontrolowanie naszej produkcji białej damy.
Po zajechaniu na miejsce zostałam nieproszonych gości. Mianowicie ku mojemu zdziwieniu, a może nie, przed wejściem stał zaparkowany policyjny SUV. Teraz pytanie, czy Destin złamał warunki umowy? Tym prostym sposobem kontrola pracy zakończyła się niepowodzeniem.
Skoro na obecny moment jedna z firm została odcięta, postanowiłam udać się do hangaru z bronią. Przy okazji osobiście przypilnuje dokończenia transakcji rozpoczętej przez moich ludzi dla nowo raczkującego na rynku narkotykowym kartelu. Z tego co się dowiedziałam, aktualnie prowadzą wojnę z tutejszym kartelem, który dość długo już w tym biznesie działa. Początkowo również mieliśmy z nimi drobne problemy. Lecz nasz pracodawca szybko ugasił temperament rywali. Od tamtego momentu nastał spokój, a interesy naszych firm nie wchodziły sobie w drogę.
Przed hangarem w oczekiwaniu na naszą rodzinę, czekała delegacja trzech białych Hummer'ów wypakowanych po brzegi ludźmi, opartymi o pojazdy z shotgun'ami na wyposażeniu. Na czele uzbrojonych mężczyzn z dumnie wypięta do przodu piersią, blizną na policzku oraz w skórzanej marynarce stał meksykanin w średnim wieku.

-Hola! - zawołał na mój widok.

-Zapraszam za mną - gestem głowy zaprosiłam kupców do środka budynku, w którym oczekiwał w zapieczętowanych, drewnianych skrzyniach transport.

Jay za pomocą łomu na prośbę szefa otworzył jednej ładunek. Oczom wszystkich ukazały się nowe, lśniącej jeszcze karabiny Ak-47 starannie wyłożone na specjalnym sianie. Kątem oka dostrzegłam delikatny uśmiech mężczyzn na widok jego zabaweczek.
Zresztą zakupu zaufał nam, po czym sfinalizowaliśmy transakcje.
Po otrzymaniu metalowej walizki moi panowie pomogli pozostałym załadować pakunki do samochodów.
Starannie zapieczętowaliśmy leśną kryjówkę, ukryliśmy potencjalne ślady, a gdy meksykanie odjechali, przeszliśmy do ważniejszych spraw, a mianowicie dokończenia tatuażu na mojej szyi.
W Meksyku większość gangów i nie tylko czczą Santa Meurte, ja wychodząc im naprzeciw, jako gringo uznałam za słuszne wytatuowanie Jezusa w nietuzinkowej formie. Tym bardziej że dość długo działamy już na terenie tego kraju, więc pewne znaki przynależności do swojej grupy trzeba nabyć. Naszyjniki z immunitetem ochrony stały się naszym znakiem rozpoznawczym, lecz tatuaże mają być dla nas. Obnoszenie się z nimi całemu światu, wiąże się z ryzykiem. Dlatego muszą pozostać w ukryciu. W końcu nie chcemy kolejnej jednostki Swatu na barkach.
W tym celu zajechaliśmy do zamknięte w centrum salonu, gdzie czekał na moją osobę Diego. Przyjaciel rodziny, naczelny diler w mieście, zaopatrujący się od nas towar - najczystsza, najwyższej jakości biała dama.

W międzyczasie pod salonem tatuażu

-Co sądzicie o złożeniu wizyty pewnemu panu? - zaśmiał się pod nosem Jay.

-Komu? - spytali zdziwieni Rigi i Logan. 

-Tajemniczemu zleceniodawcy, który ciągnie nas na dno - więcej słów dodawać nie potrzeba, ponieważ panowie zgodzili się bez zastanowienia.

Szefową czeka kilkugodzinna sesja tatuażu, więc czy to nie najlepsza okazja wymknąć się niespostrzeżenie i stawić czoła niebezpieczeństwu twarzą w twarz, lecz wciąż w tajemnicy przed pozostałymi?
Odpowiedź jest prosta - Trzeba działać i nie oglądać za siebie.
Wszystko kiedyś końca dobiec musi, lecz czasem możemy mieć wpływ, kiedy tak się stanie.
Szefowo uwielbiamy Cię i Twoich działań nie potępiamy, lecz działać musimy, gdy Twoją zgubę widzimy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top