Rozdział 3 Pojedynek
Staliśmy naprzeciw twarzą w twarz, wpatrując w siebie nawzajem.
Mężczyzna wyciągnął rękę w moim kierunku, po czym skinieniem palcami zachęcił mnie, abym zaatakowała jako pierwsza.
Dwa razy powtarzać mi nie trzeba. Ruszyłam do przodu, zamachując się przy tym w międzyczasie. Zamierzałam wymierzyć mu solidnego prawego sierpowego, lecz uniknął. Odwróciłam się natychmiast w jego stronę, wtedy moja szczęka przyjęła mocny cios. Popchnął mnie na ścianę, gdy przyparł mnie do muru, wykorzystałam okazję. Prawdę mówiąc, czekałam tylko na taki obrót spraw. Wpierw z kolana w klejnoty, a kiedy oponent schylili się z bólu, łapiesz go za tył głowy i wymierzasz kolejne uderzenie z kolana, lecz tym razem po prostu na ryj. Z nosa przeciwnika sączy się krew. Atakuje dalej, zadając szybkie oraz celne uderzenia.
Eh...aż przypominają mi się czasy szkoły średniej, kiedy to chciało się być na szczycie.
Walka trwa już kilka minut, a nikt nie daje za wygraną. Podoba mi się ta chęć zwycięstwa z obu stron.
Niestety w pewnym momencie następuje nieoczekiwany zwrot akcji. Dzieje się tak na skutek mojego chwilowego rozkojarzenia spowodowanego rozciętym łukiem brwiowym, z którego wydobywała się krew przysłaniająca mi cały widok prawego oka.
Ocierając szkarłatną ciecz, nie zauważyłam przeszkody na mojej drodze. Poślizgnęłam się na mokrej kałuży krwi, przez co upadłam. Przeciwnik wykorzystał moment mojej bezsilności. Postawna sylwetka podbiega, po czym pochyla się, by za sekundę zacisnąć swoje palce na szyi przeciwnika. Oblał mnie zimny pot. Jednakże nie byłam zaskoczona, sama bym tak postąpiła. Szanuję za to.
Szarpię się, próbując uwolnić, lecz na marne. Mięśnie mężczyzny z całej siły uciskają na moje gardło. Wiję się jak wąż, starając uwolnić. Krztuszę się, próbując złapać oddech. Mimowolnie kopie nogami, jakby miało mi w czymś to pomóc. Raz, drugi, trzeci już słabiej. Tlen powoli odcina się, serce zwalnia. Gdy myślę, że to już mój koniec przypominam sobie wtedy, że tak łatwo walki przejebać nie mogę.
W tym momencie zbieram się w sobie, a w moje ciało wstępuję nowa siła. Łapię Bloods'a za nadgarstek, po czym wykręcam. Tlen powraca, a ja odwracam sytuację. Za pomocą pewnej przydatnej techniki z samoobrony zrzucam przeciwnika z siebie i szybko siadam na nim okrakiem. Okładam go pięściami po twarzy. Z rany w okolicach oka sączy się krew, która pozostawia swój ślad na moich kostkach. Próbując się bronić, wymierza jedno celne uderzenie, którym rozcina moją dolną wargę. Jednakże nie przejmuje się tym. Przyciskam kolanem prawą rękę chłopaka, drugą dłoń przyciskam do asfaltu, trzymając ją za nadgarstek lewą dłonią. Natomiast wolną łapeczką kontynuuje z satysfakcją bicie oponenta.
Gdy widzę, że ma już dość, a ja wystarczająco go zmasakrowałam, odpuszczam.
Uwalniam przywódcę gangu ze swoich objęć, po czym staję i rozbawiona przyglądam mu się z góry.
-Przegrałeś - mówię z satysfakcją w głosie oraz podaję pomocną dłoń.
O dziwo typek podaje mi swoją, a następnie się podnosi. Ocieram przedramieniem krew z ust. Widzę, że mój przeciwnik postępuje podobnie. W ciszy spoglądamy na siebie, a po chwili dostrzegam jak ściąga czerwoną bandanę, by zaraz mi ją wręczyć.
-Nie chcesz do nas dołączyć? - podaje mi chustę.
-Nie dzięki. - Odbieram i przerzucam przez ramię. -Ale możemy zawrzeć sojusz, jeśli tak wam na mnie zależy. - dodaję z łobuzerskim uśmieszkiem.
-Na czym miałby polegać? - gang spogląda na mnie z zaintrygowaniem, mój towarzysz podróży również.
-Zamierzam wystartować w podziemnym kręgu. Ktoś musi mnie wystawić - spojrzeli na Tony'ego. -Nie może być to nikt z mojego otoczenia, dlatego mogę dać się poczuć wam - uniosłam brew do góry.
-Ale występujesz w naszych barwach - skrzyżował ręce na piersiach, po czym uśmiechnął się lekceważąco.
-W twojej bandanie - w moim głosie można było wyczuć nutkę ironii -Umowa stoi, ale biała kobieta w Bloods'ach? - spojrzałam zdziwionym wzrokiem na mężczyznę.
-Czasem się zdarza - puścił mi oczko. -Nie zrozumiesz, jak nie jesteś z naszego otoczenia - rozejrzał się po swojej bandzie.
-Dobra - westchnęłam pod nosem. -Ale odezwij się przypadkiem do mnie publicznie, jak do jednej ze swoich suk to przysięgam własnoręcznie, zapierdolę cię kurwa tam na miejscu - zgromiłam gościa wzrokiem, po czym odeszłam.
-Na pewno nie chcesz dołączyć ? - zaśmiał się, po czym dołączyli do niego pozostali.
-Jeszcze nie jestem tak zdesperowana - odwróciłam się na pięcie. -Jak będę dam znać, choć wątpię! - krzyknęłam, gdy trochę się oddaliłam.
W tle słyszałam ciche rozmowy i podśmiechujki grupki mężczyzn. Na odchodne nie odwracając się nawet na chwilę, postanowiłam pokazać im najserdeczniejszy z najserdeczniejszych gestów, czyli nasz ukochany środkowy palec. Szepcząc przy okazji pod nosem ,,Fuck off"
Zapewne nie dla jednego widza, czy też uczestnika, a tym bardziej organizatorów podziemnego kręgu będzie niemałym zaskoczeniem udział Bloods'ów w całym wydarzeniu oraz wystawienie przez nich swojego zawodnika. W dodatku białej kobiety, której dołączenie do ulicznego gangu jest, prawie że niemożliwe.
Już widzę i czuje spojrzenie wszystkich tych ludzi, gdy przekroczymy wspólnie wrota sodomy i gomory.
W drodze do domu wstąpiliśmy do sklepu po małe zapasy, a przy okazji tak dla sportu przetrąciłam jeszcze pewną lalunię, która próbowała być sprytną. Mojemu przyjacielowi kobiety uderzyć nie wypada, ale mi już owszem. Laski, które potrafią zarobić na siebie jedynie dupą, są dla mnie szmatami, które trzeba tępić. Dlatego nie będzie mi żadna latawica fikać do mnie, bądź moich znajomych, jeśli nie chce skończyć na oiomie. Szpetne to z ryja, inteligencją nie grzeszy, myśli tylko jednym i uważa się za miss świata. Haftu na takie łajzy.
-Naprawdę chcesz wystąpić w barwach Bloods'ów? - siedzieliśmy przy oknie ze szklaneczką whisky, studiując kawałek po kawałku nocne niebo w poszukiwaniu gwiazd skrytych za chmurami.
-Dlaczego nie? - wzruszyłam zamyślona ramionami.
-To gang. Zwierzaki. - sączył powoli drinka.
-Czym się różnią od innych organizacji? Ekipa jak każda. Może mniej okrzesana, ale wciąż - odrzekłam bez przekonania w głosie. -Zresztą zabawnie będzie wystąpić w bandanie ich szefuńcia - zaśmiałam się chytrze.
-W takim razie, czemu nie chciałaś do nich dołączyć? Tam miałabyś wszystko, nie musiałabyś zaczynać od zera - parsknęłam pod nosem.
-Wszystko powiadasz? - spojrzałam na Tony'ego. -Wszystko oprócz szacunku - nie odezwał się. -Widzisz mój przyjacielu - nasze spojrzenia skrzyżowały się na moment. -Nie problem zostać dziewczyną przywódcy gangu. Problem utrzymać się na tym stanowisku - dokończyłam wypowiedź, po czym wyjęłam papierosa z kieszeni i odpaliłam go.
Nie wyczynem jest przyjść na gotowe i spocząć na laurach. Wyczynem jest zbudować wszystko samemu od zera i być z tego dumnym.
Tony ma rację, że dołączenie do gangu dałoby mi szybki awans w społeczeństwie. Lecz czy dałoby mi to szczęście? Przyodzienie się w czerwone barwy otworzyłoby przede mną wiele, nowych ciekawych dróg. Jednakże na to trzeba sobie zapracować. Nie wykażesz się, nie awansujesz w organizacji. Gangi uliczne mają dość prostą, hierarchiczną strukturę. Głównie chodzi o ciągle czerpanie zysków. I jeśli chcielibyśmy porównywać ich do mafii, bądź innych organizacji przestępczych to na ich tle wypadają nie najlepiej. Wiadomo, że ich egzystencja polega zupełnie na czym innym, niż tych drugi, ale jednak. Dlatego nie bez powodu często w świecie przestępczym nazywani są zwierzakami.
Czy popieram takie myślenie? Hm...szczerze to nie mi oceniać. Aktualnie jestem płotką, nic nieznaczącym świeżakiem, który dopiero zaczyna raczkować w półświatku, a może nawet jeszcze nie.
W każdym razie planuję stworzyć coś wyjątkowego, a do mojego planu załapią się tylko unikatowe osoby, za które warto oddać życie. Nie potrzebuję leszczyków, które myślą, że z dnia na dzień staną się donami mafii. Takie osoby zazwyczaj nie żyją długo. Ich zuchwałość, pazerność oraz brak ogłady staje się ich kulą u nogi, która prędzej, czy później pociągnie na dno. Najczęściej prędzej, niż później.
Prawdziwi szefowie działają powoli, przemyślanie, a przede wszystkim w ukryciu. Tak naprawdę nigdy nie wychodząc z cienia za sprawą ludzi, możesz stać się najważniejszą ikoną świata przestępczego. Wystarczy obdarzyć ich zaufaniem oraz dobrze nimi zarządzać. Dobry szef zawsze winien okazywać szacunek swoim ludziom, jeśli oczekuje od nich tego samego. Tym bardziej że to oni narażają się co dzień i ciężko harują, byś Ty mógł obrastać w piórka. W przeciwnym razie, zbuntują się, a ty zostaniesz z niczym.
Ten, kto tego nie rozumie.
Ten, nie winien nazywać się szefem.
Szkoda byłoby, gdyby unikatowe osobowości rozsypały się, po czym rozeszły w różne strony świata. W tym biznesie nie ma miejsca na rodziny, czy wielkie miłości. Tutaj liczą się osoby, z którymi przebywasz 24 na dobę. To oni stają się Twoją rodziną, gdy przypadkiem nadejdzie dzień, że jednak zakochasz się, nie wolno Ci stracić głowy dla tego uczucia.
Spytasz czemu? A ja odpowiem tak:
Bracia oraz siostry są najważniejsi, później zabawa w rodzinkę. Gdyż to dla nich jestem w stanie żyć i dla nich gotowa jestem umierać. Moja prawdziwa rodzina, która przez całe życie dała mi więcej wsparcia, niż osoby, z którymi rzekomo łączą mnie więzy krwi.
,,Dla nich żyje i umieram"
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top