The VAMPIRES DIARES
Stefan wraz z Boonie, Eleną, Damon'em i Katherine, spoglądali z uwagą na ostatnią trumnę, po tym jak wypuścili Elijaha, który obiecał im pomoc w zamian za pozostałe trumny
Katherine przytuliła się do boku, swojego mężczyzny z cichym westchnięciem. Damon, mocno objął swoją ukochaną, składając mały pocałunek na boku jej głowy.
-Otwórz - rzekł Stefan spoglądając na Boonie, która cicho szeptała zaklęcie.
Trumna otworzyła się z łoskotem, ukazując brunetkę z kręconymi włosami oraz sztyletem wbitym w brzuch. Kat sapnęła na widok dziewczyny, przyglądając się uważnie naszyjnikowi na jej szyi.
-Liliana? - sapnęła ponownie podchodząc bliżej śpiącej dziewczyny.
-Nie może być - rzekł Damon potrząsając głową na wspomnienie ich córki, której nigdy nie miał okazji poznać.
Katherine wyciągnęła sztylet z brzucha, dziewczyny spoglądając jak jej ciało przybiera barw. Dziewczyna otworzyła oczy, wydostając się w wampirzym tempie z trumny.
-Klaus - wyszeptała kładąc rękę na swoim czole. Dotknęła jedną ręką swojego brzucha, czując jak łzy napływają jej do oczu - Co ty zrobiłeś?
-Liliana - cichy głos Elijaha rozległ się za dziewczyna.
-Elijah - rzekła Liliana dając upust swoim łzom - Klaus...
-Cii, wiem - rzekł mocno obejmując swoją miłość, choć nigdy nie była jego.
Dziewczyna opadła na nogi ciągnąć za sobą, mężczyznę. Elijah przeczesywał delikatnie włosy kobiety, czując się źle z powodu zdrady jaką wobec niej popełnił. Ciszę wypełnił głośny szloch wraz z krzykiem, gdy dziewczyna biła pięścią w podłogę.
*****
Liliana odsunęła się od mężczyzny, ocierając swoją ręką policzki.
-Wybaczałam mu wszystko - wyszeptałam spoglądając na mężczyznę - Każdą zdradę z inną kobietą, każde zabójstwo tych na których mi zależało, każde przykre słowo jakie do mnie wypowiedział. Ale tego nie mogę mu wybaczyć - ponownie walnęłam ręką o podłogę - To był mój dzień. To była nasza nadzieja na lepsze życie, Elijah.
-Wiem, Beth - mężczyzna ponownie przytulił kobietę.
-Dlaczego? - spytałam cicho obejmując swojego przyjaciela wokół jego ciała.
-Chodźmy do domu - wyszeptał Elijah biorąc kobietę w ramiona, nim zniknął z pola widzenia innych.
*******
Elijah odstawił kobietę na kanapie, lekko przeczesując jej policzek kciukiem. Liliana spojrzała na bruneta, kręcąc silnie głową. Położyła rękę na brzuchu, ponownie szlochając nad utraconą szansą na dziecko.
-Kochałam go - warknęłam przez szloch - Kochałam tak bardzo że aż bolało. Co zrobiłam nie tak? Przecież chciał mieć dziecko, Elijah.
-Nie wiem, Lily - rzekł Elijah unikając jej wzroku. Cholera naprawdę zepsuł.
-Był moją bratnią duszą - wyszeptałam - Był moim wszystkim.
-Lily - rzekł stanowczo, Elijah - To nie twoja wina. Klaus nigdy się nie zmieni. To on cię zasztyletował w twoim wyjątkowym dniu. To jego wina, że nie chciał mieć z tobą dziecka.
-Nie rozumiem - potrząsnęłam głową - Rozmawiałeś z nim. Przekonałeś go. Dlaczego miałby zmienić zdanie?
-Powinnaś odpocząć - rzekł czule - To nie czas na rozmowę.
-Elijah - zawołałam cicho nim wyszedł z salonu.
-Tak?
-Gdzie on jest? - spytałam cicho.
-Później - rzekł Elijah kręcąc głową. Wpierw musiał pozbyć się poczucia winy, później mógł powiedzieć prawdę.
*******
Flashback 1899
Liliana poprawiła swoją koronkową suknię nocną, siadając najbardziej seksownie jak umiała. Zegar wskazywał trochę przed północą, gdy czekała aż jej mąż wróci z polowania.
-Liliana - sapnął Klaus spoglądając na swoją piękną żonę.
-Nik - szepnęłam podchodząc do mężczyzny. Delikatnie uśmiechnęłam się w jego stronę, składając czuły pocałunek na jego ustach.
-Mmm - jęknął przyciągając mnie bliżej - Co to jest? - posłał mi na pół szalone na pół pożądane spojrzenie.
-Chcę ci pokazać jak bardzo za tobą tęskniłam - mruknęłam zrzucając z siebie suknię nocną, powoli wycofując się w stronę łóżka - Nie dołączysz do mnie? - spytałam niewinnie, wyciągając w jego stronę rękę.
-Cholera - zaklął rzucając się w moją stronę. Nasze pocałunki stawały się coraz bardziej intensywne, a jego ruchy coraz bardziej mocne na moim ciele.
-Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham - odparłam kładąc palec na jego ustach.
-Lily - rzekł składając pocałunek na mojej szyi - Kocham cię tak samo.
Uśmiechnęłam się ponownie, unosząc się lekko do góry. Szybkie pocałunki zostały zastąpione powolnymi i bardziej czułymi na jakie było nas stać.
-Chcę abyś coś dla mnie zrobiła - rzekł Klaus gdy pozbyłam się jego koszuli.
-Co to jest? - spytałam bawiąc się paskiem jego spodni, gdy składałam pocałunki na jego szyi.
-Nigdy nie zapominaj że znaczysz dla mnie wszystko. Jesteś moim życiem. Moją bratnią duszą - rzekł chwytając moją twarz aby spojrzeć w moje oczy - Przepraszam, kochanie.
Sapnęłam na ostrze wbite w mój brzuch. Spojrzałam na niego zaskoczona , nim wszystko stało się czarne.
******
-Gdzie byłeś? - spytałam unosząc się z kanapy na powrót mojego przyjaciela.
-Lily - Rebecca wyprzedziła swojego brata, rzucając się na szyję swojej przyjaciółki.
-Hej - odparłam uśmiechając się - To boli wiesz?
-Wybacz - rzekła skruszona sadzając nas na kanapę - Klaus nigdy nie chciał mi powiedzieć co się wydarzyło.
-Gdzie jesteśmy? To nie przypomina mi New Yorku - odparłam.
-Mystic Falls - rzekł Elijah siadając na fotelu naprzeciwko nas - Jesteśmy w Virgini.
-Klaus zasztyletował całą swoją rodzinę - odparła Rebecca - Niedawno uwolnił mnie od sztyletu.
-Dlaczego? - spytałam niedowierzając
-Kiedyś ci mówiłam że będziesz przez niego cierpieć - odparła kobieta - Tak jak cała nasza rodzina.
-Gdzie on jest? - spytałam wstając z kanapy.
-Chcesz do niego iść? - spytała - Po tym jak cię potraktował?
-Muszę z nim porozmawiać - odparłam - Dowiedzieć się dlaczego to zrobił. Chcę znać prawdę, dlaczego pozbawił nas jedynej szansy na dziecko.
-Lily - rzekła kręcąc głową - To nie jest dobry pomysł.
-Dlaczego? - spytałam zakładając ręce na piersi.
-Ty jej powiedz - rzekła w stronę swojego brata.
-Co masz mi powiedzieć? - spytałam spoglądając na mężczyznę - Elijah! - warknęłam w jego stronę.
-Klaus będzie miał dziecko z inną kobietą - rzekł spokojnie choć jego oczy wyrażały współczucie - Myślę że on coś do niej czuje, Lily.
Pokręciłam głową kładąc rękę na ustach. Zaszlochałam w rękę, cofając się coraz bardziej w tył.
-Lily - rzekła Rebecca posyłając mi współczujące spojrzenie - On nigdy nie chciał cię skrzywdzić.
-Nie, nie, proszę - wyszeptałam po czym spojrzałam na swoją obrączkę z odrazą. Szybko ściągnęłam ją z palca, odrzucając ją od siebie jak najdalej. Wybiegłam z domu, rzucając się w stronę lasu.
*******
Usiadłam przy najbardziej oddalonym nagrobku, delikatnie dotykając zimnej płyty.
-Cześć, braciszku - wyszeptałam dotykając palcami imienia swojego brata - Tęsknię za tobą, James.
Potarłam swoje nagie ramiona, gdy zimne powietrze dmuchnęło w moją stronę.
-Przepraszam - odparłam gdy łzy ponownie zaczęły spływać po moich policzkach - Nie słuchałam cię. Nie chciałam cię słuchać - pokręciłam głową wpatrując się w ziemię - Tak bardzo go kochałam - wyszeptałam ponownie unosząc wzrok - Tak bardzo że wybaczyłam mu twoją śmierć, bracie. Miałeś rację. Jestem naiwna. Naiwnie wierzącą że moją miłość coś dla niego znaczyła. Tak jak on znaczył dla mnie.
Oparłam głowę o nagrobek, ponownie szlochając.
-Lily - czuły głos Elijaha rzekł moje imię w następstwie kładąc swoją marynarkę na moje ramiona.
-Nie będę go nienawidzić - odparłam zwracając swój wzrok na przyjaciela. Wzięłam wyciągnięta rękę Elijaha, unosząc się z jego małą pomocą - Ale nie będę już dłużej jego żoną. Nie mogę - uśmiechnęłam się do niego smutno mówiąc - Wybaczam mu.
Otuliłam się mocno marynarką mężczyzny, oddalając się kawałek od nagrobka mojego brata. Ulotnie spojrzałam na Elijaha, wyciągając w jego stronę rękę.
-Idziemy do domu? - spytałam czekając na odpowiedź mężczyzny.
-Chodźmy - odparł składając pocałunek na mojej skroni, chwytając moją rękę.
-Dziękuję że jesteś - odparłam cicho zaciskając mocniej marynarkę - Lepszego przyjaciela nie mogłam wymarzyć.
-Nie pozwól usłyszeć tego mojej siostrze - zaśmiał się ale w jego oczach był cień żalu. Nim zapytałam o cokolwiek, jego ramię otuliło moją talię, przyciągając mnie bliżej siebie.
*******
-Dokąd idziesz? - spytała Lily stając za mężczyzną. Wyciągnęła krawat z jego ręki, zawiązując go na jego koszuli.
-Muszę coś załatwić - rzekł wymijająco Elijah, patrząc ukratkiem na uroczą twarz kobiety.
-Mogę cię o coś poprosić? - spytała Lily gładząc nerwowo koszulę na jego klatce piersiowej.
-Wszystko - rzekł ukrywając swoje zdenerwowanie z powodu jej dłoni na jego piersi. Gdyby tylko sięgnął kawałek, mógłby ją pocałować.
-Daj mu to - odparłam podając mężczyźnie kopertkę - To wszystko o co proszę.
-Dobrze - odparł Elijah porzucając raz kolejny nadzieję że może coś do niego poczuła.
-Dziękuję - wyszeptała Lily kierując się w stronę kuchni.
******
Elijah wsiadł do samochodu, opierając łokieć o szybę. Szybkie zabicie jego brata, zostało udaremnione przez wybaczenie jego matki. Nie to że chciał go zabić, mimo wszystko kocha swojego brata i rodzeństwo, ale czasem może być zbyt kłopotliwe. Spojrzał na przednie siedzenie, gdzie leżała koperta od Lily. Niepewnie uniósł ją po czym delikatnie otworzył.
Niklaus Mikaelson
Minęło sto dwanaście lat, choć czuję jakbym obudziła się z jakiegoś trwającego zbyt długo snu.
Pamiętasz nasze spotkanie latem 1883? Tańce w domostiwe państwa, Geys. Mój partner za mocno mnie okręcił, przez co wpadłam wprost w twoje ramiona, nasze spojrzenia się spotkały i czułam jakby wieczność minęła zbyt szybko. Zasugerowałeś zmianę partnera na bardziej lepszego. Wtedy myślałam że jesteś jak wszyscy ci mężczyźni. Myliłam się. Nie byłeś jak inni, byłeś lepszy od nich.
Chcę przez to powiedzieć że cokolwiek się nie stanie, cokolwiek zrobisz, kogokolwiek zabijesz, zawsze będę bezgranicznie wierzyć że jest w tobie dobro. Gdzieś tam w środku, jest mężczyzna którego poznałam, który chciał tylko osoby która by go bezgranicznie kochała i ufała. Robiłam to. Kochałam cię i ufałam bezgranicznie. Klaus, wybaczałam ci wszystkie złe rzeczy które zrobiłeś w moim kierunku. Choć śmierć brata, zadała mi solidny cios, nie mogłam odejść, za bardzo by mnie bolała rozłąka z tobą. Chcę przez to powiedzieć że wybaczam ci ponownie
Proszę, nie zmarnuj kolejnej szansy, na życie. Bądź tam dla swojej córki. Bądź tam dla matki twojego dziecka. Bo to jest twoja szansa. Szansa na odkupienie i nowe lepsze szcześliwe życie. Obiecaj mi coś. Nie szukaj mnie. Wspominaj czasem ale nie szukaj. Bo tak nigdy, żadne z nas nie pójdzie swoją drogą. Nigdy żadne z nas nie zapomni. Bądź szczęśliwy, Nik. Ja również będę.
Liliana Salvatore - Pierce
Elijah przegryzł wargę, podejmując choć raz właściwą decyzję. Wysiadł z samochodu, kierując się ponownie do posiadłości brata. Znalazł jego pokój, kładąc list na łóżku. Był to winny im obojgu. Gdy tylko kroki jego brata, zaczęły się zbliżać, uciekł oknem wsiadając do samochodu i odjeżdżając.
*******
Elijah wszedł do domu, zrzucając z siebie marynarkę. Do jego nosa, dotarł piękny zapach ciasta, pomieszanego z kwiatowymi perfumami, Liliany.
-Elijah? To ty?
-Tak, Lily - rzekł znajdując się w kuchni. Spojrzał na ciasto i ponownie na kobietę.
-Chciałam ci się odwdzięczyć - odparłam rumieniąc się - Sama zrobiłam. Twoje ulubione, ciasto z whisky.
-Dziękuję, Lily - rzekł Elijah posyłając kobietę uśmiech - To wiele dla mnie znaczy że pamiętałaś.
-Pamiętam wszystko co ciebie dotyczy - odparła cicho po czym zająknęła - Znaczy ciebie i twoje rodzeństwo.
Elijah zaśmiał się pod nosem z jej uroczego zdenerwowania, odsuwając dla kobiety krzesło. Liliana posłała mu wdzięcznych uśmiech, upijając łyk kawy, gdy tylko on zasiadł.
-Elijah - odparła dziewczyna gdy ten nakładał sobie ciasto.
-Tak, Lily? - spytał po czym wziął kęs ciasta - Mm, dobrze ci wyszło.
-Cieszę się - odparła dziewczyna uśmiechając się - Chcę wyjechać.
-Przepraszam? - spytał Elijah nieznacznie rozszerzając oczy - Wyjechać? Dokąd?
-Chcę odpocząć, pomyśleć - odparła Lily chwytając jego rękę - Nie chcę być dla ciebie ciężarem.
-Nie jesteś - odparł mężczyzna chwytając mocno dłoń dziewczyny - Nie chcę abyś wyjechała. Nie chcę cię stracić.
-Nie stracisz - odparła dziewczyna krzywiąc się lekko na jego siłę - Jesteśmy przyjaciółmi, zawsze jakoś na siebie trafimy, Eli.
-Kiedy chcesz wyjechać? - spytał Elijah czując się ponownie odrzucony.
-Mam jutro samolot - odparł Liliana wyciągając swoją rękę z uścisku mężczyzny.
-Nie powiesz mi, gdzie jedziesz? - spytał Elijah - Abym wiedział skąd cię odebrać w razie kłopotów?
-To już zostanie moją tajemnicą - rzekła Lily kładąc palec na ustach.
-Dobrze - rzekł Elijah wstając z krzesła by skierować się do pokoju.
Liliana wsunęła swoje ręce we włosy słysząc głośne kopnięcie szafki nocnej. Dziewczyna westchnęła czując się źle z powodu zranienia przyjaciela.
********
Klaus ścisnął mocno list w ręce, czując jak jego serce ponownie pęka na kawałeczki. Ona już wiedziała. Nie mógł jej tego wyjaśnić, ani błagać aby nie odchodziła. Naprawdę, spieprzył.
-Nie dam ci odejść - rzekł stanowczo Klaus do siebie - Jesteś moją żoną czy tego chcesz czy nie.
Mężczyzna ubrał swoją skórzana kurtkę, wiedząc że znajdzie ją u tylko jednej osoby. Jego brata.
******
Liliana usiadła na końcu łóżka mężczyzny, nawet nie dostając od niego ani jednego spojrzenia.
-Przepraszam - odparłam zabierając mu książkę z rąk.
-Dopiero cię odzyskałem - rzekł Elijah kładąc ręce na piersi, dąsając się jak dziecko, na co otrzymał chichot dziewczyny.
-Dobrze - odparła zmęczona - Zostanę dłużej, tylko dla ciebie.
Elijah spojrzał na nią z jakąś iskrą w jego oku, mocno przytulając dziewczynę. Lily objęła go mocno, czując się ponownie zagubiona, tak jak w 1886 roku.
-Dziękuję - rzekł Eijah myśląc nad tym jak rozpalić w niej uczucia - To wiele znaczy dla mnie i mojej rodziny.
-Tak - mruknęła do siebie, odsuwając się od mężczyzny. Głośny walenie dobiegło do ich uszów, sprawiając że dziewczyna lekko podskoczyła.
-Sprawdzę to - rzekł Elijah wiedząc że jego brat w końcu przyszedł po rozum do głowy.
******
-Gdzie ona jest? - spytał wyraźnie zły Klaus.
-Gdzie jest kto, bracie? - spytał Elijah opierając się o framugę drzwi.
-Liliana - rzekł Klaus - Nie okłamuj mnie, wiem że ona tutaj jest.
-Nie chce cię widzieć - rzekł Elijah spokojnym tonem - Myślę że powinieneś stąd iść. Straszysz mi sąsiadów.
-Nie pójdę bez swojej żony - rzekł Klaus sprawnie rzucając brata na jedną z szaf, by zrobić sobie przejście do salonu.
-Lily!
-Klaus! Wystarczy! - rzekł wściekły Elijah - Tylko utwierdzasz ją w przekonaniu, że dokonała dobrego wyboru.
-Chcesz ją - ocenił Klaus uśmiechając się - Ale zapominasz że to moja żona. Mam do niej prawo, bracie.
Elijah rzucił się na brata, sprawiając wielki bałagan w salonie. Liliana zbiegła po schodach, oddzielając dwóch braci.
-Wystarczy - rzekła stanowczo stając pomiędzy dwójka - Nie tak zachowują się, bracia.
-Idziemy, Lily - rzekł Klaus mięknąc na piękno swojej żony.
-Nie, Klaus - odparła stając koło Elijaha - Nigdzie nie idę.
Klaus warknął na jej zachowanie, łapiąc ją silnie za rękę. Siła wyciągnął ją z domu, wrzucając do samochodu. Liliana syknęła cicho, masując swoją rękę, posyłając Klausowi paskudne spojrzenie.
******
Liliana założyła ręce na piersi, nie racząc mężczyzny ani jednym spojrzeniem. Klaus, nadal trzymał otwarte drzwi od samochodu, nerwowo tupiąc nogą.
-Lily - rzekł stanowczo Klaus, posyłając swojej kochance stanowcze spojrzenie.
-Klaus - odparła Lily również posyłając mu stanowcze spojrzenie.
-Dosyć tego! - warknął w jej stronę wyciągając ją ponownie siła, pomimo jej walki. Cholera naprawdę kochał jej ducha walki.
Nie zwracając uwagę na nic, zaciągnął ją do swojego pokoju, rzucając na jego łóżko. Liliana mocno sapnęła na jego zachowanie, ale nie przeprosiła.
-Nie pozwalam ci odejść - rzekł stanowczo Klaus ściągając kurtkę z ciała - Jesteś moją żoną.
-Byłam - odparłam podnosząc się z łóżka by stanąć naprzeciwko niego.
-O ile wiem nie jesteśmy rozwiedzeni - rzekł pokazując mi swoją obrączkę na placu.
-Wystarczy, Klaus - odparłam stanowczo kręcąc głową - To małżeństwo skończyło się w dniu, kiedy postanowiłeś skreślić naszą szansę na lepsze życie. Tym samym pokazując mi ile dla ciebie znaczyłam.
-Lily - rzekł czule łapiąc moje policzku - Kocham cię bezgranicznie. Nie mogłem pozwolić, aby coś ci się stało. Musiałem to zrobić, kochanie.
-Nie wierzę ci - odparłam strącając jego rękę z mojej twarzy - Nie po tym.
-Chciałem cię chronić!
-Chronić? - zakpiłam - Przed czym? Przed naszym dzieckiem? Czy ty słyszysz co mówisz?!
-Ja.. Co? - spytał marszcząc brwi wytrącony z równowagi.
-Wystarczy - zaszlochałam - To nadal boli. Świadomość że pozbawiłeś nas jedynej szansy na dziecko. Że okłamałeś mnie, że chcesz go tak samo jak jak
Klaus spojrzał na mnie z nie małym zaskoczeniem. Jego oczy skanowały moje ciało a później twarz, jakby chciał wiedzieć czy mówię prawdę.
-Klaus - wyszeptałam - Masz szansę której nie możesz zmarnować. To dziecko które urodzi ci inna kobieta, będzie twoim odkupieniem. Błagałam więcej mnie nie szukaj. Bądź tam dla nich, tylko o tyle cię proszę. One cię potrzebują. Czas zapomnieć o przeszłości - delikatnie pogładziłam jego policzek, wyciągając swój pierścionek zaręczynowy - To należy do ciebie - włożyłam go w rękę mężczyzny, wychodząc z jego pokoju.
Silny płacz wstrząsnął moim ciałem, gdy tylko znalazłam się poza rezydencją. Nagle samochód zatrzymał się przede mną po czym zostałam objęta przez silne ramiona, Elijaha.
-Wszystko w porządku? - spytał cichym głosem.
-Nie, nie, nie - odparłam zanosząc się szlochem - To tak boli, Eli. Tak boli że udaje że nie wie o czarze, że łamie mi to serce. Co zrobiłam źle?
-Nic, Lily - rzekł Elijah sam zamykając oczy z powodu bólu dziewczyny. To on spieprzył udając brata, podczas rozmowy z nią. Tym razem to jego wina. Nie chciał aby miała z Klausem dziecko, chcąc ją tylko dla siebie. To on ją złamał tą silną dziewczynę. Po raz kolejny, tak jak jej matkę.
Elijah delikatnie wsadził dziewczynę na przednie siedzenie, jadąc do jego domu. Westchnął patrząc na jej czerwoną twarz. Nie lubił widzieć jak płaczę.
*******
Elijah wziął śpiąca dziewczynę w ramiona, wnosząc ją do domu. Ułożył w swojej sypialni, delikatnie przykrywając jej ciało, kocem. Pogładził palcami jej policzek, chowając za uchem jej włosy. Była tak piękna jak zawsze.
-Powiem ci prawdę - rzekł cicho wpatrując się w jej twarz - Jestem ci to winien. Nie mogę patrzeć jak cierpisz.
Złożył mały pocałunek na jej policzku, schodząc do salonu by móc pomyśleć.
*******
-Dzień dobry - odparłam uśmiechając się w stronę, Elijaha i Rebecca.
-Słyszałam co się stało - rzekła kobieta przytulając mnie do siebie - To okropne, Lily. Klaus nie zasłużył na twoje wybaczenie.
-Zmieńmy temat - odparłam cicho - Nie mam już ochoty na płacz. Chyba już mi nic nie zostało.
-Dobrze - skinęła Rebecca po czym się uśmiechnęła - Idziemy po suknie!
-Przepraszam? - spytałam patrząc na Elijaha.
-Matka organizuje bal - rzekł posyłając mi delikatny uśmiech - Dziś wieczorem w rezydencji.
-Nie waż się odmówić! - zagroziła Becca - Idziemy się bawić a ty może poznasz tej nocy jakiegoś przystojnego mężczyznę - puściła w moją stronę oczko.
-Becca - westchnęłam również się uśmiechając.
-Czekam w samochodzie - puściła oczko w stronę swojego brata szepcząc mu - Nie zmarnuj tego, Eli.
Liliana upiła łyk herbaty i spojrzała na zdenerwowanego, przyjaciela.
-Tak - odparłam biorąc gryz kanapki.
-Nawet nie wiesz o co chciałem zapytać - rzekł oszołomiony jej odpowiedzią.
-Dobrze, pytaj - odparła dziewczyna zakładając ręce na piersi z małym uśmiechem.
-Pójdziesz ze mną na bal? - spytał również się uśmiechając.
-Tak - rzekła ponownie Lily - Widzimy się później - złożyła mały pocałunek na jego policzku - Siódma, nie spóźnij się - zażartowała tak jak w dawnych czasach.
-Jakbym śmiał - rzekł posyłając jej ciekawe spojrzenie.
******
-Co myślisz o tej? - spytała Lily wychodząc w czerwonej sukni z małym wycięciem po boku.
-Idealna - rzekła Becca uśmiechając się do dziewczyny - Mój brat padnie na kolana, bylebyś z nim zatańczyła.
-Becca - odparłam proszącym tonem
-Klaus na ciebie nie zasługuje - rzekła
-To ja nie zasługiwałam na niego - odparłam cicho - Wybaczyłam mu, Becca.
-Jesteś zbyt naiwna jak na ten świat - odparła Becca posyłając mi smutny uśmiech - Ale nie chciałabym innej przyjaciółki niż ty, Lily.
-Ja tak samo - odparłam przytulając kobietę - Myślę że lepiej wyglądasz w tej żółtej sukni - wskazałam na nią palcem.
-Przymierzę ją - odparła cofając się do przymierzalni.
*******
Liliana poprawiła swój naszyjnik, po czym pogładziła nerwową ręką suknię.
-Lily? Mogę wejść?
-Jedną chwilę! - odparłam szybko przeczesując szczotką swoje włosy. Raz jeszcze spojrzałam na swój wygląd, przytakując sobie. Byłam gotowa.
-Czekam na dole - rzekł Elijah
Wzięłam głęboki wdech, powoli otwierając drzwi. Chwyciłam w swoje ręce suknię, unosząc ją lekko ku górze. Elijah spoglądał na mnie z jakimś dziwnym błyskiem, wyciągając rękę, gdy byłam przy ostatnim schodku. Chwyciłam ją znajdując się przy jego boku.
-Pięknie wyglądasz - rzekł Elijah składając pocałunek na mojej ręce.
-Dziękuję, Panie Mikaelson - odparłam żartobliwie się kłaniając.
-Idziemy? - spytał wyciągając swoje ramię, które chwyciłam. Udaliśmy się do jego samochodu, jadąc w ciszy do rezydencji.
*****
Przybrałam pewną siebie postawę, gdy lokaj otworzył drzwi balkonu, zapowiadając naszą wizytę.
-Lady Liliana Salvatore - Pierce wraz z Lordem Elijah'em Mikaelson'em - rzekł głośnym tonem, tak by cała sala go usłyszała.
Razem z Elijah'em zeszliśmy pewnym siebie krokiem, uśmiechając się do innych. Elijah podał mi kieliszek, gdy muzyka zaczęła ponownie grać.
-Zatańczymy? - spytał gdy upiłam łyk szampana.
-Wedle życzenia - odparłam podając szampana kelnerowi, dając się po prowadzić na parkiet.
Chwyciłam jego ramię i rękę, zaczynając się poruszać w muzyce walca. Kątem oka zauważyłam zazdrosny wzrok, Klausa i dwa kciuki w górę od Becci i Kola.
Gdy muzyka skończyła grać, skłoniłam się partnerowi, ponownie chwytając jego ramię, gdy poprowadził nas do stolika.
-Wybaczysz mi na chwilę? - spytał - Chciałbym zamienić słowo ze swoim rodzeństwem.
-Oczywiście - odparłam z małym uśmiechem - Będę gdzieś na sali.
Elijah wziął moją rękę całując ją, udając się w stronę Becci. Wzięłam kieliszek szampana, udając się na balkon. Oparłam głowę o ścianę, podziwiając widok na ogród.
-Liliana?
Uniosłam spojrzenie na kobietę w krwisto czerwonej sukni, odpychając się od ściany.
-Tak? - spytałam.
-Boże - wyszeptała po czym mnie przytuliła zaczynając płakać - Nie chciałam mieć nadziei, że jeszcze cię spotkam. Myślałam że nie żyjesz.
-Kim pani jest? - spytałam odsuwając kobietę.
-Katherine Pierce - odparła z małym uśmiechem i łzami w oczach - Twoja matka.
Sapnęłam zaskoczona na jej nazwisko. Chwyciłam naszyjnik lekko go otwierając. Uważnie przyjrzałam się zdjęciu kobiety z 1864 i kobiecie która stała przede mną.
-Ciocia Emily powiedziała że nie żyjesz - odparłam cicho łapiąc jej rękę - Dlaczego mnie nie odnalazłaś? Nie chciałaś zabrać mnie do domu?
-To nie tak, kochanie - rzekła łapiąc moje policzki, by zetrzeć łzę - Jestem tutaj by połączyć się z moją córką. Nigdy już cię nie opuszczę, Liliano.
-Czy mogę ci zaufać? - spytałam szukając prawdy w jej oczach - Po tylu latach?
-Zawsze - odparła wyciągając małą kartkę - Przyjdź pod ten adres. Jutro wszystko ci wytłumaczę. Proszę.
-Dobrze - skinęłam głową.
Katherine uśmiechnęła się w moją stronę, po czym zaczęła powoli wycofywać się w stronę salonu.
-Mamo?
-Tak? - spytała radośnie zatrzymując się na chwilę.
-Tęskniłam - odparłam posyłając jej mały uśmiech.
-Ja bardziej - wyszeptała po czym zostawiła mnie samą. Schowałam kartkę do małej wyciętej kieszonki, ponownie zwracając swój wzrok na ogród.
*******
-Zawsze nienawidziłaś tych imprez - rzekł Klaus stając koło ukochanej.
-Tak samo jak ty - odparłam zwracając na niego uwagę. Jego ręka przejechała po moim policzku, na co sapnęłam cicho.
-Musimy porozmawiać - odparł stanowczo nadal jeżdżąc po moim policzku - To ważne, Lily.
-Nie mam ci nic więcej do powiedzenia - odparłam odpychając jego rękę.
-Ty nie musisz mówić - rzekł chwytając moją rękę ciągnąc mnie w stronę ogrodów - Ja będę.
-Klaus - odparłam chcąc wyrwać rękę z powodu jego silnego uścisku.
Klaus zauważył w oczach ukochanej ból, więc delikatnie zwolnił uścisk, szepcząc ciche przeprosiny.
-Nie możesz mnie zostawić - rzekł sadzając nas na ławce - Nigdy tego nie zaakceptuje, Lily.
-Nie proszę cię o to - odparłam powtarzając jego słowa, przed naszym ślubem - Klaus, czas odpuścić.
-Nie akceptuje tego - rzekł stanowczo
-Nie musisz - odparłam wstając z ławki - To mój wybór. I tylko mój.
-Jeśli odejdziesz będę cię ścigał - rzekł przyciągając mnie do siebie - Tak, pięknie wyglądasz w tej sukni - mruknął w moje ucho, całując jego płatek - Chociaż najpiękniejsza jesteś w moim łóżku.
-Klaus - wyszeptałam cicho unosząc delikatnie wzrok. Oboje całowaliśmy się z pasją, jaka zawsze między nami była.
-Nie mogę - sapnęłam odpychając od siebie mężczyznę.
-Dlaczego? - spytał posyłając mi szalone spojrzenie.
-Nadal brniesz w zaparte? - spytałam drżącym głosem - Nie rozumiesz jak bardzo mnie zdradziłeś? Klaus.
-Chciałem tylko cię chronić przed innymi - rzekł chwytając moje ręce - Nie chciałem cię stracić, Lily. Będę to powtarzać aż mi nie wybaczysz.
-To był mój dzień - warknęłam - Po tylu latach, mogliśmy mieć dziecko a ty odebrałeś nam to obojgu, tej nocy gdy postanowiłeś mnie zasztyletować - odepchnęłam ponownie jego ręce - Naiwnie wierzyłam że będziemy prawdziwą rodziną, jakiej oboje nie mieliśmy. Dlaczego? - spytałam cicho - Dlaczego okłamałeś mnie że chciałeś go tak samo jak ja?
-Kto o tym wiedział? - spytał marszcząc brwi.
-Co to ma wspólnego?
-Kto? - warknął w moją stronę
-Elijah - odparłam patrząc na zrozumiały wyraz twarzy mężczyzny.
-Lily? Szukałem cię - rzekł Elijah znajdując się przy moim boku. Zmrużył lekko oczy na swojego brata, spoglądając na mnie z uwagą.
Klaus rzucił się na brata, robiąc tym duży zamęt. Szybko chwyciłam jego rękę, próbując odciągnąć go od mojego przyjaciela, krzycząc głośne wystarczy.
-Co się dzieje? - spytałam patrząc na zdenerwowanego, Klausa.
-Nie wiedziałem że możesz być w ciąży - przyznał mi patrząc wrogo na brata - Tej nocy nie wiedziałem nawet że zażyłaś eliksir, abyśmy mogli począć dziecko.
-Rozmawiałam z tobą - odparłam zmieszana - Nawet twój brat z tobą rozmawiał. Naprawdę masz zamiar się tego wyprzeć?
-Tak - odparł zwracając się w stronę brata - Zawsze zastanawiałem się dlaczego, zawsze w jakiejś dziwnej sytuacji, to właśnie ty pierwszy znajdywałeś moją żonę. Przyznaj się bracie. Ona zasługuje na prawdę.
-O czym on mówi? - spytałam patrząc na bezradny wyraz twarzy, Elijaha.
-Nie rozmawiałem z nim - odparł podchodząc do mnie bliżej - Tak, naprawdę to ja udawałem swojego brata podczas waszej rozmowy. Nie mogłem znieść myśli, że chcesz mieć z nim dziecko.
-Więc mi to odebrałeś - odparłam przerywając mu. Jego ręka chciała chwycić moją, ale sprawnie odsunęłam się od nich obu - Nie mogę w to uwierzyć.
-Daj mi to wytłumaczyć - odparł Elijah
-Nie! Nie chcę - odparłam stanowczo zwracając uwagę na Klausa - Nie myśl że to między nami coś zmieni. Nie będę przeszkodą w twoim życiu i życiu twojego dziecka. Nie proś mnie o to - spojrzałam ponownie na Elijaha z bólem w oczach - Nigdy więcej nie chcę cię widzieć.
Chwyciłam końce sukni uciekając szybko z posiadłości.
*******
Ściągnęłam swoją suknię, rzucając ją kąt pokoju. Założyłam swoją czarną sukienkę, udając się w stronę wyjścia.
Silne ręce mężczyzny złapały moje ramiona, wciągając mnie ponownie do domu.
-Lily - rzekł Elijah błagalnym tonem.
-Jak mogłeś? - spytałam wściekła waląc ręką w jego tors - Czym sobie na to zasłużyłam, Elijah? Czym!
-Nigdy nie chciałem cię skrzywdzić - odparł łapiąc moją rękę.
-A to zrobiłeś - odparłam odpychając jego rękę - Pozwoliłeś mi wierzyć że urodzę dziecko, że mam szansę na założenie rodziny! Cholera, pozwoliłeś bym czuła żal do Klausa, za coś czego nie był świadomy!
-Bo cię kocham! - warknął przyszpilając mnie do ściany - Kochałem wtedy i kocham nadal, Lily - spojrzał w moje oczy z wyraźnym bólem w oczach - Pragnąłem tylko ciebie, bez względu na mojego brata. Popełniłem wobec ciebie zdradę i czuję żal do siebie, że cię złamałem. Nie mogę pozwolić ci odejść - szepnął patrząc raz na moje usta i ponownie w oczy.
Zaprzestałam się szarpać. Jak nigdy tego nie zauważyłam? Elijah przyciągnął mnie do siebie, mocno całując moje usta. Włożyłam swoją rękę do jego włosów, lekko ciągnąc jego końce.
Sapnęłam na nagłe oderwanie się mężczyzny od moich ust. Jego oczy skanowały moją twarz, jakby myślał nad czymś. Tym razem to ja wykonałam ruch, zrzucając z niego marynarkę. Jego usta znalazły się na mojej szyi, pieszcząc ją. W wampirzyca tempie znaleźliśmy się na górze. Pchnęłam go na łóżko, ponownie zajmując jego usta swoimi.
Jego ręce odrzuciły moją sukienkę, rzucając mnie pod siebie. Jego ręce jeździły po moim ciele, tworząc gęsią skórkę. Zacisnęłam ręce na jego plecach, odchylając lekko głowę gdy jego usta znalazły drogę w dół.
********
Cicho wstałam z łóżka, podnosząc swoją sukienkę z ziemi. Twarz mężczyzny wyrażała spokojny sen, więc miałam nadzieję że tak szybko się nie obudzi.
Szybko znalazłam się na dole, wychodząc tylnim wyjściem z domu przyjaciela. Pognałam w stronę miasta, silnie ściskając bilet w ręce. Musiałam wyjechać. I to jak najdalej. Nim do reszty zatracę siebie i innych.
*******
Planuje napisać na podstawie tego one shota, książkę. W pierwszych rozdział mam zamiar przedstawić początki lat 1883 roku i życie Liliany.
Kogo wolicie bardziej Klaus czy Elijah?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top