six
Od / Michael
Przyjdź do mnie, nikogo nie ma w domu.
Luke odwrócił wzrok od swojej kolacji, kiedy zaświecił się jego telefon. Uniósł brwi i odsunął talerz z makaronem.
Do / Michael
Mieszkasz sam??? Nigdy nikogo nie ma w domu???
Kontynuował swój samotny posiłek. Wszyscy jego współlokatorzy byli w pracy, zostawiając go całkiem samego w ich małym mieszkaniu.
Od / Michael
Nieważne, chodź.
Umysł Luke'a był przeładowany i zamglony. Co miał przynieść? Byle co? Co będą robić? Nie miał nic przeciwko przyjaźni z Ashtonem, ale to mu wystarczyło. Nie potrzebował więcej przyjaciół, miał jednego. Nie chciał zaprzyjaźniać się z Michaelem, nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Za każdym razem, kiedy przy nim był, po prostu czuł się zazdrosny, zły, zdenerwowany. Nie lubił tych negatywnych emocji.
Niezależnie od tego, wstał, umieszczając praktycznie pustą miskę po makaronie w zlewie, z nadzieją, iż jeden ze współlokatorów pozmywa. Były tam warstwy misek, kubków i sztućców, zalegające od kilku dni. Cztery osoby używają dużo naczyń.
Luke westchnął, założył gumowe rękawice i zaczął zmywać.
Michael czekał cierpliwie przy drzwiach, jak szczeniak. Był bardzo podekscytowany przy Luke'u. Bardzo, bardzo, bardzo podekscytowany. Miał na sobie swoje zwykłe czarne dżinsy, z plamą fioletowej farby na udzie, która pasowała do odcienia jego włosów. To był doskonały błąd. Jego szara koszulka odsłaniała ręce pełne przypadkowych, stałych bazgrołów. Miał nadzieję, że Luke lubił tatuaże.
Mike schował pognieciony szew swojej koszulki do spodni, kiedy taksówka z blondynem zatrzymała się przy krawężniku. Tak, Michael patrzył z osiemnastego piętra na Luke'a. To było dość przerażające, ale Luke był jedyną dobrą rzeczą w ciągu tygodnia.
Podszedł do lustra w korytarzu, by poprawić swój wygląd. Nigdy nie podobał mu się sposób, w jaki wyglądał, kiedy dorastał (wciąż był dzieckiem). Nie lubił swojej skóry na brzuchu i dwukolorowych oczu. Myślał, że jego nos był zbyt duży, a ręce zbyt długie. Z trudem udało mu się skończyć szkołę rok wcześniej, a teraz dochodzi do porozumienia z samym sobą. Akceptuje swój brzuch i okrągły nos. Jest w porządku, to po prostu długo trwało.
Zabrzmiał dzwonek do drzwi, oczy Michaela się zaświeciły. Luke bujał się na stopach i splótł ręce za plecami. Był naprawdę przestraszony, mimo że to był tylko Michael. Czuł coś dziwnego w brzuchu, był bardzo zdenerwowany.
Michael otworzył drzwi z głupkowatym uśmiechem na twarzy.
- Witam.
Luke uśmiechnął się lekko, ale Michael zauważył.
- Na zewnątrz jest dziś szaro, myślę, że będzie padać.
- Nowojorczycy rozmawiają tylko o pogodzie - zaobserwował Michael. Zamknął i zakluczył drzwi za plecami Luke'a, patrząc jak zsuwa buty i kładzie kurtkę na krawędzi stolika do kawy. Mike nie zdawał sobie sprawy, że posiadał taki stolik.
Luke rozejrzał się po ogromnym poddaszu, wszystko było estetyczne. Szare ściany pasowały do białej kamiennej podłogi. The 1975 rozbrzmiewali w głośnikach bezprzewodowych, które zostały umieszczone w każdym rogu mieszkania. Dźwięk był niesamowity, kiedy Luke wszedł dalej.
Jego salon był czysty, wszystkie książki na półkach były ułożone kolorami. Szklany stół tak się błyszczał, że odbijał kryształowy żyrandol wiszący powyżej. Telewizor był ogromny, gry i konsole stały na półkach obok. Na gramofonie leżały winyle, prosząc się o to, by je odtworzyć. Luke żywił uczucie do winyli.
Kuchnia była bez skazy, czarne i białe płytki wyglądały jak z domu w latach sześćdziesiątych. Bardzo bogatego domu z lat sześćdziesiątych. Szafki były wypolerowane, czarne drewno, srebrne uchwyty pasujące do ścian. Blaty były ozdobione małymi diamentami. Garnki i patelnie zwisały z sufitu nad idealną wyspą.
- Czy ty w ogóle gotujesz? - zapytał Luke, jego palce przebiegły po idealnych blatach. Pomyślał, że jego matka skarciłaby go za przybycie do domu Michaela i gapienie się nad niego.
- Nie, raczej nie. Zwykle zamawiam - odpowiedział Michael. Uśmiechnął się na sposób, w jaki oczy Luke'a skanowały każdy szczegół każdej linii i każdej śruby. Malował obraz w swoim umyśle, Michael był tego pewien.
Luke spojrzał na stół w jadalni, leżało na nim kilka dużych książek o szkicach. Jedna z nich była otwarta, dając do zrozumienia, że Michael ćwiczy cieniowanie.
- Nieźle, nieźle - powiedział Luke. Jego długie palce przerzucały strony ukazujące więcej losowych kolorów. Luke zorientował się, że to sztuka nowoczesna (odruch wymiotny).
- Chcesz pójść do mojego studia? To jedyny pokój, do którego nie wpuszczam pokojówki. – Michael się zaśmiał, jakby to był żart, ale był śmiertelnie poważny. Spędzał w tym pomieszczeniu dwadzieścia godzin, było urządzone w jego stylu i tylko jego.
Luke przytaknął, lubił słowo studio. Szedł jakieś sześć kroków za Michaelem, liczył. Michael otworzył wysokie, szare drzwi, pozwalając Luke'owi wejść w pierwszej kolejności.
Starszy blondyn próbował trzymać usta zamknięte, gdy patrzył na jego pokój marzeń. Okna wychodziły z kamiennej podłogi do samego sufitu. Kilka świateł za nimi było skierowanych bezpośrednio na obrazy na ścianach. Sztalugi stały na środku, naprzeciwko okna. Półgotowy obraz był przypięty klipsami. Luke widział tylko trójkąty, ale uznał, że to po prostu sztuka nowoczesna (większy odruch wymiotny).
Zrobił krok, a Mike zaraz po nim. Luke widział miskę lodu na stoliku obok jego pracy w toku. Odwrócił się w lewo, gdzie Michael spacerował po pokoju, czasami młodszy chłopak lubił robić krok wstecz i uświadamiać sobie, jak daleko doszedł w tak krótkim czasie. Luke wyciągnął rękę i chwycił jego dłoń. Nie w jakiś romantyczny sposób, chciał tylko obejrzeć jego palce.
Krótkie, blade, zimne i pokryte odciskami, niektóre bardziej fioletowe, inne bardziej czerwone. Jego paznokcie były obgryzione.
- Bolą cię dłonie – powiedział Luke, zabrzmiało to jak oświadczenie, ale miało być raczej pytaniem.
- Tylko za dnia spędzam tu każdą godzinę - odpowiedział Michael. Zabrał rękę z powrotem, nagle zawstydzony tym, jakie są brzydkie.
Luke pomyślał, że są piękne.
Kontynuowali zwiedzanie pokoju, Luke położył na ziemi plecak, który nosił przez dziesięć minut, kiedy szedł w stronę okna. Ukazywało piękny widok na mglistą, ale jasną linię horyzontu, tak, że obaj zakochali się w tym widoku.
Mike spojrzał na dwudziestoośmiolatka. Jego ramiona były szerokie, a biodra przeciwnie. Ręce zwisały nisko, palce miał zaciśnięte w dłoni. Kolana były zgięte, kiedy stał przygarbiony przez swój wzrost.
- To niesamowite, Mike – komplementował Luke. Usiadł na ziemi, krzyżując nogi jak uczeń podstawówki. Sięgnął do plecaka i wyciągnął szkicownik z pofałdowanymi, zgiętymi kartkami. To był jego ulubiony szkicownik.
Mimo że specjalnością Luke'a były portrety, był otwarty na propozycje. Grzebał w plecaku aż znalazł dwa ołówki. Zaczął od linii poziomej, próbując dowiedzieć się, co podpowiadał mu umysł, co powinien stworzyć na kartce.
Michael stał nad nim, młodszy chłopak wiedział, że Luke był kompletnie zatracony. Nie był już na ziemi, był gdzieś dalej. Mike usiadł obok niego, a blondyn nawet się nie przesunął. Jego głowa była w starym szkicowniku na kolanach, skupiał wzrok wyłącznie na ołówku.
Mike podsunął nogi do klatki piersiowej i ułożył brodę na kolanach. Otulił ramiona wokół łydek, kiedy szybko przysunął się bliżej Luke'a. Patrzył na panoramę przed nimi, nie rozumiejąc, jak udało im się tutaj trafić. To było tak duże miasto, tak wiele osób. Ale jakoś znaleźli się nawzajem.
Michael myślał o Luke'u jak o przyjacielu, jego pierwszym przyjacielu. Doszedł do wniosku, że Luke miał go za irytującego chłopaka z nieprzyzwoitymi tekstami na podryw („jesteś dziełem sztuki? bo chcę cię przypiąć do ściany", „chciałbym cię przypiąć do tej ściany, ale powiedzieli, żeby nie dotykać sztuki").
Fioletowowłosy chłopak spojrzał na Luke'a dziesięć minut później. Jego szkic przerodził się w coś więcej. Na drugi rzut oka, Michael zrozumiał, że Luke rysował jego. Rysował irytującego artystę i jarzący się horyzont miasta na jego klatce piersiowej.
- Czy to ja? – zapytał Michael.
Luke go nie słyszał. Nie usłyszał, jak chłopak wstał, nie widział, jak kładł przed nim pudełko kredek Prismacolor. Nie wyczuł sugestii Mike'a, kiedy ten z powrotem usiadł.
Szkicował godzinę, Luke nie czuł prawej ręki. Spojrzał w górę, patrząc na Michaela. Jego oczy były przymknięte, kiedy zwinął się w kulkę.
- Cholera, przepraszam.
Michael ziewnął.
- Nie wiedziałem, czy w ogóle żyjesz. - Oparł głowę na ramieniu starszego chłopaka, trącając nosem zagłębienie jego szyi.
Luke uśmiechnął się, opierając na nim głowę. Podniósł błękitną kredkę, która pasowała do prawej strony lewego oka Michaela.
- Twoje mieszkanie jest niesamowite, mógłbym tu spędzić resztę mojego życia. - Luke zaczął kolorować szkic, próbując zdecydować, jakiego koloru powinna być każda część.
Michael chciał, żeby spędził resztę swojego życia na jego poddaszu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top